Reklama

Bez cienia wątpliwości. Iga Świątek w ćwierćfinale Indian Wells

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

13 marca 2024, 08:06 • 3 min czytania 1 komentarz

Tylko przez pierwsze trzy gemy meczu 4. rundy Indian Wells można było zastanawiać się, czy Julia Putincewa zdoła postawić się Idze Świątek. Przez taki okres Kazaszka faktycznie była w stanie nawiązywać z Polką wyrównaną walkę. Ale gdy ta włączyła wyższy bieg, to 79. w rankingu WTA Putincewa po prostu przestała nadążać. Iga wygrała więc gładko: 6:1, 6:2 w ledwie 71 minut. 

Bez cienia wątpliwości. Iga Świątek w ćwierćfinale Indian Wells

Przed meczem zadawaliśmy sobie jedno pytanie: czy Putincewa może zagrozić polskiej tenisistce? I, o dziwo, odpowiedź brzmiała: tak, może, bo w grę wchodziła kombinacja kilku czynników, które trzeba było wziąć pod uwagę.

Po pierwsze, Iga kiepsko rozpoczynała dwa poprzednie spotkania – z Danielle Collins i Lindą Noskovą. Rozkręcała się dopiero w połowie I seta, po długich gemach, które wygrywała i które, wyrwane przeciwniczce, jakby dawały jej dodatkową energię. Potem szła już po swoje, ale są rywalki, które tak kiepski początek mogłyby wykorzystać zdecydowanie lepiej od Amerykanki czy Czeszki. Po drugie, nie grała jeszcze w tegorocznym Indian Wells w sesji wieczornej, a dziś jej spotkanie zostało ustawione na sam koniec dnia, stąd taką zmianę wzięła nawet pod uwagę nawet w swoich treningach przedmeczowych. Po trzecie, Putincewa to zawodniczka solidna, która miewa naprawdę dobre turnieje. I wyglądało, że w Kalifornii notuje jeden z takich – we wcześniejszych dwóch rundach pokonała rozstawione Jekatierinę Aleksandrową i Madison Keys.

Z Igą w oficjalnych spotkaniach grały do tej pory dwukrotnie – we wrześniu 2021 roku w Ostrawie i w grudniu 2022 w Australii. W obu przypadkach Polka wygrywała w dwóch setach. Dziś, jak się okazało, nie było inaczej.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Reklama

Choć początek znów był najgorszym momentem meczu w wykonaniu Igi, tyle tylko, że tym razem trwał naprawdę krótko. Polka utrzymała bowiem swój serwis w pierwszym gemie, ale przy stanie 1:1 i własnym podaniu przegrywała już 0:40. Polka jednak przyspieszyła tempo, przejęła inicjatywę w wymianach i obroniła łącznie cztery break pointy… i to by było w sumie na tyle z zagrożenia. Wybroniony gem wyraźnie nakręcił Świątek, która od tej pory właściwie nie dała rywalce zaistnieć. W swoich gemach świetnie serwowała, w małych partiach Kazaszki doskonale radziła sobie returnem. Grała głębokimi, precyzyjnymi piłkami, do których Putincewa biegała momentami daleko za linią końcową. W konsekwencji zdobyła dwa przełamania z rzędu. Wynik 5:1 dla Igi sprawił, że jej rywalka rzuciła nawet rakietą o kort. Nie pomogło, Polka zamknęła seta wynikiem 6:1.

W drugim obraz gry nie uległ zmianie, przynajmniej na początku. Świątek zaczęła od przełamania, szybko wyszła na 2:0. I wtedy Putincewa zaczęła kombinować. Zagrała serwis z dołu, próbowała różnych rozwiązań, szukała czegokolwiek, co pomogłoby jej z Igą. Choć w gruncie rzeczy wydawało się, że rozumie, jak mało może zrobić na korcie, gdy Polka jest tak dysponowana. Ugrała więc co prawda jeszcze dwa gemy – oba przy serwisie Igi – ale to by było na tyle. Świątek odpowiadała przełamaniami, stąd ostatecznie na tablicy wyników widniał rezultat 6:1, 6:2.

Kolejny mecz Igi Świątek w czwartek, a jej rywalką będzie w nim Caroline Wozniacki, która wykorzystała otrzymaną od organizatorów dziką kartę oraz niezłą drabinkę i wygrała cztery spotkania – w tym z inną weteranką, która niedawno wróciła do rywalizacji, czyli Angelique Kerber. Iga miała już raz okazję zmierzyć się z Dunką o polskich korzeniach, jeszcze zanim ta przeszła na emeryturę, z której wróciła w zeszłym sezonie – w 2019 roku młoda Polka wygrała w trzysetowym starciu w Rogers Cup.

Iga Świątek – Julia Putincewa 6:1, 6:2

Reklama

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
11
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”
Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
6
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Tenis

Komentarze

1 komentarz

Loading...