Reklama

Bujdy i konkrety Sławomira Nitrasa. Którą twarz ministra brać na poważnie?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

12 marca 2024, 14:33 • 11 min czytania 89 komentarzy

Zapewne przynajmniej raz w życiu słyszeliście żart o samochodach na Placu Czerwonym. Czy to prawda, że je tam rozdają? Tak, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach Dworca Warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną. Peerelowska parodia metod propagandowych komunistów jest znana nawet tym, którzy kartek na mięso nie pamiętają. Sławomir Nitras, minister sportu i turystyki, postanowił jednak temat trochę odświeżyć, nadać mu współczesności.

Bujdy i konkrety Sławomira Nitrasa. Którą twarz ministra brać na poważnie?

W ten sposób powstała historia o Dariuszu Mioduskim, właścicielu Legii Warszawa, którą wygłosił podczas wywiadu w “Kanale Sportowym”.

Byliście kiedyś w Anglii? W pubie w Anglii? Ja byłem wiele razy i nikt mnie nigdy nie wyprosił. Ale jakby mnie wyprosił, a byłbym osobą publiczną, to bym się tym nie chwalił. Państwo polskie ma płacić za taki wizerunek, że wszystkie gazety brytyjskie piszą, że nie kibice, ale wręcz prezesi prawie się biją z władzami?

Trzeba przyznać, że Nitras w dość luźny sposób zrelacjonował wizytę prezesa Legii w Birmingham. W rzeczywistości Dariusz Mioduski w angielskim pubie wylądował w wyniku problemów z wejściem kibiców na stadion. Nie tylko tych, w sektorze gości, bo na Villa Park nie wpuszczono nawet zaproszonych na lożę VIP sponsorów i partnerów biznesowych klubu. Z lokalu wyproszono go natomiast wyłącznie dlatego, że… mówił po polsku. Żadnych burd, bójek i awantur nie było.

Chyba że w Holandii, tylko tam też nie bił się Mioduski, tylko Mioduskiego bito, co stanowi dość dużą różnicę w opisie przebiegu wydarzeń. Gdy Tomasz Smokowski zwrócił na to uwagę, minister szedł jednak w zaparte.

Reklama

Nie, nie, nie! Jak rozmawiamy o kibicu z Żylety, to mogę się zgodzić, że wolno mu więcej niż prezesowi klubu. Można krzyknąć coś, czego prezesowi nie wypada. Sugeruję jednak, że jeżeli ktoś jest w Anglii, to powinien uważać, że policja angielska zna prawo brytyjskie lepiej od niego. Po drugie, jeżeli ktoś bierze pieniądze za promocję Polski za granicą, to oczekuję, że nie będzie się tam prał z policją. A jeżeli będzie, to ja te pieniądze zabiorę.

Sławomir Nitras i bujdy o Legii oraz Dariuszu Mioduskim

Pieniądze, o których opowiada minister Sławomir Nitras, pochodzą z programu “Poland.travel”, czyli rządowego systemu wsparcia dla polskich klubów grających w europejskich pucharach. Na naszych łamach wyjaśnialiśmy, że to pewnego rodzaju substytut obiecanego niegdyś przez byłego ministra sportu Kamila Bortniczuka “Wsparcia Mistrzów”, w ramach którego kluby otrzymały 3 mln (Raków Częstochowa) lub 2 mln (wszystkie pozostałe) zł w ramach umowy sponsorskiej. Dodatkowe pieniądze trafiały na konto pucharowiczów za każdy mecz w Europie.

“Poland.travel” – ile zarobią polskie kluby dzięki promocji turystyki w pucharach?

Polityk tłumaczył:

– Nie znaleźli złotówki na turniej w Warszawie z udziałem Igi Świątek, który mógł zapewnić Polsce poważny turniej tenisowy, a dali na coś takiego. W regulaminie jest napisane o promocji wizerunku Polski, a potem widzę sceny w Holandii, w Anglii…

Faktycznie, można się zgodzić, że sceny z Holandii i Anglii nie działają korzystnie na wizerunek Polski. Można nawet podyskutować o tym, czy Legia słusznie wykłócała się o bilety i czy dobrze komunikowała się z kibicami, skoro przyjechało ich na Wyspy Brytyjskie więcej niż powinno. Tylko na końcu to kibice, nie Dariusz Mioduski, ani nawet nie przedstawiciele klubu, starli się z policją w Birmingham. Legia nie miała żadnego wpływu na to, że pod bramą Villa Park zaczęły się dziać dantejskie sceny.

Reklama

Nie miała też wpływu na to, że jej piłkarzy zamknięto na stadionie w Alkmaar, że Polacy w Holandii spotkali się z ksenofobią i uprzedzeniami. Dariusza Mioduskiego ukarano za posiadanie polskiego paszportu, tak jak tych, których wypraszano z restauracji czy autobusów przed meczem z AZ. Pobili go policjanci, wobec których zachowywał się jak normalny, zwykły obywatel. Holendrzy skompromitowali się później w sprawie Radovana Pankova, nie udało im się obrócić tego w winę Polaków i Legii.

Tymczasem minister Nitras na podstawie historyjki, którą stworzył sobie samemu, sklejając różne sceny w niezbyt spójny i nieprawdziwy obraz, decyduje o tym, czy rozdawać, czy zabierać miliony złotych. Cóż, znamy lepsze i bardziej merytoryczne pomysły na to, jak można ocenić program “Poland.travel” i sens jego kontynuacji.

Polityk ma jednak ewidentny problem z prawdziwością argumentów, którymi się posługuje. W temacie Legii Warszawa pochwalił się jeszcze porównaniem do Górnika Zabrze. Mianowicie, gdy omawiano wątek stadionów, nie mógł się nachwalić publiki i frekwencji na meczach Górnika.

– Tam na mecze przychodzi więcej osób niż w Warszawie! – stwierdził, dodając, że jest pod wrażeniem kibiców z Zabrza.

Ich fanatyzm można docenić i pochwalić, jasne. Problem w tym, że w kwestii frekwencji Nitras się pomylił. W dodatku nie o tysiąc czy dwa. Na mecze Legii Warszawa chodzi bowiem średnio 24500 osób, podczas gdy średnia frekwencja Górnika Zabrze to 14600. Nie, procentowe wypełnienie trybun też nie wypada lepiej dla ekipy ze Śląska.

Coś dzwoni, ale nie wiadomo, w którym kościele.

Sławomir Nitras chciał rządowych pieniędzy na stadion Pogoni Szczecin, ale Ruchowi Chorzów ich odmawia

W kwestii stadionów minister Sławomir Nitras miał jednak sporo więcej do powiedzenia. Nie mógł się nachwalić partyjnego kolegi, Arkadiusza Chęcińskiego, prezydenta Sosnowca. Stwierdził, że ten zrobił coś nieprawdopodobnego, budując halę i stadion samodzielnie. Nazwał je najlepszym projektem w Polsce. Szkoda tylko, że Nitras nie spojrzał ciut szerzej niż na infrastrukturę, bo dostrzegłby inną nieprawdopodobną rzecz – że klub, na który w ostatnich trzech sezonach otrzymał minimum 36 mln zł z miejskiej puli, jest zarządzany tak, że za moment zleci na trzeci poziom rozgrywkowy, w atmosferze niejasnych powiązań z ukraińską agencją menadżerską.

Skupmy się jednak na czymś innym – mianowicie na budowie nowych obiektów. W tej sprawie polityk jest bardzo stanowczy. Nie widzi sensu w tym, żeby takie inwestycje wspierał rząd. Odwołał się do przykładu stadionu Ruchu Chorzów:

 Czy prezydent Chorzowa miał prawo uznać dziesięć lat temu, że priorytetem nie jest stadion? Miał, w Szczecinie namawialiśmy prezydenta dziesięć lat, żeby stadion zbudował. W 2006 roku wpisałem mu to w program, powiedział to, potem okazało się, że nie ma na to pieniędzy i czekaliśmy dwanaście lat. Wiem, co to znaczy nie mieć stadionu jako kibic. Wściekałem się, że mi na łeb pada i trzeba się wstydzić przed Polską. Nie znam sytuacji Chorzowa, ale wiem, że w tym samym czasie w Gliwicach prezydent zbudował stadion, w Zabrzu prezydent buduje piekielnie drogi stadion, stadion budują Katowice i Opole. Mam jako minister przyjechać i powiedzieć: super, że oni zbudowali, ja dam w prezencie stadion Ruchowi. Będzie sprawiedliwie?

Andrzej Kotala, prezydent Chorzowa, na spotkaniu wigilijnym Ruchu

W temacie tego, że jedni budują, a inni dostają, można się nawet z Nitrasem zgodzić. Są jednak dwa “ALE”, których nie da się pominąć. Przykład chorzowski jest dość niefortunny, bo to nie tak, że prezydent Andrzej Kotala — jego partyjny kolega — uznał, że stadion nie jest priorytetem. Wręcz przeciwnie: przy okazji kolejnych wyborów deklarował, że Niebiescy dostaną nowy obiekt, że będzie to kluczowa inwestycja. Następnie jednak swoich obietnic nie realizował, zamiatał je pod dywan. Opisaliśmy to w dużym reportażu, który ministrowi polecamy:

Stadion obiecany. Reportaż o Ruchu Chorzów

Jest jeszcze druga rzecz. Gdy cofniemy się kilka lat, konkretniej do roku 2016, okaże się, że Sławomir Nitras nie zawsze był tak negatywnie nastawiony do finansowania budowy stadionów przez rząd. Przykładowo, gdy na tapecie była sprawa obiektu dla Pogoni Szczecin, Nitras apelował do rządu Prawa i Sprawiedliwości o dofinansowanie na stadion. Zacytujmy, za portalem “PogonSportNet”:

“Zwracamy się do Pani Premier z apelem i uprzejmą prośbą o udzielenie wsparcia finansowego przez Rząd Rzeczypospolitej Polskiej przy realizacji budowy nowego stadiony piłkarskiego w Szczecinie. Mamy świadomość, że projekt budowy nowego stadionu piłkarskiego w Szczecinie powinien zostać przygotowany i zrealizowany przez miasto dużo wcześniej. Jesteśmy jednak przekonani, że opóźnienia inwestycyjne w tym zakresie nie powinny być powodem, który wykluczy Szczecin z możliwości otrzymania wsparcia finansowego. Jesteśmy głęboko przekonani, że sport może łączyć ludzi w dążeniu do realizacji istotnych celów. Dlatego jako parlamentarzyści reprezentujący mieszkańców Szczecina, kibice Pogoni, zwracamy się do Pani Premier z uprzejmą prośbą o udzielenie finansowego wsparcia dla miasta Szczecin przy realizacji budowy nowego stadionu piłkarskiego. Udzielona pomoc byłaby dużym ułatwieniem dla miasta, którego budżet zostanie znacząco obciążony realizacją inwestycji”.

Apel podpisali wszyscy posłowie ze Szczecina, w tym — tak, tak — Sławomir Nitras. Czym to się różni od budowy stadionu Ruchu Chorzów? Czy jeśli budowa nowego stadionu dotyczy okręgu wyborczego pana Nitrasa, apele o dofinansowanie inwestycji przez rząd jest słuszne, a kiedy pan Nitras jest w rządzie, ale pieniądze miałyby trafić gdzie indziej, to już niedobrze?

Ciekawe, że polityk przywołał nawet temat Szczecina, jednak o tym, że wtedy zabiegał o rządowe pieniądze, jakoś zapomniał.

Nie wszystko było złe. Nitras przedstawił ciekawe projekty, celnie punktował publiczne pieniądze w sporcie

Sławomir Nitras zaliczył więc dwie poważne wtopy, które stawiają całą wizytę w “Kanale Sportowym” i opowieści, które tam wygłaszał, w niezbyt dobrym świetle. A szkoda, bo poza powyższymi dyrdymałami, które trafią na nagłówki (zasłużenie), znalazło się również sporo ciekawych przemyśleń, deklaracji i spostrzeżeń.

Zero ironii, parę konkretów na dowód:

  • zwiększenie budżetu na sport powszechny z 500 mln na 1 mld zł
  • projekt inwestycji w orliki: zmiana stawek dla animatorów (z 20 zł na 60 zł), modernizacja WSZYSTKICH orlików, które zgłoszą się do ministerstwa; minimum 50% dofinansowania zamiast 30%; zapowiedź budowy 1000 nowych orlików
  • walka z niedostępnością obiektów sportowych – 25% z nich jest wykorzystywane przez 3 dni w tygodni, bo powstały przy zbyt małych szkołach
  • 40 mln zł na dofinansowanie akademii działających przy klubach Ekstraklasy i 1. ligi
  • 5 mln zł na szkolenie piłkarek
  • deklaracja chęci przekazania dodatku do budowy każdego stadionu, zamiast finansowania w znacznym zakresie wszystkich inwestycji

Widzimy więc zalążki kilku ciekawych programów i projektów, które mogą przynieść nam wiele dobrego. Sławomirowi Nitrasowi przyświeca jedna idea: więcej inwestycji w sport powszechny, mniej w wyczynowy. Twierdzi, że druga ścieżka jest drogą bez dna, za to dotowanie rozwoju młodzieży ma więcej sensu.

– Jeżeli w Lublinie chcą nagle wybudować tor żużlowy za 300 milionów złotych, to jest to zadanie samorządu. Jeżeli spółki skarbu państwa mają się przelicytowywać, gdzie będzie Zmarzlik jeździł w tym sezonie, to jest jakiś absurd. Nie może być tak, że ktoś ma wybory i tam pojawiają się pieniądze, budujemy klub, to patologia. Zobaczcie, ile osób dało prywatne pieniądze i wzniosło klub na inny poziom, a są miasta, gdzie zabrać publiczne pieniądze i nie ma nic. Nie powiem jednak, że KGHM nie może wspierać Zagłębia, bo jest jakaś historia, powiązania. Są różne, indywidualne przypadki – wyjaśniał.

Minister stwierdził, że gdyby spółki skarbu państwa wycofały się ze sportu, cofnęlibyśmy się z finansowaniem go o 20-30%. Zaznaczył, że taka pomoc nie powinna być kompletnie skasowana, ale powinien być jakiś próg, który ją ogranicza, żeby nie doprowadzić do sytuacji, w której klub w zbyt dużym stopniu jest zależny od publicznych funduszy. Zauważył, że wspieranie tych, którzy mają pomysł, ma sens.

– Mądry związek przy wsparciu Orlenu zbudował sukces polskich lekkoatletów. Współpraca z Polskim Związkiem Narciarskim, z koszykówką, piłką ręczną, jest wieloletnia i wynika ona ze strategii, a strategię można chwalić. Przez związki sportowe przechodzą olbrzymie pieniądze, trzeba nauczyć tych ludzi profesjonalizmu. Nie ma tak, że po znajomości się coś załatwi.

Pod tymi fragmentami wywiadu ministra Sławomira Nitrasa można się podpisać, trzeba im przyklasnąć. Ujął sedno sprawy, przedstawił rozwiązania. Nic, tylko sprawdzać, jak będzie wdrażał je w życie.

Skoro o nauce profesjonalizmu – Nitras zahaczył także Polski Związek Piłki Nożnej oraz Cezarego Kuleszę. Fragment, w którym analizował, że zatrudnienie Fernando Santosa było próbą ratowania wizerunku związku, a nie próbą znalezienia najlepszego trenera, był mocnym strzałem, jednak skupmy się na pieniądzach.

– PZPN dostaje 50 mln zł na program certyfikacji szkółek, dostał 12 mln zł na promocję. Łącznie kręci się to w okolicach 100 mln zł. To nie tak, że wszystko jest bez sensu. Puchar Tymbarku to genialny projekt. Są polskie firmy, jak Maspex, Oshee, które wspierają sport. Pieniędzy w piłce jest więcej i ręka mi nie drgnie przy podpisywaniu programów wsparcia szkółek. Poziom funkcjonowania PZPN wpływa jednak na pierwszą drużynę, zniszczyła się atmosfera wokół zespołu.

Minister objechał rzecz jasna swojego poprzednika, Kamila Bortniczuka, oraz cały projekt budowy ośrodka treningowego reprezentacji Polski w Otwocku. Nie dlatego, że pomysł jest zły. Dlatego, że jego realizacja była zdaniem Nitrasa daleka od ideału.

– To, co próbował robić i robił Kamil Bortniczuk, naginając procedury, już się nie zdarzy. W kampanii parlamentarnej obiecywano hale, stadiony, wydano 1,5 mld zł na obiekty, które nie były nawet gotowe. Były projekty, których ministerstwo nawet nie widziało, a minister już obiecywał wsparcie. Będę podejmował decyzje po kampanii, gdy emocje opadną. Nie dam nikomu prezentu – zapowiada.

***

Sami widzicie: jest parę spraw, w kwestii których z ministrem Sławomirem Nitrasem można się zgodzić, za które można go pochwalić. Powstaje jednak zasadniczy problem, wynikający z tego, jakich głupot nawygadywał w temacie Dariusza Mioduskiego i budowania stadionów. Mianowicie: czy można brać jego zapowiedzi na poważnie?

Skoro polityk zapowiada obcięcie finansowania klubów poprzez “Poland.travel” na podstawie wymyślonej przez samego siebie historii, to czy można wierzyć w to, że wyeliminuje kolesiostwo, będzie wspierał strategie i faktycznie wspomoże polski sport? Skoro już teraz przyłapujemy go na tym, że zaciekle krytykuje rozdawnictwo rządowych pieniędzy na stadiony, pomijając fakt, że parę lat temu pragnął właśnie tego dla swojego klubu, to czy faktycznie można uwierzyć w jego przekonania o konieczności wsparcia powszechnego, a nie zawodowego sportu?

Ile razy jeszcze zmieni zdanie?

Panie Nitras, sam pan sobie nabruździłeś. Teraz trzeba będzie włożyć ciut więcej wysiłku w to, żeby naprawić swoją opinię w środowisku i udowodnić, że z pańskich rządów może dla polskiej piłki wyniknąć coś pozytywnego.

WIĘCEJ O POLITYCE I SPORCIE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

89 komentarzy

Loading...