W pierwszym meczu promowali Andrija Łunina, w drugim podbijali cenę swoich zawodników. Lipsk zagrał dokładnie tak, jak chciałby się kojarzyć w oczach właścicieli austriackiego koncernu Red Bulla. Energicznie, żywiołowo, atrakcyjnie. Ale to nadal za mało, by wyrzucić Real Madryt z ich rozgrywek. Tego dnia ten historyczny klub kończy 122 lata i Niemcy nie zabrali im powodów do celebracji. Były emocje, ale urodzinowo Real gra dalej.
Specyficzne były to urodziny dla Królewskich, bo zaprosili na przyjęcie do siebie na Bernabeu, ale nie czuli się na nim komfortowo. Zamiast bawić się po swojemu, za dużo myśleli o innych, chcąc na siłę dopasować się do gości z Lipska. Nie założyli wyjściowego garnituru, tylko namieszali w stylówce i w przerwie trzeba było zmieniać na stary outfit.
Ale już odkładając metafory na bok: Carlo Ancelotti początkowo przekombinował.
4-3-3 i Bellingham na dziewiątce nie zagrały
To grzech mówić tak o włoskim maestro, ale on sam przyznał się do błędów zmianą już w przerwie. Real chciał narzucić intensywne tempo gry i zagwarantować sobie więcej kontroli, dlatego wyszedł jednym pomocnikiem więcej. To miało być 4-3-3 z Judem Bellinghamem w roli fałszywej dziewiątki oraz Fede Valverde na prawym skrzydle. Ofiarą tego systemu padł Rodrygo, bo Brazylijczyk jest cieniem samego siebie. W ostatnich 15 meczach zdobył tylko 3 bramki i to mało ważne w rozstrzygniętych już meczach.
https://twitter.com/SofascoreINT/status/1765496514955112953/
Ancelotti uznał, że skoro Rodrygo snuje się po boisku bez celu, nie ma grania w Champions League za darmo. To musi być nagroda. Chciał przejąć środek i dać więcej bezpieczeństwa z intensywnym Lipskiem, lecz ostatecznie wszyscy się męczyli, a Real do przerwy nie oddał ani jednego celnego strzału. Bellingham był nieco zmieszany, często sfrustrowany, a może po prostu osamotniony w ataku. Vinicus na lewym skrzydle stanowił samotną wyspę. Camavinga grał nieodpowiedzialnie i tracił mnóstwo piłek. Fede Valverde biegał za trzech, ale z piłką już nie robił takiego wrażenia. W zasadzie tylko Toni Kroos nie schodził ze swojego poziomu, ale to zdaje się najbardziej regularny zawodnik w talii Carletto.
W efekcie madrytczycy byli bezproduktywni w ataku, za to pod bramką Andrija Łunina konkretnie „śmierdziało” jakimś golem.
Loïs Openda miał dwie kapitalne sytuacje, lecz 24-letni Belg tego dnia narzekał na rozregulowany celownik.
Xavi Simons testował czujność Łunina technicznym strzałem.
Amadou Haidara siał popłoch przejęciami w środku pola.
Lipsk wyglądał lepiej i serwował większe konkrety, ale podobnie jak w Niemczech – brakowało kropki nad i.
Królewscy igrali z losem, Byki nabierały rozpędu, jednobramkowa przewaga z pierwszego spotkania jawiła się jako coś realnego do odrobienia. Więc już w przerwie Ancelotti wracał do ustawień fabrycznych: przeprosił się z Rodrygo, podziękował niedokładnemu Camavindze i ogłosił, że Real ma zacząć robić to, co potrafi najlepiej. Bez zbędnych kombinacji.
RB Lipsk nie ma żadnych kompleksów
Pierwszy kwadrans po przerwie to nadal było dokręcanie śruby i dalsze straszenie ze strony Lipska. Przyjechali na Santiago Bernabeu z poczuciem, że to musi być ich impreza. Poczuli krew już w pierwszym spotkaniu, gdy Andrij Łunin miał aż dziewięć parad i wypromował sobie nazwisko, zachowując jakimś cudem czyste konto.
Gdyby Loïs Openda miał swój dzień… a zresztą, gdyby po prostu miał choćby przyzwoity dzień, to madrytczycy mogliby mieć wieczór jak z koszmarów.
Najpierw Łunin bije rekord parad w pierwszym meczu, teraz Openda ze swoim antyrekordem. Jakkolwiek się to zakończy, koszmarny dwumecz jak na standardy Realu.
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) March 6, 2024
Nerwowość było widać po wielu graczach gospodarzy, również po Viniciusie. Zobaczył żółtą kartkę za złapanie rywala za gardło. Komentował każdą decyzję arbitra i miał wiele pretensji, gdy nie odgwizdywano fauli na nim po kontakcie z przeciwnikiem. Kapitan rywali Willi Orban domagał się wyrzucenia go za symulkę, Brazylijczyk nie mógł uwierzyć, że rywal go kopie, a gra nie jest przerywana. Ale nerwy narastały, bo i Lipsk czuł się wygodniej.
I wtedy do gry weszła logika futbolu: Red Bullowi rosły skrzydła, więc Real obniżył wszystkim ciśnienie jednym sprawnym kontratakiem. Prawdopodobnie najlepszy na placu Toni Kroos znowu przeczytał plany przeciwników i napędził kontratak, do przodu ruszyli jedynie Bellingham oraz Vinicius, ale to wystarczyło. Jude w końcu mógł być rozgrywającym, a nie jedynym napastnikiem, w tych butach czuł się lepiej, więc znalazł wolną przestrzeń i zagrał piłkę na dobieg. Viniemu to wystarczyło – uciekł, strzelił z pierwszej, zapakował pod ladę!
☝️ @vinijr#UCL pic.twitter.com/WxAaOGQO6c
— Real Madrid C.F. (@realmadrid) March 6, 2024
Podręcznikowa kontra Realu Madryt miała zamknąć sprawę awansu, lecz zawodnicy Marco Rose pokazali charakter. Nie mieli prawa czuć się gorsi. I dlatego odpowiedzieli już po dwóch akcjach, gdy kapitan Willi Orban głową wykorzystał dośrodkowanie Davida Rauma z lewego skrzydła. Bramka idzie na konto Nacho Fernandeza i nie jest to zaskoczenie, bo to kapitan nie przykrył kapitana. Nacho dał się wyprzedzić, zostawił mu za dużo miejsca i znowu narobił Los Blancos konkretnych problemów w tym sezonie.
Mimo że Rodrygo wniósł nieco ożywienia i ten plan taktyczny miał więcej sensu niż w pierwszej połowie, to ostatnie minuty na Estadio Santiago Bernabeu były trudne dla gospodarzy. Do tego stopnia, że Antonio Rudiger celebrował skuteczne interwencje bardziej niż niejedną bramkę w tym sezonie. Czuł, że jest gorąco, bo co chwilę coś działo się pod polem karnym Andrija Łunina.
Lipsk nie miał setek, ale praktycznie co chwilę komentator miał prawo podnieść głos, bo piłka krążyła po szesnastce i prosiła się o jakieś konkretne uderzenie. Z daleka próbował Benjamin Henrichs, świetny z piłką był Xavi Simons, David Raum wyglądał, jakby ciągle wlewał paliwo do tej maszyny. Red Bull spełniał marketingowe sny i plany potentata napojów energetycznych.
Real stałym gościem ćwierćfinałów
I chociaż Lipsk w Madrycie bawił się świetnie, z pewnością da się zapamiętać światu, to jednak zakończył już imprezowanie w Champions League. W doliczonym czasie gry Dani Olmo jeszcze wymyślił sobie loba, który wylądował na poprzeczce, ale nawet to nie zepsuło celebracji królom Europy.
Real Madrid make the final 8 ✅#UCL pic.twitter.com/sRhLDT04TN
— UEFA Champions League (@ChampionsLeague) March 6, 2024
Był to trudny dzień…
Carlo Ancelotti został oskarżony, że rzekomo oszukał skarbówkę na milion euro.
Lipsk tańcował na Santiago Bernabeu i był drużyną lepszą.
Ale ostatecznie zakończył się z dużym uśmiechem, bo jednak to Real zagra w ćwierćfinale Champions League, tak jak Bayern, City czy PSG, czyli wszyscy najlepsi. Ostatnie 13 edycji to aż 11 udziałów Królewskich w najlepszej ósemce i decydujących fazach. Tej zabawy nie ma bez nich, bez mistrzów tych rozgrywek. I tym razem będzie podobnie. Mogą cierpieć, ale na koniec i tak zobaczymy ich dalej.
REAL MADRYT – RB LIPSK 1:1 (0:0)
Vinicius Junior 65′ – Willi Orban 68′
Pierwszy mecz: 1:0.
Więcej na Weszło:
- Tryb: minimalizm. Czy Jacka Zielińskiego można winić za sytuację Legii?
- VAR zabija futbol. Sędziować mogłaby nawet moja teściowa
- Trela: Poszukiwanie idealnych proporcji. Inne spojrzenie na stawianie na młodzież w Ekstraklasie
Fot. Newspix