W niedzielę dostaliśmy piękne widowisko w Eredivisie między PSV Eindhoven a Feyenoordem Rotterdam (2:2). Ci drudzy chcieli jeszcze wsiąść do pociągu o nazwie wyścig o mistrzostwo Holandii i mimo że konkretnie napracowali się na zwycięstwo, nadal tracą aż 10 punktów do lidera. Niepokonane PSV łasi się nie tylko na odzyskanie tytułu w Holandii, ale również najlepszą ósemkę Ligi Mistrzów. A my po kolejnym zobaczeniu ich w akcji, przyznajemy: Eredivisie naprawdę da się lubić!
Normalnie w meczu na szczycie ligi holenderskiej liczylibyśmy na obecność Ajaksu, ale w tym sezonie klub z Amsterdamu funkcjonuje na innej orbicie. I wcale nie jest to komplement. Po absolutnie beznadziejnym początku rozgrywek Ajax szarpie się jeszcze, aby przynajmniej doskoczyć do najlepszej czwórki Eredivisie, a wygrana 2:0 z Utrechtem daje im na to jeszcze nadzieje.
Ale Jordan Henderson & koledzy to opowieść na inną bajkę. W niedzielę Holandia patrzyła na szczyt tabeli, czyli na rywalizację PSV z Feyenoordem w Eindhoven.
W tabeli przed tym meczem dzieliło ich aż 10 punktów, ale tej różnicy w ogóle nie było widać na boisku. Drużyna Arne Slota rzuciła rękawicę gospodarzom, a długimi fragmentami wyglądała nawet lepiej.
https://twitter.com/FootColic/status/1764283808755380733
Zaczęło się zgodnie z oczekiwaniami: świetny Malik Tillman rozpoczął strzelanie bardzo szybko. 21-letni Amerykanin wypożyczony z Bayernu Monachium pokazywał, że jest wielkim talentem, kapitalnie uzupełniał się z profesorem Luukem de Jongiem i robił konkretny szum z przodu.
Zaryzykowalibyśmy nawet, że wychowanek Bayernu Monachium był najlepszy na placu Philips Stadion.
https://twitter.com/JannetMunr27408/status/1764303189010977087
Ale nie oglądaliśmy dominacji PSV, wręcz przeciwnie. Mogło się podobać, jak Feyenoord grał w piłkę i jaki rytm gry narzucił. Quinten Timber zachwycał techniką użytkową, Santiago Gimenez dał namiastkę argumentów, dlaczego śledzą go największy kluby świata, Ramiz Zerrouki pokazywał wizję gry, a nastoletni Gambijczyk Yankuba Minteh rządził na skrzydle. To kwestia czasu, kiedy tego ostatniego zobaczymy w Premier League. I to nie tylko dlatego, że został wypożyczony z Newcastle United. Wypatrzyli go w Gambii, wypromował się w duńskim Odense, a teraz zbiera doświadczenie w Eredivisie.
I powiemy wam szczerze: ale to była frajda oglądać to spotkanie!
Wszyscy znamy stereotyp, że liga holenderska to rozgrywki promujące ofensywnych graczy i futbol do przodu. I mecz liderującego PSV z wiceliderem Feyenoordem był tego totalnym dowodem. Tak powinny wyglądać rywalizacje na szczycie – hurra do przodu, akcja za akcję, jazda od bramki do bramki, trudne i kreatywne rozwiązania w polu karnym. Zero kalkulacji. Jedziemy po swoje i promujemy indywidualne umiejętności.
https://twitter.com/mirondo9/status/1764311521528627654
Z perspektywy laika Eredivisie – dostałem wszelkie argumenty, by odpalać tę ligę częściej. Będąc zatopionym w topowych rozgrywkach i śledząc najbardziej znane ligi, czasami zapominamy, ile radosnej, ofensywnej piłki można dostać w najsilniejszych drużynach Holandii. W Eindhoven nikt nie narzekał na nudę.
Feyenoord nie tylko odrobił straty i wyszedł na prowadzenie 2:1 po trafieniach Yankuby Minteha oraz Santiago Gimeneza, ale wręcz naciskał, by jeszcze bardziej skrzywdzić PSV. W pewnym momencie naprawdę zasługiwali na trzecie trafienie. Z gry zawodnicy Arne Slota mieli znacznie więcej, niż piłkarze Petera Bosza. Ale ostatecznie nie otworzyli na nowo wyścigu o mistrzostwo Holandii.
https://twitter.com/PSV/status/1764311623664017571
Gdy przyszło co do czego, pan profesor Luuk de Jong rzucił świetną asystę do rezerwowego Guusa Tila i gospodarze wyrównali. Nie zależało im specjalnie na zwycięstwie, nie gonili, nie szarpali się za wszelką cenę, bo wiedzieli, że utrzymanie 10 punktów przewagi nad głównym rywalem wszystkich satysfakcjonuje.
Klub z Eindhoven niespecjalnie musi się bać o mistrzowski tytuł – ani Feyenoord, ani tym bardziej Twente nie powinni już do nich doskoczyć. Zwłaszcza, że lider pozostaje niepokonany w Holandii i ugrał 66 punktów na 72 możliwe. Teraz priorytetem staje się Liga Mistrzów, a perspektywy na awans do ćwierćfinału są naprawdę poważne. Szczególnie po remisie 1:1 z Borussią Dortmund u siebie. Jasne, że do Niemiec na rewanż nie pojadą jako faworyt, lecz kiedy myśleć o najlepszej ósemce Starego Kontynentu, jak nie teraz? PSV imienia Luuka de Jonga, Hirvinga Lozano i Sergino Desta naprawdę ma konkretne perspektywy na 1/4 finału Champions League.
A wszystkim nieprzekonanym powiem z własnego doświadczenia: czasem warto zanurzyć się w holenderskim graniu, bo to miłe odświeżenie po wyjściu ze świata top5 lig. Eredevisie da się lubić, gdy wszystkim w głowie tylko atak!
PSV – Feyenoord 2:2 (1:1)
Tillman 4, Til 71 – Minteh 22, Gimenez 61.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Karol Świderski z premierowym trafieniem w Serie A! [WIDEO]
- Wszołek: Będąc piłkarzem Legii, trzeba mieć jaja
- Waldo Kantor: To był horror. Moi koledzy znikali i już nigdy nie wrócili
fot. NewsPix.pl