Reklama

Grosicki w formie już nam spowszedniał, a wciąż warto go doceniać. Kozacy i badziewiacy

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

27 lutego 2024, 16:18 • 4 min czytania 3 komentarze

Gdy Kamil Grosicki wracał do Ekstraklasy, mimo wielu pozytywnych przesłanek można było mieć pewne obawy. W West Bromwich już w Championship nie grał zbyt dużo, a po awansie do Premier League prawie w ogóle. Pamiętamy, jak wyglądały niektóre powroty do naszej ligi. Szybko okazywało się, że z wielkiego nazwiska wiele nie zostawało. „Grosik” jednak wszystkie te wątpliwości szybko rozwiał i do dziś bawi się na polskich boiskach.

Grosicki w formie już nam spowszedniał, a wciąż warto go doceniać. Kozacy i badziewiacy

Gdy w sierpniu 2021 „Portowcy” ogłosili jego pozyskanie, potrzebował kilku tygodni na rozruch, a potem maszyna ruszyła i w zasadzie do dziś się nie zatrzymuje. Już w pierwszej rundzie doświadczony skrzydłowy miewał spektakularne momenty, że wspomnimy mecz z Lechią Gdańsk (5:1), w którym zaliczył trzy asysty i bezlitośnie złomował ustawionego na prawej obronie Mateusza Żukowskiego. Jak już wpadał w trans, potrafił seriami notować konkrety w ofensywie.

Kozacy i badziewiacy 22. kolejki Ekstraklasy

Na początku tego sezonu wydawało się, że dopadł go kryzys formy. W pierwszych siedmiu występach nie dał z przodu niczego. Kiedy jednak patrzyło się na samą grę Grosickiego, nie było widać dużej różnicy. Był pod prądem, robił szum, miał sytuacje, ale po prostu na początku mu nie wpadało. Tu jeden słupek, tu drugi, do tego zmarnowana sytuacja sam na sam i wyszło jak wyszło. Kiedy przełamał się na Cracovii, wszystko nadrobił z nawiązką.

93-krotny reprezentant Polski jest największą gwiazdą Ekstraklasy w tym sezonie, większą nawet od Erika Exposito z rundy jesiennej. Od spotkania przy Kałuży tylko dwa razy – według kryteriów Transfermarktu – zdarzyło się, żeby schodził z boiska bez bramki lub asysty. Biorąc pod uwagę to samo źródło, „Grosik” ma już double-double. Oficjalne statystyki aż tak przychylne mu nie są. Ekstraklasa.org wskazuje na siedem asyst (i tak numer jeden w tej klasyfikacji), bo nie uznała mu za asystę m.in. wywalczonego karnego czy dogrania na gola samobójczego Jakuba Bartkowskiego.  Tak czy siak, Grosicki wciąż w wielu meczach demoluje ligę, mimo że każdy doskonale wie, jakie ma wady i zalety.

Niewykluczone, że do jego wysokiego poziomu zdążyliśmy się przyzwyczaić i trochę nam spowszedniał, a niezmiennie warto to doceniać, zwłaszcza że mówimy o zawodniku bazującym przede wszystkim na szybkości i niesamowitym przyspieszeniu. Mimo upływu lat (w czerwcu będzie 36), nie traci tych atrybutów.

Reklama

Z ŁKS-em Grosicki nie rozgrywał najlepszego meczu, zdecydowanie nie. I tak jednak miał duży udział przy trzecim golu i sam dołożył czwartego, a wcześniej odegrał ważną rolę w akcji, po której na pustą bramkę nie trafił Koulouris. Jeszcze jedna nominacja do kozaków i będzie dycha. To raczej kwestia najbliższego czasu.

Z innych zawodników warto wspomnieć o Mateuszu Kochalskim. Znów zrobił różnicę między słupkami Stali Mielec i wyrasta na jednego z najlepszych (najlepszego?) bramkarzy trwającego sezonu w polskiej elicie. W praktyce stracił dwa lata, bo najpierw krążył między Legią a Radomiakiem, by w poprzedniej edycji pełnić w Mielcu rolę zmiennika Bartosza Mrozka, ale w końcu nadszedł jego moment i w pełni go wykorzystuje.

W badziewiakach na stałego bywalca wyrasta Sokratis Dioudis. Z perspektywy czasu, chyba trochę przeceniano dokonania Greka z rundy wiosennej. Błysnął 2-3 razy, lecz już wtedy miał bardzo słabe mecze. Mimo to został, podpisał nowy kontrakt na rekordowych warunkach, ale problemy zdrowotne połączone z długim zawieszeniem po incydencie z Jordim Sanchezem sprawiły, że nie grał regularnie. Teraz miał wrócić i dać jakość, a zamiast tego przez jego nieudolność Zagłębie straciło punkty z Puszczą. 10 występów, cztery razy w gronie najgorszych. To mówi wszystko.

Tak jak wreszcie błysnęli napastnicy Legii i aż dwóch z nich wybraliśmy do kozaków, tak wyjątkowo zawiodła ofensywa Jagiellonii. Pululu wytrwał na boisku tylko do przerwy. Wszedł Caliskaner i… nie dał trenerowi żadnych argumentów, że to on powinien następne spotkanie zacząć od początku. Adrian Siemieniec po sobocie z Ruchem ma ofensywny ból głowy, tyle że negatywny.

Ciekawym przypadkiem jest Artur Craciun. Stoper Puszczy najwyraźniej nie lubi odcieni szarości. Sześć razy był w kozakach, już po raz czwarty ląduje w badziewiakach. Z nim nie ma nudy.

Reklama

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Ekstraklasa

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Komentarze

3 komentarze

Loading...