Reklama

Dominik Marczuk: Chciałem grać jak Trent Alexander-Arnold

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

24 lutego 2024, 08:49 • 8 min czytania 6 komentarzy

Skrzydłowy Jagiellonii Białystok jest jednym z największych odkryć tego sezonu Ekstraklasy. W rozmowie z Weszło opowiada o piłkarzu Liverpoolu, który był dla niego wzorem, o debiucie w seniorskiej piłce w wieku 15 lat, jedynej w karierze czerwonej kartce, i o meczu, który nie wie, jakim cudem udało się wygrać. Marczuk wskazuje też najlepszego piłkarza ligi i odnosi się do głosów, że powinien otrzymać od Michała Probierza szansę w dorosłej reprezentacji.

Dominik Marczuk: Chciałem grać jak Trent Alexander-Arnold

Jakub Radomski: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że w przyszłości chciałbyś zagrać w Premier League. Dlaczego akurat w Anglii?

Dominik Marczuk: To od lat moja ulubiona liga, ciągle ją regularnie oglądam. Kilka lat temu, gdy występowałem głównie na prawej obronie, moim wzorem był Trent Alexander-Arnold z Liverpoolu. Pamiętam sezony, w których w samej lidze miał po 12 czy 13 asyst. Oglądałem mecze w dużej mierze dla niego, czasami robiłem nawet wycinki jego zagrań. Najbardziej imponowały mi jego dośrodkowania: to, z jaką mocą uderzał piłkę, i jednocześnie jak celnie. Chciałem grać jak on, dlatego zostawałem często po treningach i ćwiczyłem, żeby opanować wrzutki do perfekcji.

Dziś jesteś w Jagiellonii Białystok, ale wszystko zaczęło się w twoim rodzinnym Międzyrzecu Podlaskim.

Miałem pięć albo sześć lat, gdy pojawiłem się na pierwszym treningu. Kopałem piłkę na hali w mojej szkole i trener Kamil Korniluk zaprosił mnie na zajęcia. Od razu mi się spodobało. Ważną postacią w moim życiu jest starszy o cztery lata brat, który też przez lata grał w piłkę. Pamiętam, jak jeździliśmy razem na mecze albo graliśmy wspólnie na osiedlowym boisku, gdzie mieliśmy swoją ekipę. Brat jest teraz na wszystkich meczach Jagiellonii. W piłkę grał też tata, ale jedynie amatorsko. W rodzicach zawsze miałem wielkie wsparcie. Zawozili mnie na treningi i odbierali z nich, byli praktycznie na każdym moim turnieju. Często słyszałem od nich, że może i mam talent, ale najważniejsza jest ciężka praca. Będę się tym kierował do końca życia.

Reklama

Zaczynałeś od gry w środku pola, prawda?

Nie, ja na początku byłem środkowym obrońcą.

Lubiłeś to?

Tak, bardzo. Grałem na stoperze w Huraganie Międzyrzec Podlaski, a także w kadrze województwa lubelskiego, gdzie występowało się po dziewięciu. Dobrze czułem się na tej pozycji. Później byłem defensywnym pomocnikiem. W Górniku Łęczna i na początku w Podlasiu Biała Podlaska, gdy grałem jeszcze w Centralnej Lidze Juniorów, występowałem na lewej obronie. Po pięciu spotkaniach w Podlasiu zmienił się jednak trener i nowy szkoleniowiec przesunął mnie na prawą stronę obrony.

Jak wspominasz rozgrywany w Szwecji turniej Gothia Cup, który niespodziewanie wygraliście z Podlasiem? W tym turnieju w przeszłości występowali tacy zawodnicy, jak Iker Casillas czy Xabi Alonso.

To był pierwszy raz, gdy w ogóle pojechałem gdzieś dalej, za granicę. Wcześniej byłem tylko kiedyś na Białorusi. Zazdrościłem kolegom z Podlasia, którzy startowali w poprzednich edycjach tej imprezy, tylko zawsze odpadali w ćwierćfinale albo jeszcze wcześniej. Pamiętam, że udało nam się w niezłym stylu wyjść z grupy, ale mało kto w nas wierzył i mieliśmy na poniedziałek zarezerwowany lot powrotny do Polski. W fazie pucharowej pokonaliśmy zespół z Kosowa, a w półfinale czekali na nas Zambijczycy. Byli piłkarsko znakomici: wybiegani, świetni technicznie, silni. Nie wiem, jakim cudem ich pokonaliśmy. Dominowali od początku, ale nam udało się dotrwać do rzutów karnych, w których byliśmy górą. Nikt nie narzekał, że trzeba kompletnie zmienić plany powrotne, tym bardziej, że w finale pokonaliśmy Islandczyków.

Reklama

Miałeś jakiś moment w swojej przygodzie z piłką, gdy pierwszy raz uwierzyłeś, że możesz dużo osiągnąć?

Chyba był nim przeskok z juniora do seniora. Miałem 15 lat, gdy w Podlasiu z Centralnej Ligi Juniorów awansowali mnie do pierwszej drużyny. Podpisałem już wtedy profesjonalny kontrakt i poczułem, że w moim życiu dzieje się dobrze. Pamiętam pierwszy mecz na poziomie seniorskim. Wychodząc na boisko, bardzo się stresowałem, ale po 10 minutach to napięcie minęło.

Z Podlasia trafiłeś do Stali Rzeszów i swojego pierwszego meczu w II lidze, granego od pierwszej minuty, raczej nie wspominasz najlepiej. Mierzyliście się z Bytovią, a ty przedwcześnie opuściłeś boisko.

Pierwszą żółtą kartkę dostałem przez głupotę. Mój przeciwnik leżał, a ja niepotrzebnie wybiłem piłkę. Drugą w sumie z podobnego powodu: chciałem się trochę popisać, zrobić ruletę, ale nie wyszło i pociągnąłem rywala za koszulkę. To była moja pierwsza w karierze i jak dotąd jedyna czerwona kartka. Dużo mi dała. Była bardzo potrzebną lekcją na przyszłość.

Przed obecnym sezonem interesowało się tobą kilka klubów Ekstraklasy. Wiem o Radomiaku, Widzewie, Piaście Gliwice. Dlaczego wybrałeś Jagiellonię?

Dlatego, że była zdecydowana i miałem poczucie, że chce mnie najbardziej ze wszystkich. Odbyłem wiele rozmów z dyrektorem sportowym Łukaszem Masłowskim, który był konkretny i przekonał mnie do tego transferu. Bardzo się dzisiaj cieszę, że dokonałem takiego wyboru.

Podobno przed sezonem jako cel założyliście sobie miejsce w pierwszej dziesiątce. Tymczasem po 21 kolejkach jesteście liderem tabeli. O co gra dzisiaj Jagiellonia?

Odpowiem tak: gramy o najwyższe cele. Wiem, na którym jesteśmy miejscu, ale nie skupiamy się za bardzo na tym. Wciąż jesteśmy w grze o mistrzostwo kraju, awansowaliśmy też do ćwierćfinału Pucharu Polski, ale my naprawdę koncentrujemy się na każdym kolejnym meczu, w którym chcemy zagrać ofensywnie i wygrać.

Mało kto spodziewał się, że młody, niedoświadczony jeszcze trener Adrian Siemieniec będzie osiągał z Jagiellonią tak świetne wyniki. Co go charakteryzuje jako szkoleniowca i jako człowieka?

To człowiek z wizją. On z każdego chce wydobyć jak najwięcej potencjału i podchodzi do nas bardzo indywidualnie. Sam miałem wiele rozmów z trenerem, który często mi podpowiada, w kwestiach boiskowych, ale rozmawiamy też o tym, co dzieje się poza boiskiem. A jeżeli chodzi o zespół, myślę, że charakteryzuje nas konsekwencja na boisku. Trener Siemieniec sprawił, że nie zmieniamy swojego stylu, raczej nie dostosowujemy go do wyniku, tylko staramy się grać tak, jak nas nauczył: odważnie i z reguły ofensywnie.

Od którego z piłkarzy Jagiellonii możesz się najwięcej nauczyć?

Jest ich wielu, ale wymienię trzech. Od Tarasa Romanczuka, bo jest bardzo doświadczony. Od Jesusa Imaza, bo to świetny i sprytny zawodnik. I od Afimico Pululu, który podczas meczu, treningu czy po zajęciach bardzo dużo mi podpowiada. Lubię go słuchać, bo widzę, jak bardzo chce mi pomóc, żebym stawał się lepszy.

Kto jest najlepszym piłkarzem Ekstraklasy?

Jesus Imaz.

Dlaczego?

Myślę, że pokazuje to od kilku sezonów. Imponuje mi jego wyszkolenie techniczne i wizja gry. Ten gość zachowuje się tak, jakby doskonale wiedział, gdzie zaraz znajdzie się piłka. Kapitalnie w danej sytuacji znajduje sobie pozycję na boisku.

W poprzedniej kolejce, mimo pogoni, zwłaszcza w końcówce, i tworzonych okazji, przegraliście u siebie 1:2 z Lechem Poznań. Co czułeś po końcowym gwizdku?

Spory niedosyt. Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu słaba, do zapomnienia. Na drugą wyszła inna Jagiellonia. Robiliśmy wiele, żeby chociaż punkt został w Białymstoku. Nie wyszło. Szkoda, bo nie zasłużyliśmy w tym spotkaniu na porażkę. Szwankowała przede wszystkim skuteczność.

Wasze mecze z Lechem ostatnio takie są, że musicie gonić wynik. Jesienią w Poznaniu udało wam się ze stanu 0:3 doprowadzić do remisu 3:3. Ale słyszałem, że zwłaszcza ty byłeś wtedy po końcowym gwizdku rozczarowany.

Byłem, bo z jednej strony doprowadziliśmy do remisu, co wielu osobom wydawało się mało realne, a z drugiej – czułem, że tamto spotkanie było nawet do wygrania. Przy stanie 3:3 Lech się stresował, my chcieliśmy nacierać na nich, ale zabrakło nam czasu.

To u obecnego trenera Lecha, Mariusza Rumaka, debiutowałeś w reprezentacji Polski do lat 19.

Graliśmy z Norwegią i przegraliśmy 1:2, ale strzeliłem wtedy gola i mimo niekorzystnego wyniku byłem z siebie bardzo zadowolony.

Jak strzela się trzy gole Portugalii w pięć minut?

To kadra do lat 20, prowadzona przez Miłosza Stępińskiego. Szczerze? Nie spodziewałem się, że z taką łatwością i tak często będziemy dochodzili do świetnych okazji, grając z takim rywalem. W dodatku oni praktycznie nie stworzyli sobie klarownych sytuacji, a przecież mierzyliśmy się z zawodnikami z Benfiki Lizbona i innych czołowych portugalskich klubów. Wygraliśmy 4:0 i sporo się o tamtym meczu mówiło.

Niedawno młodzieżówka z tobą w składzie przegrała 1:3 na wyjeździe z Niemcami w eliminacjach mistrzostw Europy. Wciąż jednak jesteście w grze o awans. Czego zabrakło na boisku w Essen?

Szczęścia. Do przerwy prowadziliśmy 1:0, a w pierwszej połowie mieliśmy też kilka innych dobrych sytuacji. Myślę, że gdybyśmy podwyższyli wynik na 2:0, wszystko potoczyłoby się inaczej. W drugiej połowie Niemcy weszli na wyższe obroty, a my straciliśmy pierwszego gola w głupi sposób, po błędzie indywidualnym. Potem padły jeszcze dwie kolejne bramki. Niemcy okazali się świetnym zespołem, ale to na pewno nie był mecz z gatunku „niewiele dało się zrobić”. Czasami tak jest, że podejmujesz jedną, dwie złe decyzje, przegapiasz coś i później jest już bardzo ciężko.

W październiku w programie „Liga+Extra” na antenie Canal+ Sport Kamil Kosowski, ekspert stacji, został poproszony o stworzenie listy nieoczywistych zawodników z ekstraklasy, którzy powinni według niego otrzymać szansę w dorosłej reprezentacji Polski. Znalazłeś się w tym zestawieniu, obok m.in. klubowego kolegi Bartłomieja Wdowika, który zadebiutował później w kadrze, a także obok Arkadiusza Pyrki z Piasta Gliwice.

Jakby przyszło powołanie, byłbym gotowy na pierwszą reprezentację. Ale nie skupiam się na tym, bo na powołanie zasługuje się grą w klubie, dlatego chcę przede wszystkim kolejnymi meczami dla Jagiellonii pokazać, ile potrafię.

Kosowski tłumaczył wskazanie ciebie tym, że przypominasz mu młodego Jakuba Błaszczykowskiego.

Spokojnie z takimi porównaniami. Kuba Błaszczykowski to legenda Borussii Dortmund i reprezentacji Polski. Na ten moment jest mi do niego tak daleko, jak z Białegostoku do Madrytu.

WIĘCEJ O JAGIELLONII:

Fot. Kamil Świrydowicz / Patryk Pindral

 

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

6 komentarzy

Loading...