Reklama

Od euforii do wściekłości kibiców, w 20 minut. Ta porażka to wstyd

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

22 lutego 2024, 23:01 • 5 min czytania 85 komentarzy

Miał być pokaz ofensywnej gry, kilka goli, odrobienie strat i awans do 1/8 finału Ligi Konferencji Europy. W końcu w drugiej połowie pierwszego meczu w Norwegii Molde było bezradne. Teraz miało być podobnie, Łazienkowska szykowała się na piękny wieczór, tymczasem kibice Legii przeżyli koszmar. Nie da się inaczej nazwać meczu, w którym ich piłkarze byli notorycznie ośmieszani przez w miarę solidnych rywali, którym jednak daleko do miana piłkarskich artystów. Można odpaść z Molde, ale przegrać z tym zespołem u siebie 0:3, w taki sposób, to po prostu wstyd. Reakcja dyrektora sportowego Legii, Jacka Zielińskiego, po drugim golu dla gości była wymowna.

Od euforii do wściekłości kibiców, w 20 minut. Ta porażka to wstyd

Gdy w 20. minucie meczu Eirik Hestad, pomocnik Molde, z łatwością, piętką strzelił gola na 2:0 dla gości, kibice zebrani za bramką Kacpra Tobiasza jak jeden mąż ryknęli: Legia grać, kur… mać!. Dyrektor sportowy warszawskiej drużyny, Jacek Zieliński, odwrócił głowę w stronę trybun, jakby nie chciał przez jakiś czas patrzeć na boisko. Jego reakcja była wymowna i wyrażała szok. Przecież niedługo wcześniej, gdy piłkarze obu zespołów wychodzili na boisko, wokół dało się wyczuć atmosferę euforii i wielkiego optymizmu.

Rozbawienie Norwegów

Człowiek wchodzący tuż przed rozpoczęciem meczu na stadion, mógł się bardzo zdziwić. Po lewej stronie, patrząc od trybuny dla mediów, tam, gdzie zawsze znajdowała się zapełniona fanatykami „Żyleta”, zasiadło kilka tysięcy dzieci. To pokłosie kary od UEFA za transparent w meczu z AZ Alkmaar. Początkowo najbardziej znana trybuna na Legii miała zostać zamknięta, ale ludzie z europejskiej federacji ugięli się, pozwalając Wojskowym na wpuszczenie tam dzieci, które nie mają jeszcze ukończonych 14 lat.

„This time you won Uefa”, czyli „UEFA, tym razem wygrałaś” – taki transparent znalazł się niedaleko najmłodszych. Kibice znani z najbardziej żywiołowego dopingu zasiedli po drugiej stronie stadionu, za bramką, w której w pierwszej połowie stał Kacper Tobiasz. – Dziwne uczucie, wszystko jest inaczej – komentowali stali bywalcy stadionu przy Łazienkowskiej.

Kiedy kilka minut przed meczem stadion śpiewał „Sen o Warszawie” Czesława Niemena, kibice na wysokości środka boiska zaczęli rozwijać duży transparent. Znalazł się na nim klocek Lego w barwach Legii, a pod nim duży napis: „Surprise motherfuckers”, czyli „Niespodzianka, skurwysyny”. Siedzący obok pracownicy Molde spytali nas, do czego odnoszą się te słowa. Gdy wyjaśniliśmy im całe tło, zaczęli się śmiać, a jeden powiedział: – To bardzo zabawne, ale chyba szykuje się dla was kolejna kara.

Reklama

„Niespodzianka, skurwysyny”

Niespodzianka, skurwysyny” – niestety to samo mogli powiedzieć zawodnikom Legii piłkarze Molde, po tym, co zgotowali im w pierwszych minutach. To miał być mecz, w którym Legia dominuje i odrabia straty. W końcu w Norwegii co prawda przegrała 2:3, ale zespół Kosty Runjaicia po 0:3 do przerwy potrafił zareagować i strzelić dwa gole, a mógł jeszcze więcej. Gdy jechałem autobusem na mecz, a później szedłem na stadion, słyszałem pełne optymizmu głosy kibiców.

Spokojnie, dwa gole do przerwy i trzeci w drugiej połowie. Wygramy to.

Nie popełnimy już takich błędów, jak tam w pierwszej połowie. Będzie dobrze.

Molde to nie jest żadna potęga. Słabo grają na wyjazdach.

Oni będą puchnąć. Nasi grają już sezon, a Molde zaczyna dopiero za kilka tygodni. To na pewno będzie widoczne.

Ostatnio byłem na Alkmaar, wygraliśmy 2:0, a to przecież lepszy zespół, niż Molde.

Reklama

Tymczasem zaczął się mecz i wszystko wyglądało nie tak, jak miało. Legia była chaotyczna, nie miała pomysłu, a każde ofensywne wyjście Molde równało się wielkiemu zagrożeniu. Pierwsza akcja, błąd obrony, gol. I szok przy Łazienkowskiej. Później kolejna, być może faul legionisty w polu karnym. Na szczęście spalony. Goście wydawali się szybsi w każdej akcji, grali dużo mądrzej. Szkoda: dla tych ludzi, dla tej atmosfery i dla stadionu – usłyszałem od kolegi dziennikarza. Co za wstyd. Robią z nami, co chcą, a to nie jest żaden wielki zespół – to z kolei słowa jednego z pracowników ochrony, ewidentnie mocno związanego z Legią. Później była druga akcja bramkowa: swoboda piłkarzy Molde, jeden trafia w słupek, po chwili piłka jest na lewym skrzydle, podanie, ośmieszenie linii obrony, gol. I chyba pozamiatane.

A Legia?  Jej gra w pierwszej połowie to Radovan Pankov, który zachowuje się nerwowo, popełnia błędy i w świetnej sytuacji nie dostrzega idealnie wychodzącego na pozycję Ryoyi Morishity. To Rafał Augustyniak, który daje się ograć albo niecelnie podaje. To Marc Gual, który w niezłej sytuacji potyka się o własne nogi albo podaje przeciwnikowi. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy Hiszpan znalazł się w świetnej sytuacji i nieźle uderzył, ale znakomicie interweniował Oliver Petersen. To mógł być moment zwrotny, ale zaraz przypomniały mi się słowa z piosenki Kazika: „Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka, gdyby się nie przewrócił, byłaby rzecz wielka”.

Chwilę później trybuny przy Łazienkowskiej zaintonowały: „Gdzie są transfery?! Mioduski: gdzie są transfery?!”. Z Legii odszedł za wielkie pieniądze Ernest Muci, zespół opuścił też Bartosz Slisz i brak obu tych zawodników w meczach na takim poziomie był bardzo widoczny.

Koszmarny wieczór

Druga połowa, choć Legia w niej przez pewien czas dominowała, była bardzo smutnym widowiskiem. Tym smutniejszym, że dość przeciętny zespół ze Skandynawii dołożył jeszcze trzeciego gola. Koszmarny wieczór przy Łazienkowskiej stał się faktem, a do końca było jeszcze ponad 20 minut.

Często powtarza się, że gdy polski zespół zachodzi dość daleko w pucharach, kibicuje mu cały kraj. W przypadku Legii było podobnie, a ze szczególną uwagą jej mecz obserwowali przedstawiciele drużyn, rywalizujących z nią o mistrzostwo Polski. Gdy w środę pojechałem na wywiad do Białegostoku, mogłem przekonać się, że ludziom związanym z Jagiellonią byłoby bardzo na rękę, gdyby Legia przeszła Molde, później kolejnego rywala i doszła do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. Z prostej przyczyny – starcia tej fazy odbywają się wtedy, gdy na Łazienkowską udaje się Jagiellonia, celująca, choć nikt nie powie tam tego publicznie, w pierwszy tytuł w historii klubu.

Legia jednak odpadła, co mogłoby teraz oznaczać, że skupi się na Ekstraklasie i będzie w niej trudniejszym rywalem. Ale czy tak grający zespół z Warszawy, który nie potrafi u siebie ograć dość prymitywnej futbolowo Puszczy Niepołomice i który dostaje lanie od Molde, jest drużyną, której taka Jagiellonia czy Śląsk w ogóle powinny się bać?

No właśnie…

Fot. FotoPyK, Łukasz Grochala 

WIĘCEJ O LEGII:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Liga Konferencji

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Komentarze

85 komentarzy

Loading...