Raków nie gra już w pucharach, więc ma gonić Śląsk i Jagiellonię oraz walczyć o obronę tytułu mistrzowskiego. Taka była narracja przed startem rundy wiosennej, ale jeśli częstochowianie mają w planach grać podobnie jak dziś w Grodzisku, to szybko się z nią pożegnamy. Mistrzowie Polski zaliczyli potężny falstart – Warta przecież bije się o utrzymanie, a wzięła dla siebie komplet oczek.
W pierwszej połowie ekipy Dawida Szwargi nie dało się oglądać. To był koszmar. Niby ci goście znają się już dłuższy czas, a wyglądali niczym zbieranina ściągnięta z przystanku autobusowego. Co więcej zbieranina świeżo po solidnym obiedzie, bo goście ruszali się, jakby w brzuchach mieli starter, zupę, główne dnie i deserek.
Wolni, nudni, schematyczni. Bez żadnego przyspieszenia, elementu zaskoczenia. Klepać, byle klepać, potem wrzucić do nikogo i zobaczymy, może ten nikt strzeli gola, ale – niespodzianka – jednak nie. Chociaż można odnieść wrażenie, że dzisiaj lepiej byłoby wystawić w ataku powietrze, a nie Crnaca, bo ten spierdzielił wszystko, co miał.
Sam na sam w pierwsze połowie (po ladze, bo jak inaczej), główkę na piątym-szóstym metrze, trafienie w słupek już po przerwie. Mógłby spędzić na boisku jeszcze dwie doby, a i tak by mu nic nie siadło. Na szczęście jednak mecze trwają 90 minut i oczy kibicom Rakowa nie musiały krwawić 48 godzin.
https://twitter.com/FotoPyK/status/1756672684560097570
Po przerwie ich drużyna wyglądała co prawda lepiej, sporo ożywienia wniósł przebudzony w przerwie Otieno, ale co z tego, że – jak wyżej – nic nie wpadało. Świetnie bronił Grobelny, a interwencja przy główce Nowaka – duża sprawa.
No i co, przecież nie wyobrażacie sobie, że pochwalimy Raków za to, iż w starciu z Wartą był troszkę groźny? On powinien jej władować trzy sztuki i wrócić do siebie. A przegrał i jedyną bramkę zasadził z karnego, kiedy przypadkowo nadepnięty został Nowak. Zatem: mistrz Polski, w starciu z drużyną, która ostatni raz wygrała na początku listopada, wszystko, co wymyślił konkretnego, to rzut karny.
Brawo, brawo. Ponadto znów – jak w Europie – potwierdza się prawda, że Raków nie gra pierwszych połów. Po prostu nie i już, strajkuje (przypadkowy gol tej oceny nie zmienia). Po przerwie dało się zepchnąć Wartę do obrony, przed absolutnie nie. Warty! Nie Atalanty czy Sportingu. Warty, na litość boską…
I brawa dla niej, bo skorzystała z beznadziei przyjezdnych. Pierwsza sytuacja – łup, gol Szmyta. Druga sytuacja – łup, bramka Savicia. Czyli można – nie trzeba próbować setki razy, tylko faktycznie istnieje sposób na tym piłkarskim świecie, by być skutecznym.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1756650820513284528
Swoją drogą: postawa Racovitana i Tudora przy tych bramkach była kompromitująca. Jeden wybija pod nogi, drugi daje się nawinąć jak junior.
Warta w tym sezonie zrobiła cztery punkty na Rakowie. Szulczek ewidentnie umie ustawić swój zespół pod mistrza Polski, przecież w poprzednim meczu Raków do ostatnich minut bił się o choćby jedno oczko. Dziś się nie udało i ten bilans jest dla częstochowian więcej niż wstydliwy. Mają zdecydowanie lepszą, szerszą kadrę niż Warta, są kilkukrotnie bogatszym klubem, a na końcu na przestrzeni dwumeczu to poznaniacy bez własnego stadionu są lepsi.
Kompromitacja. Ale i dobre podsumowanie tego, co przez 20 kolejek Raków prezentuje w lidze.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Muci o transferze: To dla mnie spełnienie marzeń
- Legia w piątek: straciła Muciego, zyskała trzy punkty
- Oshima: Pracowałem jako barman. Myślałem, że z piłki nic już nie będzie
Fot. Newspix.pl