Kiedy przy stole spotykają się dwaj wybitni szachiści, z zamkniętymi oczami możesz zakładać, że wygra ten, który nie popełni żadnego poważnego błędu. Mniejsze przeoczenia zawsze można wliczyć w rachunek po obu stronach, ale gdy zostawiasz przeciwnikowi rażącą lukę przez zwykłą nieuwagę, nie ma szans, żeby cię nie skarcił. Dziś przeżył to Bayern. Moment gapiostwa kosztował go (jednak) nie tylko bramkę, ale też (prawdopodobnie) wyrwał z przekonania, że maszynę z Leverkusen da się w ogóle zatrzymać.
Ale gdyby to była wyłącznie kwestia jednej bramki, po prostu uznalibyśmy, że świetny mecz mógł zostać zawalony przez wpadkę jednego czy kilku piłkarzy. Trudno, zdarza się. Sęk w tym, że – zwłaszcza na przykładzie pierwszej połowy – mistrzowie Niemiec zostali niemalże zgnieceni. Nie nadążali za szybkością zagrań Bayeru. Nie potrafili sprostać jego agresywności w pressingu. Nie mieli argumentów, żeby zdominować albo chociaż stanąć na równym poziomie, jeśli chodzi o wyprowadzanie ataków. Poziom mistrzowski przedstawiała ekipa Xabiego Alonso, nie Thomasa Tuchela.
Bayer Leverkusen 3:0 Bayern Monachium. Mistrz zdeklasowany
W teorii pretendent przyjął w gościnę mistrzów, ale praktyka budziła zupełnie inne wrażenia. Przecież gdyby nie Neuer i Upamecano, Bayer kończyłby pierwszą połowę z wynikiem 0:2, może nawet 0:3. Ci dwaj piłkarze kilkukrotnie naprawiali błędy swoich partnerów z defensywy, ale w 18. minucie nawet niemiecki bramkarz nie mógł nic zrobić. A jeśli bronisz tak, jak wtedy zrobił to Bayern, nie masz prawa liczyć na pokonanie najlepszej drużyny Bundesligi.
I jest w tym jakaś ironia, że strzelcem gola na 1:0 był Josip Stanisić, piłkarz Bayeru wypożyczony z… Bayernu. Chłopak pewnie sam był w szoku, że aktualni/byli koledzy rozłożyli przed nim czerwony dywan w polu karnym. Sądzimy, że raczej nie po znajomości, a w wyniku dyskwalifikującego gapiostwa, które przypominało słynny rzut rożny Trenta Alexandra-Arnolda na Anfield w czasie remontady z Barceloną w Lidze Mistrzów.
Bayern przez długie fragmenty meczu panikował, ale można to wytłumaczyć dwoma słowami: morderczy doskok. Bayer grał na wyprzedzenie na tyłach w sposób niemal perfekcyjny, dzięki czemu wyłączał Harry’ego Kane’a (7 kontaktów z piłką przez pierwsze 45 minut!) i Jamala Musialę. W środku pola natomiast miał szybszy czas reakcji właściwie w każdym elemencie gry, a do tego większą werwę w pojedynkach fizycznych. Dobrze to było widać na podstawie znikających Goretzki czy Boeya i popełniających błędy w rozegraniu z własnej połowy Pavlovicia oraz Diera. Nie bylibyśmy zdziwieni, gdyby zamiast tych nazwisk na tle Bayeru występowali zawodnicy z Darmstadt – z całym szacunkiem do Darmstadt – ale, cholera jasna, to Bayern Monachium. W samej kulturze operowania piłką różnica była momentami kolosalna, a przecież powinna być co najwyżej minimalna.
Tej drużyny chyba już nikt nie zatrzyma…
Dobitnie pokazał to drugi gol Bayeru. Coś nieprawdopodobnego, naprawdę. W tym przypadku piłkarzy Bayernu zostawilibyśmy w spokoju, bo kapela Xabiego Alonso rozmontowała rywala jak na mistrzowski zespół przystało. Gol Grimaldo, torpeda wycelowana pod poprzeczkę – palce lizać. I teraz trzymajcie się czegoś mocno, bo nie sposób nadmienić, że hiszpański wahadłowy po 30 meczach ma już double-double, a konkretnie 10 goli i 11 asyst. Potwór.
I tymże potworem jest także Bayer. Nie ma lepszej ekipy w Niemczech i obraz tego meczu doskonale to udowodnił. Ba, byliśmy wręcz świadkami deklasacji, a gwóźdź w ostatniej akcji meczu był swego rodzaju podkreśleniem, że nawet Goliat może wyglądać przy maszynie Xabiego Alonso jak chłopiec do bicia.
Dajcie już to mistrzostwo Bayerowi i rozejdźmy się w szczęściu, że możemy tak zajebistą (i wciąż niepokonaną) pakę oglądać. Jeśli Bayern nawet jej nie drasnął, kto miałby to zrobić? Borussia? Stuttgart? RB Lipsk? Raczej bez szans. Nawet jeśli „Aptekarze” nie wygrają wszystkiego do końca sezonu po takim zastrzyku mentalnym jak dzisiaj, a to raczej mało prawdopodobne, nikt nie zasługuje na trofeum tak jak oni.
Bayer to nie tylko punkty w tabeli. To też multum punktów za styl…
Bayer Leverkusen – Bayern Monachium 3:0 (1:0)
Stanisić 18′, Grimaldo 50′, Frimpong 95′
Fot. Newspix