Reklama

Sonny Kittel jak niespełniona obietnica. Jak Raków zaliczył wielką transferową wtopę

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

31 stycznia 2024, 15:32 • 9 min czytania 137 komentarzy

Sonny Kittel trafił do Rakowa Częstochowa jako jeden z najciekawszych, najbardziej ekscytujących i po prostu najlepszych piłkarzy, jacy w ostatnich latach pojawili się w Ekstraklasie. Patrzyliśmy w jego CV i mówiliśmy po prostu: “wow, ale gość”. Bez większych haczyków w postaci półrocznego bezrobocia, świeżo wyleczonej poważnej kontuzji czy znacznej nadwagi. Jednak to, że po pół roku opuszcza klub jako ogromne rozczarowanie, kierując się na peryferia poważnej piłki, każe uważać go za największy od dawien dawna zawód naszej ligi.

Sonny Kittel jak niespełniona obietnica. Jak Raków zaliczył wielką transferową wtopę

Cofnijmy się o kilka miesięcy, do momentu, w którym Sonny Kittel parafował umowę z Rakowem Częstochowa. Medaliki były świeżo upieczonym mistrzem kraju, od tygodni przeczesywały niemiecki rynek w poszukiwaniu prawdziwej bomby, gwiazdy, piłkarza, którego transfer najpierw wywoła efekt wow samym nazwiskiem, a potem przełoży go na boisku.

31-latek był wzorcowym przykładem takiego zawodnika.

Wypracował dla HSV dwanaście bramek w 2. Bundeslidze, ale nie był efemerydą. Rok wcześniej było ich dwadzieścia pięć, jeszcze rok wstecz siedemnaście, dalej osiemnaście, szesnaście, dwadzieścia pięć. Ponad sto goli i asyst na przestrzeni sześciu lat w rozgrywkach, do których polscy ligowcy wzdychają, a następnie potrafią się brutalnie odbić. Wszyscy wiedzieli, że Sonny Kittel to piłkarz z wysokiej półki. Karierę spowolniły mu kontuzje, ale mimo to mógł pochwalić się dorobkiem więcej niż dobrym.

Nie mógł już wskoczyć do Bundesligi, jednak mógł wybrać ligi, do których z Ekstraklasy wyjeżdża się w pogoni za lepszą piłką i lepszą kasą. Turcja, Stany Zjednoczone, Bliski Wschód — te kierunki pojawiały się przy jego nazwisku jako konkretne, poważne oferty, nie tylko spekulacje.

Reklama

Kittel wybrał jednak wyzwanie. Trzeba to tak nazwać, bo odrzucił egzotykę, żeby zmierzyć się z polską ligą. Niegdyś aspirował do reprezentacji Polski, ale Zbigniew Boniek odrzucił jego zaloty. Nad Wisłą bywał, język zna, hymn śpiewa. Mógł czuć z naszym krajem pewną więź i postawić przed samym sobą cel: pokażę im, jak dobry jestem. Chciał zagrać w europejskich pucharach i zgarnąć kilka trofeów, zamiast pójść na łatwiznę i, niczym Mirosław Szymkowiak w Trabzonie, siedzieć w wygodnym miejscu, schodząc tylko do bankomatu, żeby sprawdzić stan konta.

Dlaczego więc wszystko poszło nie tak?

Sonny Kittel odchodzi z Rakowa Częstochowa. Dlaczego mu nie wyszło?

Podczas zgrupowania w Turcji odwiedziłem Raków Częstochowa, spędziłem cały dzień ze sztabem i zawodnikami Medalików. Widziałem treningi oraz przygotowania do nich. Pomyślałem sobie wtedy, że Sonny Kittel wygląda trochę jak ciało obce. Nie chodzi o to, żeby wyciągać wnioski na podstawie krótkiego wycinka, bo przecież były to tylko dwie jednostki treningowe z setek, które Niemiec odbył w Częstochowie. Co więcej, w tle trwały już rozmowy o tym, czy Kittel w ogóle w Rakowie zostanie, czy ten związek ma jeszcze sens. Już gdy “Meczyki” i “WP Sportowe Fakty” poinformowały, że ofensywny pomocnik przenosi się do Australii, usłyszałem, że tak naprawdę Sonny jakiś czas temu usłyszał, że najlepiej byłoby, gdyby znalazł sobie nowy klub.

Biorę to wszystko pod uwagę, gdy myślę o tym, że Kittel nie wyglądał jak część drużyny. Nie zasuwał tak, jak reszta, nie integrował się w trakcie zajęć i przed nimi.

Z drugiej strony podobnie miało to wyglądać od początku. Nikt nie może podważyć ani umiejętności piłkarskich Sonny’ego, ani też jego chęci do pracy jako takiej. Owszem, możemy oceniać, że na treningach nie wyglądał na gościa, który zamierza za wszelką cenę udowodnić, że zasługuje na status gwiazdy; który jest zajarany tym, jak wyglądają treningi Rakowa i to, jak sztab stara się pomagać każdemu z osobna w rozwoju — a jego koledzy z szatni wspominają, że przywiązują do tego dużą uwagę. Mówimy jednak o gościu, który przez lata utrzymał się na bardzo dobrym poziomie w Niemczech. Gdyby nie chciało mu się ciężko pracować, gdyby nie miał odpowiedniej mentalności, nigdy by tego nie osiągnął.

Gdzieś jednak nastąpił zgrzyt i rozjazd oczekiwań obydwu stron. Sonny Kittel otrzymał ponad 30 tysięcy euro miesięcznej pensji (plus dużą premię za podpis), a jego CV sugerowało, że w Ekstraklasie może siedzieć przy jednym stole z kozakami pokroju Josue i patrzeć na resztę z góry. O Niemcu w Częstochowie mówią, że chyba właśnie tak chciał się czuć. Owszem, zasuwać, harować, ale być traktowanym jak postać numer jeden w drużynie. Nie chodzi tylko o liczbę minut spędzanych na boisku, choć miało to ogromny wpływ na rozczarowanie samego Kittela. Ostatnie lata jego kariery w klubach ze znacznie wyższej półki, to regularna gra w pierwszym składzie. Skoro więc po zejściu level niżej został ławkowiczem, frustracja była zrozumiała.

Reklama

Frustracja występowała jednak także po drugiej stronie. Raków funkcjonuje w trybie, w którym w szatni nie ma miejsca dla gości z założenia traktowanych lepiej. Czołowe postaci drużyny same pilnują odpowiedniego poziomu zaangażowania. Mogły oczekiwać, że Sonny dopasuje się do nich, tak jak dopasowywał się każdy inny zawodnik, który chciał zyskać uznanie kolegów i trenera. Pion sportowy i sztab szkoleniowy też liczyły na to, że zawodnik tak drogi i tak dobry, po prostu udowodni jakość na boisku, bez konieczności specjalnego oklaskiwania jego występów.

Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze NarodówBonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów

Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów

  • Postaw kupon singiel za min. 2 zł zawierający zakład na zwycięstwo Biało-Czerwonych w starciu z Portugalczykami
  • Jeśli kupon okaże się wygrany, to na twoje konto bonusowe wpłyną dodatkowe środki w wysokości 600 zł
  • Tylko dla nowych użytkowników. Rejestracja zajmuje 30 sekund!

Kod promocyjny

SUPERWESZŁO

18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.

Raków Częstochowa i Sonny Kittel – niedopasowany transfer

Tarcia były więc nieuniknione. Jesienią huczało od plotek w Niemczech, ale też w Polsce. Media sugerowały, że Sonny Kittel nie jest szczęśliwy w Częstochowie, albo też, że Raków nie jest z niego zadowolony. Sam zainteresowany niezbyt często pokazywał na boisku, że zasługuje na rolę, w której siebie widzi. Z drugiej strony słyszymy też, że bolał go brak docenienia. Chciał czasami usłyszeć, że wykonuje dobrą robotę, a częściej przekaz był ukierunkowany na to, czego mu jeszcze brakuje, nad czym wciąż musi popracować. Znów: dla wielu piłkarzy Medalików to normalne, funkcjonują w takiej rzeczywistości i traktują to jako motywację. Zupełnie na miejscu jest mieć jednak inny pogląd w tej kwestii.

Inna rzecz, że Niemiec opuścił okres przygotowawczy, więc jego forma fizyczna nie była perfekcyjna. Musiał nadrabiać zaległości, a więc mierzyć się nie tylko z nowymi oczekiwaniami względem samej gry, które też nie są małe. Kluczem w udanych transferach pozostaje dla Rakowa sięganie po piłkarzy, którzy potraktują ten klub jak trampolinę, będą głodni rozwoju i zrobią wszystko, czego oczekuje trener, w wierze, że dzięki temu rzeczony progres zanotują.

Tymczasem Kittel miał w Częstochowie problemy taktyczne. Mimo że jest piłkarzem wysokiej klasy, świetnie rozumiejącym grę, okazało się, że nie do końca potrafi się odnaleźć w drużynie Dawida Szwargi. Nie był “dziesiątką”, której Raków szukał, ewoluując w drużynę opartą na posiadaniu piłki, a nie fazach przejściowych. Mówił o tym nawet trener w rozmowie z “TVP Sport”:

– Wydaje mi się, że Sonny też się nie spodziewał tego, jak dużo my oczekujemy od „dziesiątki”, jeżeli chodzi o grę w obronie, intensywność, pracę i o działania jakie ma wykonywać zawodnik bez piłki.

Kittel – hit, który może stać się bardzo drogim kitem. Zaległości treningowe, adaptacja i frustracja

Dawid Szwarga zaznaczał wtedy, że jego zdaniem za pół roku Kittel wszystko już opanuje i będzie błyszczał. Oficjalna narracja była więc taka, nieoficjalnie w tle toczyły się już rozmowy o przyszłości pomocnika. Uczucie niezadowolenia rosło, a podczas okresu przygotowawczego szanse na pozytywne rozwiązanie tej sytuacji — czytaj: pozostanie Sonny’ego w Rakowie i eksplozję jego talentu — malały. Zawodnik narzekał na drobne urazy i problemy zdrowotnie. Zaliczył przeciętne 45 minut w sparingu z NS Mura, w kolejnym nie wyszedł już na boisko, nie znalazł się nawet w kadrze meczowej.

Siedząc wówczas na trybunach stadionu wchodzącego w skład kompleksu “Regnum Carya” usłyszałem, że Niemiec znów narzeka na kontuzję. Drobną, ale jednak. Jeszcze tego samego dnia opuścił zgrupowanie, wrócił do ojczyzny. Tam rozstrzygnęło się, że w koszulce Rakowa więcej go nie zobaczymy. To znaczy: szanse na to są, bo Kittel ma zostać do Western Sydney Wanderers tylko wypożyczony, ale Medaliki chcą się go po prostu pozbyć. Mają nadzieję, że latem Australijczycy go wykupią.

Sonny Kittel wybiera Australię. Jaką lekcję wyciągnie z tego Raków Częstochowa?

Kierunek transferu to kolejna rzecz, która sporo mówi o rozczarowaniu, jakim był Sonny Kittel w Rakowie Częstochowa. Jasne, zimą wiele rynków ma ograniczoną liczbę nowych miejsc pracy dla piłkarzy. Niemiec otrzymał informację, że powinien znaleźć sobie klub, trafiła się Australia, więc lepszy rydz niż nic. Ciężko jednak nie być zaskoczonym, że 31-letni ofensywny pomocnik nie wraca za Odrę, że chętny nie znalazł się właśnie tam. Albo Stany Zjednoczone. Dopiero co Kittel był łączony z klubami MLS, tymczasem przed startem nowego sezonu, gdy trwa kompletowanie kadr, nikt się na niego nie skusił.

W Rakowie nie odmawiają sobie szpileczki.

– Tego sobie życzył. Widocznie to jego poziom – słyszymy od jednej z osób.

Rzeczywiście, w kontekście zaangażowania i chęci Sonny’ego Kittela w kwestii walki o skład oraz status w Rakowie, jest to interesujące, że postanowił zostać hobby playerem. Bo tak trzeba traktować przenosiny do Australii. Według rankingu “Opta”, który klasyfikuje dziesięć tysięcy klubów z całego świata, Western Sydney Wanderers to drużyna na poziomie Ruchu Chorzów i Łódzkiego Klubu Sportowego, ciut gorsza niż Puszcza Niepołomice, trochę lepsza niż Wisła Kraków.

Dla Kittela brzmi to dość brutalnie.

A dla Rakowa Częstochowa? Łatwo powiedzieć, że Medaliki wzięły kozaka i nie potrafiły z niego korzystać. Winę rozłożylibyśmy po obu stronach, mistrzowie Polski na pewno stracili sporo pieniędzy. Najważniejszą lekcją dla klubu spod Jasnej Góry jest jednak co innego. Trust the process. Raków zaszedł bardzo daleko, budując jednocześnie silne oraz stabilne struktury. Rozwijał dział analiz oraz dział skautingu, bardzo mocno na tym polegał. Coraz częściej jednak Medaliki skręcają ku decyzjom, za którymi stoją raczej impulsy. Michał Świerczewski zawsze chciał mieć jak największą wiedzę o zawodniku, Marek Papszun tak samo — to świetne. Nie jest jednak tajemnicą, że w transferze Kittela właściciel klubu i jego wola odegrały znaczącą rolę.

Niektórzy mówią: to zachcianka. Mocne słowo, może zbyt mocne. Pion sportowy nie jest w takich przypadkach całkowicie wyłączony, ale przy okazji różnych ruchów dało się usłyszeć, kto wyraża wątpliwości, a kto mocno naciska. Przykładowo: Adnan Kovacević był oceniany jako ruch ryzykowny, ale wielkim zwolennikiem tego piłkarza był jeszcze Papszun, więc podjęto ryzyko i ekspiłkarz Korony Kielce okazał się totalną klapą; sprawdziły się oceny tych, którzy w niego wątpili. Na przestrzeni lat upadło sporo tematów podsuwanych przez analityków i skautów, na których nosem kręcił sztab, który w końcu zaczął pełnić większą rolę w procesie transferowym.

Krótko mówiąc: zaczęło to wyglądać tak, jak wyglądać nie powinno; ostateczne decyzje zapadały niekoniecznie tam, gdzie powinny. Przywrócenie właściwego balansu będzie jednym z najważniejszych zadań Samuela Cardenasa w Rakowie. W Częstochowie znów muszą zaufać procesowi, żeby przypadek Sonny’ego Kittela już się nie powtórzył.

Na takie pudła Medalików po prostu nie stać.

WIĘCEJ O RAKOWIE CZĘSTOCHOWA:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Ekstraklasa

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

137 komentarzy

Loading...