Reklama

Urbański: To przełomowy czas, ale ja chcę znacznie więcej [WYWIAD]

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

31 stycznia 2024, 11:30 • 9 min czytania 9 komentarzy

Kacper Urbański to największe objawienie tego sezonu wśród Polaków za granicą. 19-latek, który już w 2021 roku zadebiutował we włoskiej ekstraklasie, stał się piłkarzem podstawowego składu Bologny i zapewnia, że nie zamierza się zatrzymywać. Po którym meczu czuł, że najwięcej pokazał? Jakim trenerem jest Thiago Motta? Jak wspomina Sinisę Mihajlovicia? Dlaczego rodzina ma tak duży wpływ na jego karierę? Czy spodziewa się marcowego powołania od Michała Probierza? Zapraszamy. 

Urbański: To przełomowy czas, ale ja chcę znacznie więcej [WYWIAD]

Zakładam, że gdybyś miał dziś sporządzić ranking najbardziej szalonych meczów z twoim udziałem, to ten z Milanem byłby na pierwszym miejscu.

No właśnie miałbym pewne wątpliwości, ale rankingowo na pewno zmieściłby się w top 3. Nie zapominajmy o naszym grudniowym spotkaniu Pucharu Włoch z Interem. Na początku dogrywki zaczęliśmy przegrywać, ale w drugiej części podnieśliśmy się, strzeliliśmy dwa gole i awansowaliśmy.

Spodziewałeś się, że właśnie teraz nadejdzie twój czas czy zostałeś pozytywnie zaskoczony?

Często powtarzam, że wierzę w swoje umiejętności. Czułem, że mój moment się zbliża. Nie na zasadzie, że dokładnie w jakimś konkretnym meczu wszystko się zacznie, ale że w najbliższym czasie wskoczę do składu i będę dostawał więcej szans. A jak już się to stanie, to wykorzystam swoją szansę.

Reklama

Na początku okresu przygotowawczego, gdy wróciłem z wakacji, trener powiedział, że chce mnie widzieć na treningach. A kiedy zakończyło się okno transferowe i miałem już jasność, jak wygląda kadra zespołu, nabrałem przekonania, że wkrótce zacznę zbierać minuty. Moje założenie było takie, żeby w tym sezonie zacząć więcej grać w Serie A i znacznie powiększyć swój dorobek, który wcześniej zamykał się na dwóch występach. To się udaje.

Po którym z ostatnich spotkań najbardziej czułeś, że było w porządku?

Myślę, że fajnie zaprezentowałem się w wyjazdowym meczu z Cagliari, mimo że przegraliśmy. Najbardziej byłem pod grą, oddałem dwa strzały, wyszło mi kilka dryblingów. Wtedy po raz pierwszy rozegrałem 90 minut w Serie A.

Koledzy ci nie dogryzają, że odkąd wskoczyłeś do wyjściowego składu, przestaliście wygrywać?

Fakt, akurat tak się złożyło, ale do tej pory nikt mi takiej szpileczki nie wbijał.

Reklama

Często jesteś chwalony za luz w grze i odważne dryblingi. Nie masz wrażenia, że brakuje jeszcze kropki nad “i” w tych akcjach? Nieraz obiecująco się zaczynają, a na koniec i tak wycofujesz piłkę.

Chcę jak najwięcej dryblować i wchodzić w akcje 1 na 1, taką grę lubię, ale czasami nie jest ona możliwa. Zgadzam się z tym, że mogę robić takich rzeczy więcej i być w nich konkretniejszy. To z czasem nadejdzie, podobnie jak gol czy asysta. Na razie konkretu w ofensywie nie mam, ale nie zamartwiam się z tego powodu.

A jak twoją postawę recenzuje Thiago Motta?

Na osobności nie rozmawiałem z trenerem po tych meczach, ale mocno czuję jego zaufanie.

Pamiętasz go z boiska? Karierę w PSG zakończył dopiero w 2018 roku.

Nie za bardzo, bo nie oglądałem ligi francuskiej, ale później włączałem sobie jego kompilacje w internecie. Chciałem go lepiej poznać. Miał kulturę gry na najwyższym poziomie.

Jakbyś go scharakteryzował od strony trenerskiej? To tym istotniejsze pytanie, że być może mówimy o przyszłym szkoleniowcu Barcelony.

Uważam go za naprawdę świetnego fachowca, bardzo dobrze nam się współpracuje, zarówno w kwestii boiskowej, jak i pozaboiskowej. To typ motywatora. Nie szczędzi pochwał, ale gdy coś mu się nie podoba, w szatni może zrobić się gorąco. U niego nie ma przesady z kwestiami taktycznymi, zwłaszcza jak na włoskie standardy. Dwa czy trzy dni przed meczem trochę się ich przewija, ale przede wszystkim skupiamy się na posiadaniu piłki i małych gierkach. Myślę, że to trener na największe kluby.

Pokazuje to też chyba stylem gry, który Bologna prezentuje.

Zdecydowanie preferuje futbol na “tak”, zawsze wymaga ofensywnej gry, utrzymywania się przy piłce, agresji w grze bez piłki i jakości od wszystkich zawodników. Pod jego wodzą mocno zmieniliśmy sposób grania. Nie ukrywam, że mi to pasuje, bo jako ofensywny zawodnik mogę się bardziej wykazać.

Zainteresowanie Mottą ze strony Barcelony jest tematem w szatni?

On sam powtarza, że skupia się na teraźniejszości i nie myśli o tych sprawach, więc my robimy to samo.

We wszystkich tegorocznych meczach grałeś na lewym skrzydle. Ty natomiast w kilku wywiadach deklarowałeś, że twoja koronna pozycja to środek pola…

Zawsze to powtarzałem i nie wycofuję się z tych słów. Ofensywny środkowy pomocnik – w tej roli czuję się najlepiej, ale trener Motta lubi zawodników wszechstronnych, mogących grać na innych pozycjach. Nie mam żadnego problemu, żeby wystąpić na skrzydle, także na prawym. Najważniejsze, że znajduje się dla mnie miejsce w składzie.

Smakując Serie A z boiska, dostrzegłeś w niej pewne szczegóły, których nie widziałeś z boku?

Raczej nie, aczkolwiek to zupełnie co innego, gdy tydzień w tydzień grasz od początku, zamiast wchodzić na parę minut. Myślę, że mówimy o jednej z trzech, a już na pewno czterech najlepszych lig na świecie, więc nigdy łatwo nie będzie. Pod względem fizycznym i intensywności gry byłem już jednak gotowy na takie wyzwanie, etap dostosowywania się do wymogów seniorskiego grania zakończyłem wcześniej.

Jak porównasz dzisiejszego Kacpra Urbańskiego do tego z maja 2021 roku, gdy doszło do ligowego debiutu?

Jest duża różnica, w każdym aspekcie się rozwinąłem: fizycznym, technicznym, mentalnym. W sumie trudno, żeby było inaczej, skoro od tamtego meczu minęło ponad dwa i pół roku.

Pierwsze dwa spotkania we włoskiej ekstraklasie rozegrałeś u śp. Sinisy Mihajlovicia. 

To powód do dumy. Zostałem dostrzeżony przez legendę Serie A, świetnego trenera i bardzo dobrego człowieka. Miał niesamowitą charyzmę. Wystarczyło, że zaczął mówić, a wszyscy momentalnie kończyli rozmowy i słuchali. Szkoda, że nie mogłem się mocniej przekonać o jego umiejętnościach podczas treningów, bo gdy zacząłem częściej trenować z pierwszym zespołem, choroba już postępowała. Słyszałem jednak wiele historii od kolegów, że wcześniej chętnie ustawiał sobie rzuty wolne i strzelał jak za dawnych czasów. Bramkarz w sumie mógł od razu zejść do szatni, bo Mihajlović co chwila zdejmował pajęczynę z okienka.

Drużynie udawało się unikać niezręczności w relacjach z nim? Z jednej strony coraz bardziej chory trener, z drugiej potrzeba skupienia na codziennej robocie.

Myślę, że sam trener był niesamowicie zmobilizowany do pracy, bo widać było, że mocno wierzył w powrót do zdrowia. A my w takich okolicznościach tym bardziej nie chcieliśmy go zawodzić.

Gdy szybko zadebiutowałeś, spodziewałeś się, że nieco sprawniej wypłyniesz na szersze wody? W poprzednim sezonie grałeś tylko w Primaverze.

Nie ukrywam, że liczyłem wtedy na więcej szans. Musiałem jednak uzbroić się w cierpliwość. W pewnym momencie na pół roku zszedłem do Primavery, ponieważ kończył mi się kontrakt. Gdy podpisaliśmy nowy, wróciłem do pierwszej drużyny.

De facto latem ubiegłego roku przez kilka tygodni pozostawałeś bez klubu.

Tak, byłem wolnym zawodnikiem. Nową umowę podpisałem pod koniec lipca.

Brałeś pod uwagę inne kluby?

Pewne rozmowy się toczyły, ale koniec końców dogadaliśmy się z Bologną i byłem z tego powodu zadowolony. Chciałem być pełnoprawnym piłkarzem pierwszego zespołu i mieć realną perspektywę pokazania się w Serie A, żeby zacząć na poważnie wchodzić do dorosłego futbolu. Dostałem ją.

Niezwykle efektowny gol przeciwko Primaverze Juventusu był przełomem? W internecie rozszedł się szeroko.

Na pewno była to super bramka, mogłem czuć satysfakcję, ale nie sądzę, żeby aż tak wiele zmieniła. Dla mnie przełomem są ostatnie tygodnie.

Jak oceniasz poziom Primavery względem tego, co pamiętasz z Polski?

Nadal nie mówimy o poziomie seniorskim, mogą w niej grać maksymalnie 20-letni zawodnicy, ale jeżeli miałbym porównywać z Centralną Ligą Juniorów, to poziom w Primaverze jest znacznie wyższy. Sporo w niej chłopaków, którzy – tak jak ja – zaliczali już pierwsze występy w Serie A.

Odchodząc do Włoch, miałeś na koncie kilka meczów w Ekstraklasie. Skoro tak, nie nachodziły cię myśli, że może jednak lepiej zostać i najpierw rozwinąć karierę w kraju? Zawodników z Primaverą w CV mamy dziesiątki, większość z nich przepadała. 

Nie miałem żadnego dylematu. Bardzo chciałem odejść i skorzystać z tej szansy. Jak mówiłem, mocno wierzyłem w swoje umiejętności i czułem, że prędzej czy później zacznę grać w Serie A. Nie porównywałem się do innych. Każdy ma swoją ścieżkę kariery, u każdego występują trochę inne okoliczności.

Kolejny raz wspominasz o pewności siebie. Kiedykolwiek ci jej brakowało?

Nie, nigdy. Zawsze byłem przekonany o własnej wartości, chyba po prostu to mam. Wiele daje mi też pomoc rodziców, którzy umożliwiali wykonywanie kolejnych kroków do przodu. Można powiedzieć, że nasze rodzinne życie jest ustawione pod moją karierę. Rodzice z bratem razem ze mną wyjechali do Włoch. Wyjazd w pojedynkę byłby dla mnie bardzo trudny, a tak wiele rzeczy stało się znacznie łatwiejszych.

Jak rodzina odnajduje się we Włoszech?

Bezproblemowo. Rodzicom się tu podoba. Dzięki nim mogę skupiać się tylko na piłce. Tata początkowo pozostawał w kontakcie online ze swoją firmą w Polsce, ale potem całą swoją uwagę skupił na moim rozwoju.

Uważasz tatę za piłkarskiego eksperta?

Zdecydowanie, tak go traktuję. Nieraz trenowaliśmy indywidualnie, to także mi pomogło. Tata zaszczepił we mnie chęć bycia odważnym na boisku. Bez niego nie byłbym takim zawodnikiem, jakim jestem teraz.

Dzięki rodzicom Łukasz Skorupski nie miał wiele pracy w temacie twojej aklimatyzacji?

Rodzice w klubie i szatni przebywać nie mogą (śmiech). Łukasz bardzo mi pomógł i jestem mu za to wdzięczny. Traktuję go jak starszego brata, a sądzę, że on mnie jak młodszego brata. Świetnie się dogadujemy, na wszystkich meczach wyjazdowych jesteśmy razem w pokoju. Cieszę się, że mam go w drużynie. Co nie znaczy, że w życiu szatniowym opieram się tylko na Łukaszu i ciągle jestem w jego cieniu. Na początku sezonu większość chłopaków już mnie znała, nie musiałem się przedstawiać.

Jak u ciebie z językiem włoskim po tych kilku latach?

Powiedziałbym, że w jakichś osiemdziesięciu procentach już ten język znam. Wszystko rozumiem i swobodnie w nim rozmawiam. Udzieliłem już kilku przedmeczowych i pomeczowych wywiadów po włosku, dla DAZN i tak dalej. W rozmowach szatniowych nawet sam angielski by mi wystarczył, prawie wszyscy w nim mówią, ale dla codziennego komfortu znajomość włoskiego robi olbrzymią różnicę.

Nie boisz się deklarować ambitnych celów. Tytuł wywiadu z Tymkiem Kobielą z lata ubiegłego roku brzmi: “Chcę wygrać Ligę Mistrzów i mistrzostwa świata”.

Zawsze trzeba mierzyć wysoko. Jeżeli tego nie robisz, dość łatwo stracić wewnętrzną motywację. Gdy zbyt szybko osiągniesz cel, na przykład rozegrasz 10 meczów w lidze i właśnie tego chciałeś, to dalej nic za tym może nie pójść. Ja nie zamierzam się zatrzymywać.

Z Bologną Ligi Mistrzów raczej nie wygrasz, ale pojawiła się realna szansa, żebyś w jej barwach zadebiutował w europejskich pucharach.

Trudno nie zerkać w tym kierunku, gdy tracisz trzy punkty do czwartego miejsca. Wszyscy w drużynie widzą tu światełko w tunelu. Skoro jest możliwość powalczyć, to powalczymy, ale zbytnio do przodu nie wybiegamy. Jedziemy z meczu na mecz.

19-latek regularnie grający w Serie A. Z nadziejami będziesz zerkał na marcowe powołania?

Chcę udowadniać na boisku, że jestem gotowy na reprezentację, ale decyzja należy do selekcjonera. Myślę, że jakieś podstawy się pojawiły, ale jeśli skończy się na powołaniu do kadry U-21, nie będę obrażony czy rozczarowany. Reprezentowanie swojego kraju jest najważniejsze. Czuję się szczęśliwy, gdy gram z orzełkiem na piersi.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O WŁOSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

9 komentarzy

Loading...