Nenad Bjelica w środę uderzył piłkarza, a w czwartek dostał karę. Wyobrażacie sobie coś takiego w Polsce? Ja nie.
To znaczy to, że ktoś kogoś bije w trakcie meczu, jak najbardziej sobie wyobrażam, choć nie muszę – wszyscy widzieliśmy, jak w łeb dostawali sędziowie czy piłkarze (albo jak to się teraz mówi: jak była naruszona ich nietykalność cielesna).
Natomiast tego, że jednego dnia jest przewinienie, a następnego kara wyobrazić sobie już nie potrafię.
Niemcom zajęło mniej niż 24 godziny ukaranie Bjelicy. Nie potrzeba było go nigdzie wzywać, przesłuchiwać jakichś świadków, zbierać się w gronie 30 sędziów. Nie – obejrzano materiał, uznano, że jest podstawa do ukarania szkoleniowca i tyle, tak się stało. A to jeszcze całkiem surowo, skoro Bjelicę zawieszono na trzy mecze. Tyle, to potrafi w Polsce dostać zawodnik, który wślizgiem robi zamach na zdrowie przeciwnika. Tam go Chorwat trochę smyrnął, w gruncie rzeczy nic groźnego, ale słusznie uznano – tak być nie powinno.
Trzy mecze odpoczywasz i cześć.
Ale już zostawmy wysokość kary, najbardziej imponuje mi szybkość, z jaką ją wymierzono. W Ekstraklasie to absolutnie niemożliwe – nie ma właściwie żadnych szans, żeby jednego dnia było przewinienie, a drugiego kara. Zawsze trzeba czekać, czasem nawet nie wiadomo na co, aż się łaskawie ta czy tamta komisja zbierze.
Moim zdaniem jeśli członkowie komisji nie mają czasu reagować szybko, to powinni się zająć czymś innym, na przykład rozwiązywaniem krzyżówek. Z tym śpieszyć się nie trzeba.
Zresztą spójrzcie na sprawę Feio – ile to się już ciągnie, rany boskie. Nawet nie pamiętam, kiedy to było, gdy Portugalczyk rzucał tacką, obrażał rzeczniczkę. Nie pamiętam już konkretnej daty tej kuriozalnej konferencji, gdy siedział obok Jakubasa zadowolony, bo przyszedł jak lokalny urwis z ojcem do szkoły. Nie pamiętam, ale wiem jedno – nie było to wczoraj. Było to dawno.
Nie wyobrażam sobie, by Niemcy dopuścili do czegoś podobnego. Feio zostałby szybko spacyfikowany i dwa razy zastanowiłby się, czy aby na pewno warto rzucać tackami w ludzi – o ile w ogóle miałby tam jeszcze możliwość pracy w sporcie.
U nas tacką rzucił, rzeczniczkę zwyzywał, śmieszną karę dostał, ale nawet z wykonaniem tej śmiesznej kary jest problem, bo odwołania i inne cudy. Zanim w Polsce zdążymy przejść całą ścieżkę prawną z Feio, to Niemcy tego Bjelicę zdążą zawiesić, potem zwolnić, zatrudnić gdzie indziej i jeszcze raz zwolnić.
Rozumiem, że nie możemy się równać z poważną piłką na poziomie sportowym, finansowym, ale o własne prawo chyba można zadbać na odpowiednim poziomie.
Tyle że nie – jak widać, nie można.
WIĘCEJ NA WESZŁO: