Sevilla dobrze czuje się w towarzystwie Celty, Granady czy Cadizu. Jest jedną z gorszych drużyn tego sezonu La Liga i niewiele wskazuje na to, że stać ją na coś więcej niż utrzymanie kosztem tych jeszcze słabszych. Z Atletico była skazywana na pożarcie i, zgodnie z przypuszczeniami, została pożarta.
Co sprawia, że Sevilla jest słabsza, a Atletico mocniejsze? Nie ma tu miejsca na wydumaną analizę — w Madrycie mają lepszych piłkarzy, trenera, więcej pieniędzy. Rzuca się czasem taką niewiele znaczącą sentencję, że owe pieniądze nie grają, ale każdy zdaje sobie sprawę, że to wierutna bzdura. Szczególnie gdy ogląda się mecze, w których wprost widać, kto jest tym bogatszym. Mecze jak ten Atletico z Sevillą.
Atletico — Sevilla 1:0. Griezmann też może się poślizgnąć
Antoine Griezmann jest wart dla ekipy Diego Simeone tyle, że pewnie nawet trudno sobie wyobrazić taką kwotę. Najlepszy piłkarz Rojiblancos potrafi w pojedynkę demolować rywali, strzela aż miło, podaje w punkt. Jest też jednak tylko człowiekiem i czasem może mieć po prostu pecha. Miał zresztą w 26. minucie meczu z Sevillą.
Francuz stanął przed ogromną szansą, kiedy gospodarzom udało się wywalczyć rzut karny. Taka okazja przy bezbramkowym remisie to zawsze nie lada gratka — spora szansa na gola i objęcie prowadzenia, w dodatku wywalczona niewielkim wysiłkiem. Tym bardziej szkoda tych źle strzelonych rzutów karnych. Tym bardziej szkoda tego właśnie rzutu karnego.
Taka prozaiczna sprawa. Griezmann podbiegł do piłki i się poślizgnął. Gość jest jednym z najlepszych graczy w tej lidze i kiedy miał tak naprawdę dopełnić formalności, po prostu się poślizgnął. Zdarza się.
Pachniało bramką, śmierdziało remisem
W pierwszej części meczu kilka razy oglądaliśmy Atletico wchodzące z dużą łatwością w pole karne gości, ale nic z tego nie wynikało. Jeden celny strzał, optyczna przewaga. Tyle. Sevilla wybijała piłkę w bardzo pokraczny sposób i w obronie nie wyglądała zbyt solidnie. Pewnie właśnie dlatego pachniało bramką, która w ciągu pierwszych trzech kwadransów nie padła.
Gdy przez dłuższy czas utrzymuje się wynik 0:0, to powoli zaczyna nam śmierdzieć remisem. Bezbramkowa pierwsza połowa rzadko wróży dobrze drugiej odsłonie meczu. Po zmianie stron sprytnej przewrotki spróbował Griezmann, później inny celny strzał skutecznie sparował Orjan Nyland. Ponad godzina gry i nadal bez goli…
Czasem jednak znajdzie się ktoś, kto potrafi przełamać impas. Zwykle nie byle jaki ktoś — najczęściej to ci najlepsi, najdrożsi, najbardziej doświadczeni, najlepiej opłacani. Czasem lekko przykurzeni.
Gol na wagę złota
Wreszcie wpadło, bo po prostu musiało wpaść. Atletico lepiej odnajduje się w meczach z drużynami, które mają do zaoferowania coś więcej niż daleki, rozpaczliwy wykop, ale nie znaczy to, że będzie miało problemy z kiepską Sevillą. Nie wygra może 5:0, ale czasem wystarczy jeden gol, za którego też przyznają awans do kolejnej fazy Pucharu Króla.
Trafienie Memphisa Depaya nie było zbyt urodziwe. Dało jednak zwycięstwo i było kolejnym dowodem na to, co nieuniknione — lepsi muszą lać słabszych.
Obie ekipy niby pływają w tym samym morzu, ale przy przeciwległych brzegach. Atletico walczy o miejsca w Lidze Mistrzów i pozostaje w grze o krajowy puchar. Sevilla bije się o pozostanie w La Lidze na przyszły sezon i została wyrzucona z rozgrywek o Puchar Króla.
I to widać.
Atletico — Sevilla 1:0 (0:0)
M. Depay 79′
CZYTAJ WIĘCEJ O HISZPAŃSKIEJ PIŁCE:
- Barca ma przyszłość, ale nie z Xavim. Ile można kręcić się w kółko [KOMENTARZ]
- Za kulisami wielkiej piłki. Jak brat Guardioli zbudował potęgę Girony
- Więcej Pedrich i Araujo. Dlaczego Barca rusza po Lucasa Bergvalla
- Instrukcja obsługi gwiazd Realu. Jakie ich słabości pokazały derby
Fot. Newspix