Ledwo Ruch Chorzów wylądował w Turcji i dopiero zaczął serię sparingów, a już zdążył doświadczyć tutejszych problemów. I bynajmniej nie chodzi o pogodę, bo ta od kilku dni w Belek jest naprawdę dobra. A jeśli ligowcom nie przeszkadza wiatr i deszcz, oczywiście musi chodzić o tureckich sędziów, którzy tym razem odstawili kryminał tuż przed nosem Janusza Niedźwiedzia, solenizanta obchodzącego dzisiaj 42. urodziny.
Ruch zremisował mecz kontrolny z węgierskim Kecskemeti 1:1. Najpierw bramkę na początku rywalizacji zapakował Miłosz Kozak, a w drugiej połowie wyrównał Akos Szendrei. I z jednej strony wynik nie ma tutaj przecież większego znaczenia, w końcu to tylko sparing, ale z drugiej nikt nie lubi czuć się oszukany. Po ostatnim gwizdku piłkarze nie mogli przeboleć, że w końcówce meczu nie dostali rzutu karnego. Ale sędzia główny nie zauważył lub po prostu nie chciał zauważyć ewidentnego faulu na nowym nabytku “Niebieskich” – Adamie Vlkanovie wypożyczonym z Viktorii Pilzno.
Ruch Chorzów okradziony z rzutu karnego
Czeski pomocnik wparował w pole karne i szykował się do oddania strzału, ale bezpardonowo wjechał w niego węgierski obrońca. Może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że z piłką zabrał także jego nogi. Wtedy cała ławka trenerska poderwała się do linii bocznej i krzyczała jak szalona na czele z Januszem Niedźwiedziem, ale naprawdę trudno było się temu dziwić. To był wałek wieczoru. – Nie zajmujemy się tym. To jest Turcja, tutaj nie ma VAR-u. W lidze jest, więc nie będzie żadnych wątpliwości. Sędziowanie zostawmy sędziom, skupmy się na pracy – powiedział nam później trener Niedźwiedź, szybko ucinając temat.
Jeśli chodzi o samą grę, cóż, Ruch na pewno ma do poprawy wyjście z piłką od własnego pola karnego. Kilka razy zalążek akcji beniaminka kończył się na aucie albo przejęciu piłki przez Węgrów, którzy potrafili z takich prezentów zrobić trochę szumu. Raz Buchalik musiał mocno się wysilić, broniąc okienka, a innym razem nie miał żadnych szans. Choć trzeba uczciwie przyznać, że więcej roboty na linii miał bramkarz po przeciwnej stronie boiska. Gdyby tylko Kozak czy Szczepan odrobinę lepiej nastawili celowniki, na pewno coś jeszcze wpadłoby do sieci i nie pisalibyśmy, że błąd arbitra wypaczył wynik. – Z jednej strony zawsze powtarzam, że nawet w meczach kontrolnych interesują mnie zwycięstwa, więc nie do końca jestem zadowolony i zespół zapewne też. Mieliśmy kilka sytuacji, które powinniśmy byli zamienić na gola. A z drugiej strony ważne jest to, jak pracujemy na treningach i jak zawodnicy rosną każdego dnia. Na widok ich poprawy serce rośnie – skomentował trener Niedźwiedź.
To nie koniec zbrojeń Ruchu. “Czekamy na kolejnych piłkarzy”
Warto dodać, że w akcji na tle wicemistrza Węgier zobaczyliśmy prawie wszystkie zimowe transfery Ruchu. Dobrze wypadł wspomniany już Vlkanova, nieźle Patryk Stępiński. Nie przekonali natomiast Robert Dadok czy Mike Huras – ten drugi miał mniej pola do pokazania się, zszedł z boiska z urazem. Z kolei Dante Stipica nie strzelił sobie gola, co można uznać za jakiś progres. A czy kadra Ruchu, która pojechała do Belek, jest już zamknięta i gotowa do walki o ratowanie Ekstraklasy? Trener Niedźwiedź odpowiedział bez wahania: – Absolutnie nie. Czekamy na kolejnych zawodników, ale jeszcze zobaczymy, kiedy przyjdą.
A pytanie, czy z okazji urodzin wychyli tego wieczora w hotelu coś mocniejszego, skwitował szerokim uśmiechem i słowami: – Na zgrupowaniu jest taki moment, kiedy trzeba usiąść i budować atmosferę poza boiskiem. To ten moment. Praca pracą, ciężko i dobrze trenujemy, ale kiedy jest czas na regenerację czy żarty, w tej szatni też będą miały one miejsce.
WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZE ZGRUPOWANIA W TURCJI:
- Raport z Turcji: Morishita daje nadzieję, Dias budzi niepokój
- “Twoje nazwisko brzmi znajomo!”, czyli polskie ślady na zimowym obozie w Turcji
- Raport z Turcji: Radomiak z Mercedesem w garażu, a Serbowie z czarodziejem
- Sztylka: Moje zwolnienie ze Śląska? Zero klasy i profesjonalizmu
Fot. Newspix