W sparingu Legii Warszawa sędzia najpierw odesłał do szatni Josue wraz z piłkarzem przeciwnej drużyny, a potem chciał powtórzyć ten manewr z Arturem Jędrzejczykiem, którego uratowało wstawiennictwo kolegi z zespołu. W Belek tym razem nie padało, a iskrzyło. Ligowcy w Turcji powoli się rozkręcają, a na miejscu są już niemal w komplecie.
Legia z Ordabasami zagrała już po raz trzeci w tym sezonie, aż przypomniały się czasy sprzed reformy Ekstraklasy, gdy ligowcy wpadali na siebie ciut częściej, dzięki dzieleniu tabeli na pół. Wojskowi wcześniej wpadli na Kazachów w europejskich pucharach, co zresztą okazało się przeszkodą trudniejszą niż przypuszczano. Wstępne zapoznanie się z drużyną z Szymkentu kazało sugerować, że nawet w sparingu Ordabasy będą maksymalnie nakręcone.
– Zdawaliśmy sobie sprawę, że w niektórych sytuacjach lubią grać ostro – przyznał nam po fakcie Inaki Astiz.
Po fakcie, czyli po kilku poważniejszych starciach. Mocno poturbowany został Ryoya Morishita; on akurat Kazachów pamiętać nie mógł. W pamięć musiał im za to zapaść Josue, którego – jak to z Josue bywa – próbowano wyprowadzić z równowagi. Skutecznie, bo tuż przed przerwą sędzia podbiegł do ławki rezerwowych i zakomunikował Koście Runjaiciowi:
– Kapitan out.
Geniuszom wolno więcej. Czy „nielubiany” Josue powinien zostać w Legii? [KOMENTARZ]
Chwilę wcześniej Legia wyszła ze świetnym atakiem, który Ordabasy próbowały przerwać faulem. Nie wyszło, więc dogrywkę wzięto na Portugalczyku. Celowo zahaczony Josue postawił się przeciwnikowi, na czym najwięcej stracił Morishita. Japończyk, zasłużenie chwalony przez sztab wicemistrzów Polski za kolejne sygnały, że nie jest to pierwszy lepszy grajek, miał na nodze piłkę na wagę podwyższenia prowadzenia.
Arbiter jednak zabrał mu gola, zabierając się do rozdzielania sposobiących się do bitki rywali. Do szatni przedwcześnie zjechał także piłkarz zespołu z Kazachstanu, a po zmianie stron sytuacja mogła się powtórzyć. Tym razem podpuszczony został Artur Jędrzejczyk. Sprawę uratował niedoszły koszmar holenderskich ochroniarzy, Radovan Pankov, który zaapelował do sędziego, żeby oszczędzał zawodników, bo w takim okresie ponad wszystko liczą się złapane minuty.
Zgrupowanie w Turcji. Legia Warszawa wygrała z Ordabasami Szymkent
W Legii na ten moment czas gry rozdzielają po równo, ale lada chwila ma się to zmienić. Inaki Astiz, który rozmawiał z dziennikarzami po meczu, zasugerował, że granie na dwie jedenastki wkrótce się skończy, a więcej czasu będą otrzymywać ci, którzy zbliżą się do wyjściowego składu. Póki co obowiązują co najwyżej wyjątki od reguły.
Dłużej gra Marco Burch, którego najzwyczajniej w świecie trzeba zbudować. Jesień zupełnie stracił, zebrał ledwie pięć, w dodatku niepełnych, gier w lidze. A to przecież inwestycja: 23 latek z przetarciem w młodzieżówkach reprezentacji Szwajcarii, który kosztował ponad 600 tysięcy euro. Jeśli ma być z niego pożytek wiosną – w co celuje sztab Legii – Burch musi poczuć się pewnie.
Takie problemy powoli przestaje mieć Bartosz Kapustka. Odejście Bartosza Slisza, a wcześniej także Patryka Sokołowskiego, i kontuzja Juergena Celhaki sprawiają, że w drugiej linii Legii zrobiło się ciut zbyt luźno. W sparingu z Ordabasami na “szóstce” zagrał nawet Rafał Augustyniak, o którym usłyszeliśmy:
– Dawno nie grał na tej pozycji. Sprawdzamy, jak funkcjonuje. Zachowania na tej pozycji, po dłuższej przerwie, są dla niego nowe.
Ryoya Morishita w sparingach Legii wygląda obiecująco. Z Ordabasami z gola “obrabował” go sędzia, który zatrzymał akcję, żeby zająć się bójką na boisku
Mniejsza konkurencja oznacza więcej szans dla wspomnianego Kapustki. Wiadomo, ile czasu już stracił. Transfermarkt wylicza bardzo precyzyjnie: 413 dni. Sześćdziesiąt pięć gier. To tylko efekt kontuzji odniesionych w Legii, wcześniejszych dolegliwości nie bierzemy pod uwagę. Kapustka w pewnym sensie nadal jest obietnicą, choć innego kalibru. Nie ma sensu dywagować o tym, czy 27-latek podejmie jeszcze rękawice poza granicami kraju, czy zaliczy spektakularny powrót do reprezentacji Polski.
Postawmy na metodę małych kroków. Najpierw niech sprosta Legii i zadaniu oczarowania Ekstraklasy. W naszym niedawnym wywiadzie z Marcinem Budzińskim padło:
“Co on takiego w sobie miał?
Ma dalej, ale był wtedy w formie, bardzo pewny siebie, wszystko mu wychodziło. Widać było to i w Ekstraklasie, i na Euro, do którego dobrze podszedł mentalnie, bo się nie spalił, tylko wyszedł i grał swoje”.
Budziński: Otaczała mnie zła aura. Robiłem liczby, a nie miałem ofert
Ma dalej. Zdecydowanie. Łaknął gry, minut, ale przede wszystkim piłki przy nodze. Z nią czuł się najlepiej, z nią potrafił zdziałać najwięcej. Myślał i grał nieszablonowo. Nie piszmy peanów, nie twórzmy hurraoptymistycznej narracji, ale Inaki Astiz uśmiechał się, gdy przyszło mówić właśnie o Kapustce:
– Prezentuje się coraz lepiej. To bardzo ważny zawodnik, wicekapitan drużyny. W poprzedniej rundzie brakowało mu minut, miał problemy zdrowotne. Sądzę, że teraz czuje się dobrze. Zawodników można rozwijać tylko wtedy, gdy wiedzą, w jakim są momencie. Każdy, kto nie gra, potrzebuje czasu i łapania minut: najpierw 45, potem 60. Nieco go oszczędzamy, dużo z nim rozmawiamy i robimy wszystko, żeby był jak najlepiej przygotowany do meczu.
Morishita, Kapustka. Dwa wyraźne plusiki. Dwa potencjalne wzmocnienia przed drugą, bardzo wymagającą, częścią sezonu.
Legia Warszawa wygrywa pierwszy sparing na obozie🔥
Wystarczył jeden strzał i… wielki błąd bramkarza. pic.twitter.com/CEbYUc1ytB
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) January 20, 2024
Ryoya Morishita daje nadzieję. Gil Dias powodem do niepokoju
Na Japończyka patrzeć trzeba z uwagą nie tylko dlatego, że w ojczyźnie zbierał dużo pochwał, że wychwalano jego ambicje i chęć zaistnienia w wielkiej piłce śladem kolegów, z którymi na Uniwersjadzie ogrywał Brazylię – jednym z nich był Kaoru Mitoma, obecnie gracz Brighton. W Legii mają świadomość, jak uniwersalnym zawodnikiem jest Morishita.
– Może występować na lewej i prawej stronie. Wiemy, jaką ma dynamikę, może wiele dać drużynie – Astiz uchyla rąbka tajemnicy.
Dariusz Mioduski w sobotę przyleciał do Antalyi i pojechał prosto na mecz Legii Warszawa. Po sparingu rozmawiał z młodymi kibicami i robił sobie z nimi zdjęcia
“Obsługiwanie” obydwu stron wydaje się kluczowe, gdy zerkamy na Gila Diasa. Cholera, chłopak swoje w życiu pokopał. Tu Fiorentina, tam Benfica, gdzieś po drodze Monaco, Granada, Stuttgart i Nottingham Forest. Siłą rzeczy musiał coś podłapać, podpatrzeć, nawet jeśli największą korzyścią z niektórych przygód była szansa trenowania na wyższej intensywności, z lepszymi zawodnikami.
Problem w tym, że zupełnie tego nie widać.
Jak odradza się Kapustka, jak iskierki nadziei odpala Morishita, tak Portugalczyk dalej sprawia wrażenie piątego koła u wozu. Z Ordabasami raz zaprezentował pokrętło i przełożył rywala. Nic z tego nie wynikło, bramkarz bez problemów opanował piłkę. Reszta jego zagrań z meczu to straty, bezpieczne wybory, kompletnie neutralne dla przebiegu gry decyzje. Łukasz Olkowicz w artykułach o Josue zdradzał, że Portugalczycy początkowo nabijali się z niezbyt rozwiniętego technicznie Yuriego Ribeiro?
Strach pomyśleć, jaką opinię o Diasu wyrobili sobie po paru miesiącach obcowania z tym gagatkiem.
Gdy jednak nie trzeba było zagłębiać się w personalia, defensywa Legii Warszawa jako całość wyglądała zadowalająco. Przynajmniej zdaniem Inakiego Astiza.
– W niektórych aspektach, zwłaszcza w fazach przejściowych, powinniśmy prezentować się lepiej, bo straciliśmy przez to wiele bramek w lidze. Staramy się nad tym pracować, zwracamy na to uwagę zawodnikom. Wydaje mi się, że na razie wyglądamy dobrze. Wiedzieliśmy, że Ordabasy to bezpośrednia drużyna i nieźle sobie poradziliśmy. Czasami brakowało komunikacji, ale to pojedyncze sytuacje.
Teraz czas na powtarzalność, ale najpierw – odpoczynek. Niedziela będzie dla zawodników Legii Warszawa luźniejsza. Zresztą: nie tylko dla nich. Ci, którzy mają już za sobą pierwsze przetarcie na tureckiej ziemi, zagwarantowali sobie krótki odpoczynek. Kolejny sparing Wojskowi zagrają dopiero za pięć dni, gdy zmierzą się z Rapidem Wiedeń. Rywal będzie znacznie silniejszy: w rankingu “Opta” Austriaków i Kazachów dzieli blisko pięćset miejsc. Silniejszy będzie też skład Legii, w którym więcej minut ma dostać potencjalna wyjściowa jedenastka.
Do tego czasu legionistom zostanie podglądanie tego, co słychać u ligowych rywali, którzy odwdzięczają się tym samym. Na trybunach spotkaliśmy przedstawicieli Cracovii, Radomiaka, Pogoni i pierwszoligowej Lechii Gdańsk. Taki urok Turcji, wszystko widać jak na dłoni. W okolicach Belek zameldowali się już prawie wszyscy, których oczekiwano. Jako ostatni do Antalyi wylądują Warta oraz Widzew.
Co ważniejsze: jesteśmy też i my. W najbliższych dniach spodziewajcie się licznych korespondencji, wywiadów i reportaży ze zgrupowania. Obiecujemy, że nic nam nie umknie!
Legia Warszawa – Ordabasy Szymkent 1:0 (1:0)
Elitim 33′
WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:
- Bartosz Slisz krok od MLS. Legia Warszawa nie ściągnie jego następcy?
- Pamiętacie jeszcze o istnieniu Charatina? Księgowa w Legii na pewno pamięta…
- Na podbój MLS. Co czeka Bartosza Slisza w Atlancie?
fot. FotoPyK