Skra Częstochowa może za chwilę zniknąć z piłkarskiej mapy Polski, więc nie zamierzamy nabijać się z jej sytuacji, ale… naprawdę dawno nie słyszeliśmy o tak kuriozalnej przyczynie możliwego upadku klubu. Drugoligowiec wybudował stadion bez trybun i może przez to wylądować na dnie. Brak trybun oznacza brak licencji. Brak licencji to powrót do A-klasy. Skra ma jeszcze kilka miesięcy na skołowanie dwóch tysięcy miejsc dla publiczności. Potrzebuje na to pięć milionów złotych. Skończyły jej się pomysły. Czeka jak na wyrok. Może uratować ją tylko miasto, lecz chyba nie chce.
Klub z Częstochowy dostał od PZPN-u dwa lata na dostosowanie obiektu do wymogów licencyjnych. Stawał na głowie, zabiegał o dofinansowania, wykładał środki z klubowej kasy, ratusz mu w niczym nie pomógł.
Własnymi zasobami zrobił wszystko oprócz trybun.
Twierdzi, że bez trybun nie zagra nawet w okręgówce.
Termin mija wraz z końcem sezonu.
Biedny klub stara się jak może
Kiedy Skra robiła w 2021 roku historyczny awans do pierwszej ligi, miała jeden z najmniejszych budżetów w stawce. Była typowym kopciuszkiem – nie tylko bez pieniędzy, ale też struktur, stadionu czy nawet trawiastego boiska do treningów (zajęcia organizowała poza Częstochową). Jej obiekt nie spełniał szeregu wymogów wyższej ligi – nie miał podgrzewanej murawy, nie zgadzała się liczba krzesełek (ledwie 990), oświetlenie było zbyt słabe (550 luxów). Oczywiste stało się, że Skra u siebie nie pogra.
Gdy składała papiery o licencję, zadeklarowała grę w Sosnowcu. Wycofała się z tego pomysłu, bo wynajem okazał się zbyt drogi. I to nie tylko w Sosnowcu, ale w sumie… wszędzie. W Katowicach, Tychach czy Niepołomicach także, o czym prezes klubu mówił otwartym tekstem. Częstochowskie biedaki nie miały gdzie grać. Wybrali możliwie najbardziej awaryjny scenariusz: beniaminek rozegrał prawie wszystkie domowe mecze w sezonie na stadionach przeciwników, którym było to całkiem na rękę, bo każdy woli grać u siebie niż na wyjeździe.
Tak mniej więcej wyglądają realia finansowe częstochowskiego klubu.
Cotygodniowe wyjazdy nie okazały się przeszkodą w wywalczeniu utrzymania. Do sukcesu sportowego Skra chciała dołożyć ten infrastrukturalny. W ratuszu nie miała czego szukać, bo wiadomo, jak ochoczo Częstochowa inwestuje w obiekty sportowe. Próbowała, ale bez skutku. Odbiła się także od MOSiR-u, do którego wystosowała oficjalny wniosek z zapytaniem o możliwość rozgrywania ligowych spotkań na stadionie Rakowa. Nawet nie otrzymała odpowiedzi. Wywalczyła pięć milionów złotych z rządowego Polskiego Ładu. Jej projekt na powiększenie i dostosowanie schludnego budynku klubowego wygrał w budżecie obywatelskim. Pojawiły się jakieś perspektywy.
Pieniądze z Polskiego Ładu przeznaczyła na wymianę murawy, instalację podgrzewanej płyty, naprawę odprowadzania wody i nowe oświetlenie.
W międzyczasie, pomiędzy kwietniem 2022 a kwietniem 2023, drużyna przyjmowała rywali w Bełchatowie.
W kwietniu 2023 wróciła na swój obiekt przy Loretańskiej.
Nie ma trybun
Jak to możliwe, że w Częstochowie powstał stadion bez trybun?
Dzwonimy do prezesa częstochowskiego klubu.
Artur Szymczyk: – Dlaczego stadion Skry nie ma trybun? Myślę, że nawet dyrektor MOSiR-u nie udzieli tej odpowiedzi, więc ja tym bardziej. Trzeba zadać to pytanie miastu, może rzecznikowi? Chociaż kiedy ostatnio rzecznik wypowiadał się na temat obiektu, to nie miał pojęcia, o czym mówi. Czekamy na rozstrzygnięcia ze strony miasta, czy podejmie rękawicę i zajmie się tym tematem.
– Z ręką na sercu – wierzy pan w to?
Artur Szymczyk: – Rozmawiam z miastem od połowy tamtego roku. I ja już nie wiem, w co mam wierzyć. Ja po prostu nie dowierzam, że można mieć obiekt sportowy bez trybun, bez względu na to, czy to dwunaste miasto co do wielkości w kraju, czy jakąś wioska. Nie dowierzam.
– Bez marudzenia braliście kolejne modernizacje na siebie, liczyliście, że miasto pomoże wam chociaż z tymi trybunami?
Artur Szymczyk: – Mieliśmy pięć milionów z Polskiego Ładu. Klub nie dostał tych pieniędzy za ładne oczy, klub o nie, że tak powiem, mocno zabiegał. Do tego 1,17 mln z wygranego projektu w budżecie obywatelskim. Oprócz tego klub dołożył jeszcze cztery miliony. Zainwestowaliśmy prywatne środki w majątek miasta. Inaczej ten obiekt nie wyglądałby tak, jak dziś wygląda. Mamy teraz swoje kłopoty. Budżet nam się rozjechał. Po osiemnastu latach funkcjonowania w tym klubie stwierdziłem, że dość tych prezentów, które robiłem przez lata jako prywatna osoba. Czekam na ruch miasta. To obiekt miejski. Gdybym kupił te trybuny, nikt by mi za nie nie oddał. Od osiemnastu lat finansuję klub, więc myślę, że domknięcie przebudowy infrastruktury może leżeć po stronie miasta.
Ratusz nie zamierza jednak pomagać. Wysyłał nawet do klubu oficjalne pismo, w którym ubolewa, że w 2024 roku nie znajdzie żadnych środków na pomoc, bo znalazł się w słabej kondycji finansowej.
Nie istnieje żadna inna realna opcja na rozwiązanie tego problemu.
– Zewnętrzne dofinansowania?
Artur Szymczyk: – Nie ma takich. Klub musiałby sam sfinansować sobie taką trybunę. Nie jest łatwo pozyskać kredyt czy leasing na coś takiego jak trybuna. To dość skomplikowana materia. Można byłoby wziąć jakąś pożyczkę, ale z tego, co wiem, banki niezbyt przychylnie patrzą na kredytowanie klubów sportowych. Prowadziłem już takie rozmowy. Gdy wychodziło, że jesteśmy klubem sportowym, to dostawaliśmy odmowę z automatu. Nie chodzi tylko o Skrę. Podejrzewam, że Lech też nie dostałby kredytu na infrastrukturę stadionową.
Jedynym poważnym problemem są na ten moment pieniądze. Wcześniej kłopot stanowiły jeszcze sprawy terytorialne, ale to przeszkoda, którą w bardzo łatwy sposób da się ominąć. O co chodzi? Boisko Skry jest położone na bardzo małej i wąskiej działce. – Jest tak mała, że jesteśmy w stanie postawić tylko jedną trybunę za bramką – precyzuje obrazowo Szymczyk. Trybuna na dwa tysiące osób umieszczona wzdłuż linii bocznej najzwyczajniej w świecie nie zmieści się na miejskiej działce. Konstrukcja musi zajmować też część sąsiedniej ziemi. Należy ona do PKP.
Na czym polegał problem? Miasto ma w tej materii twarde zasady: nawet gdyby miało możliwości finansowe, to nie wybudowałoby absolutnie niczego na ziemiach, które do niego nie należą. Do powstania trybuny potrzebne było więc nie tylko pięć milionów, ale też przejęcie od PKP przystadionowego terytorium. Ratusz proponuje za ten skrawek ziemi jakąś inną działkę w zamian.
Artur Szymczyk: – Rozmowy miasta i kolei trwają. Są na dobrej drodze. Działka została już wydzielona i tematem jest teraz to, który grunt mógłby w zamian trafić do PKP.
– Wiedzieliście wcześniej, że powstanie taki problem czy pojawił się on dopiero po modernizacji?
Artur Szymczyk: – Wiedzieliśmy.
– Załatwiany jest na ostatnią chwilę.
Artur Szymczyk: – Miasto powinno znacznie szybciej rozmawiać z PKP o zamianie działki. Takie rzeczy potrzebują zazwyczaj trochę czasu. To tematy urzędowe – biurokracja, przetargi i tak dalej. Miasto przespało ostatnie dwa lata. Od dwóch lat powinno rozmawiać z koleją, a dogaduje to dopiero teraz. Widząc, jak długo trwają te czynności, postaraliśmy się o zabezpieczenie możliwości postawienia trybuny na nowym gruncie. Od maja 2023 roku wynajmujemy ten teren od PKP. Płacimy normalnie comiesięczny czynsz, żeby trybuna mogła tam stanąć.
Miasto nie wybuduje niczego, dopóki grunt nie jest jego własnością.
Ale może wcale nie trzeba czegoś budować?
Prezes Skry żartuje, że Częstochowa słynie ze stalowych konstrukcji na swoich stadionach. I właśnie taką trybunę, na dwa tysiące miejsc, przenośną, chciałby sprowadzić na Loretańską. Powody są co najmniej trzy. Pierwszy – ekonomia. Skra wycenia tego typu konstrukcję na pięć milionów złotych. Drugi – nie jest się uzależnionym od tego, czy miasto przejmie grunty od PKP. Stalowa trybuna nie jest bowiem budowlą, a przenośną konstrukcją. Miasto może ją postawić także na nieswoim, dzierżawionym gruncie. Trzeci – czas. Zakup mobilnej trybuny z pewnością będzie szybszy niż budowanie betonowej po odzyskaniu ziem od kolei.
To istotne zwłaszcza dlatego, że termin zbliża się wielkimi krokami.
Artur Szymczyk: – Z mojej perspektywy, wystarczy odrobina dobrej woli. Prosty przykład, choć nie mam pewności, czy możliwy do zrealizowania: MOSiR dostaje środki z miasta na zakup trybuny i wynajmuje ją Skrze Częstochowa. Obiekt byłby wtedy w pełni zmodernizowany do wymogów licencyjnych. Tylko taką trybunę należy zakupić teraz, a nie później. Później może nie być dla kogo jej stawiać. Jeśli spadniemy do A-klasy albo się wycofamy z rozgrywek, to co nam z tego? Obiekt będzie dobrze wyglądał, ale nie będzie na nim meczów. Nie chcę pisać czarnych scenariuszów. Chciałbym tylko, żeby moje słowa trafiły do głów osób w urzędzie miasta, które odpowiadają za te rzeczy. Nie można czekać w nieskończoność. Pewne terminy zostały wyznaczone i trzeba się ich trzymać. Niewywiązanie się z licencji warunkowej spowoduje katastrofę klubu.
– Na co czeka miasto?
Artur Szymczyk: – Nie wiem. Miasto powinno podjąć decyzję. Wie, że klub ma problem. Wie, że sam się finansuje. Na drużynę szczebla centralnego dostaliśmy 170 tysięcy złotych, z czego 110 tysięcy przeznaczyliśmy na wynajęcie obiektu MOSiR-u. A więc 60 tysięcy dla nas… Byłaby wielka szkoda, gdybyśmy po osiemnastu latach musieli wycofać klub. Ale w każdej rozmowie podkreślam: nawet w A-klasie trzeba spełnić wymogi. Tam też trzeba posiadać trybunę. Gramy przecież dla ludzi.
Czy to wina Częstochowy?
Skra widzi, że zmierza ku przepaści i próbuje odwrócić nieuchronną klęskę każdym możliwym sposobem. Na jedną z sesji rady miasta Szymczyk przychodzi z dziećmi, wychowankami szkółki podpiętej pod drugoligowy klub. „To młodzi mieszkańcy Częstochowy i przyszli wyborcy. Są tutaj, by usłyszeć jak ich prezes w błagalnym tonie prosi o zabezpieczenie środków na budowę trybuny. Niech opowiedzą swoim rodzicom, dziadkom i znajomym jak wygląda sytuacja, ponieważ wszyscy nieustannie pytają mnie: kiedy powstaną trybuny?”, dramatyzuje, biorąc miejskich polityków na litość. Ale i to nie pomaga.
Jak dobrze wiecie, nie jesteśmy za rozdawnictwem miejskiej forsy, ale akurat Skra pod każdym względem zasługuje na to, by jej pomóc.
Nie marudzi. Sama ogarnęła sobie połowę środków na przebudowę (!) obiektu. Nie oczekuje wiele. Deklaruje gotowość do wynajmowania trybuny i i uiszczania za nią comiesięcznej opłaty. Nie jest patologiczna. Żyje skromnie. Abstrahując od stadionu, jest samowystarczalna. Nie zachodzi ryzyko, że będzie prosić o pomoc regularnie, to raczej jednorazowa potrzeba. W jej akademii trenuje najwięcej dzieciaków w całej Częstochowie. Spróbowała każdego sposobu na zdobycie środków. Nawet akcji crowdfundingowej, która nie zakończyła się sukcesem – licznik stanął na kwocie 175 tysięcy, klub chciał zebrać dwa miliony, wyprzedając w ten sposób 25% swoich akcji.
Widmo upadku straszy.
Termin mija za kilka miesięcy.
Istnieje oczywiście szansa, że Skrze nic złego się nie stanie, bo PZPN uzna za wystarczającą okoliczność łagodzącą fakt, że klub zrobił wszystko, co się dało, żeby podnieść standard swojego obiektu i spełnić wymagania licencyjne.
Przepisy są brutalne: obecny obiekt nie spełnia nawet wymagań okręgówki.
Skra może więc zacząć przyszły sezon od A-klasy.
Byłoby szkoda.
– Na początku stycznia dawał pan Skrze pięć procent szans na otrzymanie licencji na przyszły sezon. Ile dałby pan teraz?
Artur Szymczyk: – Trzy procent.
– Nadzieja maleje.
Artur Szymczyk: – Minęły kolejne tygodnie. Nawet, jeśli to nie byłaby trybuna lana z betonu, a przenośna konstrukcja stalowa, to ktoś musi ją wyprodukować. Takie trybuny nie leżą na magazynie jak części samochodowe. Nie robi się ich z dnia na dzień. Okres oczekiwania wynosi do sześciu miesięcy.
– To już w zasadzie jest za późno.
Artur Szymczyk: – Co mogę powiedzieć? Miastu się nie spieszy. Nam czas ucieka…
WIĘCEJ O II LIDZE:
- Sandecja. Spalarnia pieniędzy z Nowego Sącza [REPORTAŻ]
- Budziński: Otaczała mnie zła aura. Robiłem liczby, a nie miałem ofert
- Patologiczna Kotwica wyrzuca Rzeźniczaka i udaje świętszą od papieża
Fot. newspix.pl