Jest jednym z najlepszych obecnie występujących pięściarzy. Świadczy o tym jego rekord – 20 wygranych przed czasem i 0 porażek – oraz trzy pasy mistrza świata wagi półciężkiej. W weekend wręcz zezłomował Calluma Smitha (29-2, 21 KO), którego z deskami nie zdołał zapoznać nawet Saul Alvarez (60-2-2, 39 KO). Artur Beterbijew na karku ma już 38 lat, ale w jego ringowych poczynaniach nie widać ani grama rdzy. Promujący Rosjanina z kanadyjskim paszportem Bob Arum nie ma wątpliwości, mówiąc: – To jeden z najlepszych zawodników tego limitu w historii. – Sam zainteresowany wkrótce może udowodnić te słowa. Aktualnie czeka bowiem na walkę o miano niekwestionowanego mistrza swojej kategorii wagowej.
–
Spis treści
DEKLASACJA
W sobotni wieczór fani zgromadzeni w Vidéotron Centre w kanadyjskim Quebecu byli świadkami kolejnej demolki w wykonaniu Beterbijewa. A przecież przyjezdny pięściarz z Liverpoolu nie jest żadnym słabeuszem. Do ostatniej walki poniósł tylko jedną porażkę. I to z rąk samego Saula Alvareza. Owszem, Canelo wyraźnie go wypunktował, jednak nie zdołał pokonać przed czasem. Przez 12 rund Meksykanin nie zapoznał też swojego oponenta z deskami. Ba, żaden rywal w zawodowej karierze Smitha tego nie zrobił.
Do czasu, aż Brytyjczyk na swojej drodze spotkał mocarza urodzonego w Dagestanie, choć walczącego pod flagą spod znaku Klonowego Liścia. Jeżeli bowiem mielibyśmy stworzyć listę aktywnych zawodowo pięściarzy o instynkcie zabójcy, to Artur Beterbijew znajdowałby się w czołówce takiego zestawienia. A może nawet na samym jego szczycie.
Owszem, może Beterbijew nie posiada olśniewającej pracy nóg. Zwykle w ringu nie narzuca też zabójczego tempa, zasypując rywali gradem ciosów. To nie jest killer w stylu Naoyi Innoue (26-0, 23 KO), który w walce nie daje przeciwnikom ani sekundy wytchnienia. Ale może sobie pozwolić na taki w miarę spokojny styl. Siła ciosu Czeczena jest tak wielka, że jego rywale czują ją nawet przez gardę. A wiele z tych uderzeń po prostu przełamuje defensywę oponenta.
Jednak zwykle trafia czysto, zwłaszcza w półdystansie, bowiem owa moc pozwala mu na wyprowadzenie uderzeń z samych barków. Na takie ciosy trudno jest zareagować, lecz w przypadku wielu pięściarzy, nie wyrządzają one wielkich szkód przeciwnikom. Bardziej służą do wypracowania przewagi w oczach sędziów punktowych. Ale nie w przypadku Beterbijewa, który tak niepozornym uderzeniem potrafił zachwiać nawet Smithem. Czyli, powtórzmy to ponownie, człowiekiem który w trakcie zawodowej kariery nigdy nie zaliczył desek. Tymczasem w ostatniej walce już w czwartej rundzie znajdował się w ogromnych opałach. Kiedy zaś w siódmym starciu Artur trafił prawym na ucho, wiadomo było, że za chwilę nastąpi koniec. Wprawdzie Anglik zdołał jeszcze wstać, ale po kolejnej kanonadzie pięściarza o czeczeńskich korzeniach, trener Buddy McGirt zdecydował się poddać swojego podopiecznego.
TRUDNE DZIECIŃSTWO I ŻYCIE ZA 17 ZŁOTYCH MIESIĘCZNIE
W ten oto sposób, zachowując idealny rekord, który obecnie wynosi dwadzieścia wygranych przed czasem i zero porażek, Artur Beterbijew zameldował się w ścisłej czołówce pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe. I cóż, trzeba przyznać, że była to dla niego długa droga. Wszak na karku ma już 38 lat.
Wszystko zaczęło się 21 stycznia 1985 roku w Chasawiurtcie. Jeżeli zerknęlibyście na wpis na Wikipedii dotyczący tej malowniczej miejscowości, to waszą uwagę mógłby zwrócić fakt, że spośród trzynastu wymienionych sławnych osób z tego miasta, aż dziewięć to zapaśnicy. Przerzucanie się po macie jest najpopularniejszym sportem w Republice Dagestanu, który wynika z kultury tamtejszych ludów. Liczba mnoga nie jest przypadkowa, gdyż region zamieszkuje wiele narodowości i grup etnicznych. Stąd już samo pochodzenie Artura jest zawiłe. Obecnie walczy pod kanadyjską flagą, lecz długo oficjalnie reprezentował Rosję. Jednak konkretnie pochodzi właśnie z Dagestanu, a w jego żyłach płynie czeczeńska krew. Sam zainteresowany wspominał, że w pewnym momencie w jego domu mieszkało około trzydziestu osób. Większość z nich stanowiła bliższa lub dalsza rodzina Beterbijewa, która w wyniku wojny uciekła z Czeczenii.
DAGESTAN – KAUKASKA WYLĘGARNIA WOJOWNIKÓW MMA
Nic zatem dziwnego, że i młody Artur w dzieciństwie chodził do klubów zapaśniczych. Jednak w rodzinie Beterbijewów to nie zapasy, a szermierka na pięści była sportem pierwszego wyboru. Dość powiedzieć, że boksowało także czterech jego braci. To oni pchnęli młokosa w objęcia pięściarstwa. Zobaczyli bowiem, że kiedy wchodzący w okres dorastania chłopak ma za dużo wolnego czasu, zaczyna szwendać się po ulicach i pakować w kłopoty. Zresztą za naganne zachowanie był kilka razy zawieszany w klubie zapaśniczym. Ukończywszy dziesięć lat, pracował na stacji benzynowej jako chłopiec od tankowania samochodów. Przebywając non stop na rejonie, nie brakowało mu okazji do bójek.
– Byłem dzieckiem z problemami. Zawsze się kłóciłem w szkole i na ulicach. Kiedy na ulicy organizowano walki, zawsze szedłem się pobić. To było trudne dzieciństwo, byłem złym dzieckiem. Miałem swoje zasady. Kiedy coś nie szło po mojej myśli, zaczynałem walczyć. To było normalne. Wszyscy w tym regionie walczyli między sobą. Mieliśmy dużo wolnego czasu, więc tym się zajmowaliśmy – mówił Beterbijew w wywiadzie dla Boxing News.
Biorąc pod uwagę zachowanie Artura, trudno dziwić się, że Asilbek Beterbijew bynajmniej nie był zachwycony uczęszczaniem syna na zajęcia z kolejnej sztuki walki. Ale chłopak prędko przejawił talent do boksu. Jego pięściarskimi idolami zostali Mike Tyson i Muhammad Ali, zatem przyznacie, że dość klasyczny zestaw. Na początku swojej drogi chyba jednak sam nie uwierzyłby, że podobnie jak Iron Mike i The Greatest, on także może być uznawany za jednego z najlepszych zawodników swojej ery. A była to droga trudna.
Owszem, chłopak od początku był dobry. Chociaż nie zawsze wychodziło, to starał się też nie popadać w kłopoty poza salą treningową. Parę lat treningu zaowocowało też pierwszym sukcesem na dużych zawodach. W 2001 roku 16-latek wywalczył brązowy medal na mistrzostwach świata kadetów w Baku. Podobno dopiero po tym osiągnięciu jego ojciec zaakceptował bokserską pasję swojej pociechy. Ale nie było mu dane zobaczyć, co jeszcze na ringu zdoła dokonać Artur. Kilka dni później Asilbek zginął w wypadku samochodowym.
Tak oto rodzina Beterbijewów stanęła w obliczu własnej tragedii, ale też dylematu. Ojciec był ich głównym żywicielem. Teraz jego obowiązki musiała przejąć matka i synowie. Artur chciał z tego powodu rzucić boks, znaleźć pracę i pomóc wdowie. Jednak rodzicielka przekonała go na wyjazd do Moskwy, by uczyć się w stołecznej Szkole Rezerwy Olimpijskiej, a następnie na Państwowym Uniwersytecie Wychowania Fizycznego. W taki oto sposób Beterbijew spełnił marzenie ojca o odebraniu dobrego wykształcenia. Choć uczynił to podążając swoją ścieżką, poprzez boks.
Lata spędzone w Moskwie nauczyły Artura odpowiedzialności. W końcu gdzieś w odległym Dagestanie jego matka i bracia wypruwali sobie żyły, starając się pomóc mu w utrzymaniu w metropolii. Poza pieniędzmi matki, Beterbijew mógł liczyć także na stypendium – ale dopiero w czasach uniwersyteckich. Wynosiło ono zawrotne 150 rubli miesięcznie. Czyli, według kursu rubla z 2006 roku, niecałe 17 złotych.
Po walce ze Smithem sam zainteresowany, cytowany przez Michaela Bensona stwierdził, że tamte czasy pomogły mu w utrzymaniu długowiecznośći na ringu. Pomimo tego, że w styczniu wybije mu 39 lat, Beterbijew wciąż imponuje formą:- Studiowałem na uniwersytecie w Moskwie, tam nauczyłem się bardzo dobrej dyscypliny. Idź do spania o 22:00, wstań o 6:00, trenuj, ucz się. Myślę, że to wtedy [zachowujesz formę], gdy dobrze śpisz, dobrze jesz i trenujesz. Dodatkowo piję tylko wodę.
USYK POZBAWIŁ GO ZŁOTA
Na zawodowych ringach Beterbijew pokazał się światu dopiero w wieku 28 lat. Wcześniej bowiem planował spełnić marzenie każdego boksera amatorskiego i sięgnąć po olimpijskie złoto. A musicie wiedzieć, że amatorem był świetnym. Na jego oficjalnej stronie widnieje dumny opis, iż po setnym pojedynku przestał już liczyć kolejne. Według wielu źródeł, jego szacunkowy rekord wynosi 295-5… Lecz jest on przekłamany. Strona Amateur Boxing Results podaje, że w seniorskiej karierze Czeczen poniósł 10 porażek. Jego ogólny bilans wszystkich zarejestrowanych walk, także juniorskich, wynosi 102-13. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że na amatorstwie stoczył znacznie więcej pojedynków, lecz wspomniane 295-5 to przesada.
Ale sukcesy Artura przemawiają równie mocno, co liczby w jego rekordzie. Nawet tym podkoloryzowanym.
Już w 2004 roku w wieku zaledwie 19 lat potrafił wywalczyć brązowy medal mistrzostw Rosji w kategorii do 81 kilogramów. Dwa lata później na tej samej imprezie spotkał się w finale z Jewgienijem Makarenką – ówczesnym kapitanem bokserskiej kadry Rosji. Makarenko był pierwszym zawodnikiem z tego kraju, który zdołał wywalczyć i obronić tytuł mistrza świata (odpowiednio w 2001 i 2003 roku). Legenda rosyjskich ringów amatorskich zdołała zostać mistrzem kraju… ale już rok później Beterbijew wziął na nim udany rewanż. Także w finale, gdzie pewnie pokonał Makarenkę na punkty 26:15.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Lecz z tamtego turnieju do legendy przeszła półfinałowa walka Beterbijewa, którą stoczył z Siergiejem Kowaliowem (35-4-1, 29 KO). Obaj stanęli naprzeciwko siebie po raz pierwszy i dali w ringu prawdziwe show. Na sekundy przed końcem Krusher prowadził na punkty 23:22, lecz w ostatniej akcji, kiedy walka toczyła się w półdystansie, sędziowie przyznali 2 oczka Beterbijewowi. Z perspektywy czasu, jako fani boksu możemy tylko żałować, że nie zobaczyliśmy ich kolejnej walki już na zawodowych ringach. W końcu Kowaliow długo nie mógł pogodzić się z tamtym werdyktem, o czym głośno mówił w mediach. Jego adwersarz nie pozostawał mu dłużny. W dodatku Rosjanin przez lata należał do czołówki wagi półciężkiej. Bywały też lata, kiedy obaj dzierżyli mistrzowskie pasy w tej dywizji. Mało tego, obaj zdecydowali się prowadzić kariery za Oceanem. Niestety do takiej walki nigdy nie doszło, a dziś, kiedy Krusher jest już po swoim primie, byłoby to starcie pozbawione sensu.
Wróćmy jednak do bohatera tego tekstu, bowiem i na arenie międzynarodowej dokonywał wielkich rzeczy. Dwa razy zdobył mistrzostwo Europy (2006 i 2010 rok). Do tego w 2007 roku dotarł do finału mistrzostw świata w Chicago, a dwa lata później w Mediolanie wywalczył ten tytuł. Jednak dwa podejścia do igrzysk olimpijskich okazały się w przypadku Beterbijewa nieudane. W 2008 roku reprezentant Rosji znajdował się u szczytu amatorskiej kariery, a na igrzyska w Pekinie jechał jako faworyt do medalu. Ale w drugiej walce trafił na reprezentanta gospodarzy Zhanga Xiaopinga. Chińczyk był przeciętnym pięściarzem, którego sędziowie pchali do medalu. Na tyle skutecznie, że przyznali mu wygraną z Beterbijewem 8-2, co było skandalicznym wynikiem. Ostatecznie Xiaoping na plecach jurorów wywalczył mistrzowski tytuł. W finale pokonał Kennetha Egana, oczywiście także po sporych kontrowersjach.
Beterbijew zaś zacisnął zęby i postanowił spróbować ponownie zawojować olimpijski ring za cztery lata. W Londynie jednak stanął mu na drodze pięściarz, którego Czeczen dobrze znał, bowiem wcześniej dwa razy spotkał się z nim w ringu. Za pierwszym razem w 2007 roku podczas turnieju towarzyskiego w Kaliningradzie to on był górą. Cztery lata później w ćwierćfinale mistrzostw świata w Baku sędziowie punktowi widzieli wygraną jego rywala. Podobnie było także rok później w stolicy Wielkiej Brytanii. Ten sam przeciwnik, ten sam etap turnieju (1/4) i dokładnie ten sam wynik na kartach sędziowskich – porażka Beterbijewa 13:17.
Pojedynek Oleksandra Usyka z Arturem Beterbijewem podczas mistrzostw świata w Baku. Ukrainiec zwyciężył na punkty, ale zarazem odczuł siłę ciosu oponenta. Po jednym z uderzeń w 3. rundzie musiał przyklęknąć i był liczony (na filmie w 12:00).
Ów rywal nazywał się Oleksandr Usyk (21-0, 14 KO). I zarówno na MŚ w Baku, jak podczas IO w Londynie wywalczył mistrzowskie tytuły. Dziś Usyka nie trzeba przedstawiać żadnemu szanującemu się fanowi sportu. Z kolei Beterbijew dopiero wychodzi z pięściarskiej bańki do mainstreamu, chociaż ich zawodowe sukcesy już są bardzo porównywalne. W swoich kategoriach wagowych obydwaj dzierżą po trzy pasy.
TERAZ BIWOŁ
Beterbijew związany z Kanadą jest od początku zawodowej kariery, czyli od 2013 roku. To tam założył rodzinę (ma czwórkę dzieci) i sprowadził do siebie matkę. Niezmiennie trenuje pod okiem Marca Ramsaya. W ramach ciekawostki dodajmy, że za przygotowanie fizyczne odpowiada Andre Kulesza – Polak z pochodzenia, który stopień doktora uzyskał na warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Na marginesie, to nie koniec związków Artura z Polską. W 2008 roku Beterbijew miał okazję walczyć w naszym kraju, kiedy w Warszawie odbywał się Turniej im. Feliksa Stamma.
Wróćmy jednak do Kanady. Jak łatwo policzyć, pięściarz mieszka tam od ponad dekady. Kiedy zaś wybuchła wojna rosyjsko-ukraińska, a sportowcy kraju agresora byli narażeni na sankcje, współpromujący pięściarza Bob Arum głosił: – On mieszka w Kanadzie od wielu lat i nie ma nic wspólnego z Rosją. Ma obywatelstwo Kanady i jest ściśle związany z tym krajem.
Istotnie, Artur do tej pory tylko raz walczył poza Ameryką Północną. Miało to miejsce w 2021 roku… w Moskwie. Ponadto o swoim pobycie za Oceanem mówił następująco: – Do Kanady pojechałem tylko ze względu na pracę. Można powiedzieć, że teraz zostałem oddelegowany do Montrealu, jestem tam w tymczasowej podróży służbowej.
Jak widać, perspektywa pięściarza prędko uległa zmianie. Przynajmniej oficjalnie, bowiem w październiku ubiegłego roku pięściarz wstawił na swój Instagram następujące zdjęcie. Jego opis brzmi: – Dziś swoje urodziny obchodzi człowiek, który stał się żywą legendą – Głowa Republiki Czeczeńskiej, Bohater Rosji, mój drogi BRAT Ramzan Achmatowicz Kadyrow! Nie da się wymienić wszystkich jego zasług i ogromnego wkładu w rozwój republiki! Oto przykład zaangażowania w religię, patriotyzm, oddania Ojczyźnie! Punkt siły, pewności siebie i umiejętności decydowania w trudnej sytuacji!
Wyświetl ten post na Instagramie
Na temat walki Usyka z Tysonem Furym (34-0-1, 24 KO) powiedziano już wiele. To starcie na które czeka cały świat boksu. Ale równie znakomicie zapowiada się pojedynek Artura Beterbijewa z Dimitrijem Biwołem (22-0, 11 KO), który najprawdopodobniej zorganizują szejkowie z Arabii Saudyjskiej.
Nie będziemy wam opisywać każdej walki zawodowej Beterbijewa. Lepiej zobaczyć tę bestię w akcji. W telegraficznym skrócie możemy tylko podsumować poniższy materiał stwierdzeniem, że gość niszczy każdego oponenta. A akcja cios na cios z jego udziałem kończy się zazwyczaj tym, że w następnej chwili przeciwnik ogląda Artura z perspektywy podłogi.
Nie może zatem dziwić fakt, że jego potencjalna walka z Biwołem wywołuje aż takie zainteresowanie. Podkreślał to sam Kirgiz, kiedy zaproszono go do udziału w zorganizowanej pod koniec grudnia gali boksu w Rijadzie podczas której walczył z Lyndonem Arthurem (23-2, 16 KO).
– Kiedy podpisywałem z Saudyjczykami kontrakt na walkę z Arthurem, to nie był ich główny cel względem mnie. Oni chcą doprowadzić do walki o status bezdyskusyjnego i absolutnego mistrza wagi półciężkiej, dlatego też jestem tutaj i zawalczę na tej sobotniej gali. Mam więc nadzieję, że pokonam Arthura, a w kolejnym występie zaboksuję już o wszystkie pasy wagi półciężkiej – mówił Biwoł, który bez trudu rozprawił się z Brytyjczykiem.
Z czego konkretnie wynika takie zainteresowanie pojedynkiem dwóch pięściarzy powiązanych z Rosją? Ano z kilku powodów. Po pierwsze, byłaby to walka unifikacyjna o wszystkie tytuły w wadze półciężkiej. Bokserzy określani mianem niekwestionowanych mistrzów z miejsca są zaliczani do elity i brani pod uwagę w rozważaniach na temat najwybitniejszych zawodników swojej ery. Po drugie, obaj są aktualnie niepokonani, choć walczyli z bardzo dobrymi pięściarzami. Tym największym skalpem Biwoła jest oczywiście Saul Alvarez, którego 33-latek wypunktował w 2022 roku. Swoją drogą, między innymi z tego powodu do starcia Biwoł-Beterbijew nie doszło wcześniej. Walka z Canelo dla każdego pięściarza oznacza kolosalny zarobek i wzrost rozpoznawalności. Stąd Dimitrij wolał przyjąć ofertę Meksykanina zamiast walczyć z Beterbijewem.
Na szczęście, co się odwlecze, to nie uciecze. Pomimo lat obaj wciąż znajdują się w znakomitej dyspozycji, co można i trzeba wykorzystać. Wreszcie, chociaż łączy ich pochodzenie, to różni zupełnie inny styl. A w przypadku tej dwójki, wszystko wskazuje na to, że ich odmienne filozofie boksu stworzą świetne widowisko. Beterbijew to puncher, uderza stosunkowo rzadko, ale za to celnie, dysponuje ogromną siłą. Z kolei Biwoł to chodzący przykład tego, dlaczego boks jest nazywany szermierką na pięści. Posiada świetną pracę nóg, walczy na dużej intensywności i bezlitośnie punktuje rywali. W walce z Alvarezem pokazał, że swoim stylem potrafi poskromić niszczycielskie zapędy nawet tak niebezpiecznego zawodnika. Jednak daleko mu do miana króla nokautu.
Pamiętajmy też, że Beterbijew jest fizycznie znacznie większy niż Alvarez, więc nie tak łatwo będzie kontrolować go za pomocą lewego prostego. Z drugiej jednak strony, 38-latek na kartach sędziowskich toczył już wyrównany bój z Oleksandrem Gwozdykiem (20-1, 16 KO). Ostatecznie zwyciężył przez TKO w 10. rundzie. Lecz skoro Ukrainiec potrafił napsuć mu tyle krwi i był blisko wygranej, to dlaczego jeszcze lepszy technicznie Biwoł ma go nie zastopować? Sami więc widzicie, że ta walka niesie za sobą mnóstwo pytań. A odpowiedzi znajdziemy dopiero wtedy, kiedy obaj staną naprzeciwko siebie w ringu.
– Będziemy rozmawiać z moim przyjacielem Turkim Alalshikhiem. Wiem, że on chce to zrobić, ale zbliża się Ramadan. Ramadan kończy się jakoś w połowie kwietnia, więc jakieś trzy miesiące później będziemy gotowi na walkę z Biwołem, prawdopodobnie w Rijadzie – powiedział po walce z Callumem Smithem Bob Arum. A nam pozostaje trzymać za słowo starego wyjadacza tej branży, bowiem starcie Beterbijewa z Biwołem zapowiada się na jedno z najlepszych w tym roku.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Główne – Facebook
Czytaj więcej o boksie: