W 2009 roku Guilherme Batata strzelił przepięknego gola na mistrzostwach świata U-17. Brazylia pokonała Japonię, a u jego boku brylowali Neymar, Philippe Coutinho, Casemiro i Alisson. W 2024 roku spotykamy się na skromnym stadionie Stali Kraśnik. 31-letni pomocnik pyta, kiedy w Polsce przestaje padać śnieg. Rozmawiamy o naszpikowanej gwiazdami młodzieżowej reprezentacji Canarinhos, o zdolnych do linczu ultrasach w Indonezji, o zdjęciu z Zico w Indiach, o pieniądzach w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i perspektywach na przyszłość w polskiej IV lidze. Zapraszamy.
Lubisz tańczyć?
Czasami, troszeczkę.
Tylko troszeczkę?
Masz na myśli tańczenie na parkiecie? To nie bardzo.
Pytam, bo na ostatnim mundialu Brazylijczycy urządzili sobie karnawał tańczenia. Vinicus Junior mówił, że to „celebracja kulturowej różnorodności”. Richarlison dodawał, że to „wojna z zepsuciem świata i futbolu”.
Pamiętam, wesoła ekipa, uwielbiają tańczyć, szczególnie po golach, zaraźliwe to było, nawet Tite się podłączył. Z przyjemnością się na to patrzyło, dopóki nie nadszedł ćwierćfinał i mecz z Chorwacją. Brazylia wyjechała z Kataru z niczym, ale tymi pląsami dała się zapamiętać, wszędzie latały z tego urywki, ta miłość do tańca jest zresztą w naszym kraju bardzo klasyczna.
Zawsze fascynowało mnie, jak wielu wspaniałych brazylijskich piłkarzy wychowało się w fawelach.
Brazylia jest wielkim krajem, pełnym bardzo biednych regionów, gdzie mnóstwo dzieciaków nie ma perspektyw na godne życie. Sam pochodzę z ubogiego domu. Miałem przyjaciół, którzy zeszli na złą drogę, naprawdę złą. Kradli, pojawiły się narkotyki.
Zdarzyło ci się kraść?
Nigdy, ale widziałem, jak kradną inni…
Próbowałeś narkotyków?
Nie.
A jaki masz stosunek do alkoholu?
Nie przepadam za nim.
Wzorców rówieśniczych nie miałeś jednak najlepszych.
Pomyślałem sobie, że ja tak nie mogę. Jeśli zostałbym u siebie, wpadłbym w to samo bagno, pewnie nie dałoby się już z tego wyjść. Nic dziwnego, że prawie każdy w Brazylii od małego marzy, żeby zostać piłkarzem. To szansa na wyrwanie się do lepszego świata.
Uliczny futbol jest chyba dużo popularniejszy w Brazylii niż Polsce.
Wychodzisz na ulicę i niewiele trzeba, żeby wciągnąć się w jakiś mecz. Rozglądasz się, a tam ludzie w przeróżnym wieku układają bramki z butów, odbijają piłkę od ścian budynków, żonglują. Brazylia to stolica futbolu.
Rozumiesz, futbol to ucieczka. Kiedy nie masz pieniędzy, mieszkasz w smutnej okolicy, zewsząd otacza cię bieda, musisz znaleźć sobie jakąś alternatywę, żeby nie stracić nadziei. Trenujesz więc, poświęcasz się piłce, bo może akurat się uda i wyciągniesz z tego swoją rodzinę. Na szczęście, miałem talent, moje drużyny bez przerwy wygrywały, dosyć szybko wyjechałem grać w Atletico Paranaense.
Przeglądam składy reprezentacji Brazylii U-17 z 2009 roku i grywałeś na dwóch pozycjach – jako defensywny pomocnik i jako lewy obrońca.
Jestem lewonożny, więc jeśli była taka potrzeba, ustawiano mnie na boku obrony, ale szczerze powiedziawszy: zupełnie mi to nie odpowiadało. Zawsze byłem środkowym pomocnikiem, takim w typie „box to box”. Technicznie może i nie byłem najlepszy, tym bardziej że grałem z wybitnymi talentami, ale do biegania od pola karnego do pola karnego trzeba mieć żelazną kondycję, a dla mnie to nie był żaden problem.
Jak tłumaczyć takie zatrzęsienie wybitnych technicznie Brazylijczyków?
Młodym zawodnikom w brazylijskich akademiach po prostu przyczepia się piłkę do nogi. Wszystkie treningi są z piłkami. Gierki z piłkami. Ćwiczenia z piłkami. Dodatkowe zajęcia z piłkami. Nie ma presji, żeby cały czas biegać czy dźwigać ciężary na siłowni. Szkolenie ma się kręcić wokół piłki, piłki i jeszcze raz piłki.
To aż tak ważne?
Po wyjeździe z Brazylii byłem w Indiach, Indonezji, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, na Malcie, teraz jestem w Polsce, więc trochę świata zwiedziłem. I w wielu miejscach spotkałem się z zupełnie innym podejściem do treningów – biegaj, biegaj, ciągle biegaj. Potem dostajesz piłkę na boisku i głupiejesz, bo przecież futbol nie polega tylko na ślepym zasuwaniu przed siebie.
W Brazylii piłka pięknie chodzi. „Pa, pa, pa”, o tak. Pamiętam szok, jak potem trafiłem do Hamrun Spartans. Piłkarze w Premier League na Malcie przyjmowali piłkę i potrzebowali dużo czasu, żeby wymyślić, co z nią potem zrobić.
W 2009 roku pojechałeś na mistrzostw świata U-17 w Nigerii. W składzie Canarinhos byli też Neymar, Alisson, Philippe Coutinho, Casemiro, Wellington Silva, którego kupił Arsenal czy Joao Pedro, który grał później przez lata w Serie A.
Wyobraź sobie więc, jakie było nasze rozczarowanie, kiedy odpadliśmy po fazie grupowej.
Selekcjoner Lucho Nizzo przekonywał wtedy, że z tego zespołu urodzą się jeszcze gwiazdy, choć „wszyscy uważają, że to stracone pokolenie”.
I miał rację, bo Neymar, Alisson, Philippe Coutinho czy Casemiro zostali gwiazdami Barcelony, Realu, PSG, Liverpoolu, Bayernu czy Manchesteru United. Wtedy przegraliśmy jednak z Meksykiem i Szwajcarią, która potem wygrała cały mundial.
W pierwszym meczu turnieju z Japonią strzeliłeś absolutnie przepięknego gola.
Neymar przyjął piłkę z prawej strony boiska, zamarkował drybling, zszedł do środka, podał do mnie, przyjąłem na jeden kontakt i uderzyłem…
Z jakichś 35-40 metrów.
Tak, z daleka.
To była bomba w samo okienko, bramkarz Jun Kamita nawet nie drgnął.
To cała historia, nad wszystkim panowałem, piękny gol, cudowne wspomnienie. Czasami zdarza mi się to odpalić na powtórce.
Wierzyliście po tej Japonii, że wygracie ten mundial?
Reprezentowaliśmy Brazylię, a Brazylijczycy mają bzika na punkcie piłki. Presja na złoty medal była duża, mnóstwo osób kibicowało nam jeszcze na lotnisku, popieprzone to było. Gorzej, jak potem przegraliśmy.
Po Neymarze już wtedy widać było, że zrobi wielką karierę? Nizzo zachwycał się jego lekkością w kontrolowaniu nad piłką.
Często podważa się wielkość Neymara. Że mu się nie chce, że symuluje, że kontuzje, ale to już tak działa, że wszyscy wokół nabierają do niego szacunku, gdy tylko wyjdzie na boisko. Oj, zmieniają się wtedy poglądy.
Ale czułeś już wtedy skalę jego talentu na tych mistrzostwach świata U-17 w Nigerii?
Neymara z 2009 roku odbierałem jak każdego innego późniejszego Neymara. Robił już zresztą niesamowite rzeczy w Santosie, reprezentacja Brazylii U-17 też na tym korzystała.
Neymar to fajny gość?
Bardzo fajny. Ludzie gadają, że jest odklejonym od rzeczywistości gwiazdorem, a to człowiek, który w Brazylii na olbrzymią skalę udziela się charytatywnie, pomaga potrzebującym dzieciom, funduje biednym jedzenie. Irytuje mnie, kiedy słyszę, jak ktoś krytykuje go za prywatne rzeczy. „Bla, bla, bla”, cały czas te głupoty. Neymar taki, Neymar coś tam, kogo to obchodzi? Jego prywatne życie to jego prywatne życie, nikomu nic do tego. Jak chce sobie poimprezować, to sobie imprezuje, skupmy się na tym, co widzimy na boisku, a to jeden z najwybitniejszych piłkarzy ostatnich lat.
A imprezy mogły być problemem, przez który przegraliście tamten mundial U-17?
Zdecydowanie nie, to był krótki turniej, do tego w Nigerii. Całe nasze życie sprowadzało się do drogi między hotelem a stadionem, nic poza tym.
Philippe Coutinho był wtedy równie utalentowany jak Neymar?
Uwielbiałem patrzeć na grę Coutinho. Nie jestem w stanie zestawić go jednak z Neymarem, bo występowali na innych pozycjach. On był bardziej numerem „10”, operował między liniami. Gdy jednak oglądało się tę dwójkę, wiedziało się, że to są przyszłe gwiazdy z absolutnego topu.
Casemiro był za to rezerwowym.
Miał jakieś małe problemy w Sao Paulo, ale już wtedy był dobry. Wydaje mi się nawet, że ze Szwajcarią zaczynał w pierwszym składzie.
Co takiego miał Casemiro, czego nie miał Guilherme Batata, że on wygrywał później Ligę Mistrzów, a ty wylądowałeś w polskiej IV lidze?
Dobre pytanie, nie wiem. Myślę, że wtedy umiejętności mieliśmy podobne. Może zdecydował sposób prowadzenia kariery? Teraz to się pozmieniało, ale kiedyś Atletico Paranaense to nie był poziom Sao Paulo.
Dlaczego nie przebiłeś się w Atletico Paranaense?
W 2010 roku podpisałem z Atletico sześcioletni kontrakt. Za chwilę jednak przeprowadzono wybory, w których zmienił się prezes klubu. Miał inną wizję. I mnie w tej wizji nie było. Nikt mi nic nawet nie tłumaczył. Po prostu nagle ucięto mi połowę pensji. Dobrze płacili, straciłem na tym dużo pieniędzy, przez kilka lat tułałem się po wypożyczeniach. To wszystko bardzo typowe dla Brazylii. Nie ma u nas cierpliwości i długofalowości. Prawie nigdy nie zdarza się, żeby jakiś prezes kontynuował pracę poprzednika. Wszystkie stare pomysły są przekreślane i wyrzucone do kosza. „Nie podobają mi się”, to jedyne tłumaczenie.
Frustrowałeś się, że tak cię potraktowano w Atletico?
Nie, taki urok życia piłkarza, nie miałem na to wpływu, robiłem swoje, jeździłem po tych wypożyczeniach.
Najwięcej pograłeś w indonezyjskiej BRI Lidze 1…
Grałem w Perseli Lamongan i PSS Sleman. I uwierz mi, Indonezja to jest szaleństwo.
Działają tam jedne z najgłośniejszych, najkrwawszych i najbardziej fanatycznych grup kibicowskich na świecie.
Znasz historię z Kanjuruhan Stadium w Malang? Zginęło 135 osób, jakiś koszmar.
Zginęło więcej ludzi niż choćby na Hillsborough w 1989 roku. Kibice Arema FC w furii po porażce przeskoczyli przez płot oddzielający trybuny od boiska, interweniowała policja, użyto gazu łzawiącego, ludzie lali się, masakrowali, tratowali, zalewali się krwią, dusili i konali w tłoku.
Jeśli w Indonezji przegrasz choćby jeden mecz, wróć do domu, zamknij za sobą drzwi i nie wychodź na zewnątrz, w innym wypadku ludzie cię zlinczują, serio. Tam płaci się piłkarzom duże pieniądze, grać może tylko trzech obcokrajowców, wymagania są szalone.
Powtarzasz jedno słowo: „crazy”.
Bo tak, nigdy nie byłem w bardziej szalonym kraju. Nagrałem nawet film, jak na stadion jedziemy uzbrojonym wozem policyjnym, takim małym czołgiem, bo normalnym autokarem za nic byśmy nie przejechali. Na trybuny potrafiły przyjść tłumy, jak w Polsce na Ekstraklasę czy w Brazylii na Serie A, ale uwierz mi, było jeszcze bardziej „crazy”. W Indonezji kibice cię nie szanują. Jak wygrywasz, okej. Gdy jednak złapiesz kontuzję, stajesz się bezużyteczny, wyplują cię. A jak przegrasz, zabiją cię.
Naprawdę czułeś, że ten fanatyzm może zagrażać życiu?
Nie, z tym zabijaniem to trochę metafora. Spędziłem tam kilka fajnych lat, ale faktycznie nie można się było na boisku lenić, bo kibice tego nienawidzili.
Jak z piłkarskim poziomem w BRI Lidze 1?
W Europie zawodnicy są często bardzo silni, tam byli naprawdę szybcy. Myślę, że to poziom trzeciej ligi brazylijskiej.
Wyższy czy niższy niż w Indiach?
Podobny, w Indiach może grać za to pięciu obcokrajowców. Miałem stamtąd sporo ofert po sezonie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, ale nigdy nie chciałbym tam wrócić.
Dlaczego?
Moja żona nie polubiła Indii. Tam nie ma życia. Trzeba siedzieć w hotelu. Straszna nuda. Jeden atut, że w 2014 roku, kiedy występowałem w NorthEast United, spotkałem Zico, który trenował FC Goa, zrobiliśmy sobie zdjęcie, kiedyś to był mój największy idol. Ale tak, gdy dostałem ofertę z Polski i zobaczyłem jak funkcjonuje Stal Kraśnik, nawet się nie zastanawiałem.
Na Transfermarkt widzę, że w ogóle nie grałeś w emirackim Al-Rams SC, skąd przyszedłeś do Stali.
Od lata 2023 roku w ZEA gra Andres Iniesta, ale prawda jest taka, że żaden piłkarz z jakiegokolwiek poziomu nie poszedłby do arabskich krajów, jeśli klub stamtąd nie płaciłby dobrych pieniędzy. Al-Rams SC to druga liga. Na Transfermarcie z jakiegoś powodu nie zliczają stamtąd spotkań, ale w poprzednim sezonie zagrałem tam 17 meczów, ponad 1500 minut. Nie czułem się źle, ale byłem sam, bez rodziny, bo za dużo było komplikacji z wizami.
Jak dużo płacili w Al-Rams?
Mniej niż w Atletico Paranaense, ale więcej niż gdziekolwiek indziej.
Przed transferem do Stali Kraśnik, słyszałeś kiedykolwiek o Polsce?
W mojej Kurytybie mieszka 400 tysięcy potomków Polaków. Wszędzie są polskie sklepy i restauracje. Znam pierogi. Do Stali nie przyjeżdżałem więc w ciemno, nie jestem w niej też dla pieniędzy. Przekonał mnie plan rozwoju tego klubu, mamy w tym roku awansować do III ligi.
Nie zniechęcało cię, że to jednak IV liga?
Początkowo tak, ale potem w Stali pokazali mi, jaki fajny budują tu klub i jak duże mają ambicje. Wcześniej miałem propozycje z Indii, Indonezji, Wietnamu czy Malezji, ale Polską traktuję jako szansę na coś większego. Z tej samej agencji menadżerskiej jest mój kumpel Jonathan Junior, który gra w Kotwicy Kołobrzeg, w 16 meczach strzelił 10 goli, gra w II lidze, niedługo pewnie pójdzie wyżej, można tu robić karierę.
Jak reagujesz, gdy ludzie wyliczają, że grałeś z Neymarem czy Philippe Coutinho, a teraz jesteś w polskiej IV lidze?
Dla kogoś może wydawać się to szalone, ale dla mnie to… normalne. Losy karierę potrafią być niezwykle przewrotne. Raz jesteś na górze, zaraz na dole, a raz jesteś na dole, żeby za chwilę wspiąć się na szczyt.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Czytaj więcej wywiadów:
- To Maciej, chłop z Litwy? Nie, to Kirył, były piłkarz. Nie trafił do Zagłębia, grał z Krzynówkiem
- Kamil Bortniczuk: Za Bońka picie było normalne, a teraz to patologia?
- Górnikiem Zabrze rządzi sekta. Podolski to wróg ratusza [WYWIAD]
- Budziński: Otaczała mnie zła aura. Robiłem liczby, a nie miałem ofert
Fot. Stal Kraśnik