Polscy łyżwiarze szybcy zostali mistrzami Europy w drużynowym sprincie. To drugi medal dla Polski w trwającej imprezie, po wczorajszym srebrze naszych reprezentantek w tej samej konkurencji.
W łyżwiarstwie szybkim hierarchia jest jasna: rządzi Holandia, a reszta reprezentacji walczy o to, co akurat Holendrom czy Holenderkom się wymsknie – zwykle ledwie kilka medali. Na poprzednich mistrzostwach Europy, w 2022 roku, z czternastu złotych krążków, aż 11 powędrowało do rąk przedstawicieli tego kraju, dwa zgarnęła Polska (w sprincie drużynowym kobiet i rywalizacji na 500 metrów mężczyzn), a jeden Belgia. Ogółem Holendrzy wywalczyli wtedy 21 z możliwych 42 krążków, czyli dokładnie połowę. A wówczas konkurencja była jeszcze większa, startowali choćby całkiem mocni Rosjanie.
W tym roku, po sześciu konkurencjach, Holandia ma cztery złota. Wcześniej nie udało wygrać się jej męskiej ekipie w biegu drużynowym (skończyli na trzecim miejscu, za Norwegią i Włochami), teraz doszła do tego inna rywalizacja w drużynie – sprinterska. Tam najlepsi okazali się Polacy.
Biało-Czerwoni, że są mocni, pokazali już w rywalizacji na 1000 metrów, gdzie indywidualnie szósty był Marek Kania, ósmy Damian Żurek, a dziesiąty Piotr Michalski. Dziś, startując wspólnie, zdobyli złoto. Rywalizację świetnie otworzył Kania, który pierwsze okrążenie przejechał w 28.23 s i wyprowadził Polaków na ponad sekundę przewagi nad rywalami. Później pałeczkę przejął od niego Michalski, a następnie przekazał Żurkowi. Wszyscy pojechali równym, szybkim tempem i ostatecznie skończyli zawody z czasem 1:18.31, ustanawiając tym samym nowy rekord toru (znajdującego się zresztą w holenderskim Heerenveen). Na drugim miejscu ostatecznie uplasowała się reprezentacja Norwegii, o równe pół sekundy za Polakami, a trzeci byli gospodarze.
Dla Polski to drugi medal tegorocznych mistrzostw Europy. Wczoraj srebro w rywalizacji drużynowej zdobyły nasze sprinterki w składzie Andżelika Wójcik, Iga Wojtasik i Karolina Bosiek. Lepsze od nich okazały się wyłącznie Holenderki.
Fot. Newspix