Siedem bramek, rollercoaster emocji, hat-trick Alvaro Moraty, prawdziwy spektakl na Estadi Montilivi. Wszyscy ci, którzy postanowili spędzić środowy wieczór z Gironą i Atletico Madryt absolutnie się nie zawiedli. Oglądali bowiem najlepszy mecz obecnego sezonu La Liga. Nie mamy co do tego żadnych wątpliwości. Widowisko doskonałe, co to był za mecz!
O rewelacji obecnego sezonu La Liga napisano bardzo dużo. Girona w końcu podejmowała Atletico z pozycji wicelidera mającego trzypunktową stratę do Realu Madryt, bo”Królewscy” wygrali w środę z Mallorką. Ale ekipa trenera Michela to nie jakaś przypadkowa drużyna, która nie wiedzieć czemu rozpycha się łokciami w czołówce jednej z najlepszych lig świata. To drużyna do bólu poukładana, skuteczna (najwięcej goli strzelonych w lidze) i gwarantująca piłkarskie fajerwerki.
Od pierwszego gwizdka w powietrzu czuć było, że te fajerwerki wkrótce zostaną odpalone.
32 sekunda – Artem Dovbyk prawie strzela bramkę, nie trafia w stuprocentowej sytuacji, piłka przelatuje obok bramki.
2 minuta – Valery wpada w pole karne obsłużony piłką od Pablo Torre i otwiera wynik.
A to był dopiero początek, soczystej jak katalońskie tapas, rywalizacji.
Wyrównanie dał Alvaro Morata, ale gospodarze odpowiedzieli w najlepszy możliwy sposób: na 2:1 uderzył Savio, a kilkanaście minut później podwyższył Daley Blind. Duży udział miał w tym Dovbyk, bo Ukrainiec przedłużył dogranie z rzutu rożnego i były piłkarz Ajaxu z najbliższej odległości posłał piłkę do siatki.
Za dużo emocji jak na jedną połowę? A gdzie tam… Alvaro Morata, proszę państwa, po raz drugi. Dostał piłkę od grającego dziś na zupełnie innym, kosmicznym poziomie Rodrigo de Paul’a i z zimną krwią skierował ją do siatki.
Kilkadziesiąt sekund później cieszył się z bramki na 3:3, ale sędzia dopatrzył się spalonego. I chyba dobrze, bo wskaźnik emocji i tak trzykrotnie przekroczył normę. To byłoby wręcz za dużo jak na 45 minut futbolowej rywalizacji.
Girona w pierwszej połowie dała koncert, w drugiej oddała piłkę rywalom
Ktoś powie, że Girona niepotrzebnie zwolniła tempo, grała futbol bardziej zachowawczy i oddała piłkę gościom z Madrytu. Ci w końcu trafili i na tablicach widniało 3:3. Oczywiście, strzelił niemożliwy dziś Morata. Po raz drugi piękną asystę posłał de Paul.
I kiedy wydawało się, że już więcej bramek nie padnie, kiedy będziemy chwalić Moratę, kiedy docenimy kunszt de Paula i obsypiemy słusznymi gratulacjami Gironę, to Diego Simeone postanowił zdjąć wspomniany duet piłkarzy Atleti.
Diego, why?
Oczywiście szczęścia przy bramce na 4:3 gospodarze mieli mnóstwo, ale z pewnością tańczącemu między rywalami Ivanovi Martinowi pomogło też to, że nie miał za plecami agresywnego w odbiorze de Paula i pracującego w defensywie Moraty.
Pomocnik klubu z Katalonii przedarł się, przedryblował kilku zawodników Atleti, uderzył i sprawił, że stadion eksplodował. Czwarty raz w tym meczu, ale tym razem na dobre. Kilka minut później sędzia zakończył mecz.
Wielkie brawa dla Girony, która zrównała się punktami z Realem Madryt. I mimo tego, że już po świętach, to wielka rózga dla Diego Simaone. Chociaż on pewnie sam najlepiej wie, że nie rozegrał tej końcówki zbyt dobrze.
Girona – Atletico Madryt 4:3 (3:2)
Valery 2′, Savio 26′, Blind 39′, Martin 90+1′ – Morata 14′, 44′, 54′
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- W Realu wszyscy zdrowi. Aha, i jeszcze do tego wygrali…
- Xavi: Lewandowski i Vitor Roque mogą grać razem
- Roque zbawicielem Barcelony? Gdzie Rzym, a gdzie Krym…
Fot. Newspix