Reklama

Uliczna piłka Girony. Ile jeszcze potrwa czar najskuteczniej drużyny Hiszpanii?

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

03 stycznia 2024, 12:36 • 6 min czytania 1 komentarz

Girona kojarzona jako „mały Manchester City”, a w zasadzie to ich bliski kuzyn, jest największą rewelacją top 5 europejskich lig. Jesienią wykręciła rezultaty, o jakich kluby spoza czołówki mogły jedynie śnić w poprzednich latach. Na półmetku rozgrywek osiągnęła prawie tyle samo punktów, co przez cały poprzedni sezon. I w końcu trener Michel zaczął odważniej krzyczeć: chcemy zrobić coś wielkiego. Skończył się czas tremy, zaczynają miesiące próby. W naszym stałym cyklu „Niezły Numer”, który współtworzymy wraz z Lotto, przeanalizujemy fenomen katalońskiej rewelacji.

Uliczna piłka Girony. Ile jeszcze potrwa czar najskuteczniej drużyny Hiszpanii?

49 – tyle punktów zdobyła Girona w całym poprzednim sezonie ligi hiszpańskiej

Póki co tylko jedna porażka w całej rundzie jesiennej jest fenomenem i najlepiej świadczy o sukcesie drużyny z Girony, będącej poważnym katalońskim bastionem niepodległości regionu. Święta Bożego Narodzenia spędzili w roli wicelidera, mając tyle samo punktów co Real Madryt, zresztą to jedyna ekipa która była w stanie ich ograć na przestrzeni tylu miesięcy, mimo że również męczyli się z nią na początku spotkania. Girona nie tylko grała zdaniem wielu najatrakcyjniejszy futbol dla oka w Hiszpanii (najwięcej goli w lidze), ale też okazała się szalenie skuteczna. Na tyle, by odjechać Barcelonie czy Atletico na 7 punktów przewagi.

Za półmetek jednak nie ma medali, dlatego trener Michel tak mocno apeluje o mocny początek roku i podtrzymanie dotychczasowych standardów. Zawsze może wkraść się rozluźnienie, istnieje też ryzyko, że zabraknie wcześniejszej pasji, gdy zawodnicy dostają kilka dni wolnego i syci spotykają się z rodzinami przy świątecznym stole. Świąteczny czas nadal trwa, dzieci nie rozpakowały jeszcze wszystkich prezentów (w Hiszpanii rozdają je również Trzej Królowie 6 stycznia), a znów trzeba grać bez marginesu błędu. Girona może błyskawicznie zostać sprowadzona na ziemię samym kalendarzem. Na dzień dobry musi zagrać z Atletico, które nie przegrało od ośmiu meczów. Później też nie jest kolorowo, bo w samym lutym Katalończycy zagrają z Realem Sociedad (są w najlepszej szesnastce Ligi Mistrzów), Realem Madryt (tu nie trzeba wiele dodawać), Athletikiem grającym o Champions League oraz wymagającym Rayo Vallecano.

Jeśli jednak gracze Michela ograją u siebie na Montilivi Atletico, zakończą połowę sezonu z 48 punktami. To tylko o jedno oczko mniej niż całe poprzednie rozgrywki, gdzie i tak do końca liczyli się w grze o europejskie puchary. Czasem liczby najbardziej oddają skalę sukcesu, lecz Michel i tak próbuje chłodzić rozgrzane głowy. – Czy jesteśmy kandydatami do wygrania La Liga? Nie, nie, musielibyśmy osiągnąć 90 punktów, to bardzo duża liczba. Naszym celem są europejskie puchary. Uważam, że to Real, Atletico i Barcelona są kandydatami do wygrania ligi, ale nie my – twierdzi Michel, chociaż jeszcze przed chwilą wystrzegał się nawet rozmów o Europie.

Reklama

22 – tyle milionów wydała latem na transfery katalońska drużyna

Klasycznym problemem w przypadku takich wyskoków staje się błyskawiczna rozbiórka kopciuszka. I nie chodzi nawet o to, że Girona straci swoich najważniejszych zawodników zimą, bo nikt nie chciałby opuszczać statku w tak pasjonującym momencie. Nie bez znaczenia jest tutaj parasol ochronny ze strony City Football Group, czyli właściciela stojącego za wieloletnią dominacją Manchesteru City. Gdyby nie taki patron, wszyscy mogliby pomyśleć, że to wyskok jednej jesieni. Ale patrząc na długofalowy projekt pod okiem Pere Guardioli (brata Pepa), można wierzyć, że Girona dołączy do hiszpańskiej czołówki na stałe. Bardziej do gry o puchary, niż mistrzostwo, ale jednak to duża zmiana w hierarchii.

Niepokojące jest jednak, że Michel na każdej konferencji prasowej musi odpowiadać o potencjalne odejścia swoich gwiazd. Wysłuchuje, jak to Deco jest zakochany w nieszablonowym skrzydłowym i nastoletnim królu dryblingów Savinho. Musi czytać, że Chelsea szykuje 40 milionów za Artema Dovbyka lub oglądać jak Aleix Garcia odpowiada na pytania o transfer do Barcelony. Nawet jeśli widzi, że jego sąsiedzi mają regularne problemy z rejestracjami piłkarzy, nie może spać spokojnie, bo presja medialna zawsze oddziałuje na głowy zawodników. Czy łatwo jest zachować spokój mózgowi drużyny Aleixowi Garcii, skoro teraz na każdym kroku wpychają go do zespołu Xaviego? Trzy lata temu układał środek pola Dinama Bukareszt z Januszem Golem, teraz przewidują, że z Pedrim, Gundoganem czy Frenkiem de Jongiem miałby rządzić drugą linią klubu, który zawsze go inspirował. To duży przeskok dla zawodników robiących furorę w Gironie.

– Mam przeczucie, że Aleix Garcia nas nie opuści. Zabolałoby mnie to bardzo. Ale nie dlatego, że miałby trafić do Barcelony, tylko że stracilibyśmy takiego piłkarza – komentował Michel. Problem tej „mentalności” wracał już przed derbami Katalonii (tymi prawdziwymi, zdaniem kibiców Barcy, którzy traktują Gironę jako przyjaciela o tych samych wartościach), gdy Aleix – nazywany w tym sezonie Tonim Kroosem dla ubogich przez swoją kapitalną jakość podań – wypluł z siebie, że marzy mu się gra w Barcelonie. I to mimo że spoglądał na nią z góry tabeli i czekało ich bezpośrednie starcie. – Chłopak się pomylił. Marzy mi się, aby za kilka lat kibice Girony mogli kibicować tylko jej i czuć, że to drużyna, w której mogą się zakochać pokolenia – kwitował to szkoleniowiec wicelidera LaLiga.

42 – tyle bramek zdobyła najskuteczniejsza drużyna ligi hiszpańskiej Girona

– Życie nauczyło mnie, że sukces odnosi się poprzez codzienną, sumienną pracę. Przez wiele lat byłem w dzielnicowym klubie, gdzie emocje i stres były niezwykle silne. Rayo pokazało mi smak porażki i nauczyło mnie przegrywać, wycierpieliśmy wiele, dlatego teraz tak bardzo doceniam i smakuję ten sukces. I chcę wydłużyć go najbardziej, jak tylko się da, chociaż jestem świadomy, że nie zawsze będziemy wygrywać. Ale życie pokazało mi, że to, co zrobiliśmy, bierze się z codziennej pracy – uważa Michel.

Tym, czym przekonał do siebie graczy, było poczucie wolności. Sam Michel wierzy, że u zawodników trzeba rozwijać ich zdolności do samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji. Jeśli o coś prosi swoich piłkarzy podczas krótkich pogawędek, to o osobowość i branie na siebie odpowiedzialności, pokazywanie się do gry. – Każąc im robić konkretne rzeczy, zabijamy ich. Trzeba im dać odpowiednie narzędzia, a nie rozwiązania – tłumaczy. I dlatego często podkreśla, że zamiast wpajać im grę na 1-2 kontakty, po prostu musi ich nauczyć właściwych, samodzielnych wyborów. – Weźcie tę piłkę na siebie, przytrzymajcie ją, grajcie tak jakbyście bawili się na ulicy – mówił w jednej ze słynnych przemów zarejestrowanych przez kamery rozgrywek.

Reklama

Fenomen Girony bierze się z wielu czynników. Ze świetnych decyzji personalnych, możliwości finansowanych zagwarantowanych przez City Football Group, wyłapywania nieoczywistych piłkarzy, ale również z poczucia bliskości panującego w niewielkim, rodzinnym klubie. Tam nie ma potężnej korporacji – z dyrektorem sportowym czy trenerem można porozmawiać dłużej praktycznie każdego dnia, bo ich drzwi są otwarte dla wszystkich. Nie ma też tam presji, bo na kameralnym obiekcie Montilivi trudną ją odczuć. Nie w każdym klubie mogliby sobie pozwolić na przedłużenie kontraktu z Michelem po porażce z Hueską, gdy on sam czuł strach przed przyjściem do pracy. Ale Quique Carcel widział z bliska więcej: ta praca musi przynieść efekty.

I efektem tego jest wejście w nowy rok jako wicelider ligi hiszpańskiej i największa rewelacja Europy obok Bayeru Leverkusen czy Aston Villi. Kiedyś Michel pojechał na staż do Diego Simeone, aby uczyć się od niego gry defensywnej podczas kilku treningów, dzisiaj podejmuje go z wyższej pozycji w tabeli, chociaż jeszcze nigdy nie udało mu się z nim wygrać. – Coś poszło nie tak w tych obserwacjach, skoro dzisiaj są tak ultraofensywną drużyną – śmiał się sam Cholo. Gironę dotychczas odpalaliśmy dla rozrywki, żeby rzeczywiście poczuć elementy ulicznej piłki w nowoczesnej, zbyt ustandaryzowanej piłce. I pytanie, czy ten fenomen potrwa jeszcze miesiącami, czy na każdego musi przyjść moment zadyszki. Girona z Atletico gra nie tylko o pokazanie osobowości, ale też potężnego kopa motywacji na początku nowego roku.

*

Sprawdź, ile możesz wygrać w Lotto! Aktualne kumulacje znajdziecie na www.lotto.pl!

WIĘCEJ O LALIGA:

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

1 komentarz

Loading...