W Barcelonie nigdy nie jest normalnie. Nawet w takich kwestiach jak wprowadzanie młodych piłkarzy na salony, co – lekko mówiąc – czasami zakrawa o szaleństwo. Jeśli ktoś liczył, że inaczej będzie z Vitorem Roque, w ostatnim czasie tytułowanym przez kibiców jako “zbawienie”, srogo może się pomylić.
Owszem, ekscytacja jest naturalna. W końcu mowa o jednym z największych talentów nowego pokolenia w brazylijskim futbolu. Ale już widać, że na wstępie oczekiwania są i będą zdecydowanie za wysokie.
Niepoprawny hajp na wonderkida z Brazylii
Obserwując reakcje społeczeństwa związanego z “Dumą Katalonii”, można odnieść wrażenie, że Joan Laporta albo właśnie ściągnął do drużyny co najmniej strzelca pokroju Luisa Suareza z Liverpoolu, albo cofnęliśmy się do lata 2022 roku, gdy z Bayernu pozyskał Roberta Lewandowskiego. Ale gdzie Rzym, a gdzie Krym? Hajp jest nienaturalnie duży, wręcz niezdrowy, jeśli spojrzymy chłodnym okiem na okoliczności wokół transferu 18-letniego Brazylijczyka.
No właśnie, rzecz najważniejsza – to jeszcze nastolatek, za którym dopiero pierwszy pełnoprawny sezon w piłce seniorskiej. Z całym szacunkiem, ale liga brazylijska to nie LaLiga, a Copa Libertadores to nie Liga Mistrzów, więc wszelkie dotychczasowe osiągnięcia Roque (czyli 34 gole i 12 asyst w 97 meczach) warto traktować z odrobiną dystansu.
Ktoś mógłby teraz przypomnieć, że taki Neymar w 2013 roku miał przecież świetne wejście do Barcelony. Że Vinicius czy Rodrygo, także ściągnięci w młodym wieku bezpośrednio z Brazylii, sprawdzili się. Sęk w tym, że pierwszy z wymienionych opuścił ojczyznę w wieku 21 lat po czterech znakomitych sezonach, a para skrzydłowych Realu Madryt potrzebowała dwóch-trzech sezonów w Hiszpanii, żeby wejść na poziom godny regularnego grania we wszystkich rozgrywkach. O takich rzeczach trzeba pamiętać w ocenie, chyba że…
Kibic Barcelony oczekuje cudów jak w przypadku Pedriego, który po roku w drugoligowym Las Palmas właściwie bez uszczerbku na jakości odnalazł się w realiach wielkiego futbolu. Ba, ledwo został pełnoletnim piłkarzem, a już wskoczył do składu w klubie i reprezentacji, nie wypadając z niego, dopóki organizm nie powiedział “dość” po horrendalnej liczbie rozegranych spotkań w jednym sezonie 2020/2021 (73). Super, akurat trafił się absolutnie zjawiskowy talent, do tego maszyna do biegania, podobnie jak Gavi. Ale raz, że nie każdy wonderkid potrafi z marszu sprostać trudniejszym realiom, dwa: żyłowanie nastolatków to już tak delikatny temat w stolicy Katalonii, że opieranie na nich zespołu powinno być odgórnie zakazane.
Vitor Roque zbawieniem ataku Barcelony? To nie nadzieja, to desperacja
Jak będzie z Roque? Widząc brutalny zjazd Roberta Lewandowskiego w 2023 roku i metkę 40 mln euro, nie ma innej opcji: będzie dostawał wiele minut. Ale też przesadą byłoby postawienie wszystkiego na jedną kartę i ulegnięcie wrażeniu, że wybuch potencjału Brazylijczyka nastąpi już teraz.
Bohater na białym koniu, który rozwiąże problem w walce o mistrzostwo Hiszpanii? Sorry, nie. To zwyczajnie niebezpieczny optymizm ocierający się o desperację. Z drugiej strony, z tejże desperacji nawet Xavi – o ile dotrwa do końca sezonu – może stwierdzić, że nieskuteczność Lewandowskiego trzeba naprawić nadzieją w prawie dwa razy młodszego zawodnika. Ale to nie pomogłoby ani jemu, ani Barcelonie. Łatwo w tej sytuacji schrzanić harmonijny rozwój.
Kluczowa jest pozycja startowa. Gdy Neymar przychodził do Barcelony, miał łatkę przyszłego zdobywcy “Złotej Piłki”, ale też parasol ochronny w postaci Messiego, Iniesty czy Xaviego. Obecnie w klubie brakuje takich postaci. Wydawało się, że może być nią Lewandowski, jednak stracił aureolę. Pedri ostatnio częściej leży w szpitalu, Gavi zerwał więzadło krzyżowe, Raphinha to nie ten kaliber. Zostają de Jong, Gundogan czy Araujo, na co i tak można kręcić nosem, bo tylko jeden z nich, były pomocnik Manchesteru City, nie narzeka od czasu do czasu na zdrowie. Słowem: kręgosłup Barcy jest albo dość kruchy, albo wciąż za młody. Roque nie wchodzi zatem do dobrze funkcjonującego organizmu i do pewnego stopnia stąd te zawyżone oczekiwania.
Tak już jest, że podświadomie zbawicieli szuka się wtedy, gdy są potrzebni. Ale bardziej niż to Barcelonie przyda się obecnie rozsądek. Vitor Roque to nie kozak, a dopiero materiał na kozaka. Może część kibiców zdąży to jeszcze zakodować, zanim zacznie komentować jego występy na boiskach LaLiga. Innym najpewniej pozostanie frustracja wynikająca wyłącznie z własnej naiwności.
WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:
- Śladami Girony i Ajaksu. Największe wzrosty i spadki w rankingu Elo
- Barcelona chce latem sięgnąć po gwiazdę Premier League
- Vitor Roque: Moje marzenia właśnie się spełniają
Fot. Newspix