Reklama

Monopol na gwiazdy? Niekoniecznie. Futbolowa egzotyka w obliczu saudyjskiego szaleństwa

Maciej Szełęga

Autor:Maciej Szełęga

26 grudnia 2023, 19:30 • 17 min czytania 3 komentarze

Olbrzymie inwestycje, awans sportowy i huczne plany związane z organizacją mundialu w 2034 roku. Na przestrzeni zaledwie kilku ostatnich miesięcy Arabia Saudyjska przypomniała, że jest poważnym graczem w światowej piłce.

Monopol na gwiazdy? Niekoniecznie. Futbolowa egzotyka w obliczu saudyjskiego szaleństwa

Nasuwa się więc pytanie – jak w cieniu rekordowych transferów do Saudi Professional League poradziły sobie inne egzotyczne kierunki? Aby znaleźć odpowiedź, zabierzemy was w małą podróż po świecie.

PIŁKARSKA EGZOTYKA – STACJA POCZĄTKOWA: ARABIA SAUDYJSKA

Sierpień 1978 roku, na lotnisku w Rijadzie melduje się Roberto Rivelino, jeden z ojców sukcesu reprezentacji Brazylii na mundialu w Meksyku. Był znakomitym technikiem. W kraju doceniano go za niebywałą skuteczność z rzutów wolnych, a Pele rozpływał się nad sztuczką, która już wkrótce stała się jego znakiem rozpoznawczym – elastico.

Osiem lat po największym sukcesie w karierze, Brazylijczyk zasilił drużynę Al-Hilal, stawiając tym samym milowy krok w rozwoju saudyjskiej piłki. Jego decyzję spokojnie można uznać za początek transferowej gorączki na Bliskim Wschodzie. Gwiazda z najwyższej półki, mistrz świata. Niedościgniony wzór dla Neymara, którego przygoda z “Niebieską falą” została zakłócona przez kontuzję już w pierwszym sezonie po opuszczeniu Europy.

– Trafiłem do ligi, której standardy nie różniły się zbytnio od amatorskich rozgrywek. No dobra, może oprócz zarobków. Treningi oraz mecze organizowane były na tym samym stadionie. Co gorsza, w Rijadzie występowały wówczas aż trzy drużyny. Zajęcia musiały być więc organizowane w krótkich sesjach. 18:00 – 19:00, 19:00 – 20:00, a następnie 20:00 – 21:00. Futbol dopiero się tam rozkręcał, musieli się go nauczyć na błędach – wspominał po latach Rivelino.

Reklama

Mimo niskiego poziomu sportowego, Saudyjczycy już wtedy potrafili przekonać do siebie gwiazdy. Rivelino za sam fakt przenosin na Bliski Wschód, otrzymał najnowszy model Mercedesa.

W Brazylii było mnie stać co najwyżej na garbusa – śmiał się po latach. Tym razem już jako ambasador niemieckiej marki w swym kraju.

Minęły nieco ponad cztery dekady, a lokalna społeczność “nauczyła się” futbolu. Trzykrotne mistrzostwo Azji, dwukrotny triumf w rozgrywkach Arab Cup, pokonanie przyszłych mistrzów świata w fazie grupowej mundialu i rekordowe transfery gwiazd pokroju Neymara, Malcoma czy też Rubena Nevesa.

– Wspomniane ruchy są pewnym symbolem i potwierdzeniem tego, w co mierzą Saudyjczycy i gdzie chcą być za rok i dziesięć lat: znaczyć bardzo dużo w skali globalnej, otworzyć się społecznie, przyciągnąć turystów i dać odpowiednią wysoką jakość życia swojemu społeczeństwu – tłumaczył Mieszko Rajkiewicz na łamach Przeglądu Sportowego.

– Saudyjczycy mają ogromne środki finansowe do wyłożenia na sport i zrobią wszystko, by ściągnąć jak najlepszych graczy, ale z drugiej strony nie jest też tak, że sumy transferowe i pensje są wybitnie przesadne i ustawiane losowo. Do tego zadania powołani są specjaliści, którzy dokładnie analizują ile dany piłkarz powinien zarabiać i ile powinno skłonić go do przyjęcia propozycji. Negocjacje nie są aż tak elastyczne jak mogłoby się wydawać, czego przykładem są ostatnie transfery – dodaje Damian Majewski, twórca profilu “Piłka Nożna w Arabii Saudyjskiej”.

Reklama

– Oficjele związani z Saudi Pro League deklarują, że chcą należeć do grupy TOP10 lig na świecie. Teraz są w szóstej dziesiątce, więc droga jest bardzo daleka. Ich ofensywa na pewno nie jest jednorazową fanaberią, a długoletnim projektem, na końcu którego majaczy mundial w Arabii (rok 2034). Okres trwania SPL w nowej formule powinniśmy więc szacować na co najmniej dekadę – przewiduje Michał Banasiak, ceniony ekspert od spraw geopolitycznych w sporcie.

– Saudyjczycy mocno zmieniają rynek transferowy, ale monopolu na gwiazdy nie będzie. Zbyt wielu jest rozpoznawalnych piłkarzy, których możemy określić jako “gwiazdy”. A w SPL wciąż obowiązują przecież limity na obcokrajowców. Poza tym nie wszyscy piłkarze chcą grać w Arabii, co pokazał chociażby Leo Messi. Jego decyzja jest o tyle istotna, że może iść za nim wielu zawodników, tak jak do Arabii idą za Cristiano – dodaje Banasiak.

PRZYSTANEK PIERWSZY: STANY ZJEDNOCZONE

Skoro mowa jest o Messim, warto przenieść się do Stanów Zjednoczonych. Czy Major League Soccer stanowi dla Saudyjczyków realną konkurencję? Pod względem finansowym – zdecydowanie tak.

– Należy rozdzielić tutaj dwie kwestie. Właściciele klubów MLS są naprawdę bardzo bogaci i gdyby funkcjonowali na zasadach Saudyjczyków, bez wątpienia byliby w stanie postawić podobne warunki finansowe. Druga kwestia to jednak zasady ligi, na które wszyscy się zgodzili, bo długoterminowo są po prostu opłacalne dla inwestorów. Pod tym względem właściciele klubów MLS nie mogą konkurować z Arabią Saudyjską, to zupełnie inny rynek – opowiada nam Katarzyna Przepiórka – specjalistka od MLS i założycielka serwisu amerykanskapilka.pl

– Działania Saudyjczyków nie spowodują w tym momencie zmian w MLS. Oczywistym jest, że liga, która w tak krótkim czasie rozwinęła się w takim stopniu, ma świetne wyniki finansowe, sportowe i marketingowe z potencjałem na jeszcze więcej, nie rzuci się nagle na pierwszy lepszy przebłysk innej ligi. Bezsensowne byłoby zaprzepaszczenie tylu lat pracy według planu i wytyczonej ścieżki, ślepo podążając za działaniami ligi, która funkcjonuje na zupełnie innych zasadach – podkreśla Przepiórka.

Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze NarodówBonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów

Bonus 600 zł za zwycięstwo Polski z Portugalią w Lidze Narodów

  • Postaw kupon singiel za min. 2 zł zawierający zakład na zwycięstwo Biało-Czerwonych w starciu z Portugalczykami
  • Jeśli kupon okaże się wygrany, to na twoje konto bonusowe wpłyną dodatkowe środki w wysokości 600 zł
  • Tylko dla nowych użytkowników. Rejestracja zajmuje 30 sekund!

Kod promocyjny

SUPERWESZŁO

18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.

Amerykanie nie zejdą więc z obranej drogi. Inwestycje Davida Beckhama w Inter Miami potwierdzają natomiast, że potrafią wycisnąć swój potencjał do ostatniej kropli. Korespondencyjna rywalizacja Messiego z Ronaldo na dwóch krańcach świata to samograj. Promocja, którą podkręcają fani oraz media.

– Amerykanie będą trzymać się swoich działań. MLS dalej będzie kierunkiem dla graczy, którzy chcą się rozwijać, szukać ligi, który pomoże im w promocji. Dobrą kartą przetargową dla topowych graczy jest sam rozwój ligi, możliwość zaistnienia na amerykańskim rynku pod kątem biznesowym. Transfer Messiego to także nowy rozdział w historii MLS. Podobnie było w przypadku Davida Beckhama, więc mamy tutaj swego rodzaju klamrę. Rywalizacja Argentyńczyka z CR7 nie jest jednak nakręcana przez MLS czy Inter Miami. Dzieje się to samoistnie – zaznacza nasza rozmówczyni.

Wokół Messiego opracowana została także strategia transferowa klubu. Nie bez powodu, Argentyńczyk będzie mógł wkrótce występować u boku swoich boiskowych przyjaciół – Luisa Suareza, Sergio Busquetsa, a także Jordiego Alby. Opłaciło się. Za sprawą ośmiokrotnego zdobywcy Złotej Piłki znacząco wzrosła wartość ligi, a także jej zasięg w mediach społecznościowych.

PRZYSTANEK DRUGI: MEKSYK

Leagues Cup – tak nazywa się turniej, który od 2019 roku łączy drużyny klubowe ze Stanów Zjednoczonych oraz Meksyku. Organizowane przez CONCACAF rozgrywki (dwukrotnie wygrane przez ekipy z Ligi MX) przypominają obywatelom USA, że ekipy zza południowej granicy potrafią grać na zbliżonym, a często nawet wyższym poziomie. W kontekście rywalizacji z Arabią Saudyjską, Meksyk ma do powiedzenia niewiele. Przykład André-Pierre Gignaca pokazuje jednak, że może być realną opcją dla części europejskich gwiazd.

– Transfer Gignaca był kluczowy. Po sukcesie Francuza pozostali giganci, América i Monterrey, także próbowali zdobyć jego własny odpowiednik. Chodziło o głośne nazwisko z Europy niebędące jeszcze po drugiej stronie rzeki. Pierwsi próbowali z Ménézem, drudzy z Janssenem, a teraz Canalesem. W międzyczasie Tigres ściągnęli jeszcze Thauvina, który nie wypalił przez kontuzje. Moim zdaniem nie ma tu jednak płaszczyzny do konkurencji z Arabią czy MLS. Meksyk nie zaoferuje piłkarzom tyle co Arabia. Topka najlepiej zarabiających w MLS także jest poza zasięgiem finansowym klubów meksykańskich. Najbogatsze z nich to; América (właściciel: Televisa), Tigres (Cemex) i Monterrey (FEMSA). One mogą zaproponować gwiazdom nawet do 5 mln dolarów rocznie – opowiada Michał Matlak, pasjonat futbolu z Ameryki Łacińskiej.

Dla porównania, przed transferem Leo Messiego do MLS, najlepiej zarabiającym graczem we wspomnianej lidze był Lorenzo Insigne. Legenda Napoli zarabia w Toronto około 14 mln dolarów rocznie. Meksykanie nie mają jednak aspiracji, by podpiąć się pod rywalizację na linii Stany Zjednoczone – Arabia Saudyjska. Zamiast tego, muszą coraz baczniej oglądać się za siebie.

– Niepokojąco odjeżdżać zaczyna liga brazylijska, która gromadzi kontynentalne gwiazdy i znanych weteranów (choć mowa tu tylko o Latynosach, a nie Europejczykach). To jest już niezaprzeczalnie najlepsza liga pozaeuropejska, coraz bardziej uzasadnione jest nazywanie jej Premier League Ameryk – tłumaczy dalej Matlak.

– Meksykanie mają też inne problemy. Poważnie kuleje u nich wprowadzanie młodzieży do seniorskiej piłki, a także eksport piłkarzy do Europy. Transfery europejskich gwiazd są w Meksyku miłym, okazjonalnym dodatkiem, czasem kwestią mody (jak w latach 90. na fali Butragueno w Celayi albo teraz po Gignacu), ale nigdy nie było to główną strategią klubów czy też ligi – dodaje nasz ekspert.

To trafna diagnoza. W latach 2013-2018, Liga MX deklasowała wręcz MLS pod względem zarobku ze sprzedaży gwiazd do Europy. Swoją rolę odegrał wówczas transfer Hirvinga Lozano do PSV (2018 rok), za który Pachuca przytuliła aż 12,5 mln euro. Przez następne pięć lat, sytuacja stopniowo się odwracała, czego dowodem było odejście Alphonso Daviesa do Bayernu (14 mln euro) oraz Miguela Almirona do Newcastle (aż 24 mln euro). Dziś to właśnie MLS, liga argentyńska, a także przywołana przez Michała brazylijska Serie A, są największymi eksporterami talentów na Stary Kontynent.

PRZYSTANEK TRZECI: KATAR

Czy ktoś może konkurować z Saudyjczykami pod względem inwestycji w futbol? Oczywiście, że tak. Powiem więcej – robi to od lat. Dyplomatyczny konflikt między Katarem a Arabią Saudyjską ciągnie się bowiem już ponad dwie dekady.

5 czerwca 2017 roku. Arabia Saudyjska, Bahrajn, Jemen, Egipt, Malediwy oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie ogłaszają zerwanie stosunków dyplomatycznych z Katarem. Powód? Domniemane wspieranie terroryzmu. Bojkot zakończył się dopiero 4 stycznia 2021 roku, wraz z ponownym otwarciem wschodniej granicy przez Saudyjczyków.

7 maja 2023 roku. Syria zostaje przywrócona do Ligi Państw Arabskich. Dziennikarz Andrew Mills pisze: Powitanie prezydenta Syrii, Bashara al-Assada w szeregach organizacji pokazuje, jak daleko w tyle pozostał Katar, który jeszcze do niedawna chciał liczyć się jako dyplomatyczny głos na Bliskim Wschodzie.

– Katar nigdy nie zaakceptował tej decyzji, ale nie stawał też na przeszkodzie w jej realizacji. Doha złagodziła swój przekaz w obawie o pogorszenie stosunków z silniejszymi sąsiadami – dodaje Belal Tourkya, przedstawiciel syryjskiej ambasady.

Mamy więc do czynienia z ciągłym przeciąganiem liny – przez ostatnie lata raczej w kierunku saudyjskim. To walka o wpływy, która obecna jest również w świecie sportu.

Katarczycy przystąpili na poważnie do rywalizacji z saudyjskimi inwestorami już w latach 2003-2004. Na Bliski Wschód trafiło wówczas około trzydziestu piłkarzy zza granicy. Wśród nich znalazł się Stefan Effenberg, Gabriel Batistuta, a nawet… Pep Guardiola, który powoli zbierał się do zakończenia kariery (co ostatecznie uczynił w Meksyku).

Kluczowy okazał się jednak rok 2011. To właśnie wtedy Emir Kataru, Tamim bin Hamad Al Thani postanowił nabyć 70% akcji francuskiej drużyny Paris Saint-Germain. Ekipa z potężnym zapleczem kibicowskim (nie bez powodu wybór padł właśnie na klub z Paryża), której barwy reprezentował David Ginola, George Weah i Ronaldinho trafiła w ręce Qatar Sports Investments. Tak, tej samej grupy, która przekonała zarząd FC Barcelony do zrezygnowania z tradycji, a co za tym idzie – umieszczenia reklamy Qatar Airways na swoich koszulkach meczowych.

Business is business.

Katarczycy błyskawicznie zwiększyli budżet PSG do 150 milionów euro. Dzięki temu, już w pierwszym sezonie ich nowa zabawka wywalczyła awans do Ligi Mistrzów. W drugim, udało się jej natomiast zdobyć mistrzostwo kraju.

Dynamiczny rozwój klubu sprawił, że Francuzi łyknęli haczyk. Wieloletni kibic PSG, Nicolas Sarkozy popierał przejęcie klubu przez Katarczyków. Ba, w kuluarach mówiło się nawet, że namawiał Michela Platiniego do forsowania kandydatury Kataru pod kątem organizacji mundialu w 2022 roku. Resztę historii już znamy. Najważniejszy piłkarski turniej roku został rozegrany na Bliskim Wschodzie, choć trzeba przyznać, że drużyna gospodarzy wypadła na nim wręcz komicznie.

Gorycz porażki na mistrzostwach świata nie ostudziła jednak zapału Katarczyków. Spójrzmy tylko na ruchy drużyny Al-Rayyan SC od początku 2023 roku:

  • Thiago Mendes
  • Sofiane Boufal
  • Rodrigo
  • Shogo Taniguchi (czterokrotny mistrz Japonii, reprezentant kraju i legenda Kawasaki Frontale)

Al-Arabi podpisało z kolei Marco Verrattiego, oferując mu dwuletnią umowę. Jego odejście z Paryża do Kataru potwierdza, że Saudyjczycy nie są osamotnieni w ściąganiu gwiazd z lig TOP5. Wręcz przeciwnie – ich działania napędziły ruch u wschodnich sąsiadów (Qatar Stars League zasiliły przecież gwiazdy pokroju Coutinho, Draxlera, Delorta). Akcja – reakcja. I tak od dwudziestu lat.

PRZYSTANEK CZWARTY: CHINY

Czy Arabia Saudyjska zmierza w tym samym kierunku co Chiny? To pytanie, które narodziło się wraz z początkiem transferowego exodusu z Europy na Bliski Wschód.

– Taktyka oparta na sprowadzaniu zawodników, którzy są u schyłku swojej kariery, nie jest taktyką, która rozwija piłkę nożną. Zauważcie, że podobny błąd popełniono już w lidze chińskiej – apelował prezydent UEFA, Aleksander Ceferin.

W obawach przed nagłym rozwojem saudyjskiej piłki, Słoweniec spłycił temat najbardziej jak się tylko da. W futbolu wszystko już było, Arabia to drugie Chiny.

I cyk, pora na CS-a.

Wbrew pozorom, nie jest to wcale takie proste. Oprócz analizy transferów na papierze, pod uwagę należy wziąć bowiem kilka czynników społeczno-gospodarczych:

– W Arabii Saudyjskiej futbol jest sportem numer jeden, a populacja kraju jest bardzo duża – liczy 36 milionów osób, chce osiągnąć próg 40 milionów. Większość osób w królestwie to kibice piłki nożnej, co jest zupełnie inną sytuacją niż np. w Chinach. Tam futbol nie jest tak popularny, nie ma takich tradycji. W Arabii Saudyjskiej istnieją wielkie mecze derbowe pomiędzy Al-Nassr i Al-Hilal czy pomiędzy Al-Ittihad i Al-Hilal, które przyciągają 50-60 tysięcy osób na stadion – objaśniał na Weszło Profesor Simon Chadwick.

Słowo klucz: duża, zaangażowana baza kibiców. Pod tym względem Arabia Saudyjska wyróżnia się na tle pozostałych krajów położonych nad Zatoką Perską. Przykładowo – Zjednoczonych Emiratów Arabskich:

– W Emiratach ludzie w ogóle nie się interesowali piłką. Na meczu było zazwyczaj dwa tysiące ludzi, czasem może z pięć. W samym Dubaju piłkarze to “no name’y”. Za dużo turystów. Piłka tak sobie jest, bo jest. W Arabii jest inaczej, bo więcej ludzi należy do tej biedniejszej klasy. Dla nich piłka to rozrywka, a w Emiratach kto ma chodzić na mecze, skoro każdy jest bogaty? W Dubaju jest pięć drużyn, ale wielu mieszkańców woli polecieć sobie na Barcelonę – no bo co to dla nich? Zresztą w Dubaju masz tysiąc innych rozrywek, a w Arabii tylko piłkę – opowiadał nam przed laty Adrian Mierzejewski, który miał przyjemność grać w obydwu krajach.

Struktura społeczna w Arabii sprzyja więc popularyzacji sportu. Nie zapominajmy jednak, że dla Saudyjczyków futbol jest przede wszystkim środkiem przekazu. Siłą rzeczy, musi docierać więc do mas. Zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Witamy w świecie sportswashingu.

– Na ten moment nie widzę możliwości konkurowania chińskich klubów z arabskimi. Oprócz pojedynczych przypadków jak Shanghai Port, większość drużyn dopiero stabilizuje swoją sytuację finansową po kryzysie. W najbliższych latach nie będzie transferów z topowych lig europejskich, największymi wzmocnieniami są teraz gracze ze średniaków z Portugalii, Bałkanów. Transferowe Eldorado w Chinach jest obecnie martwe – tłumaczy Maciej Łoś, pasjonat chińskiego futbolu, odpowiadający za profil “Piłkarskie Państwo Środka”.

– Chińską piłkę niszczy zbyt duża ingerencja polityczna, a jednym z powodów kryzysu finansowego było nieumiejętne gospodarowanie budżetem i wydawanie pieniędzy na prawo i lewo. Dopóki właściciele klubów byli w dobrej kondycji, płacili hojnie nie tylko obcokrajowcom, ale przepłacali też za rodzimych graczy. Chińczycy dostawali tak duże pensje, że nie czuli potrzeby wyjazdu z kraju i rozwijania się w Europie. Pandemia i inne problemy sprawiły, że właściciele przestali skupiać się na klubach, a te popadły w wielkie tarapaty, co dla niektórych kończyło się likwidacją lub spadkiem, jak w przypadku Guangzhou FC – kontynuuje Łoś.

– Saudyjczycy muszą więc pamiętać, że samo kupowanie drogich graczy z Europy na nic się zda, jeśli nie pójdą za tym inwestycje w lokalnych graczy i rozwój młodzieży. Chińczycy podczas swojej złotej ery nie potrafili wyprodukować piłkarzy zdolnych do gry na Starym Kontynencie, a reprezentacja przestała się rozwijać. Jeśli w Arabii nie będzie widać takich efektów to władze również mogą zrezygnować z futbolowego projektu – dodaje.

Jak dotąd, nie ma ku temu jednak większych przesłanek. Szczególnie, że lokalne władze trzymają się uparcie “Wizji 2030”.

PRZYSTANEK PIĄTY: TURCJA

Przyszedł czas na Super Lig, czyli rozgrywki – potencjalnie – najbliżej naszego serca z dzisiejszego zestawienia. Nie tylko ze względu na odległość dzielącą Polskę oraz Turcję, ale także formę kadrowiczów w obecnym sezonie. Adam Buksa odbudował się w Antalyasporze po licznych perturbacjach zdrowotnych, Sebastian Szymański strzela dla Fenerbahce jak na zawołanie, a Krzysztof Piątek przypomniał o swoich pistoletach jako zawodnik Basaksehiru. Jak powinno się jednak oceniać potencjał Super Lig? Czy Turcy mogą nawiązać rywalizację z Saudyjczykami?

– Wydawać by się mogło, że nie. Największe kluby rzadko podpisywały przecież kontrakty z zawodnikami, którzy chcieli zarabiać 4-5 milionów euro rocznie. W tym sezonie dochodzi jednak do rzeczy szalonych. Zarówno Fenerbahce, jak i Galatasaray mają lepszy moment, bo podpisały duże kontrakty sponsorskie. Dzięki temu, do Turcji mógł trafić chociażby Mauro Icardi (który zarabia około 6 mln euro za sezon). Nie nazwałbym tego konkurencją, ale na pewno jest to rodzaj alternatywy – sugeruje Filip Cieśliński, ekspert od tureckiego futbolu.

– Chiny z wyścigu o gwiazdy już dawno się wypisały. Tego projektu już nie ma: wprowadzono salary cap, a pandemia finansowo wykończyła wiele klubów. Natomiast Turcja wciąż pozostanie atrakcyjna przede wszystkim dla rozpoznawalnych, ale sportowo niekoniecznie pierwszorzędnych piłkarzy: można dobrze zarobić i jeszcze pograć w europejskich pucharach – uzupełnia Michał Banasiak.

To właśnie perspektywa gry w rozgrywkach międzynarodowych przekonała Sebastiana Szymańskiego do osiedlenia się w okolicach Stambułu. O podobnej motywacji wspominał także Dusan Tadić, który opuścił Amsterdam po pięciu latach jako absolutna legenda Ajaksu. W przypadku tureckiej Super Lig, swoje piętno odcisnęły jednak sprawy pozasportowe – katastrofalne trzęsienie ziemi, afera związana z pobiciem sędziego przez prezesa Ankaragucu. Nie jest to najlepsza zachęta dla potencjalnych gwiazd.

STACJA KOŃCOWA: RESZTA ŚWIATA

Transferowa ofensywa w stylu Saudyjczyków to sytuacja, w której znajduje się chociażby liga japońska. Przekonuje nas o tym Klemens Przybył – redaktor serwisu “AzjaGola”, a także założyciel twitterowego konta „Piłka nożna w Japonii”. Wymienia jednak kilka zasadniczych różnic między najpopularniejszymi egzotycznymi kierunkami, a Krajem Kwitnącej Wiśni:

  • J. League nie należy do organizacji (takich jak Saudi Pro League), które wydają kosmiczne pieniądze na transfery
  • Organizatorzy rozgrywek kładą nacisk na szkolenie młodzieży, dzięki temu coraz więcej Japończyków pojawia się na Starym Kontynencie
  • Japończycy nie ściągają najgorętszych nazwisk na rynku. Gwiazdy trafiają do J. League zasadniczo kilka lat po najbardziej udanym występie na mundialu lub mistrzostwach Europy (często z trzydziestką na karku)

Obecni wicemistrzowie Azji doskonale znają swoją pozycję w szeregu, angażując się raczej w rozwój futbolu na swoim własnym podwórku. To samo tyczy się Australii, która ma mieszane uczucia związane z transferami dużych, europejskich gwiazd.

– Jeśli chodzi o zagraniczne gwiazdy, w ostatnim czasie byli to piłkarze, którzy raczej zawodzili. W 2021 roku do ligi trafił Daniel Sturridge, wobec którego były bardzo duże oczekiwania. Początkowo miał on problemy z zakażeniem COVID-19, ale później pojawiła się też kontuzja. Finalnie Anglik rozegrał w barwach Perth Glory zaledwie sześć spotkań – napisał nam profil “Australijska Piłka” na Twitterze/X.

– Portugalczyk Nani po obiecującym debiucie w meczu z Sydney FC zaczął grać bardzo przeciętnie – przez 10 spotkań zaliczył tylko jedną asystę. W styczniu zerwał więzadło krzyżowe w kolanie i więcej na australijskich boiskach go nie widzieliśmy. Takich przykładów było więcej. Z drugiej zaś strony pojawiali się tacy gracze jak Keisuke Honda, Oriol Riera czy Ola Toivonen, którzy radzili sobie bardzo dobrze. Są to jednak trochę wcześniejsze czasy. Zawodnicy z wysokimi kontraktami zwyczajnie zawodzili w A-League. Bez wątpienia jednak każde mocne nazwisko generuje szum wokół klubu, zwiększa popularność ligi, a także zachęca kibiców do przyjścia na stadion – puentuje redaktor profilu “Australijska Piłka”.

Paradoksalnie, duże nazwiska nie zwiększyły także zainteresowania sportem w kraju. Na początku stycznia 2022 roku, spotkanie między Sydney FC a Perth Glory oglądało przed ekranem średnio 45 tysięcy osób (w szczytowy momencie – 58 tysięcy). Kiepsko, jak na kraj z 25 milionami mieszkańców.

Żeby tego było mało – szacuje się, że australijski nadawca “Network 10” zainwestował w prawa do transmisji A-League około 200 milionów dolarów (umowa na pięć lat, pakiet zawierał także rozgrywki kobiece). Czas pokazał, że grubo się jednak przeliczył. Tamtej nocy, wspomniany mecz oglądało zaledwie 3,2% widzów.

Inwestycje, jakie poczyniła w ostatnich latach Arabia Saudyjska nie mają jedynie wymiaru sportowego. Z Katarem walczy politycznie oraz gospodarczo. Z USA czysto wizerunkowo. Z resztą świata – o uwagę i zaangażowanie kibiców.

Dla jednych jest to motywacja, inni odpuszczają rywalizację już na samym starcie. Jedno jest jednak pewne – saudyjczycy zmienili układ sił w świecie piłkarskiej egzotyki. I wiele wskazuję na to, że będą kontynuować swoje działania aż do 2034 roku.

 

WIĘCEJ O FUTBOLU NA BLISKIM WSCHODZIE:

Fot: Newspix.pl

W Weszło odpowiada głównie za dział social media, ale w wolnych chwilach nie stroni też od pisania. Doświadczenie w mediach zaczął zbierać jeszcze przed maturą - pracując wówczas dla redakcji Meczyki.pl (choć wszystko zaczęło się od serwisu Futbolowa Rebelia). Tuż po egzaminie został natomiast odkryty przez Mateusza Rokuszewskiego, ówczesnego redaktora naczelnego. Prywatnie kolekcjoner winyli (w większości hip-hopowych), kibic Bodø/Glimt, a także współtwórca trzech przewodników kibica związanych ze skandynawskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

3 komentarze

Loading...