– Grupa musi być na tyle mocna mentalnie, żeby wytrzymać ciśnienie – mówi Ryszard Bosek o przełamaniu klątwy ćwierćfinału na igrzyskach olimpijskich. Nasi siatkarze, po niepowodzeniach na kilku poprzednich turniejach, w Paryżu będą mierzyć się z jeszcze większymi oczekiwaniami. Z przyjmującym jedynego składu reprezentacji Polski, który wywalczył medal na igrzyskach, rozmawiamy o tym, jak Polacy wytrzymali wtedy presję i jak ocenia szanse naszych na medal w przyszłorocznym turnieju.
To czternasty artykuł z realizowanego we współpracy z ORLEN S.A. cyklu „Droga do Paryża”, opowiadającego o igrzyskach olimpijskich, który do końca roku będzie ukazywać się na naszym portalu.
***
Przed każdymi igrzyskami kibice mają zawsze swoich pewniaków do medali. W Pekinie, Londynie, Rio de Janeiro i w Tokio liczyliśmy na męską reprezentację w siatkówce. Na dwa ostatnie turnieje jechaliśmy jako mistrzowie świata i jedni ze zdecydowanych faworytów do końcowego sukcesu. Nie udało się jednak przywieźć z tych imprez choćby brązowego medalu.
W przypadku naszej kadry mówi się o klątwie ćwierćfinału. Nie przebrnęliśmy tej fazy w sumie na pięciu kolejnych igrzyskach, począwszy od Aten w 2004 roku. Cała ta otoczka sprawia, że oczekiwania i presja w Paryżu w przyszłym roku będą jeszcze większe. Czy uda się przebrnąć przeklęty ćwierćfinał i awansować do strefy medalowej?
Trudno w to uwierzyć, ale na sukces olimpijski w męskiej siatkówce czekamy już prawie 50 lat. Jedyny krążek w historii tej dyscypliny, najcenniejszy, bo złoty, zdobyła dla Polski ekipa legendarnego trenera Huberta Jerzego Wagnera w 1976 roku w Montrealu. Polacy, podobnie jak w XXI wieku w Rio i w Tokio, też jechali wówczas na ten turniej jako urzędujący mistrzowie świata. Mimo to głównym faworytem do olimpijskiego tytułu była raczej kadra ZSRR, najbardziej utytułowana reprezentacja w historii.
Polacy w Kanadzie zapisali się jako zespół, który walczy do samego końca. Z sześciu spotkań tam rozegranych aż cztery wygrali w piątym secie, w tym to najważniejsze, o złoto. W nim Biało-Czerwoni zmierzyli się z reprezentacją Związku Radzieckiego. Siatkarze z Kraju Rad, w przeciwieństwie do naszych, przeszli przez poprzednie spotkania jak burza. Aż do finału nie oddali rywalom nawet seta. Chłopcy Wagnera jednak nie pękli i nie przestraszyli się rywali. Dzięki czemu zdobyli złoto.
Na pozycji przyjmującego grał w tym zespole nasz rozmówca, Ryszard Bosek. Pytamy go o koncentrację na parkiecie, wiarę w zwycięstwo i nasze szanse na przyszłorocznych igrzyskach.
ŁUKASZ POZNAŃSKI: Wasza drużyna zdobyła złoty medal w 1976 roku. Przed wyjazdem do Montrealu, trener Wagner deklarował, że wygracie turniej. Czy wy, zawodnicy, ruszaliście do Kanady z mocnym przekonaniem, że jedziecie po złoto?
RYSZARD BOSEK: Nie, choć znaliśmy nasze możliwości. Tym bardziej, że dwa lata wcześniej zostaliśmy mistrzami świata. Byliśmy mocną drużyną. Na pewno nie jechaliśmy tylko po to, by rozegrać mecze na igrzyska. Generalnie Wagner powiedział, co powiedział – chciał zmobilizować wszystkich, ale pewności w sporcie nigdy nie ma. Jeden czuje się mocny i wtedy ma nadzieję wygrać, inny być może jedzie na taką imprezę w momencie, gdy dopiero tworzy się drużyna, szczególnie przy młodych zespołach. Wiadomo, że wtedy takiej pewności nie ma. Ale my jechaliśmy mocni i liczyliśmy się z tym, że możemy wygrać.
Trener rzeczywiście wierzył w końcowy sukces? Czy mówił to trochę na wyrost?
Wagner taki był. Pewny siebie. Na pewno wierzył. My tego oficjalnie nie mówiliśmy, nawet trochę się z niego podśmiewaliśmy. Ale, wiedząc, że jesteśmy mistrzami świata i mamy szansę wygrać, to każdy na pewno po cichu o tym myślał.
CZYTAJ POZOSTAŁE TEKSTY Z CYKLU DROGA DO PARYŻA
Same igrzyska układały się tak, że wiele spotkań wygrywaliście po tie-breaku…
Tak. Zresztą my byliśmy drużyną piątego seta. Jak już doszliśmy do tie-breaka, to wiedzieliśmy, a nawet przeciwnik wiedział, kto wygra. Ale to wcale nie jest łatwe. Igrzyska to są zupełnie inne zawody niż nawet mistrzostwa świata czy mistrzostwa Europy. Olimpiada to jest taki specyficzny turniej, który, szczególnie w grach zespołowych, zaczyna się dzień po otwarciu igrzysk, a kończy dzień przed zamknięciem. Trzeba być cały czas zmobilizowanym.
Czy pojawiło się u was jakieś rozluźnienie w czasie tych igrzysk? Zwątpienie w którymś momencie?
Nie, nigdy. Wagner tego pilnował. Zresztą nie trzeba było tego pilnować. Wiadomo, że my wygrywaliśmy, ciężkie były te mecze, ale zespół był na tyle dojrzały, że wiedział, że może wygrać wszystko. Mobilizacja była do końca.
Czy chłopcy z bloku komunistycznego w ogóle czuli strach? Czy odczuwaliście silną presję? Chciałbym zaraz przejść do naszej obecnej reprezentacji…
Na pewno takiej presji, żeby ktoś politycznie po nas deptał, to nie było. Najważniejsza była ta presja, która wychodziła od nas. Na pewno też działacze po cichu liczyli, że możemy wygrać, ale nikt nam tego nie nakazał zrobić.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Polakom od dwóch dekad na igrzyskach doskwiera klątwa ćwierćfinału. Z czego to wynika? Obecna kadra jest trochę w analogicznej sytuacji do was. Wy jechaliście na igrzyska jako mistrzowie świata. Tak było w przypadku naszej reprezentacji na poprzednich dwóch turniejach olimpijskich. Czy myśli pan, że problem tkwi w tym przypadku w głowach?
Myślę, że są dwa problemy. Po pierwsze, żeby dobrze się przygotować, tak, że szczyt formy przyjdzie na te najważniejsze mecze. Dla drużyny, która chce wygrać, najważniejszy mecz to oczywiście finał. A drugim jest problem odpowiedzialności całej grupy. Grupa musi być na tyle mocna mentalnie, że wytrzymuje ciśnienie. Bo to ciśnienie jest. Dzisiaj jeszcze środki przekazu są zupełnie inne. Z której strony się nie spojrzy, to wiadomo, że, czy fani na Facebooku czy gazety – każdy chce, żeby zespół wygrał. I on musi mentalnie dojrzeć do tego, że wie, że może wygrać. Presję wynikającą z takiej odpowiedzialności po prostu trzeba wytrzymać.
Jakby trenerem był teraz Wagner, to poprowadziłby tę ekipę do zwycięstwa?
Trudno powiedzieć. Każdy zespół jest inny. My byliśmy bardzo dojrzałą drużyną. Ten zespół też jest już bardzo dojrzały, bo są już obyci z wielkimi turniejami. Większość zawodników to mistrzowie świata i Ligi Narodów. Trudno powiedzieć, czy Wagner by ich poprowadził do zwycięstwa. Na pewno by powiedział, że wygra.
Ale ja myślę, że niezależnie jaki byłby trener, każdy miałby dzisiaj możliwość wygrania tego turnieju. Bo najważniejsi są zawodnicy – jacy są, jeśli chodzi o warunki i jak ze sobą żyją. Wydaje się, że ten zespół jest bardzo dojrzały. Oni wiedzą, o co walczą i myślę, że mają wielkie szanse wygrać olimpiadę.
A powinni sobie postawić wyraźny cel? Czy powinni – tak jak trener Wagner zadeklarował, że jedziecie po złoto – złożyć podobną obietnicę?
Na pewno. Im szybciej się o tym zacznie mówić, tym łatwiej jest się do tego przyzwyczaić. Ta presja jest potem mniejsza. No bo wiadomo, że przecież nie może zespół, który ma w drużynie sześciu czy ośmiu mistrzów świata mówić, że jedzie na olimpiadę, żeby ją rozegrać. A ten zespół mówi już oficjalnie i głośno, że jedzie po to, żeby wygrać. Myślę, że prawidłowo. To jest zespół, który chyba jest, jeżeli nie zdecydowanie najlepszy, to jednym z najlepszych na świecie. Gwarancji rzeczywiście w sporcie nie ma. Trzeba jednak jechać z przekonaniem, że jest się w stanie wygrać – wtedy zdecydowanie łatwiej jest pokonać to przeciążenie mentalne.
Na poprzednich igrzyskach byli Piotrek Nowakowski, Michał Kubiak czy Fabian Drzyzga. Teraz już ich nie ma. Czy w Paryżu zespół będzie lepszy niż na poprzednim turnieju w Tokio?
Mam nadzieję, że będzie lepszy. Zawodników na poziomie jest zdecydowanie więcej. Trener ma z czego wybierać. Na każdej pozycji jest 3-4 graczy, którzy są na tym samym poziomie. Z tych zawodników trener wydaje się, że zrobił grupę, która dobrze żyje ze sobą i jest przekonana o swojej wartości. Nie zakładam, żeby były zmiany, no może jakaś jedna. Myślę, że najważniejsze jest to, żeby oni przystąpili do tej fazy przygotowani na sto procent i żeby nie zdarzyły się jakieś trudne kontuzje. Teraz urazy zdarzają im się często. Ale jeżeli już mają się zdarzyć, to niech się zdarzą teraz, bo jednak gdy ktoś wypada w ostatnim momencie, to jest trudno. A co dopiero jak są to dwie-trzy osoby.
Ryszard Bosek i Wilfredo Leon fot. Newspix
Jak Pan więc obstawia? Osiągniemy upragniony sukces? Przywieziemy z Paryża medal?
Ja jestem zawsze optymistyczny. Przed każdą olimpiadą jestem przekonany, że zdobędziemy medal. Co do tej drużyny, to myślę, że stać ją na to, żeby zdobyć złoty medal. Jest mocna, czuje się też mocna i ma na to wielkie szanse.
Myślę, że nie tylko ja, ale wszyscy moi koledzy z drużyny życzą im, żeby wygrali, bo my już powoli się kończymy i chcielibyśmy zobaczyć tych następców. Naszej siatkówce należy się złoty medal za wyniki, które osiąga, za to na jakim jest poziomie i jak jest popularna.
Oczywiście życzę im złota, ale trzeba dodać, że każdy medal będzie wielkim sukcesem.
ROZMAWIAŁ ŁUKASZ POZNAŃSKI