Arkadiuszowi Milikowi nie obrywa się tylko w polskich mediach, ale i we włoskich. – Milik, gdzie jesteś? Arek nie wykorzystuje szans, które daje mu Massimiliano Allegri – piszą dziennikarze La Gazzetta dello Sport.
Bez dwóch zdań, Arkadiusz Milik nie ma ostatnio łatwych tygodni. Od końca października gra tylko ogony, a z ostatniej bramki dla Juve cieszył się ponad dwa miesiące temu, kiedy „Stara Dama” pokonała w derbach Torino 2:0.
Pominął go przy powołaniach także Michał Probierz. Nie znalazł dla niego miejsca podczas ostatniego zgrupowania reprezentacji. W jego miejsce pojawił się będący w niezłej dyspozycji Adam Buksa, który regularnie trafia w lidze tureckiej.
Jeśli chodzi z kolei o Milika, to nie ma łatwej prasy. Dziś La Gazzetta dello Sport poświęciła mu sporo.
– W kalendarzu Milik będzie miał zakreśloną datę na czerwono – 22 października. Od tego czasu, i meczu Milanu z Juventusem, Polak nie jest już podstawowym zawodnikiem. Dwa miesiące spędził głównie na ławce rezerwowych. W ostatnich siedmiu meczach dostał ledwie 118 minut. Logiczne jest, że piłkarz nie może być zadowolony z zaistniałej sytuacji. Jego pierwszy rok spędzony w Turynie był dobry, na dłużej chciał go sam Massimiliano Allegri, ale teraz wydaje się, że od pewnego czasu spadł w hierarchii szkoleniowca – czytamy.
– Po dwóch miesiącach to normalne, że Milik żąda kolejnej szansy gry w pierwszym składzie. Również dlatego, że Moise Kean jest kontuzjowany, a Dusan Vlahović nie zachwyca, poza meczem z Interem. Arkadiusz Milik, szczerze mówiąc, nie wykorzystuje szans, jakie daje mu Allegri. W trzech ostatnich występach Polak nie zdobył ani jednej bramki, ani nie zaliczył asysty, ale z drugiej strony otrzymał dwie żółte kartki. Za dużo energii czy trochę za dużo nerwowości? – pytają retorycznie dziennikarze.
Milik w tym sezonie łącznie uzbierał ledwie 2 bramki i 1 asystę. W najbliższym meczu „Stara Dama” zmierzy się z Frosinone na wyjeździe.
WIĘCEJ O WŁOSKIEJ PIŁCE:
- Włoskie media: Transfer Zielińskiego do Interu przesądzony
- Fatih Terim w świecie calcio, czyli półtora roku szaleństwa
Fot. Newspix