Jesteśmy pewni, że Tomasz Adamek nie znosi utworu „Niepokonani” autorstwa zespołu Perfect. Możemy się założyć, że za każdym razem kiedy słyszy w radiu Grzegorza Markowskiego, śpiewającego „Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść…”, to cały w nerwach wyłącza odbiornik lub zmienia stację. Tak się bowiem składa, że popularny Góral ewidentnie nie wie, kiedy raz na zawsze skończyć z zawodowym okładaniem się po głowie, a za każdym razem, gdy ogłasza przejście na emeryturę, kibicom z tyłu głowy pojawia się myśl, kiedy powróci ponownie. Bo że wróci – o tym jesteśmy przekonani. Z tego względu ułożyliśmy dla was listę kolejnych pożegnalnych pojedynków polskiego pięściarza. Jak na ich tle wypadnie walka z Mamedem Chalidowem?
ARTUR SZPILKA , 8.11.2014. Przegrana na punkty
Ależ ten czas leci. Dość powiedzieć, że od tego głośnego wówczas pojedynku polsko-polskiego minęło ponad dziewięć lat. Była to pierwsza pożegnalna walka Tomasza Adamka i zarazem najlepsza ze wszystkich. Wydawało się, że bardziej idealnej scenerii do ostatniego pojedynku w karierze Góral nie może sobie wymarzyć. Gala Polsat Boxing Night odbywała się w Kraków Arenie, przy kilkunastu tysiącach kibiców. Starcie Adamka z Arturem Szpilką było głównym wydarzeniem wieczoru. Przy okazji można je było traktować także jako swoiste przekazanie pałeczki. Jeden polski weteran odchodzi, ale na jego miejsce wchodzi nowy prospekt wagi ciężkiej. Bo wówczas tak był traktowany Szpilka.
Młodszy z Polaków zwyciężył tamto starcie jednogłośnie na punkty. Adamek też dał niezły pojedynek, ale po Góralu widać było, że ząb czasu coraz bardziej zaczyna go nadgryzać. Miał wtedy 38 lat, a jego rekord po krakowskiej gali wynosił 49-4 (29 KO). Podczas konferencji prasowej po walce sam zainteresowany zachowywał się, jakby zdawał sobie z tego sprawę.
– Wchodząc do ringu miałem założenie, że jeżeli będę świeży, będę błyszczał, to mogę w ringu pozostać. Tak nie było, więc trzeba pomału się usuwać, zająć się rodziną i czymś innym. […] Pomalutku trzeba odchodzić ze sportu. Zrobiłem wiele dla polskiego boksu, nie mam się czego wstydzić, ale jak mówię – jest początek i jest koniec – głosił dziennikarzom.
Dziewięć lat później Artur Szpilka już od dawna nie jest uważany za gościa, który może namieszać w wadze ciężkiej. Tak naprawdę, to pięściarz z Wieliczki zakończył karierę boksera, bowiem od dwóch lat nie walczył w ringu – choć próbuje swoich sił w klatce. Można zatem stwierdzić, że Góral, który w 2014 roku symbolicznie przekazywał Szpili miano najlepszego polskiego ciężkiego, sam przeżył swojego następcę.
PRZEMYSŁAW SALETA, 26.09.2015. Wygrana przed czasem
Dla jednego z bohaterów widowiska istotnie była to pożegnalna walka. Ale skoro czytacie ten ranking, to możecie domyślić się, że chodzi o Przemysława Saletę, którego w zawodowej walce bokserskiej już więcej nie zobaczyliśmy. A przecież równie dobrze obaj mogli wtedy zawiesić rękawice na kołku.
W końcu jeden i drugi to znane nazwiska w świecie polskiego sportu. Obaj mieli za sobą fajne kariery. Adamek zdobywał mistrzostwo świata w dwóch kategoriach wagowych – półciężkiej i junior ciężkiej. W królewskiej dywizji dał kilka świetnych pojedynków i doszedł do starcia o mistrzowski pas federacji WBC z Witalijem Kliczką. Z kolei Saleta długo był uważany za drugiego najlepszego polskiego ciężkiego, zaraz po Andrzeju Gołocie. Popularny Chemek w 2002 roku zdobył pas zawodowego mistrza Europy.
Jasne, trzynaście lat po tym sukcesie był już pięściarskim emerytem, mającym najlepsze czasy za sobą. Ale dla Adamka był zarazem idealnym przeciwnikiem, by Góral pożegnał się z ringiem zwycięstwem. Ze znanym nazwiskiem, na polskiej ziemi (pojedynek odbył się w łódzkiej Atlas Arenie), ponownie w walce wieczoru. Walce, dodajmy nudnej i jednostronnej. Góral przez pięć rund obijał bezbronnego Saletę. Ten w dodatku miał problemy z barkiem i do szóstego starcia już nie wyszedł. Tym sposobem pięściarz z Gilowic mógłby spiąć swą karierę w wadze ciężkiej ładną klamrą. W końcu zaczynał w niej boksować od starcia z Andrzejem Gołotą, a kończył z Saletą – dwoma niegdyś najlepszymi ciężkimi.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Problem Adamka polega na tym, że nawet kiedy obijał pięściarskiego wraka bez nerki, to ponownie zaczynał wierzyć w to, że jeszcze nie stracił dawnego błysku. I snuć plany o kolejnym podboju wagi ciężkiej.
ERIC MOLINA, 2.04.2016. Porażka przez nokaut w 10. rundzie
Jaki zatem był następny krok Tomka po pokonaniu wiekowego Salety? Ano taki, że postanowił zdobyć wakujący pas IBF Inter-Continental wagi ciężkiej. Tytuł, który sam w sobie nie jest przesadnie prestiżowy, ale może stanowić przepustkę do walki z mistrzem świata IBF. Tym niedługo później został Anthony Joshua… i jak teraz nad tym myślimy, to może nawet dla zdrowia Tomka lepiej się stało, że Eric Molina go pokonał.
Adamek zapewniał, że jest świetnie przygotowany do tego pojedynku. Mówił, że nie brakuje mu determinacji, charakteru. Za swój główny atut uważał oczywiście legendarną już szybkość – o niej mówił zresztą przed każdą walką. W istocie Góral, który jak na wagę ciężką był szybkim zawodnikiem, często zaskakiwał rywali prędkością ciosów. Tak było też z Moliną. Ale bardziej świadczyło to o tym, jakim żelbetowym klocem jest Amerykanin, który nie mógł uprzedzić ataków czterdziestolatka i przegrywał z nim na punkty.
Rzecz w tym, że w wadze ciężkiej siła ciosu nigdy nie była atutem Górala. A z wiekiem spadła też jego odporność. Molina, chociaż był powolny i ograniczony techniczne, przyjmował uderzenia Polaka niewzruszony. One robiły wrażenie na sędziach, ale nie na przyjezdnym rywalu. Jednak pod koniec dziesiątej rundy Eric trafił Adamka prawym sierpowym prosto w szczękę. Po tym ciosie Tomasz mógł tylko runąć na deski. Co z tego, że prowadził na punkty? Przeciętniak królewskiej kategorii, którego następnie Joshua rozłożył w trzy rundy, pokazał Polakowi, że daleko mu do czołówki.
Eric Molina just KO’d Tomasz Adamek in 10th round #AdamekMolina #boks #boxing pic.twitter.com/xUwuDpV0Tj
— Człowiek Ringu (@PolishBoxer) April 2, 2016
– Nie ma dla mnie już miejsca w boksie. Ale nie mam się czego wstydzić, jeśli chodzi o moją karierę. Zdobywałem mistrzowskie pasy, ale wreszcie trzeba odejść. Nie wychodzi się do ringu, by przegrywać. To sport dla zwycięzców – powiedział po walce Adamek.
I oczywiście, sam nie posłuchał głosu rozsądku, który jak widać, rozbrzmiewał w nim najgłośniej po porażkach.
SOLOMON HAUMONO, FRED KASSI, JOEY ABELL – wybierzcie którąkolwiek z tych walk
Szkoda tylko, że kiedy do skutku doszła jego walka z Solomonem Haumono, to przed nią Góral głosił już zupełnie inną tezę.
– Po dobrym zwycięstwie, w dobrym stylu, zawsze przyjdzie pokusa powrotu na ring i dostania jakiejś dużej walki. Po to walczymy. Zwycięstwo w słabym stylu będzie oznaczało, że więcej nie powinienem wchodzić do ringu. To nie jest taniec, tylko ciężka walka – mówił Góral w rozmowie z Interią w czerwcu 2017 roku.
I to właśnie główny problem Adamka. Po tym jak Eric Molina zapoznał go z deskami, Polak zawalczył z gościem, który otwarcie mówił o tym, że w przeszłości był uzależniony od narkotyków i alkoholu, a jego stan psychiczny był tak kiepski, że miewał myśli samobójcze. Oczywiście Haumono należy się ogromny szacunek za to, że zdołał wyjść z życiowego bagna – zresztą do dziś udziela się w fundacji pomagającej młodzieży z trudnych domów. Ale to nie zmienia faktu, że był co najwyżej przeciętnym bokserem. Gościem, który przez lata zaniedbywał karierę zamiast się rozwijać sportowo. Walka z Adamkiem stoczona 24 czerwca 2017 roku w gdańskiej Ergo Arenie, była jego ostatnią w karierze.
Chyba zorientowaliście się już, jak działa cykl kończenia kariery przez Polaka. Adamek dostaje w łeb. Następnie mówi o tym, że to był jego ostatni występ. Później dochodzi do wniosku, że warto pożegnać się zwycięstwem. Więc pokonuje jakiegoś leszcza. To daje mu wiarę w to, że wciąż liczy się w stawce. Po czym wracamy do początku kręgu – Adamek dostaje w łeb.
W tym przypadku, mamy do czynienia z serią aż trzech wygranych. Australijczyka oraz Freda Kassiego Góral z Gilowic pokonał po jednogłośnych decyzjach sędziów. Niech o klasie drugiego z wymienionych powie wam fakt, że jedyną walką, którą stoczył po porażce z Adamkiem, było starcie z Izugabe Ugonohem – także przegrane, w dodatku przez symulowanie kontuzji. Kassi stwierdził wówczas, że… boli go głowa i nie może dalej walczyć.
Serię zwycięstw Tomasz zakończył na pokonaniu przed czasem Joeya Abella (wtedy rekord 34-9, 32 KO). Każde z tych starć było dobrym momentem aby powiedzieć „pas”. Jednak Adamek, napędzony tymi sukcesami, kolejny raz zamarzył o namieszaniu w królewskiej kategorii wagowej.
JARRELL MILLER, 06.10.2018. Porażka przez nokaut w 2. rundzie
Na jego nieszczęście, otrzymał taką okazję.
– Jeśli Tomek wygra z Millerem, to jesteśmy już z panem Hearnem po słowie w sprawie bardzo dużej walki z jednym z jego zawodników. Czarny scenariusz? Z Tomkiem na ten temat nie rozmawiam, bo on nie dopuszcza myśli o porażce. Ale ja zakładam różne warianty – mówił Mateusz Borek, który prowadził karierę Tomasza Adamka, w rozmowie ze Sport.pl Na pytanie o to, dlaczego Polacy w ogóle wzięli takie starcie, promotor odpowiadał: – Tomek już nie chciał czekać. On zdaje sobie sprawę, że jeśli chce dostać jeszcze jedną wielką walkę, to przepustką do niej będzie konfrontacja z Millerem. Marzył o tym, żeby wrócić na amerykański ring i dostał taką szansę.
Szkoda tylko, że Miller przy Adamku był ogromnym słoniem – dzieliła ich różnica aż czterdziestu kilogramów! Tę ogromną masę było widać i czuć. No, w szczególności poczuł ją Adamek. Pierwsza runda była typowym starciem na wybadanie. Ale w drugiej ogromny Amerykanin szybko uświadomił Polakowi, że jego czas już przeminął.
Z tego też względu ostatnia walka Adamka była zarazem tym najsmutniejszym obrazkiem z jego pożegnalnych pojedynków. Góral był bezradny. Mając na karku 42 lata, dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że niepotrzebnie narażał zdrowie. Że ta kariera trwała co najmniej o dwa lata za długo. I nic to, że za Millerem później ciągnęły się uzasadnione zarzuty o doping. Amerykanin zmiótłby go z ringu nawet bez zażywania niedozwolonych środków.
Sam Miller także prędko zdał sobie sprawę z tego, jak wielkim nieporozumieniem był ten pojedynek. Po starciu odwiedził Adamka – którego prywatnie bardzo szanował – upewniając się, że mistrz jest w pełni sił. Przeprosił go za tę walkę, a po jego policzkach nawet pociekły łzy. Zachowywał się tak, jakby było mu nieco wstyd, że zdecydował się na obijanie wiekowego już mistrza. A o sympatii Millera do naszego kraju, niech świadczy chociażby napis na jego spodenkach, widoczny na powyższej fotografii.
JAK BĘDZIE Z CHALIDOWEM?
Wydawało się wówczas, że Adamek już definitywnie da sobie spokój z dalszymi walkami. W końcu Tomek zarobił swoje pomiędzy linami, sporą część tych środków dobrze zainwestował. Innymi słowy: bez pieniędzy z walk i tak może wieść spokojne życie.
Ale Góral nie byłby sobą, gdyby raz na jakiś czas nie rzucił czegoś o definitywnie ostatniej, pożegnalnej walce.
– Wiadomo, że nie będę wchodził do ringu, żeby wygrywać, odbijać się i dalej wracać. To jest pożegnanie. Nie wykluczam, że to będzie zawodowa walka. Wejdę do ringu na sześć rund, dobierzemy jakiegoś zawodnika i tyle. Swoje zrobiłem, nie będę się rozmieniał na drobne – mówił Adamek w maju 2020 roku. Sami przyznacie, że tekst o rozmienianiu się na drobne w jego ustach brzmi co najmniej kuriozalnie.
Co ciekawe, jak w rozmowie z Interią twierdził Przemysław Saleta, w 2020 roku… Adamek składał mu propozycję ponownej walki pożegnalnej (sic!).
– Tomek zadzwonił do mnie cztery miesiące temu z zapytaniem, czy byłbym zainteresowany stoczeniem takiej pokazowej, złożonej z czterech rund walki, bodajże w Bielsku-Białej. Owszem byłem nią zainteresowany, tym bardziej, że rywalem byłaby taka osoba jak Tomasz Adamek […] Pomysł spalił jednak na panewce, ponieważ organizatorzy zainteresowani byli walką Adamka najlepiej z czarnoskórym Amerykaninem, a ja nie jestem Amerykaninem, kolor skóry też mam inny – mówił Saleta.
Tym sposobem, trzy lata później dochodzimy do obecnego momentu, w którym Tomasz Adamek decyduje się na co najmniej szóstą pożegnalną walkę w karierze. Wprawdzie nie jest to czarnoskóry Amerykanin, ale wciąż bardzo groźny rywal, bo pozostający w treningu Mamed Chalidow. No cóż, przynajmniej liczba rund się zgadza z jego planem…
Odbierz do 3755 zł na start w Superbet
- Tydzień bez ryzyka: Cashback do 3500 zł
- Freebet 100% od pierwszego depozytu do 200 zł
- Freebet 35 zł tylko z naszym kodem SUPERWESZŁO
- Freebet na aplikację 20 zł
Kod promocyjny
18+ | Graj odpowiedzialnie tylko u legalnych bukmacherów. Obowiązuje regulamin.
Biorąc pod uwagę to, że w momencie starcia z Mamedem od pierwszej pożegnalnej walki Adamka minie niemal dziesięć lat, Góral dokona niebywałego wyczynu. Otóż jego pożegnanie z ringiem będzie trwało dłużej, niż kariera niejednego pięściarza! Tylko aż trudno nam sobie wyobrazić co będzie, kiedy 47-letni pięściarz jednak zdoła wypunktować gwiazdę polskiego MMA (a ma na to szanse, biorąc pod uwagę, że zmierzą się w walce bokserskiej, nie mieszanych sztukach walki czy nawet K-1). Już wyobrażamy sobie te wszystkie teksty o tym, że wciąż jest szybki, że dalej może dobrze walczyć.
I że, skoro jest w takiej formie, da kibicom ostatnią, pożegnalną walkę, na którą fani zasługują.
Ale ostatnią.
Definitywnie.
Do następnej walki, która w sumie jest już zaklepana.
– Podpisaliśmy umowę z KSW, a to oznacza, że Fame musi poczekać, bo z nimi mam kontrakt na dwie walki. Przede mną napięty rok, ale w tym momencie najważniejsza jest walka z Mamedem Chalidowem. Chcę być szybki i chcę wygrać. A potem będziemy myśleć, co dalej, bo ja mam przecież 47 lat – powiedział Adamek w rozmowie ze Sportowymi Faktami.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix