Reklama

Shohei Ohtani. Cudowne dziecko baseballu, które zarobi… 700 milionów dolarów

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

15 grudnia 2023, 17:15 • 11 min czytania 12 komentarzy

Kontrakt, który podpisał Shohei Ohtani, przekracza zarobki LeBrona Jamesa… z całej jego kariery. 700 milionów za dziesięć lat gry – na tyle wycenili Japończyka Los Angeles Dodgers. Ale trudno im się dziwić, skoro Ohtani już przed trzydziestką zyskuje miano najzdolniejszego baseballisty wszech czasów. Inna sprawa, że klub z Miasta Aniołów nieco oszukał system. I w najbliższych latach wcale nie będzie płacił swojej gwieździe przesadnie wielkich pieniędzy.

Shohei Ohtani. Cudowne dziecko baseballu, które zarobi… 700 milionów dolarów

Jego „poprzednik” był lekko grubawy i miał niewyparzony język. Nawet w trakcie meczów zajadał się hot dogami, podrywał co drugą napotkaną kobietą i mało z którą spędzał więcej niż jeden dzień. Shohei Ohtani w prawie niczym nie przypomina Babe Rutha, ikony amerykańskiego sportu. Ale już wkrótce powszechną opinią powinno się stać, że to właśnie po nim przejął miano najlepszego zawodnika w historii baseballu.

Japończyk przebił się do światowych mediów, po tym jak w poniedziałek podpisał kontrakt z Dodgers warty 700 milionów dolarów. 29-latka nie czeka w związku z tym większa przeprowadzka, a bardziej zmiana dzielnicy, bo wcześniej był zawodnikiem Los Angeles Angels. Ci jednak na dobrą sprawę mają swoją siedzibę w Anaheim, a więc nie w centrum kalifornijskiego życia oraz klimatu. A te Ohtani – mimo spokojnego charakteru i nie bycia rozrzutnym – ma bardzo lubić.

Zanim jednak przejdziemy dalej, wypada nam odpowiedzieć na pytanie: kim do cholery jest ten gość i czemu jest aż tak dobry w tym, co robi?

Najlepszy w historii?

Jeśli nie kojarzycie zasad baseballu, nie oglądacie tej dyscypliny, nie znacie historycznego kontekstu, to tak naprawdę nie zrozumiecie w stu procentach fenomenu Japończyka. Ale starając się wam pomóc, zacznijmy od tego, że w tym sporcie przez kolejne dekady najlepsi zawodnicy specjalizowali się albo w byciu pałkarzami, albo miotaczami. Nie było jak osiągnąć mistrzostwa na obu tych płaszczyznach.

Reklama

No ale właśnie: Ohtani jakoś to robi. Stąd Amerykanie porównują go do legendarnego Rutha, który w latach dwudziestych poprzedniego wieku również zarówno znakomicie uderzał, jak i miotał. To były jednak inne czasy, inny sport, inne podejście do kwestii profesjonalizmu (o ile ktokolwiek w ogóle o tym mówił) czy przygotowania fizycznego. Japończyk w XXI wieku jest zatem absolutnym, ale to absolutnym unikatem.

Wystarczy powtórzyć, że choć Ohtani nie skończył jeszcze trzydziestki (a w MLB jest tylko sześć sezonów), już pojawiają się opinie, iż może być po prostu najlepszym baseballistą wszech czasów. A nawet jeśli to miano jeszcze mu nie przysługuje (bo brakuje choćby sukcesów drużynowych), to znajduje się na najlepszej drodze, aby wyprzedzić w historycznej hierarchii nie tylko Rutha, ale też Hanka Aarona czy Barry’ego Bondsa.

Jak to się jednak u niego wszystko zaczęło? Za wielki talent Japończyk był uważany zawsze, choć początek jego kariery to jeszcze gra w baseball w rodzimej Japonii, kolejnym kraju zakochanym w tej dyscyplinie. W 2012 roku został wybrany przez Hokkaidō Nippon-Ham Fighters z pierwszym numerem draftu w lidze Nippon Professional Baseball. Cztery lata później wspiął się na szczyt tych rozgrywek, wygrywając Japan Series. Stało się wówczas jasne, że przyszedł czas, aby Ohtani poszedł dalej.

A pójść dalej, to oczywiście trafić do Major League Baseball. W 2017 roku Ohtani został zawodnikiem Los Angeles Angels. A więc z jednej strony drużyny, która znajduje się blisko najlepszego możliwego rynku, a z drugiej – za potęgę od wielu lat uważana nie jest. Co było też ciekawe: w Angels grał już wówczas Mike Trout, a więc zawodnik, którego uważano wtedy za najlepszego w lidze.

Zanim Ohtani przyćmił Trouta, musiało minąć trochę czasu. Japończyk wygrał co prawda nagrodę dla debiutanta sezonu, ale generalnie przez pierwsze trzy lata w MLB miał spore problemy z kontuzjami. Dopiero w sezonie 2021 pokazał światu, że jego talent nie jest spory, a wręcz gigantyczny. Notował statystyki w stylu Rutha (a więc z jednej strony nabijał seryjnie home runy oraz kradł bazy, a z drugiej miał pełno strikeoutów, czyli „wyautowań” pałkarza) i jako zaledwie 26-latek otrzymał nagrodę MVP dla najlepszego baseballisty sezonu.

Reklama

Shohei został tym samym dwudziestym obcokrajowcem z takim wyróżnieniem, ale dopiero drugim Azjatą, po Ichiro Suzukim (MVP rozgrywek w 2001 roku). Sęk jednak w tym, że Ohtani nie zatrzymał się na jednym wybitnym sezonie. W latach 2021-2023 utrzymywał kosmiczną formę. I tylko historyczne liczby Aarona Judge’a z New York Yankees rok temu (aż 62 home runy) sprawiły, że nie jest jeszcze trzykrotnym MVP ligi.

Japończyk błyskawicznie zyskał też sympatię kibiców. Sprawiał, że lepiej (o kilka tysięcy wejściówek) sprzedawały się nie tylko bilety na stadionie Los Angeles Angels, ale też te wyjazdowe. W 2023 roku jego koszulka była natomiast najlepiej sprzedającą się w całym MLB. Co nie musiało być oczywiste, biorąc pod uwagę, że 29-latek nie mówi nawet biegle po angielsku.

Nowe otwarcie

W tym miejscu musimy podkreślić, że baseball należy do dyscyplin, w których wiek nie jest wielką przeszkodą. Zawodnicy często wchodzą na najwyższe obroty dopiero po trzydziestce albo spędzają w MLB kilkanaście czy nawet ponad dwadzieścia sezonów. Dobry przykład to Barry Bonds, który najlepszy sezon w karierze zanotował prawdopodobnie w 2004 roku, kiedy był czterdziestolatkiem.

Jaki z tego wszystkiego wniosek? Dominacja Ohtaniego może przeciągnąć się jeszcze spokojnie do kolejnej dekady. 29 lat, które ma Japończyk, to naprawdę niewiele. Co też musiało sprawić, że jego wartość na rynku była astronomiczna.

No i tu właśnie dochodzimy do historii, która szczególnym echem odbiła się nie tylko w amerykańskich, ale światowych mediach. Ohtani stanie się w ciągu najbliższej dekady bogatszy o 700 milionów dolarów. Nikt – w jakiejkolwiek dyscyplinie – nie natknął się wcześniej na podobne pieniądze na bazie zaledwie jednej umowy.

Mówimy też o niebywałym przeskoku. W Major League Baseball obowiązują bowiem finansowe limity dotyczące obcokrajowców poniżej 25. roku życia – ich kontrakt nie może być większy niż 2.5 miliona dolarów. Ohtani zatem w 2018 i 2019 zarabiał bardzo kiepsko. Potem Angels zaczęli płacić mu kilka milionów rocznie, ale dopiero w 2022 roku podpisał jednoroczną umowę na 30 baniek.

To jednak wciąż nic przy tym, ile kasy Japończyk dostanie od Dodgers. 700 milionów za dziesięć lat gry – to absolutnie rekordowe liczby.

Jaka zresztą była motywacja Ohtaniego? Czemu zmienił klub (w teorii) z Los Angeles na inny zespół z Los Angeles? Cóż, baseball jest taką dyscypliną, w której jeden zawodnik (a nawet dwóch, bo mówiliśmy też o Troucie) nie może ciągnąć za uszy całego zespołu. Stąd mimo posiadania Japończyka Angels w latach 2017-2023… ani razu nie awansowali nawet do fazy play-off. Shohei wiedział, że w barwach Aniołów po prostu nic nie wygra. A to sukcesów drużynowych obecnie brakuje mu najbardziej.

Dodgers – w barwach których w przeszłości (ale jeszcze kiedy klub był usytuowany na Brooklynie) grał legendarny Jackie Robinson, pierwszy Afroamerykanin w MLB – powinni mu je zapewnić. Mówimy o drużynie, która w ostatnich pięciu sezonach miała najlepszy bilans wygranych do przegranych (61%) w sezonie regularnym w całym MLB. Inna sprawa, że – poza pandemicznym sezonem 2020, w którym wygrała mistrzostwo – regularnie zawodziła w fazie play-off. Władze klubu z Los Angeles wierzą zatem, że Ohtani będzie tym brakującym elementem, który pociągnie resztę ekipy w najważniejszych spotkaniach.

Sam Japończyk zresztą stwierdził wczoraj na powitalnej konferencji: „chcę zdobywać tytuły”.

Oszukali system?

Najciekawsze w historii tego „transferu” jest jednak to, że… Ohtani wcale nie obciąży specjalnie budżetu Dodgers. A przynajmniej do 2033 roku. W ostatnim roku kontraktu władze klubu mają bowiem wypłacić mu naraz 680 milionów. Co oznacza, że wcześniej będzie zarabiał dwa miliony za sezon. Tak, naprawdę zostało to rozłożone w ten sposób.

– Ludzie są zszokowani i zastanawiają się, skąd pomysł na takie skonstruowanie umowy – komentował na antenie ESPN dziennikarz Jeff Passan. – Kiedy Shohei Ohtani tylko pojawił się na rynku, wszyscy myśleli, że będzie wkrótce zarabiał przynajmniej z 50 milionów dolarów rocznie. A będą to tylko 2 miliony. Pamiętajmy jednak, on zarabia bardzo dużo pieniędzy poza MLB. I to pozwoliło mu szukać takiego kontraktu. Tak, szukać. Bo to nie tak, że zawodnik po prostu podpisze coś, co klub wyłoży mu na stół. Jest to jednak absolutnie wymarzona umowa z perspektywy Los Angeles Dodgers.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Dlaczego wymarzona? Władze klubu mogą wykorzystać powstałe miejsce w budżecie na szukanie utalentowanych zawodników, którzy jeszcze wzmocnią i tak napakowany już gwiazdami skład zespołu (w Dodgers gra chociażby również Mookie Betts, siedmiokrotny uczestnik Meczu Gwiazd, dwukrotny mistrz MLB i MVP rozgrywek z 2018 roku). Czy to wszystko brzmi fair? No nie bardzo. Ale zespół z Los Angeles w końcu stosował się do regulaminu ligi i nie złamał żadnych zasad.

Oczywiście, na koniec największe wrażenie robi główna liczba, o której rozmawiamy, czyli 700 milionów. Kontrakt Ohtaniego wzbudził olbrzymie zamieszanie w całym amerykańskim sporcie. O ciekawe stwierdzenie pokusił się CJ Stroud, młody gwiazdor NFL: – Koszykarze chcą być zawodnikami futbolu amerykańskiego, zawodnicy futbolu amerykańskiego chcą być koszykarzami, a na końcu i tak wszyscy chcą grać w baseball.

Zapytacie jednak: czy Ohtaniemu naprawdę opłaca się czekać aż dziesięć lat na jedną, wielką wypłatę? Powiemy tak: na biednego nie trafiło. Już w 2023 roku Japończyk zarobił ponad trzydzieści milionów z kontraktów reklamowych. A przecież jego potencjał marketingowy wciąż będzie się rozkręcał. Może zatem pozwolić sobie na pójście na „ugodę” z Dodgers, ułatwiając im kwestię budowania w Los Angeles prawdziwej baseballowej potęgi.

Jedyny w swoim rodzaju

– Nie wydaje mi się, żeby gość, który potrzebuje tłumacza, mógł zostać twarzą Major League Baseball – powiedział w 2021 roku Stephen A. Smith, amerykański dziennikarz o globalnej sławie. Był w błędzie. Ohtani – który akurat angielski trochę zna, ale wciąż dla komfortu pojawia się z „asystentem” – jest już bezsprzecznie baseballistą numer jeden na całym świecie. Nie tylko pod kątem sportowym.

Jego potencjał marketingowy jest jednak oczywiście największy w samej Japonii. Po tym, jak został ambasadorem KOSE, sprzedaż produktów tej firmy (produkującej męskie kosmetyki do cery) wzrosła… trzynastokrotnie. Tak przynajmniej twierdził jej prezes, Kazutoshi Kobayashi.

Ohtani w ostatnich latach stał się również twarzą Hugo Bossa, Seiko, Mitsubishi oraz New Balance. Na japońskim rynku uważa się go wręcz za sportowca idealnego. Uprawia popularną w kraju, ale też globalną dyscyplinę. Jest wysoki (193 cm), atrakcyjny i młody. A przy tym reprezentuje wszelkie japońskie cnoty – bo to nie tylko pracowity, ale też bardzo ułożony i skromny chłopak.

Trzeba bowiem powiedzieć, że Ohtani nie utonął w amerykańskiej popkulturze czy konsumpcjonizmie. Nie bryluje na ściankach i nie spędza wieczorów między meczami w najbardziej prestiżowych klubach nocnych w Los Angeles, dając się ścigać fotoreporterom TMZ. Nic z tych rzeczy. Jego finansami swego czasu… zajmowali się wyłącznie jego rodzice.

W czasach gry w Japonii Shohei powierzył im kwestie kontraktowe, prosząc by wypłacali mu tysiąc dolarów miesięcznie. Nawet obecnie – już jako milioner – baseballista ma wydawać zazwyczaj w okolicach kilku stówek (!) na miesiąc. Większość czasu spędza w końcu w towarzystwie swoich kolegów z drużyny, więc żywi się w klubowych placówkach. A zegarkami, biżuterią i innymi bajerami nigdy nie był zainteresowany. Choć miał miejsce jeden wyjątek: po przeprowadzce do Stanów Ohtani wyrobił sobie prawo jazdy i zakupił Teslę X (samochód warty nieco ponad sto tysięcy dolarów, a więc dało się znaleźć droższy).

A na punkcie czego Japończyk ma obsesję, nie licząc baseballu? Cóż, kocha zwierzęta. Podczas pierwszej konferencji prasowej po dołączeniu do Dodgers największy uśmiech na twarzy Shoheia pojawił się, kiedy dziennikarze spytali go o to, jak wabi się jego pies. Odpowiedź: Ohtani woła na niego „Dekopin”, ale ma też amerykańskie imię, czyli „Decoy” (pułapka).

Jak zatem już się pewnie zorientowaliście: mamy do czynienia z naprawdę uroczym człowiekiem. Ale też takim, którego wpływ na świat sportu jest i będzie olbrzymi.

Ohtani, czyli baseball

Nie możemy nazwać baseballu niszowym sportem. To nie tylko oczko w głowie Amerykanów, ale też właśnie Japończyków, a wielu wybitnych zawodników pochodzi również z Ameryki Środkowej. Nie ma jednak wątpliwości, że wydarzeniom z MLB trudno mieć prawdziwie globalne przebicie. Ba, trudno im nawet konkurować ze środowiskiem NFL czy NBA. No chyba że mówimy o Ohtanim.

Po ogłoszeniu kontraktu z Dodgers imię i nazwisko Japończyka było częściej wyszukiwane w amerykańskim Internecie niż takie tematy jak in-season-tournement w NBA, wojna w Ukrainie czy konflikt izraelsko-palestyński (czy też Izraelu z Hamasem). – Shohei Ohtani jest już twarzą baseballu oraz MLB. Ale ten sport na pewno potrzebuje kogoś, kto stałby się gwiazdą na całym świecie. Japończyk znajduje się do tego na najlepszej drodze – mówił dla NBC Stan Thangaraj, autor książki „Desi Hoop Dreams”.

29-latek sensację wzbudzał już wielokrotnie. Kiedy bił rekordy MLB w 2021 czy 2023 roku. Kiedy złożył podpis na umowie z Dodgers. Ale też kiedy w marcu wziął udział w World Baseball Classic, czyli, powiedzmy, mistrzostwach świata w baseballu. Prowadzona przez niego Japonia nie przegrała żadnego meczu grupowego, a potem w fazie pucharowej rozprawiła się kolejno z Włochami, Meksykiem oraz Stanami Zjednoczonymi (których liderem był Mike Trout). Na koniec turnieju Ohtani oczywiście otrzymał wszystkie indywidualne wyróżnienia, jakie tylko mógł.

Nie ma co ukrywać, Ohtani już teraz jest wielki pod kątem sportowym oraz bogaty. Ale jego kolejną misją musi być zyskanie takiej renomy jak Wayne Gretzky w hokeju, Tiger Woods w golfie czy Ronnie O’Sullivan w snookerze. To znaczy: stanie się postacią, która wykracza poza swój sport. A nawet go definiuje.

Kto wie, może za dziesięć lat nazwisko Japończyka będzie kojarzone nawet na polskich ulicach.

Czytaj więcej o amerykańskim sporcie:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Simeone o Rodrim: Decyzja o przeprowadzce była bardzo dobra

Patryk Stec
1
Simeone o Rodrim: Decyzja o przeprowadzce była bardzo dobra

Weszło Extra

Komentarze

12 komentarzy

Loading...