Nawet jeśli nie śledzicie zbyt dokładnie losów Łódzkiego Klubu Sportowego i drużyna z Łodzi kojarzy wam się przede wszystkim z miejscem na szarym końcu ekstraklasowej tabeli, mogliście słyszeć, że inwestycją w klub zainteresowana była rodzina właścicieli włoskiej Spezii.
Platkowie kręcili się i kręcili wokół ŁKS-u i tak się zakręcili, że… ostatecznie nie zainwestowali nic. Dziś okazało się, że pieniądze na stół wyłożył ktoś inny. 50 tysięcy akcji w sumie za 5 milionów złotych, co stanowi 30% udziałów w klubie. Któż to był taki hojny? Dariusz Melon, biznesmen i kibic ŁKS-u od, jak sam mówi, pięćdziesięciu lat. Jego firma, Kramel, dwa miesiące temu dołączyła do grona głównych sponsorów klubu, ale, jak widać, Melon chce mieć nieco większy udział w zarządzaniu spółką. — Los ŁKS-u jest mi bliski. Skoro zrobiłem krok A jako sponsor, trzeba zrobić krok B i spróbować wpłynąć na rzeczywistość klubu — mówił dziś podczas konferencji prasowej.
A co z tymi całymi Platkami, zapytacie? Tu trzeba by pogrzebać nieco głębiej, bowiem większościowy udziałowiec klubu, Tomasz Salski, nabiera wody w usta i raczej nie zdradzi kulis negocjacji. — Nie mogę podać szczegółów. Mogę natomiast powiedzieć, że nasze oczekiwania w całej tej sprawie od początku do końca ich trwania nigdy się nie zmieniły. Naszym celem przez cały ten czas było zabezpieczenie ŁKS-u – stwierdził.
Zarówno Salski, jak i Melon chcieliby pewnie znaleźć magiczny sposób na punktowanie w Ekstraklasie. Sportowo ich klub wyraźnie odstaje od reszty stawki. Organizacyjnie, być może, właśnie sporo zyskał.
CZYTAJ O EKSTRAKLASIE:
- Właściciel Widzewa: Niewiarygodne, że klub z Ekstraklasy musi szukać miejsca do trenowania
- Raków zagrał bardzo dobry mecz?! To przy bardzo złym byłoby chyba 0:20?
- Miał być kolejny niemiecki szrot, jest wyścigówka. Eksplozja Lawrence’a Ennaliego
- Karawana Legii idzie dalej