Mateusz Masternak w wieku 16 lat zdecydował się opuścić dom rodzinny i z małej wioski położonej w województwie świętokrzyskim wyjechał do odległego Wrocławia. Wszystko po to, by spełnić marzenie i zostać pięściarzem. Odkąd przeszedł na zawodowstwo, uważany był za jedną z największych polskich nadziei do zdobycia tytułu mistrza świata. Taką szansę otrzyma dopiero w niedzielę, w wieku 36 lat, kiedy w Bournemouth stanie naprzeciwko Chrisa Billama-Smitha – czempiona federacji WBO kategorii cruiser. Wielu zawodników będąc na jego miejscu, po drodze po prostu by się poddało. Ale nie on, bez wątpienia jeden z najbardziej charakternych polskich pięściarzy ostatnich lat.
To nie jest kolejny wywiad z Masternakiem. Tych w ostatnim czasie mogliście sporo przeczytać w różnych mediach. Na potrzeby poniższego materiału porozmawialiśmy z osobami z najbliższego otoczenia Mateusza: jego żoną Darią, trenerami Piotrem Wilczewskim i Grzegorzem Strugałą, wieloletnim kolegą po fachu Mariuszem Wachem, a także Piotrem Jagiełłą, dziennikarzem TVP Sport i autorem dokumentu o drodze Mateusza do mistrzowskiej walki. Ich opowieści rysują nam obraz człowieka zdeterminowanego, ale zarazem gościa, który uderza swoją normalnością. Jaki jest Mateusz Masternak widziany oczami swojego najbliższego otoczenia?
–
Spis treści
OJCOWSKIE ŁZY
Przyglądając się losom Mateusza trudno nie uwierzyć w teorię, że najtwardsi zawodnicy sportów walki wyrabiali swój charakter w ciężkich warunkach. Masternak pochodzi ze Starej Łagowicy – małej miejscowości położonej w województwie świętokrzyskim, gdzie wszyscy żyją z roli. Tak było też w przypadku familii Mastera, którego rodzice doczekali się aż jedenaścioro dzieci. Pod względem finansowym w domu się nie przelewało.
– Za to nie brakowało im rodzinnego ciepła, a i zawsze było się do kogo odezwać – być może odpowiedzą niektórzy z was. I nie do końca będą mieli rację. Sam zainteresowany opisywał, że życie w wielodzietnej rodzinie paradoksalnie było naznaczone indywidualizmem. Chęcią wyróżnienia się spośród licznej gromadki braci i sióstr. Tak, by rodzice właśnie z tobą spędzili trochę czasu. Tego ostatniego jednak wiecznie brakowało i z tego też powodu rodzice nie okazywali swoim pociechom szczególnych oznak empatii. Nie to, że w ogóle jej nie posiadali. Po prostu w warunkach ciągłej pracy i obowiązków szkoda było marnować energię na zbędne wylewności.
Jakiż zatem szok musiał przeżyć szesnastoletni Mateusz, kiedy po pół roku treningów bokserskich w KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę i wyruszyć do Wrocławia. Wówczas, czekając wraz z rodzicami na autobus, zobaczył jak jego ojciec płacze. Tak jakby zdawał sobie sprawę, że jego syn w tak młodym wieku właśnie się wyprowadza.
Pierwszy rok poza domem rodzinnym nastolatek spędził u wujka. Dopiero później na stałe zamieszkał w… Gwardii Wrocław. Czyli klubie, w którym trenował.
– Dbaliśmy o zawodników. Kiedy dowiedzieliśmy się, że ma kłopoty z miejscem zamieszkania, załatwiliśmy mu pokój w Gwardii. On nie dojeżdżał do klubu, tylko schodził na treningi. I palił się do zajęć, dużo analizował, uważnie słuchał moich wskazówek. Bardzo dobrze mi się z nim pracowało – mówi nam Grzegorz Strugała, który wraz z Mariuszem Cieślakiem był pierwszym trenerem Masternaka we wrocławskim klubie. – Miał ogromne serce do pracy. Był bardzo skromnym chłopakiem, który przyszedł zapisać się do nas, do Gwardii. A ja lubię takich chłopaków, którzy mają serce do sportu. Nawet bardziej od takich, co mają talent.
W Gwardii młokos zbierał szlify a także… zadebiutował w oficjalnych zawodach. Bo chociaż jego pierwszym klubem było wspomniane KSZO, to w jego barwach Mateusz ani razu nie wyszedł do walki.
Strugała: – My z Mariuszem Cieślakiem byliśmy wtedy początkującymi trenerami, którzy niedawno zakończyli bokserskie kariery. Jeździliśmy z Mateuszem na różne turnieje. Wiadomo, na początku raz wygrywał, raz przegrywał. Ale powoli zaczął się wyrabiać, jeździć najpierw na mistrzostwa Dolnego Śląska, a później na mistrzostwa Polski juniorów.
DZIECIAK, KTÓRY NIE MUSIAŁ DOROSNĄĆ
W klubie ze stolicy Dolnego Śląska Masternak odnalazł także coś jeszcze ważniejszego. Mianowicie miłość swojego życia. I nie chodzi tu o boks – z uczuciem do pięściarstwa bowiem już się we Wrocławiu zameldował. Ale w Gwardii trenowała także Daria – wówczas jedna z dwóch dziewczyn ćwiczących w sekcji bokserskiej. Urocza i energiczna brunetka, która posiadała spory talent do szermierki na pięści.
Przez jakiś czas po prostu mijali się w klubie, a ich kontakty ograniczały się niemal wyłącznie do przywitania się: – Mateusz zawsze był bardzo skupiony na treningach. Szczerze mówiąc, na początku bałam się do niego podejść na sali, bo spodziewałam się jego reakcji, że aktualnie ma ważniejsze sprawy od jakichś tam zalotów – mówi nam Daria.
Z perspektywy czasu trudno dziwić się takiej postawie Mateusza. W młodym wieku rzucił wszystko i wyjechał do obcego miasta, lecz nie znaczy to, że zerwał kontakt z rodziną. Przeciwnie, mama i tata pomagali mu, jak tylko mogli, wysyłając pieniądze. Ku niezadowoleniu reszty rodzeństwa, bowiem pomoc w spełnieniu marzenia Mastera była udzielana ich kosztem. W końcu na miejscu ledwo wystarczało na podstawowe produkty, a tu trzeba było wysyłać pieniądze do Wrocławia. Dziś cała familia może odetchnąć z ulgą i powiedzieć, że się opłacało. Ale na początku pięściarskiej kariery Masternaka nikt nie mógł zagwarantować, że w przyszłości Polak będzie żył z boksu. Dlatego trening był dla niego priorytetem. Kochał to robić, ale też nie chciał zawieść rodziców.
– Od zawsze był bardzo odpowiedzialny. Nie tylko wyglądał na starszego, niż był w rzeczywistości, ale też tak się zachowywał. Był skromny, spokojny. W jego przypadku nie było czegoś takiego, że musiał się wyszumieć, chciał poznać miasto i bujać się z chłopakami „z dzielni”. On dosłownie i w przenośni mieszkał w klubie, bo cały swój wolny czas poświęcał na trening. Tam najbardziej chciał być – tłumaczy Daria.
Kiedy dopytujemy ją, czy z racji młodego wieku trenerzy trochę zastępowali mu rodziców, odpowiada: – Chyba nie, to była bardziej koleżeńska relacja. Oczywiście z racji różnicy wieku odnosiliśmy się do nich z dużym szacunkiem. Ze strony trenerów Mateusz miał duże wsparcie, ale nie nazwałabym go ojcowskim.
Ale jak doszło do tego, że dwoje adeptów Gwardii zostało parą, skoro do Mateusza podczas treningu trudno było nawet zagadać? W tym celu Daria wpadła na pewien plan: – Praktycznie w tym samym czasie startowaliśmy w juniorskich mistrzostwach Polski. Moje zawody były wcześniej więc stwierdziłam, że zdobędę jego numer i jeśli uda mi się dostać do finału, to odezwę się do niego, by trzymał za mnie kciuki. To był taki pretekst, żeby się do niego odezwać.
OBSTAW WYNIK WALKI CHRIS BILLAM-SMITH – MATEUSZ MASTERNAK W FUKSIARZ.PL!
I cóż, zadziałało. Od SMS-ów i mijania się na sali treningowej, przeszło do spotkania: – Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, to od razu była randka. Ale w klubie ukrywaliśmy to przez pół roku. Gdyby nie to, że zostaliśmy przyłapani przez trenera, to nie wiem, jak długo jeszcze byśmy to ukrywali – wspomina Daria.
Trenerem, który jako pierwszy odkrył relację swoich podopiecznych, był nasz rozmówca – Grzegorz Strugała. Otóż pewnego sobotniego poranka szkoleniowiec za bardzo się pospieszył i przyjechał do klubu na długo przed początkiem zajęć. Zatem trochę dla zabicia czasu, a trochę z ciekawości postanowił odwiedzić Mateusza, by sprawdzić jak młodzian radzi sobie w swoim lokum. Kiedy drzwi do pokoju otworzyła mu Daria, Strugała był w takim szoku, że z wrażenia telefon wypadł mu z rąk!
– Tak, pamiętam, jakby to było wczoraj! Ja akurat lubię takie historie, że w klubach tworzą się przyjaźnie czy nawet związki. Byłem zaskoczony, ale w pozytywny sposób. Oni zresztą też, bo zupełnie nie spodziewali się mojej obecności – śmieje się Strugała.
MASTER W RODZINIE
Mateusz i Daria szybko zrozumieli, że są sobie pisani. Po jakimś czasie ona zawiesiła rękawice na kołku. A właściwie Master zrobił to za nią. Kiedy bowiem zaczęła studia, jej partner postawił ją przed faktem dokonanym i… zakomunikował trenerom, że Daria kończy z boksem. – Ona też była uzdolniona boksersko, ale kiedy zaczęli ze sobą być, to Mateusz chyba nie chciał, żeby boksowała – wspomina Grzegorz Strugała.
Po trzech latach para wzięła ślub, a dziś tworzą szczęśliwą rodzinę z trójką dzieci. Daria wprawdzie nie boksuje, ale siedzi w środowisku pięściarskim bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Śmiało można nazwać ją menadżerką Mateusza, która ogarnia mnóstwo kwestii organizacyjnych przed pojedynkami męża.
Wyświetl ten post na Instagramie
Kiedy pytamy, jak wygląda życie rodzinne z zawodowym pięściarzem, odpowiada: – Każde z nas ma swoje obowiązki. To nie tak, że u nas jest typowa głowa rodziny – zazwyczaj facet, który o wszystkim decyduje. My najczęściej działamy na zasadzie kompromisu. Oczywiście w okresach przed walką, kiedy Mateusz jest totalnie skupiony na swoim zadaniu, odpada mu trochę obowiązków domowych. Jesteśmy świadomi tego, że przygotowania to niesamowity wysiłek fizyczny i psychiczny, więc zależy nam, by miał wtedy czystą głowę. Ale na co dzień dzielimy się obowiązkami.
Pani Masternak nie należy do tych osób, które w przypływie emocji w ogóle nie oglądają walk partnera. Wręcz przeciwnie – w pierwszych latach zawodowej kariery pięściarz w trakcie pojedynków mógł liczyć na żeński głos, krzyczący z trybun „Mateusz, lewy! Teraz zaatakuj!”. Jednak im większa stawka pojedynku, tym bardziej adrenalina daje o sobie znać – także w jej przypadku. Obecnie jej sposobem na śledzenie walki jest… skupianie się wyłącznie na nogach zawodników tak, aby nie widzieć poszczególnych uderzeń. Przynajmniej widzi ich pracę – jeden z podstawowych elementów bokserskiego rzemiosła. Oraz to, że jeszcze żaden pięściarz nie padł na deski.
Zresztą nie tylko ona żyje w domu walkami Mateusza: – Dzieci oglądają tatę i bardzo to przeżywają, choć każde na swój sposób. Starszy Mikołaj jest bardziej wyciszony. Trzyma wszystko w sobie, widać, że bardzo analizuje zachowanie taty. Czasami nachodzi go na zwierzenia i mówi mi „tata zrobił to i to, czy to znaczy, że się boi?”. Wtedy z nim siadam i tłumaczę zachowanie Mateusza. Tak więc bardzo interesuje się ojcem i śledzi każdy jego ruch: o której idzie na salę, o której wraca, czy coś zjadł – mówi Daria.
Zupełnie inaczej na zbliżający się pojedynek reaguje młodszy syn, Maksym: – Od razu uzewnętrznia każdą emocję. Od rana do nocy mógłby rozmawiać z tatą o boksie. Na przykład sprawdza jego rywali i pyta o to, jak Mateusz zareaguje na ich konkretne akcje. Analizuje, co w którym roku się wydarzyło, jaka będzie waga, dlaczego ważenie będzie dwa razy. To ogrom szczegółowych pytań, w których czasami muszę go strofować, bo wiem, że u Maksa tak objawia się zdenerwowanie przed walką. Z jednej strony rozumiem, że jest ciekawy. Ale z drugiej tłumaczę: „synu, tata czasami wraca po treningu tak zmęczony, że na kanapie usypia na siedząco. Jak ty go jeszcze bombardujesz pytaniami, to nie dziw się, że czasami ci odwarknie, bo nie ma na to siły”.
Wyświetl ten post na Instagramie
OSIEM NA DZIESIĘĆ CECH MISTRZA
A jakim człowiekiem jest Mateusz? Bardzo pracowitym, ale do takiego wniosku zapewne już sami doszliście. Jest przy tym uparty, lecz w dobrym tego słowa znaczeniu. To upór w dążeniu do celu, czego dowodem jest niedzielny pojedynek. Walka o zawodowe mistrzostwo świata, na którą Polak czekał aż 17 lat.
O charakterze Mateusza porozmawialiśmy z Piotrem Jagiełłą, dziennikarzem TVP Sport i komentatorem boksu. Oraz człowiekiem, który dobrze zna Mastera, a przed walką z Billamem-Smithem stworzył dokument opowiadający jego historię – możecie go obejrzeć w tym miejscu.
– Jako dziennikarze często patrzymy na sportowców przez pryzmat ich osiągnięć. Kiedy ja obserwuję Masternaka – a znam go od piętnastu lat i spędziliśmy razem mnóstwo czasu – to odnoszę wrażenie, że jako człowiek mogę się od niego uczyć pokory, ciężkiej pracy i determinacji – mówi Jagiełło. – To być może jedyny sportowiec, od którego pobieram jakąś naukę życiową, kiedy siedzę obok niego. I to niesamowita sprawa, że pięściarz na najwyższym poziomie może być dla ludzi wzorem do naśladowania. Bo dla wielu powinien takim wzorem być. Zwłaszcza w tych chorych czasach, gdy młodzi ludzie szukają idoli w niekoniecznie dobrych miejscach. Dlatego cieszę się, że Polska teraz usłyszy o Masternaku i pozna go trochę lepiej, bo to po prostu jest dobry człowiek o szerokich horyzontach.
Podobną opinię słyszymy od Mariusza Wacha: – Jest bardzo rodzinnym człowiekiem, to widać też w jego mediach społecznościowych. Niczego nie udaje, zawsze powie swoje zdanie, czy się to komuś podoba, czy nie. Nie raz jest do bólu szczery, a nie wszystkim odpowiada, kiedy ktoś wali prawdę między oczy. Kiedy rozmawiam z kibicami albo młodymi pięściarzami i oni pytają mnie o wzór do naśladowania, to zawsze przytaczam nazwisko Masternaka. To naprawdę jest człowiek, z którego można brać przykład zarówno od osoby, jak i sportowca, bo jest w stu procentach oddany treningom – chwali Mastera Polski Wiking.
– Jest bardzo mocny mentalnie. Ma w sobie taki spokój, trudno jest go wyprowadzić z równowagi. Czuję się przy nim bezpieczna, bo wiem, że on nad wszystkim ma kontrolę. Nawet kiedy niektóre rzeczy wykonuje w sposób chaotyczny, to ostatecznie to wszystko dobrze się kończy. Jest też bardzo wrażliwym i pełnym empatii facetem. Nie potrafi przejść obojętnie obok ludzkiej krzywdy, zawsze jest skory do pomocy. Czasami nawet aż za bardzo, bo robi to swoim kosztem – mówi z kolei Daria.
Grzegorz Strugała dopowiada: – Ambicja, wytrwałość, konsekwencja. Wszystkie atuty osiągnięte przez własną pracę. Przez jego serce do walki wiedzieliśmy, że daleko zajdzie. Fajnie obserwować, jak dobrze sobie radzi.
Zgadza się – z tych wszystkich wypowiedzi tworzy się nam piękna laurka, wręcz hagiografia polskiego pięściarza. Jednak rozmawialiśmy z wieloma osobami na temat Mateusza. W ubiegłym roku, kiedy bardzo prawdopodobny był scenariusz jego walki z Jaiem Opetaią, sami także opublikowaliśmy z nim duży wywiad. I trudno o tym człowieku powiedzieć cokolwiek negatywnego. W rozmowie z Mateuszem paradoksalnie najbardziej uderza ta normalność. To, że twardo stąpa po ziemi i nie gwiazdorzy.
Wszystkie powyższe opinie podkreśla także jego obecny trener, Piotr Wilczewski:
– Wie, po co wchodzi do ringu. Jest też konsekwentny, nie poddaje się. Na dziesięć cech które powinny wyróżniać mistrza, dałbym Mateuszowi osiem. Jest bardzo doświadczony, boksował z najlepszymi zawodnikami na świecie. W jego przypadku owocować też będą walki, które toczył na wyjeździe. Master w trakcie kariery nie raz boksował na terenie rywala. Chris Billam-Smith bił się wyłącznie we własnym kraju i z zawodnikami gorszej klasy od Masternaka.
SIEDEMNAŚCIE LAT OCZEKIWANIA
Skoro zatem mówimy o pięściarzu o wysokich umiejętnościach, takim, któremu po drodze woda sodowa nie uderzyła do głowy i który był w stanie poświęcić się w całości dla kariery, to naturalnym jest pytanie – dlaczego dopiero teraz otrzymał szansę walki o pas? Na to szerzej odpowiada nam Piotr Jagiełło:
– Zdecydowało kilka składowych. Jedną z nich było nie do końca szczęśliwe wsparcie promotorskie. Mateusz dopiero kilka lat temu dołączył do grupy KnockOut Promotions Andrzeja Wasilewskiego. Tam był dokładnie rozpisany plan, jak go poprowadzić. Kiedy był dużo młodszy, trochę tego brakowało. W Polsce nie było wtedy funduszy, by pokierować jego karierę do wielkich sukcesów. Później wyjechał do Niemiec do olbrzymiej grupy promotorskiej Sauerlanda. Ale jednak był tam tylko Polakiem – taką trochę doczepką do tamtejszych gwiazd. Więc długo nie miał pod sobą zaplecza promotorskiego, a faktycznie od wielu lat mówiono o nim jako o materiale na mistrza świata.
Wątek pobytu Mateusza w grupie Sauerlanda jest o tyle ciekawy, że finansowo z pewnością nie żałował tej decyzji. U naszych zachodnich sąsiadów zarabiał pieniądze, o których w Polsce mógł pomarzyć. I kto wie, być może Niemcy doprowadziliby go do pojedynku o mistrzostwo świata, ale w międzyczasie Sauerland stracił wielomilionowy kontrakt z telewizją. To spowodowało, że niemiecka grupa zdecydowała się ograniczyć inwestowanie w zawodników nie będących ich rodakami.
W każdym razie, siedemnaście lat oczekiwania to niebotyczny wynik. Kariery wielu świetnych zawodników nie trwały tak długo. Mało tego, jeżeli jacyś pięściarze boksują taki szmat czasu, to raczej zdają sobie sprawę z tego, że już nie otrzymają mistrzowskiej szansy. Jednak Mateusz uparcie dążył do swojego celu.
Daria Masternak: – Nawet kiedy mieliśmy chwile kryzysu i dość czekania na mistrzowską walkę, to one nigdy się nie nakładały. Kiedy Mateusz chciał porzucić to marzenie, wówczas ja mówiłam, że nie może się poddać, bo razem za dużo przeszliśmy. I odwrotnie – nieraz to ja miałam dość oglądania jego poświęcenia na rzecz czegoś, co nie nadchodzi. Wtedy to on motywował mnie, mówił, że czuje, że walka o pas jest kwestią czasu.
– Obecnie, kiedy przed pojedynkiem mamy nawarstwienie wywiadów, człowiek zaczyna wracać pamięcią do tej drogi. Gdybyśmy mieli chronologicznie rozpisać wydarzenia z kariery Mateusza, to na wszystko znajdzie się wytłumaczenie. Na tak długi czas oczekiwania na mistrzowską walkę wpłynęło bardzo dużo czynników. My nie o wszystkich mówimy, bo nie są to rzeczy przeznaczone dla opinii publicznej. Jednak wiemy, że pewne okresy kariery Mateusza ciągnęły się dłużej, niż powinny. Mateusz czekał na to 17 lat od rozpoczęcia kariery. Niektórzy potrzebują na to trzy lata, ale to dla nas nie ma znaczenia. Teraz cieszymy się, że w końcu nadszedł ten moment – kończy żona Mateusza.
SPEŁNIĆ MARZENIA
W niedzielę dla Mastera nadejdzie długo wyczekiwany moment. Polak posiada gigantyczne doświadczenie, które wreszcie będzie miał szansę przekuć na pas mistrza świata federacji WBO.
Jagiełło: – Na koncie ma ponad pięćdziesiąt zawodowych walk i mnóstwo sparingów z najlepszymi pięściarzami świata. Do tego edukacja bokserska pobierana czy to od świętej pamięci Andrzeja Gmitruka, który postawił na nim stempel jakości, czy Ulliego Wegnera, niemieckiej legendy bokserskiej myśli szkoleniowej.
Trener Andrzej Gmitruk to postać, której w historii Mateusza nie sposób pominąć. To on wypatrzył Polaka na amatorskich ringach i dostrzegł w nim potencjał na świetnego zawodowca. Zresztą nie tylko w nim. Oddajmy głos Mariuszowi Wachowi.
– Cała trójka, czyli ja, Piotrek Wilczewski i Mateusz, zaczynaliśmy przygodę z zawodowym boksem pod okiem trenera Andrzeja Gmitruka. Ja i Mateusz kontynuujemy tę drogę jako zawodnicy. Piotr od pewnego czasu jest trenerem, ale w jakimś stopniu jego warsztat opiera się na treningach pana Andrzeja, mają podobne podejście do zajęć. Jednak jeździmy też na obozy do innych szkoleniowców, których Piotr także podgląda.
Andrzej Gmitruk i Mateusz Masternak podczas treningu w 2016 roku.
Trener Wilczewski wyjaśnił natomiast, co sam Mateusz zmienił w swoim podejściu do przygotowań. Odnosząc się przy tym do wizji – jakżeby inaczej – Gmitruka: – Andrzej podczas treningu zawsze miał teorię, by pracować, ale się nie przepracować. Mateusz dojrzał już do pewnego etapu, w którym zrozumiał słowa trenera Gmitruka, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Że można ciężko pracować, ale też tak, by nie zrobić sobie krzywdy za dużymi obciążeniami. Wierzę, że Andrzej będzie z nami duchem i także dla niego zdobędziemy mistrzowski pas.
Jakie konkretnie atuty może pokazać Polak na tle Billama-Smitha?
Jagiełło: – Ma świetny lewy prosty, cios który jest wizytówką polskiego boksu. Masternak jest trochę pięściarzem nie z tej epoki, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Kiedy spogląda się na jego boks, to widzi się zawodnika ze starych, dobrych czasów. Ze wspomnianym lewym prostym, który wybija rywala z rytmu. Do tego z bardzo dobrą pracą nóg, bo pomimo wieku Master kapitalnie porusza się w ringu. I przede wszystkim on myśli podczas walki. To jego ringowe IQ jest kolosalnym atrybutem i być może przez niektórych trochę niedocenionym.
– Zawsze bardzo dobrze pracował przednią ręką. Wprawdzie ja widziałbym jego styl nieco inaczej, ale są różni trenerzy, a ci, których później Mateusz spotkał na swojej drodze, wydobyli z niego inne cechy. Ale to bardzo dobrze, że miał okazję poznać styl różnych szkoleniowców. Masternak z każdego z nich coś wyciągał i analizował – mówi Grzegorz Strugała, nie ukrywając dumy z wkładu, który on również miał w rozwój Mateusza: – Zawsze powtarzam, że pierwsze nauki są najważniejsze. Jak się na początku wyrobi złe nawyki, to wszystko wychodzi na późniejszych etapach. Dlatego jesteśmy dumni, że Mateusz doszedł do takiego poziomu i jest w jego sercu jakaś część naszego klubu.
Polak bez wątpienia znajduje się w życiowej formie. I nie jest to pusty slogan, o czym przekonuje Piotr Jagiełło: – Czas który spędził w ringu, oznacza kilka rzeczy. Mateusz ma gigantyczne doświadczenie, spokój między linami, opanowanie i ogromną determinację. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem tak zdeterminowanego człowieka, jakim jest Masternak przed tą walką. Kiedy tylko słyszy o pojedynku, to budzi się w nim dzieciak, który marzył o tym przez całe życie. I nie tyle wierzy, co jest przekonany, że 10 grudnia zostanie mistrzem świata. A ja jestem przekonany o tym, że w niedzielę zostawi w ringu wszystko, by sięgnąć po marzenia swoje, swojej rodziny, ale też całego środowiska polskiego boksu.
PODBIĆ WYSPY
W Wielkiej Brytanii Polaka czeka bardzo trudne zadanie. Walka odbędzie się w Bournemouth, czyli mieście Chrisa Billama-Smitha. To tam, na Vitality Stadium, obiekcie na którym na co dzień występują popularne Wisienki, Anglik dość sensacyjnie pokonał swojego rodaka, Lawrence’a Okolie.
– W tym momencie jest w bokserskim peaku. Jestem przekonany, że od tamtej walki bardzo urósł, bo przez wielu był skazywany na pożarcie, a sprawił niespodziankę. To pięściarz agresywny i bardzo niebezpieczny w półdystansie. Ma rzadko spotykaną cechę, że jeżeli trafi pierwszym ciosem, to kolejne bomby są jeszcze bardziej precyzyjne, robiąc jeszcze większe wrażenie na rywalu. Masternak nie może pozwolić na to, by Anglik wpadł w swój rytm boksowania. Poza tym Chris jest doskonale przygotowany pod względem fizycznym. Do tego ma mocne wsparcie w postaci swojej grupy promotorskiej oraz trenera Shane’a McGuigana. To świeża, mistrzowska krew i zawodnik nieprzesycony tytułem – analizuje Jagiełło.
Przygotowujący Masternaka do walki życia Piotr Wilczewski mówi z kolei: – Anglik ma bardzo śliski styl, dużo klinczuje, lubi trzymać rywala. Ale jesteśmy na to przygotowani. Kluczem do sukcesu będzie precyzja, technika i umiejętne wychodzenie z klinczu. Billam-Smith lubi nieczysty boks. Potrafi jedną ręką trzymać, a bić drugą, umiejętnie skraca dystans. To zawodnik, który w swojej karierze niejednemu pięściarzowi sprawił problemy. Boks boksem, ale szykujemy się na to, że miejscami będzie to brudna, fizyczna walka ze strony Anglika.
W takiej walce ogromnym atutem Mastera może okazać się jego doświadczenie ze starć wyjazdowych. Polak bowiem nigdy nie bał się podjąć wyzwania i pojechać na teren rywala. Nie zawsze wychodził zwycięsko z takich walk, ale okoliczności niektórych jego porażek są bardzo kontrowersyjne. W 2013 roku w Moskwie Grigorij Droz pokonał go wyraźnie, przez TKO w 11. rundzie. Ale za Rosjaninem, który niedługo później zakończył karierę, ciągnęły się zarzuty o doping. Skandaliczny był werdykt pojedynku w RPA, gdzie Mateusz walczył z Johnnym Mullerem. Master dominował w walce, dwukrotnie posłał pięściarza gospodarzy na deski, a mimo to przegrał na kartach punktowych u dwóch sędziów.
Kontrowersyjny był także werdykt jego starcia z Tonym Bellewem o wakujący pas mistrza Europy. Sędziowie punktowali 115-112, 115-112 i 115-113 na korzyść Brytyjczyka. Mateusz miał sporo problemów w ostatniej rundzie, ale wynik walki mógł pójść w obie strony. A że pojedynek odbył się na Wyspach, sędziowie bardziej przychylnym okiem spojrzeli na Bellewa. Chociażby po tym doświadczeniu Master powinien zdawać sobie sprawę, że musi wyraźnie wygrywać poszczególne rundy. Te ciasne prawdopodobnie zostaną przyznane jego rywalowi.
Dodajmy też, że przed walką promująca Polaka grupa KnockOut odniosła spory sukces, bowiem zmieniono skład sędziowski. Pierwotnie walkę mieli punktować Amerykanin Patrick Morley, Brytyjczyk Steve Gray i Węgier Zoltan Enyedi. Ostatniego z wymienionych zastąpi jednak polski arbiter. To świetne wieści, gdyż Węgier był jednym z sędziów oceniających skandaliczny pojedynek Mairisa Briedisa z Krzysztofem Głowackim. Walkę w której Łotysz dopuścił się kilku fauli nadających się na dyskwalifikację, ale nie spotkała go żadna kara.
Jednak najwięcej będzie zależało od samego Masternaka. A jak przekonuje Piotr Wilczewski, Polak ma za sobą świetny okres przygotowawczy: – Wszystko przebiegło naprawdę dobrze, mogę nawet powiedzieć, że to były jedne z lepszych przygotowań Mateusza. Owszem, pojawiły się lekkie problemy związane z przeciążeniami, ale wszystko potoczyło się w miarę sprawnie. Nie było kłopotów, jeżeli chodzi o treningi, mieliśmy dobrych sparingpartnerów. Mam nadzieję, że w ringu zobaczymy tego rezultat.
Piotr Jagiełło, który z bliska obserwował treningi Mateusza, mówi: – Jest kapitalnie przygotowany, na co składa się kilka elementów. Jednym z najważniejszych jest dobór sparingpartnerów. Mateusz przygotowywał się w Dzierżoniowie, do którego przyjechał Jack Massey, który jeszcze w czasach amatorskich boksował z Billamem-Smithem. Pojawił się także Vasil Ducar, który walczył z Brytyjczykiem na zawodowych ringach, był niepokonany Szwed Constantino Nanga. Oni wszyscy pomogli Mateuszowi w zbudowaniu świetnej dyspozycji. Nie ukrywam, że oglądając sparingi Mastera, byłem bardzo zbudowany.
Osoby bliskie Masterowi nie mają wątpliwości, że jego misja może się udać. Że Polak nie jedzie do Wielkiej Brytanii jak na ścięcie. Że ta walka nie będzie jednostronna, jak ostatnie starcia o ten sam pas Krzysztofa Głowackiego i Michała Cieślaka ze wspomnianym już Lawrencem Okolie. Ba, można nawet upatrywać atutu w tym, że Brytyjczycy nieco lekceważą Mateusza. Traktują go zaledwie jak przystanek, który Billam-Smith musi pokonać, by stoczyć kilka bardziej kasowych walk. Być może ich pewność siebie zostanie wystawiona na ciężką próbę.
– Przygotowaliśmy jednego asa w rękawie, ale nie chciałbym wszystkiego zdradzać, bo z pewnością obóz Anglika śledzi wiadomości. Mogę jednak powiedzieć, że w boksie Mateusza będzie wprowadzony element techniczny, którego nie zobaczyliśmy w jego ubiegłorocznej walce w Zakopanem z Jasonem Whateleyem. Dużo pracowaliśmy nad precyzją uderzenia oraz tym, by wyeliminować nieczysty boks Billama-Smitha – mówi Wilczewski.
Piotr Jagiełło dodaje: – Masternak potrafi odpowiednio dobierać sekwencje uderzeń i czytać zamiary rywala. Jestem przekonany, że z uwagi na styl Mateusza Billam-Smith będzie miał z nim ogromny problem. Być może Anglik nie spodziewa się tego z jak dobrym pięściarzem będzie boksował w niedzielę, bo dla mnie Masternak to zawodnik należący do elity kategorii junior ciężkiej.
– Oczywiście pojedynek o mistrzostwo świata będzie toczyć się swoimi prawami. Zwłaszcza na walce wyjazdowej trzeba pokazać coś ponad swoje możliwości. Bo wtedy wszystko jest przeciwko tobie – ring, kibice, organizatorzy, sędziowie, no i oczywiście sam oponent – zauważa Mariusz Wach. Jednak i Wiking widzi w tym starciu spore szanse Matesza: – W niedzielę będzie musiał dać z siebie sto pięćdziesiąt procent, ale po siedemnastu latach oczekiwania na walkę o pas Mateusz będzie bardzo zdeterminowany, by osiągnąć cel. Od pierwszej rundy będzie musiał podkręcać tempo. Nie ma nic do stracenia, może tylko zyskać. Myślę, że mistrzowski pas przyleci do Polski.
W dokumencie Piotra Jagiełły Mateusz Masternak znalazł analogię do swojej mistrzowskiej walki. Zauważył bowiem, że jako szósty polski pięściarz w historii zdobył pas zawodowego mistrza Europy. Jak do tej pory boks znad Wisły doczekał się także pięciu zawodowych mistrzów świata. Byli to kolejno Dariusz Michalczewski, Tomasz Adamek, Krzysztof Włodarczyk, Krzysztof Głowacki, a także Łukasz Różański.
Mateusz bardzo wierzy w to, że ponownie zostanie szóstym Polakiem z prestiżowym tytułem. W końcu pseudonim Master do czegoś zobowiązuje.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj więcej o boksie: