Piłkarze Zagłębia Lubin pewnie cały czas są w szoku i zastanawiają się, co się stało, że nie wygrali dziś z Ruchem? Do 78. minuty prowadzili 2:0, a „Niebiescy” grali totalny piach. Wszystko zmienił dość przypadkowy gol Michała Feliksa. Kilka minut później Juliusz Letniowski „zdjął pajęczynę” zdobywając bramkę z cyklu „Stadiony Świata”. Rezerwowi uratowali dziś punkt dla chorzowian, ale nadal śrubują oni niechlubny klubowy rekord.
Dzisiejszy remis to już szesnaste ekstraklasowe spotkanie Ruchu bez zwycięstwa. Nigdy wcześniej chorzowski klub nie miał takiej serii w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ostatnia wygrana? 28 lipca i starcie w Gliwicach z ŁKS-em (2:0). Od tamtego czasu: siedem porażek i aż dziewięć remisów. Chorzowianie gonią więc Piasta, który w tym sezonie zanotował już dwanaście spotkań bez rozstrzygnięcia.
Ruch – Zagłębie 2:2. Szur wskazał winnych
Zagłębie długo kontrolowało boiskowe wydarzenia. Wszystko zaczęło się od wrzutki Damiana Dąbrowskiego z rożnego i strzału głową Dawida Kurminowskiego. W przerwie rozbroił nas przed kamerami Canal+ Przemysław Szur. Obrońca Ruchu dostał pytanie: „Bronicie strefą czy jeden na jeden przy rożnych?”
– Strefą – odpowiedział, a Cezary Olbrycht dopytał: „To czyja to była strefa przy bramce Kurminowskiego?”
– Nie chcę teraz na gorąco o tym mówić, ale to była strefa „Szymiego” i „Szczepana”.
Dobre. Niby nie chciał mówić na gorąco, ale obarczył kolegów z drużyny odpowiedzialnością, bo chodziło o Szymona Szymańskiego i Daniela Szczepana. Rozmówki w przerwie są zazwyczaj miałkie i bezsensowne, a tu takie zaskoczenie. Pewnie chlapnął w emocjach, ale było to dość zabawne.
Przed przerwą na tle wszystkich piłkarzy na boisku wyróżniał się Mateusz Wdowiak. Pomocnik gości nie bał się pojedynków, w których imponował dryblingami. Popisał się też kapitalną asystą w stylu Kamila Grosickiego. Podał „zewniakiem” do Kacpra Chodyny, a ten z najbliższej odległości podwyższył prowadzenie.
Po zmianie stron „Miedziowi” nadal przeważali. Niewiele jednak z tego już wynikało. Waldemar Fornalik długo też nie dokonywał zmian. I może to uśpiło trochę jego zespół. Niby też nie trzeba było robić roszad: wynik się zgadzał i gra była całkiem niezła, biorąc pod uwagę całą rundę Zagłębia.
Niesamowita statystyka Feliksa
Inaczej na ławce Ruchu postąpił Jan Woś. On wpuścił na boisko od razu po przerwie Juliusza Letniowskiego, a później zameldowali się na nim kolejno: Dominik Steczyk i Feliks. No i zmiennicy odwdzięczyli się mu liczbami: Letniowski strzelił wyrównującego gola, Steczyk miał asystę drugiego stopnia, a Feliks zdobył kontaktową bramkę. Ta była kluczowa, że powalczyć o jakąkolwiek zdobycz.
Przy Feliksie wypada odnotować, że prezentuje on w tym sezonie niesamowitą skuteczność. Oddał w tym sezonie pięć strzałów i każdy z nich był celny, a trzy próby kończyły się trafieniem. Chyba czas, żeby pan Feliks dostał nieco więcej minut.
Po tym meczu mamy poczucie, że mimo wszystko „Niebiescy” mieli „więcej szczęścia niż rozumu”. Naprawdę do zdobycia pierwszej bramki spisywali się bardzo słabo. Ich aktywność w ofensywie oparta była tylko na cechach wolicjonalnych Daniela Szczepana (doprowadziło go to dwóch żółtych kartek i w konsekwencji czerwonej w końcówce) i pojedynczych zrywach Miłosza Kozaka. Na Ekstraklasę to za mało. Piłkarzem na ten poziom nie jest już Filip Starzyński, który jest cieniem samego siebie sprzed lat. Naprawdę w niczym nie pomaga swojej drużynie. Jego powrót do chorzowskiego klubu to jednocześnie straszny zjazd i to pamiętając, że w poprzednim sezonie w barwach Zagłębie też wyglądał bardzo słabo.
Ruchowi pomogła „nieprzytomna” obrona Zagłębia. Aleks Ławniczak i Bartosz Kopacz maczali palce przy straconych golach. Może nie popełnili jakichś ewidentnych błędów, ale spokojnie mogli zachować się lepiej. Swoją drogą lepiej, żeby Michał Probierz nie rozważał powołania tego pierwszego do reprezentacji, jeżeli jest w takiej formie. W kadrze i tak mamy artystów, przez których traciliśmy mnóstwo goli w eliminacjach EURO 2024. Kolejny „zapalnik” nie jest potrzebny.
„Miedziowi” stracili dwa punkty, a Ruch uratował jedno oczko. Do 78. minuty goście wyglądali nieźle. Później włączyli tryb „Waldki” (tak mówi o nich szyderczo Paweł Paczul w Lidze Minus, nawiązując do imienia trenera Fornalika) i zremisowali wygrany mecz. Zrobili to na własne życzenie.
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- „Warta lubi startować jako underdog, ale nie czujemy się już kopciuszkiem Ekstraklasy”
- Języczki u wagi. Gdzie się wygrywa i przegrywa mistrzostwo Polski
Fot. Newspix