“Czy się stoi, czy się leży, punkt się należy” – mogą śpiewać z przekąsem w szatni Piasta Gliwice po kolejnych nierozstrzygniętych meczach ze swoim udziałem. Drużyna z Okrzei jest w tym sezonie fenomenem: w szesnastu kolejkach podzieliła się punktami z rywalem aż 12 razy. Aktualnie ma na koncie sześć remisów z rzędu. Z czego się bierze ta passa? Czy Piast częściej zyskuje punkt, czy traci dwa? Kto najbardziej zawodzi pod bramką rywali? Szukamy odpowiedzi.
Jeśli chodzi o Ekstraklasę, gliwiczanom brakuje już tylko siedmiu remisów do wyrównania rekordu Pogoni Szczecin z sezonu 1993/94. Co do trwającego sezonu i innych lig, Piast jest zespołem najczęściej dzielącym się łupem z rywalami w Europie zawodowo kopiącej gałę. Jeśli ktoś szybko wychwycił tę tendencję u podopiecznych Aleksandara Vukovicia, tydzień w tydzień mógł wzbogacać się w zakładach bukmacherskich.
Lepiej zremisować niż przegrać
U siebie, czy na wyjeździe. Jako faworyt, czy jako próbujący sprawić niespodziankę. Nie ma znaczenia – skończy się remisem. Nawet przy prowadzeniu 3:0 z ostatnim ŁKS-em wyskoczy jakiś Katranis, który bezmyślnie dostanie czerwoną kartkę i sprokuruje rzut karny, co pozwoli beniaminkowi odrobić straty z poczuciem, że można było wygrać.
W klubie starają się podchodzić do tematu bez paniki i widzieć pozytywy.
– Z jednej strony, fajnie, że tak trudno nas pokonać. Z drugiej, kilka razy powinniśmy wygrać zamiast zremisować. Gdyby to się udało, bylibyśmy dziś w okolicach piątego czy szóstego miejsca. Nie powiem, że to trudny okres, bo tak jak mówię, nie przegrywamy, ale musimy się przełamać i zacząć strzelać więcej goli – mówił nam Frantisek Plach przed wyjazdem do Białegostoku.
– W większości z tych meczów przeważaliśmy i byliśmy bliżsi wygranej niż rywal. Tylko 2-3 razy zdarzyło się, że to my mogliśmy być zadowoleni z jednego punktu. Brakowało skuteczności lub trochę szczęścia – wtórował mu Michael Ameyaw.
Liczby w dużej mierze potwierdzają jego tezy, zwłaszcza jeśli chodzi o strzały celne. W aż ośmiu z tych dwunastu remisów Piast częściej uderzał na bramkę przeciwnika. Nawet po 1:1 z Cracovią uratowanym dzięki jedenastce z doliczonego czasu, piłkarze z Okrzei mogli odczuwać niedosyt, bo wcześniej Sebastian Madejski wyczyniał cuda w między słupkami Pasów. A gdy już nic nie mógł zrobić, wybiciem piłki z linii bramkowej uratował go jeden z obrońców.
Po 0:0 na terenie Jagiellonii Aleksandar Vuković nie wyglądał na szczególnie przybitego. – Mecz, który można podzielić na fragmenty przed i po czerwonej kartce. Dobre siedemdziesiąt pięć minut, które było co najmniej wyrównane. Mieliśmy w tym okresie lepsze sytuacje, ale jak to z nami bywa – raz słupek, raz niecelnie, raz minimalny spalony… Po czerwonej kartce Jagiellonia nas zdominowała i trzeba było się wybronić. To się udało i z tego powodu chciałbym pogratulować mojej drużynie postawy w całym meczu – komentował.
Jakby nie było, Piast jako pierwszy nie przegrał w Białymstoku i potrafił dowieźć wynik, grając w osłabieniu.
Szokująca nieskuteczność
Oficjalne statystyki Ekstraklasy niezmiennie pokazują, że “Piastunki” jako kolektyw funkcjonują bez zarzutu i są bardzo dobrze zorganizowane. Mają drugi najwyższy expected goals dla goli strzelonych (26.32) i najniższy dla goli straconych (12.08), przewyższając w tym aspekcie Raków Częstochowa o ponad dwie bramki. Krótko mówiąc, zespół ten świetnie broni – często skutecznie stosując wysoki pressing – i potrafi dochodzić do klarownych sytuacji.
Kolosalna jest jednak różnica między tym, co wpadło, a co powinno wpadać. W teorii zdobycie dwudziestu sześciu bramek byłoby mniej więcej wyjściem na zero względem tego, co wypadałoby strzelić, tymczasem Piast ma zaledwie 14 goli, czyli jest ponad 12 na minusie! To monstrualna, szokująca wręcz nieskuteczność. Nikt inny w lidze nawet nie zbliża się do takiej różnicy. Drugi pod tym względem Radomiak ma 18 goli przy xG na poziomie 22.93.
Są natomiast tacy, którzy wyciskają ze swoich okazji znacznie więcej niż minimum przyzwoitości. Na przykład Stal Mielec: 15.95 goli oczekiwanych, 23 strzelone w rzeczywistości. No, ale Kamil Kiereś ma w składzie konkretnego napadziora w osobie Ilji Szkurina, który do ośmiu trafień dołożył jeszcze pięć asyst.
A Piast?
Gliwiczanie od początku sezonu największe problemy mają właśnie z pozycją “dziewiątki”. Kamil Wilczek wypadł po dwóch kolejkach i do dziś nie wrócił na boisko. Inna sprawa, że w formie z ostatnich miesięcy i tak zbyt wiele nie gwarantował. On jednak przynajmniej był typowym napastnikiem, na dodatek z olbrzymim doświadczeniem.
Zawodzą wszyscy
Ci, którzy go zastępują, zawodzą. Gabriel Kirejczyk jest uważany za spory talent, niedawno przedłużył kontrakt, ale ciągle czeka na swojego premierowego gola w lidze. Chłopak ten zdaje się mieć sporo pobocznych atutów, lecz zawodzi w pryncypiach, dlatego Vuković, mimo pewnych prób odważniejszego postawienia na niego, raczej widzi go bardziej w roli zmiennika. Na szpicy najczęściej wystawia Jorge Felixa. Hiszpanowi okazji nie brakuje, wciąż jednak nie potrafi się przełamać. Trzy asysty tego nie rekompensują. Niedawno dwa razy jako najbardziej wysunięty atakujący zagrał też Ameyaw i nawet pokonał wtedy bramkarza Warty, więc może to jest jakiś pomysł na dłuższą metę, zwłaszcza przy wracającym do formy Damianie Kądziorze na skrzydle.
Nie zmienia to faktu, że wszyscy ci zawodnicy strzelają mniej, niż powinni. Ponownie zaglądamy do oficjalnych danych z Ekstraklasy.
- Michael Ameyaw – 2 gole (xG 4.52)
- Jorge Felix – 0 goli (xG 2.81)
- Gabriel Kirejczyk – 0 goli (xG 2.13)
- Michał Chrapek – 1 gol (xG 2.57)
Jedynym ofensywnym zawodnikiem będącym tu na plusie – choć nieznacznym – jest kontuzjowany na dłużej Serhij Krykun: 3 gole, xG 2.82. Nawet bezbłędnie wykonujący rzuty karne Patryk Dziczek (4 na 4) powinien dołożyć jeszcze coś ekstra z xG wynoszącym 4.92. Pretensje do siebie może mieć również Jakub Czerwiński, któremu algorytmy wykazują blisko dwie bramki (1.87), a w rzeczywistości do sieci nic nie wpadło.
Mamy do czynienia z taką skrajnością w marnowaniu swoich szans, że tu naprawdę trudno doszukiwać się innej głębszej przyczyny. Piast w tym sezonie po prostu pudłuje na potęgę. W meczach z Widzewem i ŁKS-em zdobył łącznie sześć bramek, czyli tylko o dwie mniej niż w pozostałych czternastu. Ekstremum.
Co gorsza, nie za bardzo są widoki na to, że nagle coś się diametralnie odmieni. Trzeba jakoś dotrwać do przerwy i zimą pozyskać porządnego goleadora, z którym Wilczek będzie rywalizował po powrocie do zdrowia. Teraz domowy mecz z Puszczą, która w obronie zagra bez pauzujących za kartki Romana Jakuby i Artura Craciuna. Lepszej okazji do przełamania może już nie być.
Bo kiedyś Piast się wreszcie przełamie, prawda?…
CZYTAJ WIĘCEJ O PIAŚCIE GLIWICE:
- Ameyaw: Rasizm nigdy nie był problemem, normalnie dorastałem [WYWIAD]
- Plach: Vuković przekonał mnie, że z Piastem jeszcze wiele mogę osiągnąć [WYWIAD]
- Vukoviciowi stuknął rok w Piaście. Jest dobrze, tylko te remisy…
Fot. FotoPyK/Newspix