Przez lata wydawało nam się, że Jan Bednarek, to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Myśleliśmy, że to naturalny następca Kamila Glika, a być może nawet przyszły kapitan reprezentacji Polski. Zawsze był jednym z liderów drużyny narodowej, zarówno na boisku, jak i poza nim. I to pomimo kolejnych zmian na stanowisku selekcjonera. Dziś wiemy już, że były to tylko mylne wyobrażenia. 27-latek zawiódł nas już tyle razy, że zaczęliśmy się domagać odstawienia go od gry w kadrze. Michał Probierz w końcu spełnił nasze marzenia, ale szybko się zorientował, że chyba nie jest to najlepszy pomysł. To zmusza nas do postawienia pytania: Czy aby na pewno stać nas na rezygnację z Jana Bednarka?
Komentowanie tego, co dzieje się drużynie narodowej, sprowadza się zwykle do czystego populizmu. Nie jest to tylko domena naszej nacji, która składa się przecież z samych selekcjonerów, bo nie inaczej jest też w innych państwach. Oczywiście nie ma co się temu dziwić, bo w reprezentacje zawsze będą wzbudzały najwięcej emocji. W końcu jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi, są one pewnym wyjątkowym rodzajem dobra narodowego. Wszyscy sportowcy grający z orzełkiem na piersi są naszymi przedstawicielami na arenie międzynarodowej, ale piłkarze w szeczególności, bo pomimo zmieniającego się świata, piłka nożna wciąż jest zdecydowanie najpopularniejszym sportem na kuli ziemskiej.
I właśnie przez te emocje non stop domagamy się czyjegoś zwolnienia, chcemy kogoś odsuwać, karać, spychać na margines. Na okrągło krytykujemy, opluwamy. Bez wątpienia często robimy to słusznie, ale równie często nie do końca. Zwykle dajemy się ponieść emocjom, nie zwracając uwagi na to, że aby się kogoś pozbyć trzeba mieć go kim zastąpić. Na przestrzeni ostatnich lat mieliśmy całą masę takich przykładów wokół reprezentacji Polski i zawsze kończyło się tak samo – wracaliśmy do punktu wyjścia.
Prezesi PZPN przez ostatnie lata popełniali fatalne decyzje dotyczące selekcjonerów, a selekcjonerzy popełniali fatalne decyzje dotyczące piłkarzy. I co najgorsze, zwykle naprawiali te błędy kolejnymi błędami.
W tym roku mieliśmy już przykład Fernando Santosa, który najpierw demonstracyjnie zdecydował się odsunąć od kadry spalonego na stosie przez opinię publiczną Grzegorza Krychowiaka, ale szybko się zorientował, że nie jest to recepta na lepszą grę drużyny. Że to nie obecność doświadczonego pomocnika jest problemem. Były już selekcjoner nie miał żadnego pomysłu na jego rozwiązanie, a być może nawet nie odnalazł jego przyczyn. Postanowił więc przywrócić Krychowiaka, co oczywiście w niczym nie pomogło.
I zdaje się, że na czymś niemal identycznym, już na samym początku swojej przygody z pierwszą reprezentacją, wyłożył się Michał Probierz.
Od następcy Glika do nieudacznika
Krychowiak zakończył karierę reprezentacyjną, więc lud musiał znaleźć sobie nową ofiarę. Padło na Jana Bednarka, który podobnie jak jego starszy kolega, przez lata był jednym z filarów naszej drużyny narodowej. A to i tak był jeden z tych mniej kontrowersyjnych wyborów opinii publicznej, bo pojawiały się przecież głosy, żeby pożegnać nawet Roberta Lewandowskiego.
Bednarek wyrósł więc w oczach części kibiców i dziennikarzy na nieudacznika, ale przede wszystkim dlatego, że po prostu musieli sobie znaleźć innego kozła ofiarnego, skoro Krychowiak sam się wypisał z zabawy. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że Michał Probierz dał się poddać naciskowi i faktycznie pozbył się obrońcy Southampton na początku swojej pracy w kadrze. Nowy selekcjoner chciał zrobić pokazówkę i zrobił. Każdy kolejny opiekun naszej kadry robił coś podobnego na początku i zwykle kończyło się to w ten sam sposób, jak skończyło się i tym razem, czyli szybkim powrotem odrzuconego zawodnika do łask.
Lata temu, kiedy Jan Bednarek wchodził na poważnie do seniorskiej piłki, grając w Lechu Poznań, wszystkim wydawało się, że będzie to przyszła gwiazda reprezentacji Polski. Wychowanek Kolejorza szybko się do niej dostał, zapracował też na transfer do Premier League i co najważniejsze – nie odbił się brutalnie, choć wejście do nowej rzeczywistości trochę mu zajęło.
W kadrze zadebiutował za czasów Adama Nawałki i niemal od samego początku stał się filarem drużyny narodowej. Zastąpił Michała Pazdana w duecie z Kamilem Glikiem i na początku wyglądało to całkiem nieźle. Obaj defensorzy nieźle się uzupełniali, dobrze współpracowali w ramach układu uczeń i mistrz. Bednarek dzięki swojej charyzmie i pewnym cechom przywódczym stał się jednym z liderów nie tylko defensywy, ale i całej drużyny. Karierę reprezentacyjną zaczął jednak od traumy całego narodu, czyli mundialu w Rosji. Strzelił na nim nawet bramkę, ale raczej nie wspomina tego zbyt dobrze, bo było to trafienie na otarcie łez w słynnym starciu z Japonią, kiedy to graliśmy niskim pressingiem.
Pomimo katastrofalnego występu całej kadry na mundialu, Bednarek utrzymał miejsce w pierwszym składzie obok Glika. Dla wszystkich stał się naturalnym następcą swojego partnera z defensywy, ale z czasem zaczynał tracić w oczach kibiców i dziennikarzy. Przywykliśmy do tego Bednarka tak, że często można było odnieść wrażenie, że jest w pierwszym składzie kadry trochę przez zasiedzenie. Bo nawet jak nie szło mu w Southampton, to w kadrze grał wszystko. I nawet nie był jakoś specjalnie krytykowany.
Najgorsza decyzja w życiu
Ale im gorzej zaczynała wyglądać reprezentacja, tym bardziej analizowano jego poczynania. I nagle się okazało, że wszędzie tam, gdzie dzieje się coś niedobrego, jedną z głównych ról odgrywa właśnie Jan Bednarek. Na Twitterze zaczęły pojawiać się całe nitki z konkretnymi sytuacjami, w których popełniał on błędy. Można było wówczas odnieść wrażenie, że w zasadzie w każdym meczu, w którym wystąpił, coś odwalił. I dopiero od tamtej pory zaczęliśmy mu się przyglądać z większą uwagą, a w konsekwencji przestaliśmy w końcu na niego liczyć, jako na nowego lidera defensywy czy następcę Kamila Glika. Szczególnie obrywało mu się za kadencji Paulo Sousy, kiedy został zmuszony do gry nieco wyżej. W ten sposób Portugalczyk wyciągnął na wierzch wszystkie jego mankamenty.
Bednarek bez wątpienia jest też kolejnym z tych zawodników, którzy nie potrafią przełożyć dobrej formy w klubie na występy w reprezentacji. Jak w klubie mu szło, w reprezentacji grał przeciętnie. Jak w klubie mu nie szło, w reprezentacji nadal grał przeciętnie. Co prawda w klubie zdecydowanie częściej mu nie szło, choć jest to spowodowane głównie ogólną słabością Southampton, które przez lata dryfowało na powierzchni, regularnie cudem unikając spadku.
Nic więc dziwnego, że we wrześniu 2022 roku Bednarek zdecydował się na transfer do Aston Villi. Na papierze to była dla niego naprawdę wielka szansa. Klub z Birmingham miał ambitne plany, robił wielkie – jak na swoje możliwości – transfery, a w dodatku był prowadzony przez Stevena Gerrarda. A kto nie poddałby się urokowi legendy Liverpoolu? Szczególnie jeżeli mówi ona, że chce cię w zespole i będziesz grał w nim pierwsze skrzypce. Polak dał się więc skusić, ale efekt tego był taki, że Aston Villa zrealizowała swoje plany i awansowała do europejskich pucharów, ale… odbyło się to bez udziału zarówno Bednarka, jak i Gerrarda.
Były kapitan Liverpoolu nie sprawdził się w Premier League. Od samego początku miał gigantyczne problemy, a transfer Bednarka udało mu się dopiąć dopiero w momencie, w którym zaczęły one narastać. Gerrard sporo Polakowi naobiecywał, być może miał na niego plan, ale w sytuacji, w której wszystko zaczynało się walić, nie mógł dać mu szansy. Bednarek okupował więc ławkę rezerwowych, a co najgorsze, niedługo później człowiek, który go sprowadził do Birmingham, stracił pracę. Zastąpił go Unai Emery, który z usług reprezentanta Polski od początku korzystać nie zamierzał.
„45 minut i jedziemy na wakacje”
Tym samym Jan Bednarek znalazł się w najgorszym momencie w swojej karierze. Transfer do Aston Villi sprawił, że stracił miejsce w pierwszym składzie reprezentacji. Pojawiały się tym razem naprawdę poważne głosy, mówiące o tym, że nie powinien być w ogóle powołany na mundial w Katarze, ale Czesław Michniewicz się w nie nie wsłuchał. Powołał Bednarka, ale ten na turnieju rozegrał zaledwie trzy minuty w samej końcówce meczu z Francją. Wszystko potoczyło się tak źle, jak tylko mogło.
Wówczas tylko pogłębiły się wątpliwości co do zasadności powoływania Bednarka do kadry w przyszłości. Nie pomogło w tym nawet to, że zmuszony przez swoją beznadziejną sytuację w Birmingham, wrócił do Southampton i zaczął grać. Problem w tym, że Święci wyglądali wówczas najgorzej od lat i ostatecznie spadli z Premier League.
Fernando Santos również nie wsłuchał się w głos ludu i dawał Bednarkowi grać. Było to trochę na nieszczęście zawodnika, bo dzięki temu przyszło mu się skompromitować w starciach z Mołdawią czy później z Albanią na wyjeździe. Po spotkaniu w Kiszyniowie zasłynął zresztą swoimi słowami „myśleliśmy, że zostało 45 minut i jedziemy na wakacje”. To był moment kulminacyjny. Moment, w którym Bednarek znalazł się już na celowniku wszystkich. Później tylko dobił go jeszcze wspomniany mecz w Tiranie. Od tamtej pory nie zobaczyliśmy go w koszulce z orzełkiem na piersi.
Czy stać nas na rezygnację z Bednarka?
Bednarek bez wątpienia nie jest lekiem na całe zło. Nie od niego będzie zależało to, czy reprezentacja zrobi krok do przodu, czy nie. Na ostatnim zgrupowaniu, na którym go zabrakło, w defensywie radziliśmy sobie całkiem nieźle, choć oczywiście rywale nie byli zbyt ekskluzywni. Zdecydowanie bardziej było widać brak Roberta Lewandowskiego, bo w ofensywie wyglądaliśmy, jak dzieci we mgle. Nasza nieskuteczność porażała.
Całkiem nieźle wypadł Patryk Peda, który w jakiś sposób zastąpił Bednarka w tych ostatnich spotkaniach. Michał Probierz zna go doskonale z kadry U21 i pomimo tego, że ten gra w Serie C, to selekcjoner zdecydował się go powołać i zrobić z niego podstawowego stopera. Zaraz po zakończeniu tamtego zgrupowania nikt więc o Bednarku nawet nie myślał, choć ten przecież całkiem nieźle poczynał sobie na poziomie Championship, czyli w znacznie trudniejszych okolicznościach niż Peda.
Probierz chciał poświęcić Bednarka, ale sytuacja zmusiła go do zmiany zdania. Kontuzje Dawidowicza, Walukiewicza i Pedy, który już wraca do zdrowia i dlatego na zgrupowaniu się pojawił, oraz problemy Wieteski w Cagliari sprawiły, że selekcjoner musiał się uderzyć w pierś i powołać gracza Southampton. W takiej sytuacji nie dało się już go pominąć, nie stać nas na to, żeby rezygnować z takiego zawodnika. Kogoś, kto może nie ma najlepszej prasy, w kadrze ostatnio częściej zawodził niż dawał pozytywne sygnały, ale ma zdecydowanie najwięcej doświadczenia z całej defensywy naszej kadry i gra na poważnym poziomie. Choć nie jest to już Premier League, a Championship.
Bohater Southampton
Bednarek jest w tym sezonie zdecydowanie jednym z najważniejszych zawodników Southampton. Jeżeli jest zdrowy, to gra w zasadzie wszystko od deski do deski i radzi sobie solidnie. Rozegrał już 14 ligowych spotkań i tylko w jednym z nich nie wyszedł w pierwszym składzie. Trener nie może się go nachwalić. – Kocham go. W ostatnich tygodniach niesamowicie się rozwinął. Jest szefem na boisku – powiedział Russel Martin na jednej z konferencji prasowych.
Na początku sezonu nie było kolorowo, bo Southampton traciło sporo bramek i Bednarek maczał palce w kilku sytuacjach. Ale od pewnego momentu wygląda to znacznie lepiej. Ostatnią porażkę Święci ponieśli 23 września. Od tamtej pory sześć zwycięstw i dwa remisy w ośmiu spotkaniach. Bednarek nie zagrał tylko w tym ostatnim, bo musiał pauzować za kartki. Jego drużyna uciekła z dolnej części tabeli i wskoczyła na czwarte miejsce, które daje baraże o Premier League.
Bednarek poprawił ten element, który kulał u niego za czasów Sousy, czyli grę w wysoko ustawionej linii obrony. Tak właśnie gra Southampton. Ma niezwykle wysoką celność podań, bo wynosi ona ponad 95 procent, co plasuje go w czołówce wszystkich piłkarzy w Championship. Często to on rozpoczyna ataki swojej drużyny. W dodatku stosunkowo rzadko fauluje.
Dlatego też brak powołania na ostatnie zgrupowanie wstrząsnął Bednarkiem, o czym ten mówi zresztą bez owijania w bawełnę. – Trener do mnie zadzwonił i odbyliśmy rozmowę. Dla mnie to było proste – zrozumiałem, że muszę ciężej pracować. Był ból, smutek i rozczarowanie, ale myślę, że to wtedy poczułby każdy ambitny człowiek. Zrobiłem rachunek sumienia i dalej ciężko pracowałem – powiedział piłkarz na konferencji prasowej przed meczem z Czechami. Być może 27-latek właśnie czegoś takiego potrzebował. Zimnego prysznica.
Jesteśmy obecnie w najgorszym momencie dla polskiej reprezentacji prawdopodobnie od dekady. Od 10 lat, czyli zatrudnienia Adama Nawałki przez Zbigniewa Bońka na stanowisku selekcjonera, tak źle jeszcze nie było. Możemy więc mówić o zmianie pokoleniowej, odstawianiu doświadczonych zawodników, jak chociażby Krychowiak, czyli takich którzy są już bliżej końca kariery niż dalej. Ale Jan Bednarek ma dopiero 27 lat, więc najlepsze może być jeszcze przed nim (choć nie musi!). Byle kto nie rozgrywa 154 meczów w Premier League, czyli najlepszej lidze na świecie. Może i wielokrotnie się już w biało-czerwonych barwach skompromitował, może już wiemy, że liderem i następcą Glika nigdy nie będzie, ale wciąż może być wartością dodaną dla kadry.
A przynajmniej pozostaje nam w to wierzyć.
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
- Rok w kryzysie. Czas przywyknąć do słabszej wersji Lewandowskiego? [ANALIZA]
- Dlaczego Bułka czy Grabara nie mogą rywalizować z Drągowskim na uczciwych zasadach?
- Co po Szczęsnym? Jak dochodziło do zmian na bramce w kadrze
- Był Batory, jest Pa-wall. Bochniewicz puka do reprezentacji Polski
- Salwin: Do roli lidera i kapitana trzeba innego zestawu cech, niż posiada Lewandowski
Fot. Newspix