– Presja to nieodłączna część naszego życia, niezależnie od tego, jaką ścieżką zawodową podążamy. Nawet ci, którzy odnoszą spektakularne sukcesy na światowej arenie, mogą doświadczyć dużej presji, gdy stają przed lokalnymi wyzwaniami. Myślę, że nie należy porównywać presji między różnymi zawodami, takie licytowanie jest niepotrzebne, ponieważ każdy z nas doświadcza jej w indywidualny sposób. Natomiast to, o czym powinno się więcej mówić, to jak sobie z nią radzić – mówi Karolina Woźniczka, psycholog sportu z doświadczeniem w piłce nożnej, wprowadzając nas do tematu problemów mentalnych sportowców. Gdy jakiejś drużynie nie idzie, w eter rzuca się stały zestaw opinii: złe przygotowanie fizyczne, słaba atmosfera, przeciętni piłkarze, wątpliwy warsztat pierwszego trenera i… krucha mentalność. Dziś, w odniesieniu do najnowszych poczynań reprezentacji Polski, po wielokroć wyróżnia się ostatnią kwestię.
Prawdopodobnie słusznie, zresztą do stwierdzenia niektórych faktów nie trzeba przecież wejścia do szatni. Ale żeby odpowiednio zrozumieć pewne zjawiska natury psychicznej, nieodzowni mogą okazać się specjaliści. Dlatego też popytaliśmy psychologów sportu o szeroko pojęty temat przygotowania mentalnego: grupowego i indywidualnego, na przykładzie sportowców.
Salwin: Do roli lidera i kapitana trzeba innego zestawu cech, niż posiada Lewandowski
Nawet jeśli kogoś nie interesują losy reprezentacji Polski, warto wysłuchać ludzi, którzy pracują nad zdrowiem psychicznym. Choćby dla zwiększenia własnej świadomości i poszerzenia podstawowej wiedzy o psychologii, która w naszym społeczeństwie – powiedzmy sobie wprost – wciąż stoi na niskim poziomie.
–
Presja
Piłka nożna pełna jest pustych frazesów, które bezmyślnie odhacza się przy odpowiedniej okazji. I o ile część z nich można jakoś przeboleć i uznać za nieodłączną część tego świata, o tyle są takie, przy których można mieć poważne wątpliwości. – Presję mają ludzie z chorymi dziećmi, pielęgniarka na onkologii i bezrobotni – powiedział kiedyś Mateusz Borek, który tymi słowami stworzył swego rodzaju trend na podważanie presji odczuwanej przez piłkarzy. Oczywiście duża część kibicowskiego gremium wyparła ten populizm, mając w świadomości fakt, że sportowiec to człowiek jak każdy inny. Może mieć inne bodźce i średnio niebotycznie większe zarobki od przeciętnego zjadacza chleba, ale przyjmowanie i wyrażanie emocji, procesy zachodzące w mózgu czy problemy natury mentalnej to już przecież ta sama para kaloszy.
– Presja to nieodłączna część naszego życia, niezależnie od tego, jaką ścieżką zawodową podążamy. Nawet ci, którzy odnoszą spektakularne sukcesy na światowej arenie, mogą doświadczyć dużej presji, gdy stają przed lokalnymi wyzwaniami. Myślę, że nie należy porównywać presji między różnymi zawodami, takie licytowanie jest niepotrzebne, ponieważ każdy z nas doświadcza jej w indywidualny sposób. Natomiast to, o czym powinno się więcej mówić, to jak sobie z nią radzić – podkreśla Karolina Woźniczka, psycholog sportu z doświadczeniem pracy w klubach pierwszoligowych czy sportach zimowych.
Podobne zdanie na ten temat mają inni psychologowie sportu, którzy mieli okazję pracować nie tylko przy piłkarzach, ale też przy innych dyscyplinach, także indywidualnych. Paweł Habrat, mający w CV współpracę m.in. z klubami Ekstraklasy i różnymi reprezentacjami Polski, choćby piłkarską na EURO 2012, mówi: – Nikomu nie odbierałbym prawa do czucia presji. Bardzo często odczuwają ją osoby ambitne. Mylimy czasami pojęcia dyskomfortu wywołanego oczekiwaniami z presją wywołaną przez jakąś sytuację. To są dwie różne rzeczy, na które trzeba patrzeć zdecydowanie szerzej. Ja, jako psycholog, muszę rozumieć ludzi, którzy mówią o presji. Inna kwestia jest taka, że oprócz oczekiwań wewnętrznych są jeszcze oczekiwania kibiców i mediów. Tu przydaje się nurt poznawczo-behawioralny, który stosuję. Wiem dobrze, że myśli, które przebiegają przez głowę, wpływają na emocje, z jakimi zawodnik wchodzi na boisko. Z kolei emocje bezpośrednio przekładają się na naszą fizjologię, a fizjologia na nasze zachowanie.
Jeśli ktoś wychodzi z obawą, że przegra mecz i będzie źle oceniony, niewiele dadzą słowa „nie przejmuj się, to przecież nic takiego”. A jeśli dochodzą wysokie oczekiwania własne, może być jeszcze trudniej, kiedy pojawiają się błędy, a wraz z nimi myśl „jednak nie dam rady”. Wtedy odzywa się fizjologia, czyli np. napięcie mięśniowe i tym samym sztywne nogi oraz gorsza technika użytkowa. Taki proces często zachodzi choćby podczas wykonywania rzutów karnych. Osoby postronne zadają pytanie, jak ktoś mógł nie trafić, skoro na pewno ćwiczy ten element na treningach. A pod kątem uzasadnienia psychologicznego nie jest to przecież trudne do zrozumienia. Ja działam po drugiej stronie: nie oceniam, tylko wspieram.
Joanna Kotek, psycholog sportu mający na koncie pracę z różnymi akademiami piłki nożnej, piłkarkami ręcznymi czy uczelniami sportowymi: – Wiele osób, nie będąc profesjonalnymi sportowcami, nie jest w stanie sobie wyobrazić, jak to wygląda od drugiej strony. W tym momencie dużą rolę odgrywa bezpośredniość kontaktu. Sportowcy posiadają media społecznościowe, są tam aktywni. Czasami to jest nawet wymóg klubu, sponsorów czy menedżera. To daje taką możliwość, żeby wylać swoją frustrację i napisać negatywną wiadomość do konkretnego zawodnika. Może mi się wydawać, że jestem jedyna, ale jak kilkadziesiąt osób powie coś podobnego, wydźwięk jest inny. A jak to idzie w setkach czy tysiącach, oczywiście jest jeszcze inaczej. Przez tę bliskość z mediami społecznościowymi, zdjęciami i wypowiedziami zawodników, kibicom często wydaje się, że wiedzą więcej, niż wiedzą naprawdę. Tworzy się iluzja, a przez nią łatwość w osądach, które są nieprecyzyjne. Jeżeli zawodnik sam obsługuje swoje konto, przytłaczająca może być skala, jaką zobaczy. Nawet nie chodzi o konkretne słowa, tylko liczbę głosów.
Strach
Presja to rzecz, która musi być przez coś wywoływana. Mówi się, że emocją, którą wpędza nas w złe uliczki, jest strach. Akurat w przypadku piłkarzy on może wynikać z prostych w wąskiej, acz kluczowych sytuacji w szerszej perspektywie. Można obawiać się popełnienia błędu i jego konsekwencji: gwizdów na trybunach czy – nawet gorszych w sile rażenia – setek negatywnych komentarzy w mediach społecznościowych. Owszem, to normalne. Nie usuniemy tego, że za złe podanie ktoś daje komuś, mówiąc kolokwialnie, zjebkę. Ale tak samo normalny jest również fakt, że nie każdy jest na taką reakcję wystarczająco odporny.
Ba, bardzo niewielka grupa zawodników potrafi przyznać publicznie, że cała ta „sekwencja strachu” źle na nich wpływa. Natomiast zewnętrzni obserwatorzy, czyli przede wszystkim kibice i dziennikarze, zazwyczaj żyją w przekonaniu, że każdy gość biegający po murawie za grube pieniądze to twardy chłop, po którym powinno spływać wszystko. A to, oczywiście, bujda.
Co z takim fantem zrobić? Jak radzić sobie z konsekwencjami strachu? Karolina Woźniczka sugeruje, że warto się otwierać i mówić o takich słabościach, a następnie po prostu je przepracować. Dzięki temu inni członkowie zespołu wiedzą, co może się wydarzyć i jak wtedy zareagować: – W sporcie rzadko kto otwarcie rozmawia o strachu przed błędami i oceną publiczności. Warto jednak tworzyć atmosferę, w której zawodnicy mogą bez obaw dzielić się swoimi obawami nawet w obecności trenera. Rozmowa taka pomaga w rozumieniu się, budowaniu relacji, wyciąganiu wniosków i troszkę znosi napięcie. Co więcej, jeśli będę nadmiernie rozmyślać o jakimś błędzie, mogę wpaść w spiralę niepotrzebnego zmartwienia, a wtedy ryzykuję utratą poczucia sprawczości. Natomiast, gdy skieruję swoją uwagę na to, co mogę zrobić lepiej, zaczynam kontrolować sytuację i wprowadzać pomocne nawyki, własną rutynę. Wtedy też łatwiej stawić czoła presji. Nie złapie nas wówczas znienacka, bo dokładnie znamy jej źródło, znamy sposoby radzenia sobie, więc jesteśmy na nią przygotowani. Myślę też, że mówienie o stresie i emocjach pomaga zrozumieć, że są one naturalnymi zjawiskami, z którymi wszyscy się mierzymy.
Joanna Kotek dodaje: – Często tak jest, że ktoś za bardzo myśli, co by było, gdyby. To jednak mechanizm całkowicie naturalny. Ludzki mózg jest tak skonstruowany, żeby pomagać nam w unikaniu błędów. Jeżeli już kiedyś doświadczyliśmy reakcji otoczenia na nasz błąd, następnym razem dużo łatwiej zachować ostrożność, nawet podświadomie.
Czy w takim razie lepiej mają ci, którzy niczym się nie przejmują, nie analizują, są mniej wrażliwi czy mniej inteligentni? Paweł Habrat nie daje jednoznacznej odpowiedzi: – Nasze osobowości składają się z temperamentu i charakteru. O ile charakter kształtuje się przez wpływ środowiska i życiowe doświadczenia, o tyle temperamentu nie zmienimy. Słuszny jest wniosek, że osoby bardziej inteligentne, bardziej wrażliwe emocjonalnie i ambitne na pewnym etapie mogą napotkać większe trudności. Z drugiej strony mamy osoby, które nie kalkulują i nie wybiegają za bardzo w przyszłość, nie myślą o konsekwencjach. Ktoś taki w założeniu może być mniej podatny na presję, ale też w jakimś momencie może napotkać ścianę. To skomplikowana sprawa, nie można takiej podatności na presję grupować, choć na pewno są ludzie mniej i bardziej podatni z różnych, niekoniecznie symetrycznych względów. Dlatego też często zawodników do zespołu dobiera się charakterologicznie i dlatego też to tak trudne. Wiem, że trenerzy cenią sobie sportowców, którzy w danej grupie potrafią być liderami potrafiącymi regulować emocje innych. Rzadko zwraca się na to uwagę, ale w zespołach bardzo istotne są jednostki rozładowujące napięcie.
Psycholog strażak
Napięcie i zespół. Dwa słowa, które w połączeniu dają mieszankę kojarzącą się z reprezentacją Polski. Nie trzeba być asem dedukcji, żeby stwierdzić, że już w czasie mundialu w Katarze zaczęliśmy zmierzać w złym kierunku jako drużyna poza boiskiem. Zaczęły tworzyć się większe podziały (większe, bo takowe zawsze są), konflikty i wątpliwości – wiadomo, po jakich aferach. Nie powiemy, że wewnątrz kadry wybuchła bomba, ale relacje między zawodnikami na pewno spadły do poziomu dalekiego od ideału. A gdy nie ma scalonego zespołu, gasną indywidualności i zaczynamy mówić nie tylko o jakości sportowej, ale też mentalnej.
„Potrzebny im psycholog!” krzyczy w Internecie jeden czy drugi. No i właśnie – czy takie gaszenie pożarów w czasie rzeczywistym ma sens? Czy może lepiej postawić na prewencję i zminimalizować ryzyko pojawienia się problemu już wcześniej?
Paweł Habrat: – W naszym środowisku często mówimy, że psycholog-strażak nie jest dobrym rozwiązaniem. Preferowanym modelem jest praca od samego początku budowania zespołu. Wtedy można spokojnie obserwować, co dzieje się z zawodnikami w konkretnych sytuacjach. Chodzi nie tylko o komfort, ale też skuteczność monitorowania zjawisk i wyciągania wniosków. Sam podejmowałem się pracy w trudnych sytuacjach i nie raz zastanawiałem się, co by było, gdybym funkcjonował przy zespole znacznie wcześniej. Sęk w tym, że jako psychologowie jeszcze za często kojarzymy się z rozwiązywaniem problemów, a nie optymalizacją. Nasza praca tak naprawdę dzieli się na dwa segmenty. Jednym jest normalizacja – to powrót z zawodnikiem do poziomu optymalnego względem obecnego problemu. A drugim właśnie optymalizacja, kiedy zawodnik funkcjonuje dobrze, ale wspólnie zastanawiamy się, co można zrobić lepiej: koncentrować się, kontrolować emocje, być bardziej pewnym siebie czy inaczej reagować na błędy. Ludzie wciąż patrzą na nas stereotypowo. Jak jest psycholog, to znaczy, że jest problem. A jak nie ma już problemu, to psycholog jest niepotrzebny. To oczywiście teza nieprawdziwa.
Karolina Woźniczka dodaje: – Świadomy zawodnik rozwija się na wszystkich czterech płaszczyznach: technicznej, taktycznej, motorycznej i mentalnej. Taki zawodnik zdaje sobie sprawę, że praca nad aspektem mentalnym to nie tylko rozwiązanie problemu, lecz zwiększanie swojego potencjału i poszerzanie możliwości. Dzięki treningowi poznawczemu psychologia sportu działa niczym fitness dla mózgu. Wspiera rozwój naszego myślenia, poprawiając koncentrację, elastyczność i szybkość przetwarzania informacji. A to nie wszystko. Umiejętność kontrolowania własnych emocji, świadome reagowanie na stres i skupianie uwagi na aktualnym zadaniu są kluczowe, aby sportowiec mógł pokazać swoje umiejętności w decydujących momentach. Czyli jak widzimy, psychologia sportu to nie tylko narzędzie do radzenia sobie z trudnościami, ale także fantastyczna okazja do rozwijania swojego potencjału.
Chociaż potrafimy radzić sobie z wyzwaniami psychicznymi samodzielnie, skorzystanie z pomocy specjalisty może się okazać przydatne. Ta możliwość nie ogranicza się wyłącznie do sportowców. Porównując to do działań prewencyjnych przed kontuzjami w sporcie, praca nad psychiką pozwala nam także przewidzieć i złagodzić pewne trudności, zanim staną się poważniejszym problemem.
Praca z grupą
Załóżmy, że do zespołu trafia psycholog sportu. Nie w momencie kryzysowym, a w chwili względnie spokojnej, kiedy akurat można popracować nad elementem bardziej perspektywicznym. Oczywiście nie jest to standard, co i tak byłoby dużym niedopowiedzeniem. To funkcja – w klubach czy reprezentacjach – stosunkowo rzadko obsadzana. Nasi rozmówcy zaznaczają, że pojęcie o pomocy, jaką realnie może przynieść psycholog, wciąż jest za małe, nawet mimo pozytywnych zmian. Ale jeśli taki fachowiec już jest zatrudniany, a wyobrażamy sobie teraz, że mowa o reprezentacji Polski, co dalej? Nad czym konkretnie można pracować z grupą? Jakie cele wyznaczać, co można osiągnąć i jakiego odzewu się spodziewać?
Joanna Kotek odpowiada: – Psychologowie mają różne preferencje. Ja na przykład wolę pracować z grupą, choć sportowcy, którzy działają indywidualnie, często są częścią jakiejś drużyny. Mają wokół siebie sztab albo kolegów, a dobrym tego przykładem są choćby skoki narciarskie, w których też pojawiają się oddziaływania między zawodnikami. Jeśli mowa o pracy przy sporcie zespołowym, trzeba podzielić ją na dwa rodzaje: praca indywidualna z konkretnym zawodnikiem, który ma np. problemy z pewnością siebie, stresem lub koncentracją. I praca grupowa, w której najlepiej sprawdzają się zajęcia warsztatowe dla wszystkich. Są takie tematy, jak choćby komunikacja w zespole, której nie da się przerobić indywidualnie. Można też poruszać tematy bardziej indywidualne na łamach grupy, bo wielką siłą zespołu może okazać się wiedza, czego i kto w danym momencie potrzebuje. Wtedy łatwiej sobie pomóc już na boisku. Taki tenisista jest na korcie sam i nie ma możliwości, żeby ktoś pomógł mu w trakcie meczu. Piłkarz, siatkarz czy koszykarz to inna bajka. Gdy partner z drużyny wie, że ktoś się stresuje, bo wcześniej rozmawiano o tym w grupie, jest w stanie odpowiednio zareagować. Zapomina się o tym, a to ogromna siła w sportach zespołowych. To wymaga jednak otwartości i świadomości. Często zgadywanie lub sugerowanie się tym, co dla mnie byłoby najlepsze, może być z kolei najgorsze dla kolegi z zespołu.
Swoimi spostrzeżeniami podzieliła się także Karolina Woźniczka: – W trakcie pracy z zespołem zwracam uwagę na równoczesną pracę indywidualną i grupową. Presja jest bardzo indywidualną kwestią, jednak w kontekście grupy kładziemy akcent na wzajemne wspieranie się. Czasem zdarza się, że sportowcy mają obawy związane z tym, co myślą o nich koledzy z zespołu, jak zareaguje trener, czy uda im się utrzymać miejsce w składzie. W takich momentach wsparcie ze strony zespołu okazuje się bezcenne. Kiedy celowo – podkreślam: z pełną świadomością – korzystamy z siły drużyny, każdy zyskuje indywidualnie. Dlatego warto skorzystać z różnych form wsparcia, takich jak warsztaty czy spotkania z psychologiem, treningi mentalne. Edukacja w tej dziedzinie i słuchanie specjalistów pomaga nam zrozumieć, jak skutecznie wspierać nie tylko siebie, ale także ludzi wokół nas.
Psychologowie chętnie mówią o potencjalnych efektach swojej pracy, oczywiście uwarunkowanych zaangażowaniem podopiecznych, które może być różne. Ale jako że nie mówimy o rzeczy, której progres widać w tabelkach, sztaby szkoleniowe mogą wątpić w sens dodatkowej, trudniej mierzalnej formy pomocy. Podobno jednak nie jest tak źle. Zdaniem Karoliny Woźniczki z biegiem lat ze świadomością na ten temat jest coraz lepiej: – Świadomość potrzeby psychologa w sporcie zdecydowanie rośnie, coraz więcej osób zauważa korzyści płynące z takiej formy wsparcia. Zauważam, że zarówno sztaby sportowe, jak i sami zawodnicy coraz chętniej sięgają po pomoc psychologów, zdając sobie sprawę, jak pozytywnie wpływa to na ich osiągnięcia. Warto podkreślić, że gotowość i chęć do takiej pracy są kluczem. To właśnie taki zawodnik może odkryć drogę do nowych możliwości, otworzyć przed sobą drzwi do osiągnięcia jeszcze większych sukcesów.
Okej, ale trener mógłby uznać, że nie potrzebuje psychologa sportu, bo wierzy w naprawę poszczególnych relacji w naturalny sposób i finalnie samoistne scalenie grupy. Może jednak warto takie procesy grupowe zostawiać samym sobie, nie ingerować w nie poprzez osobę z zewnątrz? Joanna Kotek twierdzi, że problemy natury mentalnej do rozwiązania jak najbardziej można zostawić zawodnikom, ale z zastrzeżeniem, że to podejście ma pewne wady: – Na początku pracy z psychologiem zawsze ustala się pewne cele. Jednym z założeń może być poprawa komunikacji w grupie albo współpracy. To nigdy nie jest na poziomie jakiejś manipulacji i wpływania na grupę za kulisami. Jeżeli na coś się umawiamy, po prostu prowadzimy konkretne zajęcia. Oczywiście można to zostawić zawodnikom i obserwować procesy z boku, bo nie zawsze musi za to odpowiadać psycholog. Natomiast jeśli podejdziemy do tego na zasadzie „zobaczymy, wyjdzie jak wyjdzie”, pojawi się pytanie, na ile to jest robione świadomie, a przecież o świadomość tutaj chodzi. Trudniej coś takiego skontrolować i wyciągać pełne wnioski, a potem powtarzać w razie potrzeby.
Pewność siebie
Kręcimy się wokół kwestii mentalnych, więc trudno nie zatrzymać się chociaż na chwilę przy temacie pewności siebie. To cecha konieczna do odnoszenia sukcesów w sporcie i nie tylko, ale nie każdy posiada ją w takich samych proporcjach. Jedni są mniej pewni, drudzy bardziej – niby banał, ale potrzebujemy tej prostej skali. Łatwo i niesłusznie bowiem posądzić kogoś o arogancję, która paradoksalnie bywa zasłoną dla braku pewności siebie i skrywanych kompleksów. Gdyby spojrzeć na polskie społeczeństwo, czasami można odnieść wrażenie, że mamy z tymi rzeczami problem. To znaczy: brakuje nam odwagi (nie mylić z brawurą) i zamiast podejmować próby, poddajemy się, narzekamy, krytykujemy. Oczywiście pod presją innych, niejako wtapiając się w tłum.
Akurat w przypadku piłkarzy nie jest trudno znaleźć przypadki, kiedy ktoś otwarcie mówi o zatraceniu pewności siebie. Można przywołać choćby przykład Dawida Kownackiego, który swego czasu przyznał w jednym z wywiadów, jak w procesie szkolenia w Polsce stracił na odwadze w swojej grze. To powszechny problem, co uświadamiają wszystkie historie o hamowaniu ryzykownych decyzji na boisku przez trenerów zebrane do kupy. Nadal słyszy się o tym wszędzie, na różnych szczeblach, choć postęp względem wielu lat wstecz na pewno jest zauważalny. Tylko że, gdy porównujemy się na przykład do reprezentacji pokroju Hiszpanii czy Brazylii, wciąż widać przepaść. I nie chodzi o same umiejętności użytkowe, ale właśnie o pewność siebie, której obecność lub brak decyduje, czy ktoś eksponuje atuty, czy je chowa.
Patrząc na reprezentację Polski, raczej niewielu piłkarzy z orzełkiem na piersi potrafi przenieść na murawę wszystko, co tak naprawdę potrafi. Owszem, dochodzi tutaj więcej zmiennych, ale chyba nikt nie powie, że pewność siebie ma marginalny udział. Wobec tego zapytaliśmy psychologów, czy na przykładzie mentalności sportowców z najbardziej eksponowanej dyscypliny w Europie można tworzyć konkluzje o pewnego rodzaju wycinku szerszej rzeczywistości. Może coś w tym jest, że w porównaniu do innych krajów trudniej nam budować pewność siebie przez głęboko zakorzenione względy historyczne i kulturowe? I gdyby było trochę inaczej, na szczyt może wybijałoby się więcej utalentowanych jednostek?
Paweł Habrat: – Szkoleniowcy z zagranicy bardzo często dzielą się przemyśleniami, że w Polsce jest problem z budową pewności siebie. U nas ciągle niestety panuje przekonanie, że zawodnik nie może być zbyt pewny siebie. Mylimy to jednak z arogancją i fałszywą pewnością siebie. Oczywiście żadna skrajność nie jest dobra. Warto budować pewność siebie na faktach i szukać złotego środka, wzmacniając w sobie elementy, na których nam zależy. Widać tutaj różnicę między starszym a młodszym pokoleniem. Kiedyś prędzej wytykało się błędy, mało kto chwalił. Miałem wrażenie, że później w pewnym momencie to się odwróciło. Dopiero w obecnych czasach to się bilansuje: pokazywane są zawodnikom dobre i złe zagrania, co można zawdzięczać lepszej świadomości. I dobrze, bo skrajności źle wpływają na rozwój, choć nadal jeszcze wiele czasu musi minąć, zanim ludzie odpowiednio wyważą podejście do spraw mentalnych.
Z kolei Joanna Kotek podkreśla, że przy takiej formie porównywania łatwo stworzyć zakrzywiony, nieprecyzyjny obraz: – Po pierwsze, wszystkie badania i porównania dotyczą średniej statystycznej. W każdym kraju znajdą się super pewni siebie i mało pewni siebie ludzie. Ci pierwsi mogą być bardziej widoczni. I jeżeli widzimy jakiegoś piłkarza z Hiszpanii, możemy mieć zakrzywiony obraz, bo znamy mniej Hiszpanów, będąc w Polsce. Zakrzywiony, bo widzimy tylko małą, zupełnie obcą nam grupę ludzi, która nie jest rzetelną podstawą do wyciągania wniosków i oceniania pozostałej części społeczeństwa. Kolejna sprawa: z pewnością istnieją różnice uwarunkowane różnicami w historii danego kraju. Historycznie i kulturowo różne kraje mogą mieć różne podejścia do pewnych spraw, bo wypracowały sobie wcześniej takie a nie inne sposoby pokonywania problemów. Gdy porównuje się dwie kultury, czasami może być tak, że zachowanie, które z naszej perspektywy uznaje się za oznakę dużej pewności siebie, gdzieś indziej w ogóle może nie mieć takiego powiązania albo jest traktowane jako średnia statystyczna. I jeszcze jedna kwestia: kultura związana z konkretną dyscypliną sportu, czyli tym, w jakim stopniu i gdzie jest rozwinięta. Jeżeli porównujemy się do kraju, gdzie np. szkolenie piłkarzy czy trening mentalny stoi na zupełnie innym poziomie, naturalne będą różnice u podstaw.
Pierwszy cios i leżymy na deskach. Polacy od lat nie potrafią odwracać losów spotkań [ANALIZA]
Problem reprezentacji
Nieważne, jak mocno wchodzilibyśmy w szczegóły, dzisiaj już każdy może stwierdzić i się nie pomylić, że polską kadrę ogranicza coś innego niż deficyt jakości sportowej. Uśredniając poziom najlepszej jedenastki, mamy naprawdę dobrą reprezentację. Nikt nam nie wmówi, że powinno się drastycznie obniżyć oczekiwania. Nie, kiedy widzimy gorszych lub podobnych do siebie, a mimo to potrafiących wyciągać spotkania na swoją korzyść tak jak choćby Mołdawia. Dla takich drużyn to jednak pojedyncze momenty chwały, natomiast dla nas to powinien być standard w każdym spotkaniu.
Trudno powiedzieć, czy ten problem mentalny uda się rozwiązać przed EURO 2024, o ile w ogóle na nie pojedziemy. Jeśli nie, nie zmieni to nic w kontekście procesu, jaki musi zajść w reprezentacji Polski. Piłkarze, bez podziału na wiek i doświadczenie w kadrze, zdradzają zwykłą mową ciała, że nie chcą za siebie umierać. A jeśli tego nie ma i atmosfera kuleje, trzeba szukać rozwiązań. Może okaże się nim Michał Probierz, może nowy lider w zespole, a może w pewnym momencie ktoś stwierdzi, że do szatni warto wpuścić psychologa sportu. Tak czy siak, na gruncie psychologicznym mocarzami nie jesteśmy, a żeby to zmienić, potrzebna jest większa dawka czasu.
Niewykluczone, że nawet kosztem awansu i większej transformacji kadry w międzyczasie. Byle nad tym pracować: nad relacjami międzyludzkimi w grupie, odpornością na presję i pewnością siebie całej drużyny. – W psychologii zdecydowana większość rzeczy jest jakąś kombinacją. Jest bardzo mało albo nie ma w ogóle takich sytuacji, gdy coś jest w 100% uwarunkowane genetycznie. I prawie że nie ma też takich rzeczy w psychice, które są w 100% do wyćwiczenia. Te procenty są różne w zależności od tego, o jakim aspekcie mówimy. Zawsze jednak zachodzi interakcja między genetyką, środowiskiem i naszymi świadomymi działaniami. Praktycznie nie ma takiego elementu w psychologii sportu, którego nie dałoby się poprawić – podsumowuje Joanna Kotek, podsuwając ideę, że zawsze warto pracować nad swoją mentalnością.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Rok w kryzysie. Czas przywyknąć do słabszej wersji Lewandowskiego? [ANALIZA]
- Dlaczego Bułka czy Grabara nie mogą rywalizować z Drągowskim na uczciwych zasadach?
- Wraca Bednarek, wyleciał Milik. Co kombinuje Michał Probierz?
- Stracone pokolenie. Dlaczego tak trudno o nowy kręgosłup reprezentacji
- Cukrzyca, śmierć ojca i mentalność lidera. Czy Patryk Peda to przyszłość reprezentacji Polski?
Fot. Newspix/FotoPyk