Jest obecnie jedynym kierowcą Formuły 1 pochodzącym z Japonii. Możliwość ścigania się w królowej motorsportu zawdzięcza między innymi Franzowi Tostowi. Zresztą z wieloletnim szefem Scuderia AlphaTauri, który wkrótce przejdzie na emeryturę, wciąż ma świetną relację. Przebywając w fabryce włoskiego zespołu w Faenzie, wraz z grupą polskich dziennikarzy spotkaliśmy się z Yukim Tsunodą. Japończyk zdradził, jak zmiany w bolidzie Scuderia AlphaTauri wpłynęły na wyniki, a także opisał różnice we współpracy z poszczególnymi kierowcami teamu. Tsunoda opowiedział też o najtrudniejszym momencie sezonu, którym było Grand Prix Meksyku: – Biorąc pod uwagę moje tempo, mieliśmy nawet potencjał nawet na to, by ukończyć wyścig na piątym miejscu. Zepsułem swój indywidualny występ, ale też wynik całego zespołu.
Jak czujesz się po tym, jak zapunktowałeś w Grand Prix Brazylii? Twoje szóste miejsce w sprincie to najlepszy rezultat Scuderia AlphaTauri w sezonie.
YUKI TSUNODA: Byliśmy tam dobrze przygotowani, więc poradziliśmy sobie naprawdę nieźle. Oczywiście sam wyścig także wyszedł nam bardzo dobrze, chociaż cały weekend w naszym wykonaniu był nieco nierówny. W piątkowych kwalifikacjach zmagaliśmy się z wieloma problemami, co poskutkowało 16. i 17. miejscem naszych bolidów. Ale w tym samym czasie zarówno ja, jak i Daniel Ricciardo wzięliśmy głęboki wdech i musieliśmy w pełni zmaksymalizować możliwości, które pokazywał ten samochód. Kilka rzeczy nam zagrało i to przełożyło się na dobry wynik.
Zmiany się opłacały i po piątkowej frustracji, sobota była naprawdę dobra. Szóste miejsce w sprincie kwalifikacyjnym to moja najwyższa pozycja w karierze F1. Miałem naprawdę dobre tempo i ukończyłem rywalizację za piątką kierowców z wielkich zespołów, co sprawiło mi ogromną radość. To była fajna sobota. Teraz musimy zbierać punkty, by zmniejszyć różnicę do Williamsa. A to naprawdę dobra motywacja.
Podczas samego wyścigu dobrze wystartowałem, ale już na pierwszym zakręcie doszło do sporej kolizji. Na szczęście byłem w stanie wyjść z niej bez uszkodzeń, które dotknęły kilka innych samochodów. Cały czas balansowałem w okolicach dziesiątego miejsca. Miałem też parę drobniejszych problemów, a raz popełniłem spory błąd. Ale poradziłem sobie na tyle, że dojechałem do mety na punktowanej pozycji. Więc ogólnie było nieźle, bo w weekend zgromadziłem dużo punktów. Teraz do Williamsa tracimy ich tylko siedem. Przed dwoma ostatnimi wyścigami to naprawdę dobra sytuacja.
Czy zmienicie coś jeszcze przed ostatnimi dwoma rundami Grand Prix w walce o siódme miejsce w klasyfikacji konstruktorów? Czy przez to bardziej poważnie podchodzisz do rywalizacji?
Zawsze poważnie podchodzę do wyścigów. Tak naprawdę moje przygotowanie bardzo się nie zmieni. Kluczem jest zdobywanie jak największej liczby punktów. Zespoły od dziesiątego do siódmego miejsca są bardzo blisko siebie. Chcę zdobywać tyle punktów, ile tylko będę w stanie. Czuję też, że nasz bolid stawał się coraz lepszy na przestrzeni sezonu. Widzę, że nasze tempo w wyścigach jest bliskie miejsca w dziesiątce. To także motywuje mnie samego do ciężkiej pracy i tego bym w każdym wyścigu dawał z siebie wszystko. W kwestii przygotowań, Grand Prix Brazylii nie różniło się bardzo od moich pozostałych startów w tym sezonie. Oczywiście, przez rozwój bolidu sam czuję się bardziej odpowiedzialny za wynik. Pod koniec sezonu zmagasz się z większą presją, bo zostaje ci tylko kilka okazji, by podnieść swoją pozycję. Może tylko to stanowi różnicę, ale inne rzeczy – już niekoniecznie.
Co jako zespół musicie zrobić, by zdobyć wspomniane siódme miejsce?
Przede wszystkim zdobywać punkty. Wciąż tracimy ich siedem, więc awansować w tabeli nie będzie łatwo. Już w następny weekend w Stanach Zjednoczonych musimy zmaksymalizować na to swoje szanse. To nie taka prosta sprawa, kończyć zawody w pierwszej dziesiątce, ale wszystko się jeszcze może zdarzyć – widzieliśmy to w Brazylii. Zwłaszcza, że nasz samochód jest naprawdę dobry. To daje nam dodatkową pewność siebie. Punktowaliśmy w każdym z ostatnich trzech wyścigów. Mamy dobry moment.
Co sądzisz o sprintach kwalifikacyjnych? Niektórzy kierowcy i kibice za nimi nie przepadają.
Ostatni z nich bardzo mi się udał, więc go uwielbiam. (śmiech) Ja bardzo je lubię, chociaż bardziej na początku sezonu, ale dwie sesje kwalifikacyjne podczas weekendu są niesamowite. Podczas kwalifikacji czujesz najlepsze przygotowanie samochodu, najlepszą przyczepność opon – to esencja Formuły 1. Zawsze cieszę się na myśl o kwalifikacjach. Liczy się w nich każda sesja, co dostarcza więcej wrażeń. Jednak te formie sprintów też są okej.
Czy możesz zdradzić nam w jakim stopniu i których elementach bolid Scuderia AlphaTauri zmienił się na przestrzeni sezonu? Która zmiana była twoim zdaniem najistotniejsza?
Mówiąc szczerze, trudno powiedzieć jakie są różnice pomiędzy obecną, a pierwszą wersją bolidu, ponieważ każdy tor jest inny. Ma odmienną charakterystykę zakrętów czy przyczepność. Ale jako kierowca odczuwam, że teraz samochód posiada większy balans, zwłaszcza przy wolnych zakrętach. Poprawiliśmy także stabilność i przyczepność na tylnych oponach, co pozwala osiągać większe prędkości. Zmiany pozwalają także bardziej korzystać z docisku bolidu, przez co mamy większą prędkość przy dojeździe do zakrętu. Różnice wystąpiły zwłaszcza po Grand Prix Singapuru, kiedy zrobiliśmy prawdziwy krok naprzód w kwestii przygotowania. Wtedy poczuliśmy, że jesteśmy zdolni do tego, by z naszymi ulepszeniami być blisko stawki.
W tym sezonie w bolidach Scuderia AlphaTauri jeździłeś z trzema kierowcami. Co możesz o nich powiedzieć? Jakie zauważyłeś różnice we współpracy z każdym z nich?
Zacząłem z Nyckiem de Vriesem. W porównaniu do mnie, był zupełnie inną osobą, jeżeli chodzi o sposób przygotowania do wyścigu. W samym bolidzie nasze odczucia były dość podobne, ale jego uwagi były bardzo bezpośrednie. Nie wiem jak do końca to określić, ale… on jest bardziej japoński ode mnie. Ja w ogóle nie zachowuję się jak Japończyk. Nyck za to jest bardzo zorganizowany i bezpośredni, a jego sposób feedbacku różnił się od mojego. Przekazywał bardzo jasne i specyficzne wskazówki. Do czasu współpracy z nim nie spotkałem się z kierowcą który przekazuje uwagi w ten sposób. Właśnie pod względem informacji zwrotnych sporo się od niego nauczyłem.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Mówiąc szczerze, on jest znacznie szybszy, niż wydaje się to ludziom. Trudno osądzać go na podstawie tak małej liczby startów. Zwłaszcza, że na początku sezonu nasz wóz nie był optymalnie przygotowany, stąd nie osiągaliśmy spektakularnych rezultatów. Ale wyglądało na to, że Nyck poprawia się z wyścigu na wyścig. Ten gość został mistrzem świata w formule E i kilku innych kategoriach. Poza tym jest fajnym człowiekiem. Podczas ostatnich wyścigów zaczynaliśmy się ze sobą zgrywać, co bardzo mnie cieszyło. Wiem, że musiał zmagać się z dużą presją, by sprostać oczekiwaniom.
Liam Lawson to pierwszoroczniak. Może nie posiada dużego doświadczenia, ale jednocześnie odczuwał sporą presję ze strony Red Bulla, by pokazać się w kilku wyścigach. Jak już mogliśmy zobaczyć, posiada spory talent do motorsportu i wykonał u nas dobrą robotę. Bo to nie takie proste, wskoczyć do bolidu i bez większego przygotowania rywalizować w deszczu i innych warunkach. Ale w tym samym czasie nasz samochód był też bardzo porządnie przygotowany. Zatem zespół dał nam możliwość łatwiejszej rywalizacji, niż miało to miejsce w pierwszej części sezonu. Dlatego Liam mógł łatwiej przystosować się do maszyny. Wykonał w Singapurze kawał dobrej roboty. Mam z nim dobre relacje, znamy się jeszcze z kategorii juniorskich.
Z kolei Daniel Ricciardo to naprawdę doświadczony kierowca. Wcześniej to Pierre Gasly był najbardziej doświadczony w naszym zespole, ale Daniel pod tym względem nawet go przerasta. Ma mnóstwo cech, których sam chciałbym się od niego nauczyć. Kiedy widzę, jak zachowuje się na torze, to myślę, że chcę robić tak samo. Jego spokój, komunikacja z zespołem podczas zawodów – jest w tym niesamowity. Poza tym jest bardzo zabawnym gościem. Wcześniej nie znaliśmy się dobrze, ale było nam bardzo łatwo nawiązać dobrą relację.
Yuki Tsunoda i Daniel Ricciardo na prezentacji kierowców przed Grand Prix USA.
Jak więc widzicie, to trzech zupełnie innych kierowców. Jako kierowca, kiedy zbliża się weekend zawodów, nie ma dla mnie różnicy, z kim z zespołu będę jeździł. Muszę koncentrować się na sobie. Ale rzeczywiście, pod względem zmian w bolidach był to naprawdę interesujący sezon.
Pozostańmy przy temacie kierowców z twojego zespołu. Formuła 1 to jednak bardziej indywidualny sport. Czy trudno znaleźć balans pomiędzy pracą na rzecz zespołu, jak współpraca na torze czy wskazówki dla kolegi, a rywalizacją o własny rezultat?
Uważam, że na ostatecznie jest to jednak praca zespołowa. Zwłaszcza teraz, kiedy Daniel do nas przyszedł. Przed jego pojawieniem się, byliśmy na dziesiątym miejscu w klasyfikacji konstruktorów. Wiedzieliśmy, że nie możemy skończyć w ten sposób. Dlatego dzieliliśmy się każdą informacją na temat bolidu, by obaj kierowcy mogli wywalczyć jak najwięcej punktów. Oczywiście, Nyck i Liam działali tak samo, przekazywali to, co czują z jazdy i nie sądzę, by cokolwiek ukrywali. Dzieliliśmy się informacjami na tyle, na ile było to możliwe.
Poza torem wszyscy się kolegujemy, choć na torze toczymy rywalizację. Myślę, że można się przyzwyczaić do takiej sytuacji. Kiedy startowałem jeszcze w kartingach, współpraca w zespole była na pierwszym miejscu. Zwłaszcza, że wtedy używaliśmy takich samych maszyn. Dziś w naszym zespole nie czuję się inaczej, niż wtedy.
Następne Grand Prix odbędzie się w Las Vegas. Czego oczekujesz od tego wyścigu? Na przykład Max Verstappen powiedział, że będzie to coś więcej, niż rywalizacja – to będzie show. Zgadzasz się z tą opinią?
Oczywiście, w Vegas musi być show. Myślę, że obie strony – sportowa i rozrywkowa – będą niesamowite. Z niecierpliwością wyczekuję tego wydarzenia. Prawdopodobnie moje oczekiwania po Las Vegas są nawet zbyt wysokie, ale wiem jaką atmosferę potrafią stworzyć w związku z tym wydarzeniem. Co do samego wyścigu, to naprawdę wyjątkowy tor, z bardzo długimi prostymi. Jednak nie sądzę, by był przez to łatwy, bo w związku z tymi prostymi samochody będą ustawione nieco inaczej, niż zwykle. Jak powiedziałem, musimy zdobywać punkty, ale też cieszyć się weekendem zawodów.
Sezon za niedługo dobiegnie końca. Który moment 2023 roku był dla ciebie najtrudniejszy, a jaki uważasz za najlepszy?
Najtrudniejszy moment… W zasadzie każdy wyścig sprawiał mi radość, ale jeżeli miałbym wybrać, to Grand Prix Meksyku było ciężkie. Biorąc pod uwagę moje tempo, mieliśmy nawet potencjał nawet na to, by ukończyć wyścig na piątym miejscu. Zepsułem swój indywidualny występ, ale też wynik całego zespołu. Miałem ogromną szansę na zapunktowanie, lecz ją zmarnowałem. To było trudne, ale wiem, że to ja popełniłem błąd. Powinienem pozostać na ósmej pozycji [Yuki skończył dwunasty – przyp. red.], którą miałem i dowieźć punkty. Więc to był zdecydowanie najtrudniejszy wyścig, który dobrze zapamiętam.
A najlepszy moment? Miałem wiele takich. Grand Prix USA było dobre, uzyskałem tam bonus za najszybsze okrążenie – pierwsze w mojej karierze Formuły 1. Zająłem tam też ósme miejsce.
Będziesz tęsknić za Franz Tostem, szefem zespołu który niedługo uda się na emeryturę? Jak bliskie są wasze relacje?
Wczoraj jadłem z nim lunch. Bardzo wspiera mnie jako osoba. Nawet nie jako ktoś ze Scuderia AlphaTauri, ale po prostu jako człowiek. Wiem, że bez niego nie byłoby mnie tutaj i nie mógłbym się rozwinąć w takim stopniu jako kierowca. Kieruję w jego stronę masę uznania. Podczas każdego weekendu wyścigów, nawet będąc w symulatorze, zawsze do mnie dzwoni, pyta o informację zwrotną i udziela porad. Nawet po ciężkim wyścigu, jak w Meksyku, doradzał mi, co mogłem poprawić i następnym razem zrobić lepiej. Zdecydowanie, będę tęsknić za jego osobą w zespole.
Franz Tost, Yuki Tsunoda i Liam Lawson.
A co z różnicą kultur?
On uwielbia Japonię i uważa naszą kuchnię za najlepszą na świecie. Pewnie dlatego dobrze się dogadujemy. Czasami dzieli się ze mną historiami o współpracy z Michaelem i Ralfem Schumacherami. Poza tym zna mnóstwo japońskich torów wyścigowych i dobrze orientuje się na temat sytuacji motorsportu w moim kraju.
Franz jest bardzo zdecydowaną osobą, ale nie taką, jak Helmut Marko.
Obaj są inni. Są twardymi ludźmi, ale to twardość innego rodzaju. Helmut jest bardzo bezpośredni. Dla mnie zawsze było bardzo jasne, czego ode mnie wymagał i nie miałem żadnych problemów by zrozumieć to, co chce mi powiedzieć. To dla mnie lepsze, niż kręcenie się wokół tematu. Bez niego też nie zaistniałbym w tym sporcie, zawsze wie, kiedy udzielić mi dobrej rady. Pewnie dlatego, że widział wielu młodych kierowców, którzy później zasiadali za sterami bolidów Toro Rosso czy nawet wcześniej – w Minardi. Potrafi doprowadzić ich do sukcesu, którym jest jazda w elicie kierowców. Więc w porównaniu do Franza to twardziel innego rodzaju, który bardziej mnie ochrzani, kiedy popełnię błąd, ale jednocześnie sam daje z siebie wszystko.
Spośród kierowców, miałeś bardzo dobrą relację z Pierre’em Gaslym. Można powiedzieć, że byliście nawet przyjaciółmi.
To była przyjemność mieć go w zespole. Wyjątkowy człowiek. Relacja z nim, zarówno na torze jak i poza zawodami, była bardzo pozytywna. Na szczęście żyjemy w tym samym kraju, więc czasami możemy gdzieś wspólnie wyskoczyć. Był dobrym kierowcą głównym, kiedy ja dopiero wchodziłem do Formuły 1 i w związku z tym zmagałem się z kilkoma problemami. Nauczyłem się od niego wielu rzeczy. Teraz walczę z nim na torze, bo wiem, że dzieli nas już niewielka różnica. Mam nadzieję, że za niedługo jeszcze bardziej zbliżę się do niego swoim poziomem.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj więcej o Formule 1: