Reklama

Lechia i Wisła jak lokomotywa Tuwima. Powolne, ociężałe, ospałe

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

10 listopada 2023, 23:11 • 3 min czytania 4 komentarze

Odbył się mecz Lechii z Wisłą Kraków w Gdańsku. I tyle wystarczyłoby napisać o tym spotkaniu. Starcie zapowiadane jako hit okazało się kitem. Najbardziej interesującą ciekawostką z tej potyczki było to, że Biała Gwiazda na Pomorze dostała się, jadąc pociągiem, dlatego w tematyce kolejowej pozostaniemy, by umilić wam czytanie relacji z tego arcynudnego widowiska.

Lechia i Wisła jak lokomotywa Tuwima. Powolne, ociężałe, ospałe

Julian Tuwim: “Lokomotywa”

Najpierw – powoli – jak żółw – ociężale,
Ruszyła – maszyna – po szynach – ospale,
Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza…

… no nie. Nie przyspieszyła ani maszyna Lechii Gdańsk, ani Wisły Kraków. I pojęcia maszyna używamy celowo, bo mając takich piłkarzy, możliwości finansowe, ogromne zaplecze kibicowskie, obie drużyny powinny być murowanymi faworytami do awansu do Ekstraklasy. W przypadku Białej Gwiazdy tabela I ligi mówi zupełnie coś innego, natomiast dlaczego stan niepewności utrzymuje się w kontekście zespołu biało-zielonych, odpowiedź otrzymaliśmy w piątkowy wieczór.

Wisła Kraków po raz kolejny była jak tytułowa lokomotywa z wiersza Juliana Tuwima. Grała powoli, ociężale, ospale. W ataku pozycyjnym nie było żadnego przyspieszenia, a jedynie wymiany podań, które stały się sztuką dla sztuki. Nie dawały już nawet przewagi w posiadaniu piłki, o okazjach bramkowych nie wspominając. Wszystkie strzały, które leciały w światło bramki, Bohdan Sarnawski bronił bez najmniejszego problemu. Dodatkowo Biała Gwiazda sama stwarzała zagrożenie pod własnym polem karnym, a głównymi prowodyrami byli nieporadny Joseph Colley, nieumiejący złapać górnej piłki Alvaro Raton i wszyscy defensorzy przy stałych fragmentach gry. Jak jeden mąż gubili krycie i nie pilnowali przedpola, czego, o dziwo, nie potrafili wykorzystać miejscowi.

Reklama

Również dlatego o Lechii nie można wypowiedzieć się w dużo pozytywniejszym tonie. W jej przypadku było więcej intensywności i szarpnięć. Ale dokąd ją to doprowadziło? “A dokąd? A dokąd? Na wprost!” – nawiązując dalej do wiersza Tuwima. I zupełnie tak to wyglądało. Pomysł ofensywnych piłkarzy biało-zielonych na wykreowanie okazji bramkowej to kopnięcie piłki i sprint za nią. Starał się Camilo Mena. Próbował również Maksym Chłań. Ukrainiec strzelił nawet gola, ale z pozycji spalonej i słusznie nie został uznany. Niemniej jednak Lechia to dalej bardzo nieokrzesana drużyna. Wciąż bez jednoznacznego pomysłu na własną grę w ataku, gdzie panuje dużo chaosu i przypadku.

Najlepszym podsumowaniem tego spotkania były słowa Marcina Kaczmarka, który współkomentował ten mecz z Piotrem Przybyszem. Szkoleniowiec powiedział, że jedni i drudzy wyszli na boisko, żeby sobie poprzeszkadzać. Natomiast kwintesencją beznadziei tego starcia okazało się dośrodkowanie Igora Sapały z rzutu wolnego w doliczonym czasie gry. Wisła rzuciła duże siły w pole karne Lechii, ale co z tego, skoro piłka tam nawet nie doleciała. Pomocnik trafił w najmniejszego piłkarza na boisku i jedynego zawodnika w murze – Maksyma Chłania.

Mimo wszystko w lepszych nastojach z boiska zeszli piłkarze Lechii. Podopieczni Szymona Grabowskiego przedłużyli do ośmiu serię meczów bez porażki i awansowali na pozycję wicelidera I ligi. Zachowali również szóste czyste konto, co pokazuję rękę Grabowskiego, jeśli mowa o uporządkowaniu gry w defensywie. Wisła natomiast rozegrała czwarte z rzędu ligowe spotkanie w piątek. W każdym kolejnym spisywała się coraz gorzej. Ten maraton rozpoczęła od zwycięstwa 4:1 nad Resovią. Później przyszły: porażka z Podbeskidziem Bielsko-Biała i dwa bezbramkowe remisy z Zagłębiem Sosnowiec, a teraz Lechią, co tylko skłania nas do apelu, by na jakiś czas zdelegalizować piątkowe mecze Wisły w I lidze.

Lechia Gdańsk – Wisła Kraków 0:0

WIĘCEJ O I LIDZE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Betclic 1 liga

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Komentarze

4 komentarze

Loading...