Po ostatniej kolejce mamy poczucie, że trzech arbitrów nie wzięło ze sobą z szatni czerwonych kartek. Trzech piłkarzy powinno przedwcześnie zakończyć swoje występy. Yoav Hofmeister (Korona Kielce), Mikkel Kirkeskov (Zagłębie Lubin) i Frank Castaneda (Radomiak) zasłużyli na usunięcie z boiska. Brak „czerwieni” dla wspomnianych graczy to błędy arbitrów. Najbardziej pokrzywdzony jest Piast Gliwice, bo zespół Aleksandara Vukovicia przez ponad pół godziny powinien grać z przewagą jednego zawodnika.
Zaczynamy właśnie od wizyty w Gliwicach, gdzie Piast bezbramkowo zremisował z Koroną. Chodzi o starcie w środku pola Grzegorza Tomasiewicza z Yoavem Hofmeisterem. Pomocnik Piasta wyprowadzał kontrę i sprytnie przerzucił piłkę nad zawodnikiem Korony. Ten nie tylko intencjonalnie stanął mu na drodze, ale też go popchnął. Ewidentny faul taktyczny. To powinna być żółta kartka. Izraelczyk w tym momencie miał już takie napomnienie. Sędzia Tomasz Musiał był więc zbyt pobłażliwy, bo to powinno być drugie „żółtko”. Nie dostrzegamy tu żadnych okoliczności łagodzących, zwłaszcza że wszystko działo się dosłownie przed arbitrem głównym.
O tym, że zawodnikowi kielczan upiekło się, wiedział doskonale trener Korony Kamil Kuzera, który dosłownie dwie minuty później zdjął Hofmeistera z boiska, wprowadzając w jego miejsce Dalibora Takaca. Przypominamy też, że w tej sytuacji nie mógł interweniować VAR, bo zgodnie z protokołem i przepisami IFAB wideoweryfikacja nie może decydować o przyznaniu drugiej żółtej kartki.
W „Niewydrukowanej” brak zasłużonej czerwonej kartki na ponad 20 minut przed końcem meczu oznacza jedno – dodatkowy gol dla Piasta. Tym samym gliwicki zespół w końcu osiągnąłby inny wynik niż remis (szok !). Tych ekipa z Górnego Śląska ma już dziesięć w czternastu spotkaniach, co jest ewenementem (być może na skalę światową). Dopisujemy więc gospodarzom dwa dodatkowe punkty w naszej klasyfikacji. W poprzednich kolejkach sędziowie pomylili się na ich korzyść, więc teraz życie zabrało to, co dało wtedy i gliwiczanie są u nas punktowo na zero. Koronie zabieramy jedno „oczko”.
Kolejne wpadki arbitrów nie będą tak kosztowne, bo pokrzywdzone drużyny ostatecznie wygrały. Znów jednak zabrakło pokazania czerwonej kartki.
Niewydrukowana Tabela. Kirkeskov wbił się w nogę rywala
W pierwszym przypadku chodzi o mecz Raków Częstochowa – Zagłębie Lubin (5:0). Omawiane zdarzenie miało miejsce już w 8. minucie. John Yeboah został brutalnie sfaulowany przez Mikkela Kirkeskova. Duńczyk nie miał szans zagrania piłki i dodatkowo użył zbyt dużej siły, która była nieadekwatna do sytuacji. Nieodpowiedzialne zachowanie, bo naraził przeciwnika na ryzyko poważnego urazu. Korki z butów Kirkeskova dosłownie wbiły się w prawą nogę zawodnika mistrzów Polski i to na wysokości ścięgna Achillesa. Wejście od tyłu. Brak okoliczności łagodzących. O ile sędzia główny Tomasz Kwiatkowski mógł nie widzieć dokładnie całego zajścia, o tyle jego asystenci na VAR, Paweł Malec i Konrad Sapela, powinni zareagować.
Zagłębie i tak wysoko przegrało. Mecz odbył się 5 listopada, a więc w pierwszą rocznicę wygranej Rakowa z Wisłą Płock 7:1. Kto wie czy przy czerwonej kartce dla Kirkeskova i tym razem nie mielibyśmy podobnego wyniku. Ale Raków dostaje punkt w rubryce „sędzia zaszkodził”, a „Miedziowi” w „sędzia pomógł”.
Druga żółta lub bezpośrednia czerwona dla Castanedy
Kolejny brak „asa kier” dotyczy spotkania Radomiak – Legia (0:1). Chodzi o sytuację, w której Frank Castaneda sfaulował w polu karnym Pawła Wszołka. Sędzia Łukasz Kuźma momentalnie wskazał na jedenasty metr, ale zabrakło tego, żeby pokazał Kolumbijczykowi kartkę. Żółtą? Na pewno. Wtedy byłoby to drugie napomnienie i zawodnik Radomiaka wyleciałby z boiska w okolicach 27. minuty. Bezpośrednia czerwona? Być może. Z pewnością nikt nie miałby o to pretensji do arbitra, bo było to wejście wyprostowaną nogą na wysokości piszczela piłkarza Legii. Fakt, że Wszołek miał dość nisko opuszczone getry i ochraniacze nic tu nie zmienia. Pewne jest jedno – z drugą żółtą lub od razu z czerwoną kartką Castaneda powinien powędrować do szatni.
No i znowu w teorii – w tej sytuacji – nie powinien interweniować VAR, bo nie może on rozstrzygać o drugiej żółtej kartce. Arbitrzy mogli się jednak zastanowić czy nie dać graczowi gospodarzy od razu czerwonej. Być może asystenci VAR: Szymon Marciniak i jego brat Tomasz powinni wezwać sędziego Kuźmę przed monitor. Finalnie dobrze się stało, że Legia wygrała, bo w przeciwnym razie musielibyśmy weryfikować wynik. Tak Radomiak dostaje punkt w „sędzia pomógł”, a Legia w „sędzia zaszkodził”.
Jak już jesteśmy przy meczu w Radomiu, to miała tu miejsce jeszcze jedna kontrowersja i wcale nie chodzi nam o starcie Rafał Wolski – Gil Dias, po którym zawodnik Radomiaka padł jak rażony piorunem (pewnie drobny kontakt był, ale nie taki, żeby nurkować) i słusznie dostał żółtą kartkę za symulkę. Chodzi nam o zdarzenie z udziałem Diasa, ale po drugiej stronie pola karnego. Portugalczyk delikatnie pchnął wtedy swojego rodaka Ediego Semedo. Na screenach (macie je poniżej) sytuacja wygląda dość poważnie. Odtwarzaliśmy ją kilka razy bez zwolnionego tempa i doszliśmy do wniosku, że było to bardziej położenie ręki na plecach niż odepchnięcie. Sam Semedo nie miał też pretensji do sędziego, że ten nie interweniował, a to też dużo mówi o sile tego kontaktu.
Z takich nieoczywistych spraw zwróciliśmy jeszcze uwagę na anulowanie drugiego karnego dla Jagiellonii w meczu ze Stalą (4:0). W Lidze+ Extra świetnie wyłapali, że do kontaktu pomiędzy Bertem Esselinkiem i Tomaszem Kupiszem doszło jeszcze przed „szesnastką”. Sędzia Szymon Marciniak podjął więc słuszną decyzję o odwołaniu „jedenastki” i podyktowaniu rzutu wolnego. Tego ostatniego i tak Bartłomiej Wdowik zamienił na bramkę, więc niewiele ta decyzja zmieniła. Niemniej była dobra.
Na koniec jeszcze słówko o poniedziałkowym występie sędziego Daniela Stefańskiego w spotkaniu Górnik Zabrze – Cracovia (1:0). Nie popełnił on w tym spotkaniu jakiegoś wielkiego błędu. Swoimi decyzjami nie wpłynął bezpośrednio na wynik, ale jego drobne pomyłki wpływały na frustrację zawodników. Podejmował dziwne decyzje o żółtych kartkach i faulach. Przerywał grę w złych momentach i w ten sposób sprawiał, że gra obu drużyn nie była płynna. Arbiter nie zrobił nic, co miałoby wpływ na „Niewydrukowaną”, ale i tak nie popisał się w poniedziałkowy wieczór. Szerzej o tym spotkaniu pisaliśmy TUTAJ.
To tyle po 14. kolejce. Jeden wynik trzeba było zweryfikować. Brak trzech czerwonych kartek. Wypada powiedzieć panom arbitrom: „Odwagi!”. No chyba, że faktycznie ktoś nie zabrał ze sobą na boisko czerwonej kartki. Takie historie się zdarzają. Wątpimy jednak, że coś takiego miało miejsce akurat w trzech spotkaniach w jednej serii gier.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Przepchnięta wygrana Górnika. Od Cracovii gorsi tylko beniaminkowie. „Animator” Stefański
- Woś w Ruchu, czyli wariactwo i nerwowe ruchy
- Znamy kandydatów na trenera Ruchu Chorzów. Zmiana w Stali Mielec coraz bliżej?
Fot. Newspix; grafiki/screeny Canal+, Canal+ Online