Nie mieliśmy wielkich oczekiwań, zasiadając dziś do starcia Korony Kielce z Puszczą Niepołomice. Ot, liczyliśmy po prostu na coś więcej niż klasyczne zerko do zerka po bezbarwnej. No i faktycznie, otrzymaliśmy „coś więcej”. A konkretnie, to osiem trafień, bo aż tyle goli padło w tym zupełnie zwariowanym spotkaniu. Kielczanie przez kilkadziesiąt minut byli na jak najlepszej drodze, by kompletnie zdemolować Puszczę, ale drużyna beniaminka podźwignęła się z desek i dzielnie powalczyła o odwrócenie losów spotkania. Aczkolwiek – bez happy endu.
Tak czy owak, kto postanowił spędzić w piątek trochę czasu z Ekstraklasą i postawił akurat na ten mecz, ten na pewno nie jest rozczarowany.
Korona – Puszcza 5:3. Kielecka nawałnica
Kapitalny był zwłaszcza początek meczu w wykonaniu Korony Kielce.
Koncert, ofensywna nawałnica, rywale zgnieceni na miazgę.
Oczywiście moglibyśmy zacząć od karcenia defensorów Puszczy Niepołomice, którzy w zasadzie od pierwszego gwizdka arbitra byli zakręceni jak paczka gwoździ, ale wolimy się jednak skupić na pochwałach dla podopiecznych Kamila Kuzery. Gospodarze narzucili bowiem rywalom takie tempo, że naprawdę można było aż zacmokać z zachwytu. Piłkarzy Korony było wszędzie pełno – zdominowali środkową część boiska, świetnie wykorzystywali przestrzeń na skrzydłach dzięki wymianom podań na jeden-dwa kontakty, a nawet wewnątrz pola karnego Puszczy potrafili jeszcze znaleźć miejsce do rozegrania futbolówki. Przyjezdni po prostu nie nadążali za ofensywnym rozmachem ekipy z województwa świętokrzyskiego. Gdybyśmy nie znali aktualnej sytuacji w Ekstraklasie, to w życiu byśmy nie uwierzyli, że mierzą się ze sobą dwie ekipy niemalże sąsiadujące w ligowej tabeli. Mecz przypominał raczej konfrontację potentata z outsiderem.
Co dla Korony najważniejsze, to że bez problemu przekuła swoją zdecydowaną przewagę w bardzo pokaźną bramkową zaliczkę. Już w szóstej minucie spotkania do siatki trafił Jewgienij Szykawka, wykorzystując świetną akcję skrzydłem Godinho i przytomną asystę Nono. Niedługo potem było już 2:0, gdy Martin Remacle płaskim, precyzyjnym uderzeniem zza pola karnego skierował piłkę do bramki po sprytnie rozegranym stałym fragmencie gry. Natomiast w 32. minucie Dominick Zator próbował dostawić nogę do wstrzelenia piłki w pole bramkowe ze skrzydła w wykonaniu Jacka Podgórskiego, lecz wyręczył go Artur Craciun.
Puszcza znalazła się na kolanach.
Jasne, podopieczni Tomasza Tułacza nie skapitulowali, byli nawet w jednym czy dwóch momentach bliscy zaskoczenia kielczan, ale z drugiej strony – równie dobrze mogli schodzić na przerwę z jeszcze mocniej skopanymi tyłkami. Trzy stracone gole stanowiły najniższy wymiar kary.
Szalona druga połowa
Gdyby ktoś nas zmusił do znalezienia jakichś optymistycznych argumentów po stronie Puszczy, to po pierwszej odsłonie spotkania mielibyśmy tylko jeden, niestety dość słaby – że ostatnio Jagiellonia Białystok też obrywała 0:3 od Lecha Poznań, a ostatecznie zremisowała. Czyli – da się!
I, choć wydawało się to nieprawdopodobne, Puszcza faktycznie postraszyła oponentów spektakularnym comebackiem.
Zaczęło się po staremu – od stuprocentowej sytuacji Korony, której na gola nie zdołał jednak zamienić Szykawka. Potem jednak doszło na stadionie w Kielcach do wstrząsu – gospodarze zaczęli się notorycznie gubić w rozegraniu piłki, popełniać niedopuszczalne straty na własnej połowie (jednej z nich dopuścił się Nono, wcześniej notujący fenomenalny występ), a to napędziło niepołomiczan i otworzyło przed nimi drogę do zniwelowania strat. W 63. minucie Xaviera Dziekońskiego pokonał Artur Siemaszko, a zaraz potem gola zapisał na swoim koncie Bartłomiej Poczobut. Mało tego, podopieczni Tomasza Tułacza byli również o włos od wyrównania stanu meczu, lecz piłki do bramki nie zdołał z najbliższej odległości wbić Mateusz Cholewiak.
Można powiedzieć, że na murawie doszło do zamiany ról. Przed przerwą Korona rozstawiała po kątach Puszczę, a po przerwie Puszcza zdusiła Koronę. Tylko że gościom energii do dominacji nad rywalami wystarczyło tylko na kilkanaście minut. Kamil Kuzera zareagował przytomnie, dokonał kilku korekt w składzie, no i szala znów zaczęła się przechylać na korzyść jego zespołu. Puszcza nawet już nie udawała, że przejmuje się grą w obronie – gracze beniaminka za wszelką cenę szukali kolejnych trafień i postawili na frontalny atak. Korona zdołała to wykorzystać. A konkretnie – wykorzystał do Ronaldo Deaconu, autor dwóch goli na finiszu spotkania. Snajper wysłał szkoleniowcowi wyraźny sygnał, że chciałby znów wskoczyć na stałe do wyjściowej jedenastki ekipy z Kielc.
Nie myślcie jednak, że Puszcza tak całkiem opadła z sił. Między czwartym a piątym golem dla gospodarzy do siatki po lekkiej kopaninie w okolicach pola karnego Korony zdołał bowiem trafić Cholewiak. Co tu będziemy wam dużo opowiadać, spotkanie kompletnie wymknęło się już wówczas spod kontroli. Nie było mowy o jakiejkolwiek taktyce, jedni i drudzy po prostu cisnęli na maksa po kolejne bramki.
Może i niezbyt wyrafinowany to futbol, ale… to się, cholera, świetnie ogląda!
***
Trochę szkoda przepychanek na samym finiszu spotkania, w centrum których znalazł się 15-letni debiutant Igor Pieprzyca, najmłodszy piłkarz w historii Ekstraklasy. Ale to drobnostka. Generalnie, obie ekipy mają dziś powody do dumy. Korona duże – wygrała, zdobyła pięć bramek, długimi fragmentami prezentowała się w ofensywie po prostu znakomicie. Puszcza z kolei małe – nie pękła przy wyniku 0:3, postraszyła rywali, była blisko odrobienia strat.
No ale za to punktów nie przyznają, a tych zespołowi z Niepołomic coraz bardziej brakuje.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Samiec-Talar: Każdy ma swoją drogę. Kiedyś byłem głupi, ale dojrzałem
- Anioł, diabeł, Josue
- Dwa lata ponad stan. Dlaczego praca Szulczka nie powinna powszednieć
- Mesanović: Podczas wojny ludzie chcieli po prostu żyć. Dziękuję rodzicom, że miałem piłkę
fot. FotoPyK