Arkadiusz Milik w reprezentacji Polski nie wygląda jak napastnik Juventusu? Nic dziwnego. Bo to REZERWOWY napastnik Juventusu, który wcale nie zdobywa hurtowo bramek dla Bianconerich. W 2023 roku we wszystkich rozgrywkach zebrał w sumie pięć.
Dlatego przynajmniej w ostatnich miesiącach nie ma co się dziwić, że Milik zawodzi w kadrze narodowej. Akurat 29-latek po prostu przekłada formę z klubu na reprezentację.
Arkadiusz Milik w Juventusie
Milik został wypożyczony z Olympique Marsylia do Juventusu w ostatnim tygodniu sierpnia 2022 i był to związek zawarty z rozsądku. Z jednej strony na Lazurowym Wybrzeżu zrobiło się dla niego za ciasno ze względu na sprowadzenie Kolumbijczyka Luisa Suareza i Alexisa Sancheza. Z drugiej – szefostwu Starej Damy nie udało się zatrudnić ani Alvaro Moraty (ponownie), ani Memphisa Depaya, a należało uzupełnić formację ataku po braku przedłużenia umowy z Paulo Dybalą.
Znający ligę, kulturę, język (cztery i pół roku w SSC Napoli) i względnie tani (3,5 miliona netto ze sezon przy np. 8,5 bańki dla Depaya plus ogromna prowizji dla agentów Holendra) Milik był po prostu bezpieczną opcją. Poszerzeniem składu, pewnym punktem rotacji, ubezpieczeniem dla Dusana Vlahovicia.
Ale nie wymarzoną.
Władze szukały napastnika mobilnego, dobrego technicznie, któremu nie sprawia trudności prowadzenie piłki czy drybling, jak odchodzący Dybala i Morata czy właśnie Depay. Nie Milik. Polak na ich tle wypada w tych aspektach zdecydowanie najgorzej, co pokazują średnie statystyki ligowe z sezonu 2021/22 (na 90 minut), ostatniego przed dołączeniem naszego zawodnika do Juve (za fbref):
- Dybala: 39,7 prowadzeń piłki, 187,7 metrów przebiegniętych z piłką, 74,3 metry do przodu
- Morata: 22,4 prowadzeń piłki, 131,9 metrów przebiegnięte z piłką, 66,0 metrów do przodu
- Depay: 32,8 prowadzeń piłki, 163,50 metrów przebiegnięte z piłką, 88,4 metrów do przodu
- Milik: 19,7 prowadzeń piłki, 72,4 metrów przebiegnięte z piłką, 26,1 metrów do przodu
Liczby nie kłamią – Polak to kompletnie inna charakterystyka niż Argentyńczyk, Hiszpan i Holender. Ale może to tylko kwestia sezonu (a w przypadku Milika połowy, bo pierwszą część nie grał w Napoli za sprawą nieporozumień kontraktowych)?
Nie.
Fbref udostępnia średnie dane z lat 2017-23 i te statystyki potwierdzają, że zwyczajnie Milik to inny typ zawodnika niż wszyscy wymienieni.
- Dybala: 43,9 prowadzeń piłki, 224,2 metrów przebiegniętych z piłką, 94,5 metrów do przodu
- Morata: 20,3 prowadzeń piłki, 110,4 metrów przebiegnięte z piłką, 50,3 metrów do przodu
- Depay: 35,7 prowadzeń piłki, 173,7 metrów przebiegnięte z piłką, 92,0 metrów do przodu
- Milik: 20,7 prowadzeń piłki, 71,8 metrów przebiegniętego z piłką, 28,0 metrów do przodu
Najbliżej Milikowi do Moraty, tyle że Hiszpan na przestrzeni ostatnich sześciu lat zdobywał zdecydowanie więcej przestrzeni prowadzeniem piłki.
Bianconeri potrzebowali takiego atakującego, by stał się łącznikiem między wysuniętym Vlahoviciem a resztą zespołu, tymczasem dostali vice-Vlahovicia. I to określenie nie jest przypadkowe, bo portal fbref wskazał właśnie Serba jako szóstego najbardziej podobnego atakującego do Polaka według parametrów statystycznych. Oczywiście, dwie podobne „dziewiątki” mogą grać razem, ale biorąc pod uwagę z kim negocjowano transfery, nie tego poszukiwano w Turynie.
I choć zarówno trener Massimiliano Allegri, jak i sam Milik powtarzali, że mogą z Serbem występować jednocześnie, w całym sezonie 2022/23 tylko sześciokrotnie obaj znaleźli się w podstawowym składzie Starej Damy – z Milanem, Bologną, Sassuolo, Empoli w Serie A oraz z Benfiką i PSG w Lidze Mistrzów.
Tyle, co nic.
Polak w sumie 21 razy zaczynał mecz w wyjściowym składzie, ale aż dziewięciokrotnie, kiedy z powodu urazy pauzował Vlahović. Do tego w sześciu spotkaniach Serb siedział w rezerwie, a Milik grał od początku. Oczywiście i jeden, i drugi stracili sporo czasu ze względu na kontuzje, ale gdyby zdrowie dopisywało Vlahoviciowi… prawdopodobnie nasz reprezentant znacznie rzadziej występowałby od pierwszej minuty.
W każdym razie trudno sądzić inaczej po tym, co dzieje się w obecnym sezonie.
Świetny początek
Bezwzględnie należy oddać Milikowi, że do Juventusu wszedł z buta, z drzwiami, futryną i kawałkiem ściany. W pierwszych siedmiu meczach strzelił cztery gole (Spezia, Fiorentina, Bologna, Benfica), a tak naprawdę pięć, tylko włoski VAR się skompromitował i nie uznano prawidłowo zdobytej bramki z Salernitaną. Media na Półwyspie Apenińskim zachwycały się, że Polak wniósł tak dużo jakości przy tak niewielkiej cenie, jaką należało za niego zapłacić. Co bardziej optymistyczni kibice wróżyli, że kto wie, może nawet wygra rywalizację z Vlahoviciem, który wcale nie zachwycał?! A nawet jeśli to tak naprawdę mało prawdopodobne, to wykup po zakończeniu wypożyczenia zdawał się być przesądzony…
Zdawał.
Z biegiem czasu Milik już nie był tak skuteczny, przed mistrzostwami świata dołożył trafienie z Lazio i Benfiką, po mundialu wsadził po sztuce Cremonese oraz Atalancie, po czym znów, po raz kolejny w karierze, wyhamowała go kontuzja. Uraz zginacza kolana zabrał mu jedenaście spotkań, a po dojściu do zdrowia strzelił już tylko jednego gola. Grał przeciętnie, nie było zdobyczy, entuzjazm wyparował. Dlatego po mediach przebijały się różne wersje przyszłości Polaka i w pewnym momencie już głośno obwieszczano, że Juventus nie wyłoży tych siedmiu milionów euro i nie sprowadzi go na stałe z Marsylii. Ostatecznie zdecydowano się zapłacić te pieniądze, ale jednocześnie Allegri znalazł drugiego napastnika, który wpisywał się w oczekiwaną charakterystykę.
Federico Chiesę.
Nominalny skrzydłowy został przesunięty do Vlahovicia i ten duet zaczął imponująco – obaj w pierwszych pięciu kolejkach uzbierali po cztery gole.
– We współczesnej piłce nożnej potrzebny jest wysoki pressing, a ja muszę grać bliżej bramki – przekonywał Włoch i trudno było mu odmówić racji.
Zaawansowane dane potwierdzają, że Chiesa jako napastnik daje właśnie to, czego oczekiwał i szukał Allegri (na 90 minut). Mobilność i swobodę z futbolówką przy nodze:
- 28,8 prowadzeń piłki, 182,42 metrów przebiegniętego z piłką, 98,94 metrów do przodu
Jeśli chodzi o dystans przeciętnie pokonywany z futbolówką i dystans do przodu, bije osiągi Milika z ubiegłych rozgrywek o ponad dwa i ponad trzy razy. Z ubiegłych rozgrywek, bo w trwających Polak nie miał za bardzo okazji pokazywać się na murawie. Jako że Bianconeri nie rywalizują w europejskich pucharach, Allegri nie musi przejmować się rotacją i nasz kadrowicz pierwszy raz w wyjściowej jedenastce znalazł się w szóstej kolejce z Lecce, bo z powodu bólu pleców oszczędzano Vlahovicia. 26 września, dobrze miesiąc po inauguracji Serie A.
Pierwszy i ostatni, bo momentalnie dopadły go kłopoty z łydką i opuścił potyczkę z Atalantą, a z Torino wszedł z ławki. W tym sezonie zebrał 185 minut, co daje średnio 26 na mecz, ale przy zdrowych Vlahoviciu i Chiesie (ten pauzował w derbach Turynu) to ledwie 12 minut. Marnie.
Szczęście w nieszczęściu, że Milik przynajmniej trafia, co ma i zdobył dwie bramki z sytuacji ocenianych na xG 2,3, z czego jedną zwycięską z Lecce i drugą podwyższającą wynik z Torino. Ale kto oglądał przede wszystkim to pierwsze spotkanie, widział, że poza wbiciem piłki z bliska do siatki Polak miał kłopot z odpowiednim przyjęciem i zwyczajnie prezentował się bardzo słabo. Z Torino było lepiej i ewentualnie w tym można upatrywać powodów do pozytywnego myślenia.
Ale i tak największa nadzieja na minuty na murawie zawodnika urodzonego w Tychach, to urazy Vlahovicia oraz Chiesy, którzy w minionym czasie nie narzekają na nadmiar zdrowia. Ot, prawdopodobnie nie zagrają w niedzielnym hicie z Milanem (tak twierdzi m.in. Gianluca Di Marzio). Jeśli będą sprawni i w miarę wypoczęci, będą grać. Tym bardziej że w całym 2023 roku Milik i prezentuje się przeciętnie, i notuje przeciętne liczby – w 29 występach strzelił tylko pięć goli. Pięć. Minimalnie więcej niż Serb i Włoch w samej tylko lidze włoskiej na starcie rozgrywek.
Milik ma lepsze CV niż taki Karol Świderski czy Adam Buksa i grał lepiej w lepszych klubach – Ajaksie Amsterdam, Napoli, Olympique Marsylia czy nawet na samym początku w Juventusie, mimo że trafił do stolicy Piemontu z braku laku. Ale grał. W czasie przeszłym. Dziś Milik to tylko rezerwowy, bez perspektyw na wywalczenie miejsca w podstawowym składzie, bo albo jest słabszy niż jeden rywal (Vlahović), albo ma inne zalety niż drugi (Chiesa). A o tym, jaką rolę przewidywali dla niego szefowie Bianconeri, dobrze świadczą również ewentualne próby sprzedaży Vlahovicia do Chelsea i sprowadzenie w to miejsce Romelu Lukaku. Nie ma sensu się oszukiwać – to Belg miałby być jedynką w ataku, nie Polak.
I o ile wcześniej można było się zastanawiać, dlaczego Milik w klubie prezentuje się lepiej niż z orzełkiem na klatce piersiowej, o tyle obecnie jego gra dobrze oddaje pozycję w klubie – rezerwowego, bez perspektyw na wywalczenie miejsca w podstawowym składzie.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Reprezentacyjny Milik skończył się na Irlandii Północnej
- Janczyk: Reprezentacja Polski to Midas na opak. Wszystko zamienia w gówno
- Dyskutujmy poważnie. To nie Patryk Peda jest dziś problemem reprezentacji
- Ciarki żenady. Top 15 najbardziej wstydliwych momentów eliminacji Euro 2024
foto. Newspix