Jak na sobotnie popołudnie, to był całkiem dobry mecz. Widać było, że obie drużyny chcą go po prostu wygrać i nie musieliśmy narzekać na asekuranctwo, które dość często zdarza się przy spotkaniach dwóch drużyn o podobnym potencjale ze środka tabeli. Ale trzeba też przyznać, że starcie Widzewa ze Stalą miało prawo wzbudzić lekki niedosyt. Owszem, dostaliśmy przepięknego gola Ciganiksa, jednak wydawało się, że worek z kilkoma bramkami prędzej czy później się rozwiąże. To się nie stało, ale i tak z tego meczu warto zapamiętać kilka momentów.
Oczywiście na ich czele stoi jedyne trafienie lewego obrońcy Widzewa. Bez wątpienia gol kolejki – serio, trudno to będzie komukolwiek pobić. Ciganiks tak przylutował bezpańską piłkę po widłach, że żaden bramkarz nie miałby szans na obronę. Pierwszy kontakt, lewa noga, drop wolej z dystansu, klasa sama w sobie. I nie musiało się na tym skończyć, bo Łotysz miał jeszcze m.in. kapitalną wrzutkę na głowę Rondicia, która w pierwszej połowie powinna była zakończyć się golem. A więc humor gitówa, można zjechać na zgrupowanie i pochwalić się kolegom.
Widzew – Stal Mielec 1:0. Nie tylko armata Ciganiksa
Można powiedzieć, że o wygranej zadecydowały detale, ten jeden błysk geniuszu, ale bądźmy uczciwi: Widzew miał dzisiaj trochę lepsze okazje. Rondić raz obił słupek i raz źle dołożył stopę na wprost bramki Kochalskiego. Swoją szansę miał też Klimek, ale przy jego strzale wybitną paradą popisał się golkiper mielczan. No i właśnie – brakowało kropki nad „i”, elementu lepszego wykończenia. Gdyby Stal lepiej zachowywała się w przeciwnym polu karnym, remis raczej nie zdziwiłby nikogo. Choćby Domański miał na nodze sytuację, którą dało się zamienić na gola. Ogółem Ravas kilka razy musiał się poważnie napocić, bo goście przez długi czas nie odstawali od Widzewa pod względem tworzenia zagrożenia. Dlatego to przyjemnie się oglądało i śmiemy twierdzić, że gdyby ten mecz został rozegrany po raz drugi, do sieci wpadłoby coś więcej.
Stal przegrywa trzeci mecz z rzędu, ale chyba nikt się tam nie podpali i nie zrobi z tego powodu gwałtownych ruchów. Nie takich jak Kamil Kiereś, który w końcówce meczu wyleciał za czerwoną kartkę. Rzadki to obrazek, ale rozumiemy złość, bo mielczanie nie zagrali złego meczu. Szczerze mówiąc, choćby w tym sezonie potrafili mieć gorsze, a mimo to wygrywali. Tak było z Radomiakiem, kiedy przeważyły dwa pojedyncze momenty meczu, bo reszta była do zapomnienia. Tym razem nieźle spisywała się i defensywa, i linia pomocy, ale gdzieś w tym wszystkim zabrakło napastnika. Być może dlatego nie udało się urwać punktów.
Wyniki na miarę potencjału
Ilja Sszkurin – ciekawy gość, ma już trzy bramki i trzy asysty, ale ostatnio się zaciął. I generalnie można odnieść wrażenie, że kiedy ma słaby dzień, jest zwyczajnie bezużyteczny dla zespołu. Notuje skrajne występy: albo jest bardzo dobrze, albo słabo. Mało w nim stabilności, nawet zwykłych kluczowych zagrań, które nie muszą od razu prowadzić bezpośrednio do goli. A serwis w Stali nie jest taki zły, jak myśleliśmy przed sezonem. Jest z kim tam pograć w piłkę.
To samo tyczy się Widzewa, który dzięki temu spotkaniu wskoczył do pierwszej dziesiątki. Dla Stali jest niemalże sąsiadem i chyba nie będziemy dalecy od prawdy, mówiąc, że obie drużyny na razie zajmują miejsca na miarę swojego potencjału: dziewiąte i dwunaste. Mają nawet prawie identyczne bilanse bramkowe i gdyby właśnie teraz zakończył się sezon, żadna ze stron raczej nie mogłaby mieć pretensji.
Wiadomo, że Widzew zawsze mierzy wyżej, ale pewnych ograniczeń nie pokona. Takich jak kontuzje przy okrojonej kołdrze, bo choćby dzisiaj trener Myśliwiec nie mógł skorzystać z Sancheza, a poza tym w pierwszej połowie urazu doznał Kerk. Wypada ci dwóch takich grajków i jakości ubywa, choć z drugiej strony można pochwalić łodzian, że mimo kłód pod nogami zdołali przeskoczyć wyzwanie. Wciąż idzie im to zdecydowanie lepiej niż ekipie po drugiej stronie miasta…
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Systemowa polonofobia w Alkmaar. „Straszono, że jak ktoś pojawi się w centrum, idzie do aresztu”
- „Nie odpuścimy”. Mioduski grzmi o wydarzeniach w Alkmaar
- Trzy godziny meczu w Kielcach. Awaria prądu na początku, awaria obrony Warty na końcu
Fot. Newspix