Reklama

Maraton. Iga Świątek pokonała Caroline Garcię po fantastycznym meczu

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

06 października 2023, 10:25 • 6 min czytania 3 komentarze

To Caroline Garcia stała za zeszłoroczną sensacyjną porażką Igi Świątek w turnieju w Warszawie. Francuzka rozegrała wtedy znakomite spotkanie i niespodziewanie ograła Polkę na jej ukochanej mączce w dodatku – w domowym turnieju. Iga zrewanżowała jej się potem w trakcie Finałów WTA, a na ich kolejne starcie czekaliśmy aż do dziś. Obie trafiły na siebie w ćwierćfinale turnieju WTA w Pekinie. I dały nam prawdziwe show, trwające ponad dwie i pół godziny. A co dla nas najważniejsze – zakończone wygraną Igi Świątek.

Maraton. Iga Świątek pokonała Caroline Garcię po fantastycznym meczu

W poszukiwaniu formy

Właściwie obie tenisistki, które o 6:30 polskiego czasu wychodziły na kort w Pekinie, od jakiegoś czasu starają się nawiązać do swojej najlepszej formy. Iga Świątek w tym sezonie, owszem, ma sukcesy, ale często gra gorzej niż rok temu. Mniej pewnie, daje się spychać rywalkom do defensywy, nie jest tak dominująca. Wciąż odnosi wielkie triumfy – przy jej klasie sportowej trudno o ich brak – ale nie zdobywa tyle punktów i trofeów, co w sezonie 2022. Z kolei Caroline Garcia w drugiej połowie poprzedniego roku, mniej więcej od przywołanego już zwycięstwa nad Polką, zaliczyła znakomity czas.

Francuzka w kilka miesięcy najpierw wygrała turniej w Warszawie, potem poprawiła imprezą rangi WTA 1000 w Cincinnati, doszła też do półfinału US Open, a na koniec wygrała WTA Finals. Owszem, po drodze zanotowała kilka wpadek, ale ogółem był to jeden z najlepszych okresów w jej karierze. W tym sezonie za to… nie wygrała ani jednego turnieju, a w tych największych – rangi WTA 1000 czy Wielkich Szlemach – nie wystąpiła nawet w finale. W Azji walczy więc o to, by odzyskać zaginioną formę i utrzymać się w czołówce światowego rankingu. Do obrony w trwających miesiącach ma przecież sporo punktów z zeszłego sezonu.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Reklama

I Iga, i Caroline pokazywały w ostatnich meczach nieco ze swojej dobrej formy, swego rodzaju przebłyski. Garcia doszła do półfinału – fakt, że nieco “opustoszałego” przez to, jak wiele tenisistek z czołówki tam nie pojechało – turnieju WTA 1000 w Guadalajarze, a w Pekinie rozegrała trzy solidne mecze. Z kolei Iga Świątek po wpadce w Tokio (porażka w drugim meczu), w Pekinie prezentowała się już lepiej, a w 1/8 finału rozegrała jedno z najlepszych spotkań w roku, w polskim starciu z Magdą Linette, którą w fantastycznym stylu ograła 6:1, 6:1.

Pytaniem otwartym pozostawało jednak czy to Polka, czy Francuzka do ćwierćfinału przystąpi w lepszej dyspozycji.

Dwa sety w dwie godziny

Chciałam być cierpliwa. Wiedziałam, że Caroline lubi podejmować ryzyko i gra mocno. Nie byłam zaskoczona tym, co prezentowała. Miałam cały czas dużą pewność siebie, wiedziałam, co zrobić, by wygrać – mówiła Iga Świątek już po meczu. I faktycznie, dziś okazało się, że cierpliwość mogła być kluczową cechą. Bo jak powiedziała Polka: Caroline Garcia lubi uderzać piłki mocno, a gdy ma dzień i większość z nich wpada jej w kort, naprawdę trudno ją “naruszyć”. Często trzeba po prostu wyczekać swoich szans, nie przejmować się tym, że rywalka raz za razem jest w stanie utrzymywać własne podanie (serwis Francuzka ma piekielnie mocny) czy odrabiać opcjonalne straty na returnie.

Ważny jest spokój. Dziś Iga miała go mnóstwo.

W pierwszej partii obie zawodniczki doskonale serwowały. Na tyle, że właściwie bez szans były returnujące. Iga we wszystkich sześciu gemach serwisowych tego seta straciła… ledwie dwa punkty! A że podanie to w ostatnich miesiącach nie był najlepszy element jej gry i rywalki – zwłaszcza te mocno uderzające, co pokazała choćby Jelena Ostapenko w US Open – potrafiły je naruszyć, to wypadało się tylko cieszyć z takiego obrotu spraw. Sęk w tym, że Caro Garcia też serwowała naprawdę dobrze. Owszem, Iga częściej łapała się na grę na returnie, ale nie wypracowała ani jednego break pointa.

Doszło więc do tie-breaka, w którym minimalnie lepsza okazała się Francuzka. I podkreślmy: słowo “minimalnie” nie jest tu przypadkowe. Decydujący gem pierwszego seta rozstrzygnął się bowiem wynikiem 10:8, a Caroline wygrała go dopiero, gdy w pełni zaryzykowała i do drugiego podania podeszła tak, jakby było to pierwsze – uderzyła z pełną mocą. Opłaciło się.

Reklama

Pierwsza partia trwała 55 minut. A druga… była jeszcze dłuższa! Choć początkowo nie zapowiadało się na to, że będzie miała podobny przebieg. Iga bowiem, co warto podkreślić i zauważyć, ani na moment nie załamała się przegranym w takich okolicznościach pierwszym setem. Na początku kolejnego od razu ruszyła do ataku i wykorzystała break pointa przy stanie 1:1 w gemach. Garcia miała w tamtym okresie ewidentnie gorszy moment w swojej grze, co Polka doskonale wykorzystała i to dwukrotnie. Przy stanie 3:1 przełamała bowiem Francuzkę po raz drugi. Wydawało się, że spokojnie doprowadzi seta do końca.

Nic z tych rzeczy.

Garcia, widząc, co się dzieje, po prostu stwierdziła, że w drugiej partii nie ma już nic do stracenia. Kompletnie “puściła” więc rękę i zaczęła uderzać właściwie wszystko z pełną mocą. I to działało. Najtrudniejsze zagrania wpadały jej w kort i zapisywała sobie kolejne punkty oraz gemy. Po kilkunastu minutach odrobiła wszystkie straty, ba, wyszła nawet na prowadzenie 5:4. Dopiero wtedy udało się Idze wygrać gema i wyrównać stan rywalizacji na 5:5. Moment grozy przeżyliśmy przy jej kolejnych serwisach. Garcia prowadziła bowiem 30:15 i miała przewagę w akcji, ale Świątek doskonałym forehandem po skosie wywalczyła punkt. A potem znów świetnie zadziałało jej podanie i doszło do drugiego dziś tie-breaka.

W nim Polka prowadziła już 5:1, ale tylko po to, by Caroline zdobyła cztery punkty z rzędu. W kluczowym momencie lepsza okazała się jednak Iga, emanująca wręcz przywoływaną już pewnością siebie. To ona zdobyła dwa ostatnie punkty w drugim secie i doprowadziła do decydującej partii. A na zegarze w tym momencie mieliśmy już równe dwie godziny fantastycznej rywalizacji.

Trzeci set? Bez wątpliwości

Przegrana w secie, w którym dwukrotnie odrabiała straty, najwidoczniej podłamała Francuzkę. A może po prostu ta nie miała już sił na dalszą rywalizację. W każdym razie trzeciego seta Iga Świątek zaczęła od przełamania (zresztą po podwójnym błędzie Garcii), a do tego sama świetnie serwowała. Wyraźnie było widać, że w tym okresie gry jest po prostu lepsza na korcie. Caroline stać było tylko na to, by raz utrzymać swoje podanie, ale przy kolejnym gemie serwisowym, znów oddała je Idze. Choć to może zły dobór słów – to Iga wywalczyła sobie tamtego gema, posyłając kilka znakomitych wprost zagrań.

Zresztą w trzeciej partii Świątek grała po prostu fantastycznie. To była taka Iga, jaką chcielibyśmy oglądać zawsze, nieosiągalna dla większości rywalek. Cierpliwość i pewność siebie, o których mówiła, teraz procentowały. O ile dwa pierwsze sety były maratonami, pełnymi emocji, o tyle w trzecim oglądaliśmy sprint Polki po wygraną.

A po drodze nie było żadnego potknięcia, falstartu czy zmiany scenariusza na ostatnich metrach. Iga znakomicie weszła w tę partię, potem tylko ten dobry początek potwierdziła, a seta zamknęła w pierwszym gemie, w którym miała do tego okazję. Wygrała 6:1, udzieliła jeszcze wywiadu, podpisała kilka piłek dla kibiców, a potem mogła zejść do szatni i szykować się do jutrzejszego spotkania, w którym zmierzy się albo z Marią Sakkari, albo z Coco Gauff.

Iga Świątek – Caroline Garcia 6:7 (8), 7:6 (5), 6:1

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
0
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...