Reklama

Prezes Ruchu: Bać się można śmierci, a nie spadku z Ekstraklasy

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

04 października 2023, 09:55 • 9 min czytania 24 komentarzy

Dlaczego nie boi się spadku z Ekstraklasy? Czy myśli o zwolnieniu Jarosława Skrobacza? Czy piłkarzom Ruchu brakuje jakości? Czy na Stadionie Śląskim padnie rekord frekwencji tego sezonu ligowego w Polsce? Jak to możliwe, że wcale nie wściekał się po porażce z trzecioligowymi rezerwami Legii Warszawa w Pucharze Polski? Ile jeszcze długów trzeba spłacić? Na te i na inne pytania w dłuższej rozmowie z nami odpowiada prezes Ruchu Chorzów, Seweryn Siemianowski. Zapraszamy. 

Prezes Ruchu: Bać się można śmierci, a nie spadku z Ekstraklasy

Co łączy Premier League i Ekstraklasę?

Piłka nożna, to na pewno…

Beniaminkowie w Anglii i Polsce okupują doły tabeli.  

Nie jestem tym specjalnie zdziwiony. Dysproporcje w dofinansowaniu Ekstraklasy a I, II czy III ligi są ogromne. W konsekwencji przepaść się powiększa, a stawka rozwarstwia. Myślę, że podobnie, choć zupełnie w innej skali, jest w Premier League, w której kluby obławiają się w znacznie większe kwoty niż w Championship czy League One. Inna sprawa, że spadkowicze z Premiership mogą liczyć na bardziej sprężystą poduszkę niż w Polsce, gdzie ląduje się nieco boleśniej. Niewykluczone, że to ostatni moment, żeby walczyć o utrzymanie, dalej się budować i doszlusować do klubów z najbogatszej grupy albo przynajmniej tych ze środka tabeli.

Reklama

Czuje pan jednak rozczarowanie, że Ruch ma siedem punktów po dziesięciu meczach i zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli Ekstraklasy?

Nikt nie byłby zadowolony. Latem dokooptowaliśmy jednak do składu naprawdę wielu zawodników. Potrzebują czasu na zgranie i zaadoptowanie się w ekstraklasowych warunkach.

Tak skonstruowaliście kadrę, że wielu piłkarzy debiutowało w Ekstraklasie. 

Tak jest, w sumie chyba kilkunastu. Nie jesteśmy ani tak słabi, jak wskazywałaby na to tabela, ani tak mocni, jak moglibyśmy sobie to projektować we własnych oczekiwaniach i wyobrażeniach. Nie przegrywamy przecież w wysokich wymiarach. W każdym meczu jest walka. Chłopcy są ambitni, chcą w tej lidze grać. Zrobią wszystko, żeby się utrzymać, rozwijać się i w przyszłości pograć o wyższe cele. Nie będzie to łatwe. Postrzegam to nawet w kategoriach swoistego „mission impossible”, jak to zresztą zawsze i co roku w naszym Ruchu! Otrzaskamy się i będzie tylko lepiej.

W drużynie Ruchu dostrzega pan zrezygnowanie słabymi wynikami?

Nie jest tak źle. Przyzwyczailiśmy się do zwycięstw, minimum remisów. Przez ostatnie trzy lata rozegraliśmy sto piętnaście meczów, z czego tylko piętnaście przegraliśmy.

Reklama

Luksus. 

Nic nie zrobiło się samo i nie przyszło z łatwością, teraz w Ekstraklasie jest jeszcze trudniej, ale powtarzam: to wielki przeskok sportowy, finansowy i organizacyjny względem I, II czy III ligi. Staramy się zakopywać różnice, nie odstawać, bić się o każdy punkt do samego końca. Po każdym meczu tego sezonu miałem zresztą wrażenie, że zawodnicy pokazywali umiejętności, na które tego konkretnego dnia było ich stać. W większości są jeszcze młodzi, okrzepną, będą lepsi w tej walce o utrzymanie.

Nie ma pan wrażenia, że ducha tej drużyny najlepiej oddaje Daniel Szczepan, napastnik charakterny, z kapitalną śląską historią, ale jednak z wyraźnymi brakami piłkarskimi?

Oparliśmy Ruch o chłopaków z regionu. Przeważająca większość to Polacy poniżej trzydziestego roku życia. Ktoś może powiedzieć, że komuś brakuje umiejętności, ale bazą mają być motywacja i ambicja, od tego wychodzą umiejętności, które trzeba umieć z siebie wyłuskać pod presją czasu, chwili, wyniku, kibiców.

Nie brakuje tych umiejętności?

Nie powiedziałbym. Te umiejętności są spore, tylko jeszcze trzeba umieć je odpowiednio sprzedać. Tego może i trochę czasami brakuje, ale to kwestia czasu.

Zastanawia się pan nad zwolnieniem Jarosława Skrobacza?

Nie, nie, absolutnie.

W ogóle?

Dobrze współpracujemy. Człowiek w piłce raz jest bogiem, a innym razem zerem. Przeżyłem to już jako zawodnik. Ta sinusoida jest niesamowita, od meczu i tygodnia zależy, czy cię uwielbiają, czy nienawidzą, to na swój sposób fascynujące. Nie możemy trenera demonizować, robić nerwowych ruchów, nie o to chodzi. Klub jest przygotowany na każdy scenariusz, wiadomo. Ale tak jak zawodnicy mają szansę, żeby się wykazać, tak też zaufaniem obdarzamy sztab szkoleniowy, w końcu pierwszy raz pracuje na poziomie Ekstraklasy. Wierzę, że uniosą ten ciężar i przeskoczą poprzeczkę, którą sami zawiesiliśmy sobie na tak wysokim pułapie. Niech ta ekstraklasowa historia trwa dłużej niż tylko jeden sezon.

Gdyby Ruch był klubem mniejszym, nie tak legendarnym i niespajającym tak potężnej grupy kibiców, Skrobacz pewnie miałby jeszcze silniejszą pozycję. Przy braku poprawy wyników jego posada może być zagrożona?

Wyniki są pochodną wielu elementów, pracę trenera trzeba oceniać przez pryzmat postępu zespołu i poszczególnych piłkarzy. Czy drużyna walczy? Czy między nią a sztabem jest dobra chemia? To kluczowe pytania, same rezultaty mogą być mylące przy chłodnej ocenie. Dopóki jest nadzieja na lepsze jutro, po prostu… musi być lepiej, bo trudno, żeby nie było. Jarosław Skrobacz ma silną pozycję, uczestniczył w dwóch awansach z rzędu, naprawdę wariactwem byłoby przeprowadzanie jakichś nerwowych ruchów.

Najbardziej zabolała pana porażka z rezerwami Legii w Pucharze Polski?

Na pewno, mecz mina, taka wpadka z trzecioligowcem nie powinna się zdarzyć. Zdecydowała dyspozycja dnia, coś nie zagrało, ewidentnie byliśmy słabsi od zmotywowanego zespołu rezerw Legii. To jest też piękne w Pucharze Polski, że każdy wygrać może z każdym.

Oj, dla Ruchu niezbyt piękne. 

Sól futbolu. Czasami się z tego czerpie, czasami się na tym traci. Dość powiedzieć, że przez ostatnia lata Ruch korzystał z tej przewrotności piłki nożnej, kiedy jako biedniejszy od innych beniaminek zaliczał kolejne awanse z rzędu. W Ekstraklasie jest podobnie, ale nie zamierzamy narzekać, robimy swoje, wstydu sobie nie przynosimy, w końcu połowy meczów nie przegraliśmy, kilka punktów więcej i bylibyśmy w środku tabeli.

Boi się pan, że dumne środowisko Ruchu Chorzów niedługo zapomni, iż optymistyczny plan zakładał awans z III ligi do Ekstraklasy w ciągu dziesięciu, a nie trzech lat? Zbiorowa amnezja to przypadłość chroniczna dla każdego kibica. 

Ruch ma wymagających kibiców. Nie może być inaczej, skoro to czternastokrotny mistrz Polski. Wszyscy marzą tu o najwyższych celach. Nie zawsze udaje się tym oczekiwaniom sprostać. Trzeba wiedzieć, że Ekstraklasa przez lata naszej nieobecności bardzo się rozwinęła i trochę nam odjechała. Widać to gołym okiem. Zależy nam jednak na budowaniu frekwencji, w Gliwicach przychodzi prawie dziesięć tysięcy wiernych fanów, na Stadionie Śląskim możliwości będą znacznie większe, docelowo magia dziać ma się zaś przy Cichej 6.

Czy to się uda? Minione lata wychowały czy też wytworzyły pokolenie fanów, którzy do klubu podchodzą w bardzo racjonalny sposób. Wiedzą, gdzie znajdujemy się na osi czasu, nie żyją samą naszą legendą, a przede wszystkim teraźniejszością i bliską przyszłością. Wspierają nas w najtrudniejszych momentach. Ostatnio przy 1:4 z mistrzem Polski tak pociągnęli doping, że zrobiło się 3:4. Wszystko, co dobre w tym klubie, dzieje się również za ich sprawą.

Frekwencja jest wspaniała, ale wychodzicie tylko na minimalny plus. Ile osób przychodzić ma na Stadion Śląski? 

Pierwszy mecz na Stadionie Śląski zakontraktowany jest na trzydzieści trzy tysiące kibiców. Myślę, że uda się ten wynik wykręcić, jeśli wokół klubu wciąż unosić się będzie dobra aura, a każdy człowiek spośród dziesięciu tysięcy, pojawiających się regularnie w Gliwicach, weźmie ze sobą po dwie osoby na obiekt w Chorzowie, który mamy przecież dużo bliżej. Wielu mieszkańców naszego miasta nie miało jeszcze okazji zobaczyć od środka Stadionu Śląskiego po przebudowie. Jak ten pierwszy mecz dobrze się potoczy, jak chłopcy będą dzielnie walczyć, o co zupełnie się nie martwię, dobrą frekwencję pewnie uda podtrzymać się na poziomie tych dwudziestu czy trzydziestu tysięcy.

Ruch chce bić się z Legią i Lechem o sezonowy rekord frekwencji na meczu Ekstraklasy?

Tak, nikt nie spoczywa na laurach. Wiosną czekają nas kapitalne mecze na Stadionie Śląskim – z Legią, Górnikiem, Lechem. Mało, urodziny klubu przypadają na spotkanie z Widzewem. Najlepiej, jakby z kolejki na kolejkę frekwencja rosła. Wszyscy muszą być do tego przekonani. Żądni emocji. Dopisać powinna pogoda, choć, co tu się martwić: na trybunach atmosfera na pewno będzie gorąca, nawet jak na dworze będzie ciut zimniej, to też kusi i zachęca.

To będzie krok milowy przy spłacaniu długów?

Myślę, że tak, ale też nie demonizowałbym tych długów. Do spłacenia został tylko układ, który aktualnie jest w trakcie zmiany – czekamy na wyznaczenie przez sąd sposobu głosowania. Przenosiny na Stadion Śląski pomogą jednak nie tylko przy spłacaniu tych pozostałych długów, ale przede wszystkim w rozwoju klubu, zbroić musimy się na każdej płaszczyźnie.

Czemu nigdy nie podajcie konkretnej kwoty długów, które Ruch jeszcze musi spłacić?

Wszystko opublikowane jest na giełdzie, całkowicie jawne i transparentne, do tego klarownie komunikowane. Nie chcę niczego przekręcić, ale kiedyś było pięćdziesiąt milionów złotych, a teraz jest dwadzieścia pięć, czyli dwa razy mniej: dwanaście ze spółki miejskiej, ponad pięć od naszych akcjonariuszy, reszta od mniejszych wierzycieli. Część chcielibyśmy przekonwertować, część trzeba będzie spłacić, ale to nie będą kwoty, które zabiją klub. Myślę, że będzie to dla nas bezpieczne i wcale niedługo będziemy mogli ogłosić, że wszystkich długów się na dobre pozbyliśmy.

Pewne sprawy utknęły w sądzie, ale większego zagrożenia nie widzę. Prowadzimy racjonalną politykę. Do każdej złotówki pochodzimy z szacunkiem. Budżet trzymamy w ryzach. Wydatki nie mogą być większe niż wpływy. Jesteśmy wypłacalni i wiarygodni, wszyscy pensje dostają na czas, mogą liczyć też na przeróżne premie. Może gdzieś indziej piłkarze zarobiliby więcej, ale u nas dostają należność na czas. Słowo stoi ponad wszystko inne. Dlatego też tak spokojnie podchodzimy do gorszych wyników. Przecież jeszcze niedawno niemożliwe wydawało się uratowanie Ruchu, a nie utrzymanie w Ekstraklasie…

Mawia pan, że Ruch jest doskonałym oknem wystawowym dla zdolnych piłkarzy. Jednym z celów klubu na kolejne lata jest sprzedawanie największych talentów za dobre pieniądze i podreperowanie tym samym budżetu?

Nikogo na siłę nie wypychamy. Staramy się zatrzymywać nasze talenty w Ruchu na jak najdłużej, przynajmniej dopóki nie staną się na tyle wielkimi ptakami, żeby móc gniazdo spokojnie opuścić i nie zrobić sobie krzywdy w innym miejscu. W transferowym łańcuchu pokarmowym znajdujemy się w takim miejscu, że pewnie wskazane byłoby częstsze bogacenie się na sprzedawaniu piłkarzy, ale zależy nam na wynikach i rozwoju drużyny, na których przecież również się zarabia, a te możliwe są, gdy zespół jest zgrany. Trzeba przeliczyć, co się bardziej opłaca: zarobić tu i teraz na transferze czy zarobić za jakiś czas na wyższym miejscu w tabeli?

Ruch jest atrakcyjnym miejscem pracy. Zarabia się godnie, jest pewność, stabilność, wypłacalność, wędka porządna, promować się można, oddycha się historią, sukcesem ostatnich lat, niosą wypełnione po brzegi trybuny, nie brakuje emocje, ambitnych celów sportowych, bo utrzymanie postrzegam jako ciekawe wyzwanie i potencjalnie duży wyczyn. Każdy, kto tu przychodzi, ma świadomość, gdzie trafia.

Boi się pan spadku?

Bać się nie ma czego.

Nie?

Śmierci można się bać. Spadek nie będzie oznaczał totalnie tragedii. Wiązać się będzie pewnie z wyrwą czasową, ale zrobimy wszystko, żeby degradacja nam się nie przydarzyła.

Musicie jednak o niej myśleć. 

Takie coś może mieć miejsce, trzeba mieć plan A i plan B. Żadnego przeciwnika się nie boimy, żadnego rywala nie lekceważymy, podejście mamy profesjonalne. Nikt nie odpuszcza nawet centymetra boiska, tego oczekujemy od piłkarzy Ruchu. W tej grupie nie ma miejsca na bylejakość. Wszystko w naszych nogach. I gardłach kibiców.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Czytaj więcej o Ruchu Chorzów:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
55
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Ekstraklasa

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
55
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

24 komentarzy

Loading...