Reklama

„To były inne emocje”, czyli jak Polki wywalczyły w Łodzi marzenia

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

25 września 2023, 08:04 • 8 min czytania 19 komentarzy

– Awans na igrzyska, a potem udział w turnieju olimpijskim to jest marzenie każdego sportowca – opowiadała wczoraj jedna z bohaterek, Martyna Łukasik. Po czym delikatnie się przejęzyczyła, mówiąc, że cieszy ją… zdobycie tego medalu. Tak, to tylko anegdota z mixed-zony, ale kto wie, czy za jakiś czas nie będziemy mówić, że nasza siatkarka przewidziała przyszłość. Bo ta drużyna, reprezentacja Polski Stefano Lavariniego, naprawdę może dotknąć chmur. I nie tylko grać na olimpijskiej scenie, ale właśnie sięgać po krążki najważniejszych imprez. Może również na tej w Paryżu?

„To były inne emocje”, czyli jak Polki wywalczyły w Łodzi marzenia

Fani ponieśli Polki do sukcesu

Ten sukces, w rozgrywanym w Łodzi turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk, miał wielu bohaterów.

Zawsze kiedy mówimy o siatkówce, musimy też wspomnieć o kibicach. Jednak uwierzcie, nie da się inaczej. Doping na meczach naszych reprezentantów oraz reprezentantek nie może być lepszy. To właśnie on w miniony weekend niósł Biało-Czerwone w najtrudniejszych momentach. I nie jest to nawet nasza opinia, a coś o czym później mówiły one same. Polscy kibice nie zawiedli pod każdym względem. Również jeśli chodzi o ich frekwencję, bo Atlas Arena, mogąca pomieścić ponad dziesięć tysięcy ludzi, była w ostatnich dwóch dniach pełna.

To idealnie pokazywało, jak nasz kraj docenia tę dyscyplinę. Pamiętajcie, to nie były mecze – jednak nieco popularniejszej i stojącej na jeszcze wyższym poziomie – reprezentacji panów. No i to nawet, jakby nie patrzeć, nie była impreza, na której końcu rozdawane były medale. Ani taka, na której porażka definitywnie zamykała kwestię awansu na igrzyska. W przyszłym roku ostatnie pięć biletów do Paryża zostanie rozdanych na podstawie miejsc zajmowanych w rankingu FIVB.

Reklama

A i tak, mimo tego wszystkiego, nasze siatkarki mogły poczuć się w Atlas Arenie, jakby grały spotkania życia. I co najważniejsze: nie zawiodły tych, którzy przyszli je dopingować. W ciągu ostatnich dni oglądaliśmy zespół wielki. Zespół, który ma nie tylko talent, ale charakter i potworną siłę mentalną, która łamała nawet trzy razy bardziej utytułowane i doświadczone Amerykanki oraz Włoszki.

„Powiedziałam: my lubimy takie końcówki, wygrywamy to”

Nie chodzi o to, że ktoś był pesymistą. Tu nawet taka czysta, sportowa logika podpowiadała, że to wszystko się nie uda. Jeszcze w środę polskie siatkarki przegrały z Tajlandią, która mogła wówczas cieszyć się… ze swojego pierwszego zwycięstwa w turnieju kwalifikacyjnym. Dwa dni później zagrały natomiast z Niemkami (które – jak się okazało – dostały baty od Włoszek i nie miały większych szans z Amerykankami) i nie, wcale nie wygrały tego spotkania pewnie. Tylko były dosłownie o włos od porażki w tiebreaku – nasze zachodnie sąsiadki od szczęścia dzieliły zaledwie trzy punkty.

Nie ma szans, że ktoś przeanalizowałby wyniki tamtych meczów i powiedział: okej, stawiam, że reprezentacja Polski pokona w czterech setach zarówno USA, jak i Włochy. Nawet najbardziej zagorzali miłośnicy polskiej siatkówki raczej liczyli, że może Biało-Czerwonym uda się po prostu wygrać jedno z tych dwóch najważniejszych spotkań. I dzięki temu, jakimś sposobem, uzbierać na tyle dużo punktów, żeby zająć premiowane awansem drugie miejsce w grupie kwalifikacyjnej do igrzysk.

Sebastian Świderski pytany, czy jeszcze parę dni temu wierzył, że polskie siatkarki zapewnią sobie występ w Paryżu, odpowiedział nieco wymijająco, żeby zapytać jakie były humory kibiców po meczu z Tajlandią. Po czym dodał: – Myślę, że po wczorajszy meczu wróciła taka stuprocentowa nadzieja, że można zrobić tutaj wielką rzecz.

Reklama

No właśnie, spotkanie z Amerykankami było pierwszym w turnieju w Łodzi, w którym Polki pokazały, że potrafią zagrać na tak wysokim poziomie, że są w stanie ograć bardzo, a to bardzo mocny zespół. Sam wynik – 3:1 – nie pokazywał jednak, jak momentami zacięty to był mecz. A także nie oddawał tego, co widzieliśmy i dziś: że w najtrudniejszych momentach to zawsze Biało-Czerwone górowały nad rywalkami.

– Skąd brała się nasza siła mentalna? Ciężko stwierdzić – mówiła Martyna Łukasik. – W całym turnieju bardzo dobrze grałyśmy, kiedy miałyśmy nóż na gardle. I dzisiaj nie było inaczej. To było jasne: musimy postawić wszystko na jedną kartę. Bo to był dla nas mecz o wszystko. Wiedziałyśmy, że bez ryzyka trudno to będzie wygrać.

Inna sprawa, że Biało-Czerwone wcale nie zaskoczyły samych siebie. Zdawały sobie sprawę, jaki jest ich największy atut. – To nie jest coś, co pojawiło się nagle. Pokazywałyśmy tę siłę mentalną już od jakiegoś czasu – dodawała Agnieszka Korneluk. – Jak była zacięta walka w trzecim secie, to powiedziałam: my lubimy takie końcówki, wygrywamy to. I tak też faktycznie było. W początkowych fazach meczów nieraz mieliśmy w tym turnieju problem. Aczkolwiek najważniejsze, jak się kończy, a nie zaczyna. Dzisiaj wszystko skończyło się wspaniale.

Odporność kobiecej kadry docenił też prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej. – Najważniejsze jest to, że dziewczyny, kiedy przegrywały dwoma czy trzema punktami, nie zwieszały głowy. Tylko dalej walczyły. Przyznam, że grających ich na takim wysokim poziomie ostatni raz widziałem w pamiętnym meczu z Serbią i w tym o brązowy medal Ligi Narodów – oceniał Świderski.

„Najbardziej emocjonujący turniej w moim życiu”

Wiadomo, że profesjonalistki nie mogą myśleć w ten sposób. Analizować, że jeśli przegrają, to jeszcze jest inna furtka i w sumie to wcale nie wydaje się przesadnie strzeżona. Jasne, zasady kwalifikacji olimpijskich – w przeciwieństwie do tych sprzed kilku lat – nie były dla nas surowe. Polki, jako obecnie siódma drużyna świata, w przyszłym sezonie i tak pewnie awansowałyby na igrzyska na bazie miejsca zajmowanego w rankingu. Tylko no właśnie: dzisiaj zdecydowanie nie miały tego w głowie. Nie chciały czekać do ostatniej chwili, czyli czerwca 2024 roku. Marzyło im się po prostu wyrwanie tego awansu. Zapracowanie na niego.

Dlatego też grały, jakby porażka przekreślała wszystko. – Cały ten turniej był dla nas bardzo ważny. Wiedziałyśmy, że jesteśmy naprawdę blisko. I pokazałyśmy, że potrafimy grać w siatkówkę – opowiadała Korneluk.

A Łukasik dodawała, że nigdy nie grała tak szarpiących nerwów zawodów jak te: – Tak, to był zdecydowanie najbardziej emocjonujący turniej w mojej karierze. To były zupełnie inne emocje niż do tej pory. Awans na igrzyska, a potem udział w turnieju olimpijskim to jest marzenie każdego sportowca.

Wątpliwości nie miała też Martyna Czyrniańska, która w ostatnich meczach wyrosła na kluczową zawodniczkę reprezentacji Polski. I to mimo zaledwie 19 lat na karku. – To był najważniejszy mecz sezonu, który decydował o tym, czy polecimy do Paryża, czy nie. Udało się. I to jeszcze w jakim stylu. Uważam, że walczyłyśmy naprawdę niesamowicie. Przegrywałyśmy w prawie każdym secie, nie grałyśmy zawsze swojej siatkówki. Ale na końcu wracałyśmy i walczyłyśmy o każdą piłkę. 

Sprawdziło się to, o czym sportowcy mówią bardzo często. Igrzyska olimpijskie są czymś więcej. To impreza wyjątkowa. Trudno być spełnionym i zadowolonym ze swojej kariery, choć raz na nich nie występując. Polki może i nie grały o medal, ale wywalczenie awansu do Paryża smakowało im, jakby go zdobyły. A kto wie, czy nawet nie lepiej.

„Pokazały wielkiego ducha”

Nie ma co ukrywać: jesteśmy w trakcie (bo jeszcze przed nami turniej kwalifikacyjny panów) wspaniałego sezonu reprezentacyjnego w polskiej siatkówce. Kadra mężczyzn wygrała wszystko, co było do wygrania. Kadra pań stanęła natomiast na podium Ligi Narodów, a teraz osiągnęła kolejny sukces. W przypadku tej pierwszej jednak trochę do tych genialnych wyników przywykliśmy. A nasze siatkarki natomiast dopiero w ostatnich miesiącach zaczęły grać jak czołowa drużyna świata. Udowodniły, że też potrafią.

Sebastian Świderski w tej sytuacji postanowił wysłać mały komunikat do hejterów, tfu, niedowiarków: – Jak ktoś kiedyś mówił, że żeńska siatkówka się kończy i trudno oczekiwać, że będziemy osiągać sukcesy, to jest właśnie na to odpowiedź. Tym większe brawa dla dziewczyn, bo pamiętajmy, że mamy młodą reprezentację. A jeszcze jest parę siatkarek, które będą chciały w tej drużynie się znaleźć.

Prezes PZPS kilkukrotnie podkreślił też, że liczy, iż nadchodzą wielkie czasy żeńskiej siatkówki w Polsce. A także dodał: Stefano Lavariniego wkrótce może czekać podobny kłopot bogactwa przy wyborze składu jak Nikolę Grbicia. A co po ostatnim spotkaniu mówił sam Włoch, czyli wielki bohater ostatnich dni? Był dumny, ale i stonowany: – Dziewczyny pokazały wielkiego ducha. Mecz był pełen emocji, ale nie do końca świetnej siatkówki. Przez sporą część spotkania rywal grał od nas lepiej. Popełnialiśmy sporo błędów. Ale w tych najważniejszych momentach, przy najważniejszych piłkach dziewczyny miały odwagę i jakość.

Być może Lavarini po prostu wie, że jego podopieczne stać na jeszcze więcej? Bardzo możliwe, choć o pełnym potencjale polskiej kadry przekonamy się dopiero w przyszłym sezonie. Bo na razie nasze siatkarki czeka zasłużony odpoczynek. Choć wcześniej jeszcze, a jakże, celebracja sukcesu. – Myślę, że dopiero teraz jest moment, w którym możemy świętować. Wcześniej grałyśmy turniej po turnieju. Nawet po medalu Ligi Narodów nie było chwili wytchnienia, bo zaraz ruszały mistrzostwa Europy. A teraz te emocje już z nas zejdą – mówiła Agnieszka Korneluk.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Jaka jest tajemnica tej grupy? Jak to się stało, że w mgnieniu oka z europejskiego średniaka wyrosła na drużynę, która pokonuje Amerykanki, Włoszki i już w 2023 roku jest pewna występu na igrzyskach? Powinien to chyba wiedzieć trener Polek, prawda? Ale Stefano Lavarini robił wszystko, żeby nie przypisywać mu tego zwycięstwa: – Nie zrobiłem nic. Po prostu oglądałem ten mecz znacznie bliżej boiska niż wy.

Z ŁODZI
KACPER MARCINIAK

Czytaj więcej:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

10 lat na wygnaniu. Dlaczego nikt nie tęskni za Donaldem Sterlingiem?

redakcja
1
10 lat na wygnaniu. Dlaczego nikt nie tęskni za Donaldem Sterlingiem?

Inne sporty

Polecane

Jastrzębski potwierdził, że jest najlepszy. Drugie mistrzostwo Polski z rzędu!

Sebastian Warzecha
0
Jastrzębski potwierdził, że jest najlepszy. Drugie mistrzostwo Polski z rzędu!
Siatkówka

Mistrz PlusLigi jeszcze nieznany! Siatkarze Aluronu CMC Warty Zawiercie nadal w grze o tytuł

redakcja
0
Mistrz PlusLigi jeszcze nieznany! Siatkarze Aluronu CMC Warty Zawiercie nadal w grze o tytuł
Polecane

Świetny sportowiec może być kruchy psychicznie. „Szedł na zagrywkę blady jak ściana”

Jakub Radomski
2
Świetny sportowiec może być kruchy psychicznie. „Szedł na zagrywkę blady jak ściana”

Komentarze

19 komentarzy

Loading...