Reklama

Najlepsi lekkoatleci 2023 roku. Kto zaimponował najbardziej? [RANKING]

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

21 września 2023, 10:26 • 15 min czytania 5 komentarzy

W miniony weekend odbył się ostatni mityng z cyklu Diamentowej Ligi w tym sezonie. A to oznacza, że za nami już najważniejsza impreza (mistrzostwa świata) i najważniejsza seria zawodów. To więc dobry moment na podsumowanie tego, co wydarzyło się w ostatnich miesiącach w świecie lekkiej atletyki. Postanowiliśmy wybrać dziesiątkę postaci, które na otwartym powietrzu zaimponowały nam najbardziej.

Najlepsi lekkoatleci 2023 roku. Kto zaimponował najbardziej? [RANKING]

Od razu ustalmy jedno: bez złota mistrzostw świata nikt nie miał prawa się załapać. To impreza, na którą szykuje się w końcu docelową formę, na niej trzeba zaprezentować się najlepiej. Tak więc to był warunek, którego nie naginaliśmy. Co braliśmy pod uwagę poza tym? Prestiż konkurencji, liczbę medali, ale też formę przez cały sezon. Uwierzcie nam, stworzenie takiego rankingu to nie łatwizna i nie zdziwimy się, jeśli będziecie mieli na niego całkowicie inne spojrzenie. Sami podejrzewamy, że miejsca 4-7. za miesiąc moglibyśmy ułożyć inaczej. Ale słowo się napisało, zestawienie wygląda, jak wygląda.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Naszym zdaniem – całkiem dobrze. Uwagi możecie jednak śmiało zgłaszać w komentarzach. O to przecież w takich rankingach chodzi. A teraz do rzeczy, zaczynamy dziesiątkę.

  1. MARIA PEREZ GARCIA

Reklama

Chód sportowy, owszem, nie jest najpopularniejszą dyscypliną świata, ale w kraju Roberta Korzeniowskiego, Dawida Tomali czy Katarzyny Zdziebło trudno było nie zawrzeć w tym rankingu Marii Pérez Garcii. Hiszpanka miała doskonały rok, zresztą w pewnym sensie to jej „comeback story”. Bo jej talent wybuchł po raz pierwszy w 2018 roku, gdy została mistrzynią Europy na 20 kilometrów. A potem? Potem się pogubiła, długo nie mogła wrócić na najwyższy poziom. W tym roku zrobiła to z przytupem.

Już w maju pobiła rekord świata na 35 kilometrów – owszem, to młoda konkurencja, ale wynik i tak wart jest docenienia. Z kolei na mistrzostwach świata w Budapeszcie nie dała szans konkurencji i zdobyła dwa złota. Zresztą w chodzie ogółem rządzili Hiszpanie, bo dwukrotnie złoty okazał się też Álvaro Martín. Ale że nie ma w zanadrzu rekordu świata, to jego rodaczka jednak pobiła jego wyczyny. 

Nigdy nie sądziłam, że to możliwe, bym zdobyła dwa złota. Było trudno, ale cała ta ciężka praca się opłaciła. Na 20 kilometrów miałam problemy z mięśniem, nie wiedziałam, czy wystartuję na 35 kilometrów, ale spróbowałam. Czułam się pewna swojej techniki, chciałam utrzymać normalny rytm. Dla mnie to wielkie osiągnięcie, ale też dla całego hiszpańskiego teamu. Chcę cieszyć się tym momentem – mówiła po swoim sukcesie. 

Za rok i ona, i Álvaro spróbują powtórzyć taki sukces, ale na igrzyskach. 

  1. GUDAF TSEGAY

Reklama

26-latka to już od kilku lat gwiazda biegów na długich dystansach. O ile jednak w zeszłym roku rywalizowała głównie na 1500 czy 5000 metrów, o tyle w tym sezonie w dużej mierze postawiła na 10000. Owszem, to po części zapewne konsekwencja tego, w jak doskonałej formie była Faith Kipyegon (która – uwaga, spoiler – także pojawi się w tym zestawieniu). Ale Tsegay takiego wyboru pewnie nie żałowała.  

Na mistrzostwach świata w Budapeszcie w wielkim stylu zdobyła bowiem złoto na „dziesiątce”. Gorzej było na 5000 metrów, gdzie finiszowała dopiero 13., stąd w rankingu jest nieco niżej. Ale i tak dostała się do niego… w ostatniej chwili. W trakcie finału Diamentowej Ligi w Eugene, który rozgrywano w miniony weekend, ustanowiła bowiem rekord świata na 5000 metrów, notując fenomenalny czas 14:00.21 – o pięć sekund lepszy od poprzedniego rekordowego wyniku. 

Owszem, skorzystała tam z doskonałej pracy pacemarek, ale ostatnie kółka biegła w tempie, któremu nie była w stanie dorównać żadna rywalka. I udowodniła, że za rok w Paryżu zapewne będzie chciała powalczyć o dwa złota. Szczególnie po Budapeszcie. 

Byłam bardzo zła, że nie wróciłam z mistrzostw z dwoma medalami, ale wiedziałam, że świetnie przepracowałam okres przygotowawczy i mogę w jakiś sposób jeszcze na tym skorzystać. W Eugene były perfekcyjne warunki, uznaliśmy, że możemy pobić ten rekord – mówiła. A potem rekord nie tylko pobiła, ale wręcz zmiażdżyła. Udowadniajac, że w Budapeszcie – choć kosztowna – to była tylko wpadka.  

  1. RYAN CROUSER

Dominator pchnięcia kulą, który jednak nie wygrał finału Diamentowej Ligi. I to zepchnęło go o jedną pozycję w dół w tym zestawieniu. Z drugiej strony – wypada docenić to, jak regularny i fantastyczny jest Crouser. Jasne, startuje w konkurencji nie najbardziej medialnej i wyczekiwanej, ale stojącej aktualnie być może na najwyższym poziomie w całym lekkoatletycznym świecie. Choćby wczoraj jego 22.91 m było najlepszym pchnięciem, jakie nie dało wygranej. Kiedykolwiek, w jakichkolwiek zawodach. O dwa centymetry lepszy był bowiem Joe Kovacs.  

Do Crousera należy jednak aktualny rekord świata, który ustanowił w maju. 23.56 m to wynik fenomenalny i na tyle dobry, że organizatorom mityngu w Los Angeles Ryan musiał pokazywać, by… przestawili bandy, którymi kończyła się rzutnia. Bo faktycznie pchał bardzo blisko nich. Tylko on w tym sezonie posyłał kulę poza 23 metr – zrobił to trzykrotnie, w tym na mistrzostwach świata w Budapeszcie. 

Tam pchnął 23.51 m, a cały stadion – łącznie z samym Crouserem – był przekonany, że to nowy rekord świata. Wtedy jednak zabrakło sześciu centymetrów, ale Amerykanin kolejny raz pokazał, ze gdy przychodzi do najważniejszych zawodów, to nie zawodzi. Zresztą w tegorocznych startach przegrał tylko raz – właśnie w Eugene, w ten weekend.  

Powtórzmy więc: taką regularność trzeba docenić. Bo Crouser w kuli jest w tym momencie klasą sam dla siebie. To reszta musi go gonić.  

  1. JAKOB INGEBRIGTSEN

To gość, który dopiero co (19 września) skończył 23 lata, a już jest legendą biegów długodystansowych. W Budapeszcie przekonał się jednak, że musi nieco przyhamować… z pewnością siebie. Jasne, jej odrobina to nic złego. W stolicy Węgier przeszarżował jednak z prowadzeniem biegu na 1500 metrów, z czego niespodziewanie skorzystał Josh Kerr. Norweg szybko jednak wyciągnął z tego lekcję i bieg na 5000 metrów rozegrał już znakomicie od strony taktycznej, broniąc złota. 

A więc z Węgier przywiózł złoto i srebro. Niezły wynik. 

Jeszcze bardziej imponujące są jednak jego czasy. Na 1500 metrów wykręcił 3:27.14, rekord Europy i czwarty wynik w historii lekkiej atletyki, a na milę 3:43.73 – też najlepszy wynik na Starym Kontynencie i trzeci biorąc pod uwagę cały świat. Na 2000 metrów – nietypowym, ale czasem rozgrywanym dystansie – jest już rekordzistą świata. 3000? Rekord Europy, trzeci w historii światowej lekkiej atletyki. Na 5000 w tym sezonie rekordów nie wykręcał, ale zdobył wspomniane złoto.  

Jakob był po prostu wszędzie, biegał każdy możliwy dystans od 1500 do 5000 metrów. I zawsze był genialny. Jak na europejskie warunki – to prawdziwy fenomen, gość, który rzucił wyzwanie zawodnikom z Afryki i który regularnie ich ogrywa. W Eugene dzień po dniu okazywał się najlepszy (na milę i 3000 metrów). A że długie dystanse to często domena nieco bardziej doświadczonych zawodników, to możemy tylko zastanawiać się, gdzie Jakob będzie za rok, dwa, a nawet dziesięć. 

Choć co do tego za rok – mamy pewne podejrzenia. Stawiamy na olimpijskie podium. Dwukrotnie. 

  1. SHERICKA JACKSON

Lekkoatletyka przez lata czekała na kogoś, kto byłby w stanie pobić rekordy Florence Griffith-Joyner na 100 i 200 metrów. I o ile na setce szanse na to nadal wydają się nikłe, o tyle na dwustu metrach Shericka Jackson jest o krok. Czy jej się uda? Nie wiadomo, bo wynik Flo-Jo (21.34 s) to rezultat absolutnie fenomenalny.  

Ale kolejne trzy na liście wszech czasów należą już do Jackson. Z czego dwa są z tego roku. 21.48 s z Brukseli i fantastyczne 21.41 s z Budapesztu. Na Węgrzech w dodatku niemal nie wiało. Można więc założyć, że gdyby Jamajka dostała stosunkowo mocny wiatr w plecy, to rekord Florence byłby już nieaktualny. 

Czuję, jakbym była świadectwem na to, że możesz coś stworzyć, jeśli tylko tego bardzo chcesz i się nie poddasz. W czasie biegu nie myślałam o rekordzie świata. Będę dalej pracować i zobaczymy, czy uda mi się go pobić. Na moim numerze napisałam czas, bardzo szybki, to było nieco ponad 21.20. Obok tego napisałam 21.40 s i tyle chciałam pobiec dziś. Byłam tego bardzo bliska, więc jeśli chodzi o rekord świata, to jestem blisko, coraz bliżej – mówiła wtedy.  

I faktycznie, na jednym z najbardziej widowiskowych i medialnych dystansów, Jackson biega tak szybko, jak żadna z jej rywalek. A do tego dokłada też sukcesy na setkę i w sztafecie 4×100 metrów (w obu przypadkach w Budapeszcie była srebrna). Jej wyniki imponują tym bardziej, że przecież jeszcze kilka lat temu biegała głównie na 400 metrów, dopiero po mistrzostwach świata w Dosze, w 2019 roku, postawiła na krótsze sprinty. 

Okazało się, że była to znakomita decyzja, a Shericka jest o krok od tego, by zostać najszybszą kobietą w dziejach na 200 metrów. Jeśli ten rekord pobije za rok, pewnie wkroczy nawet na podium tego zestawienia. O ile jej wyczynów nie przyćmi jedna z największych rywalek z tego sezonu. Która w naszym zestawieniu znajduje się przed Jackson. 

  1. SHA’CARRI RICHARDSON

Kariera Sha’Carri zdaje się momentami pędzić jak autobus w filmie „Speed”. Tyle że nie zawsze w słusznym kierunku. Po tym jak nagle wystrzeliła i z miejsca stała się jedną z największych gwiazd amerykańskiej lekkiej atletyki – co nie może dziwić, to w końcu charakterystyczna i charyzmatyczna postać – najpierw wpadła na używaniu marihuany i z powodu dyskwalifikacji nie wystąpiła na igrzyskach w Tokio. 

A potem? W zeszłym roku nawet nie dostała się na mistrzostwa świata w Eugene. Przepadła w krajowym czempionacie, spaliła się psychicznie, choć wcześniej biegała świetnie, wykręciła czas 10.73 na setkę. W tym już nie tylko na mistrzostwach biegała, ale zrobiła to na najwyższym możliwym poziomie. 

Z Budapesztu wróciła z trzema medalami: złotymi na 100 metrów i w sztafecie 4×100 oraz brązowym krążkiem na 200 m. Na pierwszych dwóch dystansach ustanowiła przy tym rekordy mistrzostw, a na trzecim – życiowy. Jednym zdaniem: była w wielkiej formie i potwierdziła to, o czym mówiono od jakiegoś czasu – że może stać się nową gwiazdą lekkiej atletyki.  

A swoje mistrzostwo podsumowała krótko: 

Jestem tu. Jestem mistrzynią. Powiedziałam wam wszystko. Nie wróciłam. Jestem lepsza.  

  1. ARMAND DUPLANTIS

Kozak. To jedno słowo najlepiej opisuje Armanda Duplantisa. Szwed od kilku sezonów nie skacze poniżej pewnego poziomu. Wręcz przeciwnie – regularnie przeskakuje poprzeczkę zawieszoną coraz wyżej. Jeszcze na hali ustanowił w tym roku rekord świata, a potem na jego poprawę harował przez cały sezon na stadionie. I wreszcie się udało. 

W Eugene, tam gdzie pobijał go i rok temu. Armand trącił poprzeczkę, ale nie zrzucił jej. Skoczył 6.23 m, po raz siódmy w karierze bijąc absolutny rekord świata. – Limit jest bardzo wysoki, mam nadzieję, że będę w stanie skakać dobrze i coraz wyżej, tak jak zrobiłem to dzisiaj. Ale, na razie, nie myślę o niczym, poza radością z tego momentu i cieszeniem się tym, co zrobiłem – mówił po rekordowym skoku. 

Ale wcześniej nawet bez rekordów i tak skakał wybitnie. 

Owszem, w trakcie sezonu eksperymentował z tyczkami. Stąd nawet raz – w Monako – zdarzyło mu się przegrać rywalizację z rywalami i skoczyć tylko 5.72 m. Poza tym jednak zawsze wygrywał. Dziewięciokrotnie osiągał sześć metrów lub wyżej. Dla większości skoczków to wynik wybitny, gdy mowa… o całej ich karierze. On robi to w ledwie kilka miesięcy. Ogółem szóstkę w tym sezonie osiągali poza nim tylko KC Lightfoot (fenomenalne 6.07 m, ale nie było go nawet na MŚ) i John Obiena (równe 6.00 m).  

Armand wyrasta więc nad resztę i ani na moment nie obniża poziomu. W Budapeszcie niby wyzwanie rzucił mu wspomniany Obiena, to właśnie tam Filipińczyk skoczył sześć metrów. Ale co z tego, skoro Szwed zdawał się nie czuć żadnej presji? Aż do 6.10 m włącznie nie zrzucił poprzeczki ani razu! Dopiero próbując pobić rekord świata zrobił to trzykrotnie. Przez Armanda wydaje się, że reszta skoczków jest słaba. A przecież, jak mówił nam Piotr Lisek: 

Sześć metrów? To wyniki historyczne. Ja wiem, że perspektywa jest nieco zakrzywiona przez Mondo, bo wszystkim nam się wydaje, że sześć metrów to nagle jest nic. Ale nie oszukujmy się – 5.80 m to już są świetne wyniki, a sześć metrów to rezultaty historyczne. 

Mondo regularnie przechodzi więc do historii. I pewnie będzie to robić jeszcze przez wiele lat. 

  1. FEMKE BOL

Niesamowite były dla niej mistrzostwa świata. Zaczęły się od upadku – dosłownego. Na finiszu sztafety mieszanej 4×400 metrów, gdy biegła po złoto i rekord świata, po prostu się wywróciła. Szybko wstała i przebiegła linię mety na drugim miejscu, ale… bez pałeczki. Ta jej wypadła sama przetoczyła się za linię mety.  

Nie wiem, co się stało. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się coś takiego [Femke nie ma racji – upadła też w zeszłym roku na hali w biegu indywidualnym, ale wtedy przekroczyła linię mety – przyp. red.]. Naciskałam, naciskałam i naciskałam. Rozczarowałam się faktem, że moje ciało nie wytrzymało tego biegu – mówiła na świeżo po starcie. 

Zaczęło się więc fatalnie. Niektórzy nawet zastanawiali się, czy Femke nie doznała wstrząśnienia mózgu, bo upadając, mocno przydzwoniła głową o tartan. 

Okazało się, że nie. A udowodniła to w najlepszy możliwy sposób. Na mistrzostwach po stracie jednego złota odrobiła to sobie… dwoma innymi. Triumfowała w biegu na 400 metrów przez płotki i – sensacyjnie – w sztafecie 4×400, gdzie znakomite Holenderki wygrały nawet z Amerykankami, ustanawiając rekord kraju i najlepszy wynik sezonu. 

Najbardziej imponujący był jednak jej start na płotkach. Femke była faworytką i sprostała presji tego miana. I to w wielkim stylu. Rywalizację wygrała z czasem 51.70 s, który imponowałby nawet na płaskie 400 metrów, a im bliżej była mety, tym bardziej oddalała się od rywalek. Druga  Shamier Little była wolniejsza o ponad sekundę. Z Femke po prostu żadna rywalka nie miała szans.  

I tak przez cały sezon. Na płotkach bowiem nie przegrała… ani jednego biegu! A to osiągnięcie, którego nie sposób zlekceważyć. 

  1. NOAH LYLES

World champion of WHAT?krzyknął Noah Lyles na konferencji prasowej, mówiąc o NBA. I to chyba najbardziej zapadło wszystkim w pamięć z jego występu w Budapeszcie. Niesłusznie, bo choć Lyles wywołał wielką dyskusję, to najlepiej prezentował się na bieżni. Ba, przed mistrzostwami zapowiadał nawet, że chciałby powalczyć o rekord świata na 200 metrów, łamiąc wreszcie wynik Usaina Bolta sprzed kilkunastu lat.  

To mu nie wyszło. Ale wielkiemu Jamajczykowi dorównał w inny sposób – zgarnął wszystkie możliwe złota: na 100 i 200 metrów, a potem w sztafecie 4×100. Zresztą już kilka lat temu sam Usain mówił o Lylesie, że to właśnie takiego charakteru potrzebuje lekka atletyka. 

Lyles jest bowiem charyzmatyczny, ma w sobie coś z showmana, tak jak miał i Bolt. Bawi się biegami, bawi i poza bieżnią, choćby nagrywając rapowe utwory. Lubi kreskówki, często samemu upodabniając się do znanych postaci. Podoba mu się też kontakt z mediami, nie unika go. Chętny jest pogadać o wszystkim, ale raczej dopiero po starcie. Najpierw musi wykonać dobrą robotę.  

W Budapeszcie zrobił to w najlepszym możliwym stylu. A to wcale nie tak, że był pewniakiem – stawka i na 100, i na 200 metrów jest bardzo wyrównana. On jednak wyprzedził wszystkich najlepszych rywali.  

Poniosłem już wiele porażek, również na 100 metrów. Na mistrzostwach USA startowałem z COVID-em, zdobyłem brąz, ale wiele osób mnie skreśliło. Wiedziałem, co muszę zrobić. Przyjechałem tu po trzy złota. Jedno mam, reszta przyjdzie – mówił po setce, na której o złoto było mu najtrudniej. Mógł więc być pewny siebie, a tę pewność potwierdził potem i na starcie. 

Na 200 – gdzie w tym roku nie przegrał ani razu – wyprzedził drugiego Erriyona Knightona o ponad dwie dziesiąte sekundy. W sztafecie Amerykanie też nie dali szans rywalom. Lyles był potrójnie złoty. Od Bolta nie zrobił tego nikt na żadnej światowej imprezie. 

  1. FAITH KIPYEGON

W ostatni weekend straciła na rzecz Gudaf Tsegay jeden ze swoich rekordów świata, ale nie ulega wątpliwości, że to i tak był jej sezon. W pewnym momencie najlepsze w historii rezultaty miała trzy, wszystkie z tego roku – na 1500 i 5000 metrów (ten straciła) oraz milę. Na mistrzostwach świata z kolei zdobyła dwa złota – w biegach na pierwszych dwóch dystansach. 

Mówiąc wprost: była najlepsza.  

A to wcale nie było tak oczywiste jeszcze kilka lat temu. W 2017 roku postanowiła założyć rodzinę, w połowie 2018 urodziła córkę. – Byłam tak przerażona. „Może nie uda mi się wrócić, może po prostu zniknę” – każda zawodniczka ma takie same myśli. Ale byłam bardzo zdeterminowana. Powiedziałam sobie: muszę to zrobić. To przywilej dla każdego człowieka, móc stworzyć rodzinę – opowiadała. 

Na najwyższy poziom wróciła szybko. Już w 2019 roku zgarnęła srebro mistrzostw świata, za najlepszą wówczas „długodystansówką”, Sifan Hassan. Jakiś czas zajęło jej wyjście z rzucanego przez Sifan cienia. Już na igrzyskach w Tokio, a potem też na mistrzostwach świata w Eugene, była jednak najlepsza na 1500 metrów. A w tym sezonie pokazała, że może też wygrywać na 5000. Bijąc przy okazji rekord świata, podobnie jak na dwóch innych dystansach. 

Wciąż nie mogę w nie uwierzyć. To coś niesamowitego, trudnego do uwierzenia. Niczego nie oczekiwałam i nagle, bum, mam trzy rekordy świata w dwa miesiące. Marzyłam i miałam w głowie pobicie rekordu świata na 1500 metrów, ale nie na 5000 metrów oraz na milę. W ogóle o tym nie myślałam – mówiła Olympics.com.  

W Budapeszcie dwukrotnie wygrała z Hassan. Imponujący zwłaszcza był jej finisz na dłuższym dystansie, z którym Holenderka po prostu nie dała sobie rady.  

To był wspaniały rok. Dziś ustanowiłam historię, zdobyłam dwa złota na mistrzostwach świata, marzyłam o tym cały sezon. Byłam cierpliwa, czekałam, aż forma pozwoli mi na bicie rekordów świata i walkę o podwójne złota. Moja marzenie się spełniło. Przekraczałam bariery i będę chciała robić to nadal w przyszłości. Wierzyłam w siebie, skupiałam się na linii mety i napisałam historię – mówiła.  

I za to wszystko właśnie trafiła na szczyt tego zestawienia. 

GDZIE W TYM POLACY? 

Niestety, żaden z Polaków nie miał szans znaleźć się w rankingu – po prostu nie zdobyliśmy złota. Jednak gdyby wybrać trójkę najlepszych z naszych reprezentantów, to ta byłaby stosunkowo oczywista. Pierwsza musiałaby być Natalia Kaczmarek, która zanotowała kilka biegów poniżej 50 sekund, jak żadna inna Polka zbliżyła się do rekordu kraju Ireny Szewińskiej, a przede wszystkim – była druga na mistrzostwach świata i w finale Diamentowej Ligi.  

Za jej plecami musiałby się znaleźć również srebrny Wojciech Nowicki. Najlepszy młociarz sezonu, któremu jednak nie wyszło w pełni na docelowej imprezie. Niemniej to od lat gwarant medali, z każdej seniorskiej imprezy przywozi jakiś, a to – nawet jeśli zmieniają się kolory – warto docenić.  

Trzecia byłaby z kolei Ewa Swoboda. Pierwsza Polka w finale mistrzostw świata w biegu na 100 metrów, w którym zajęła szóste miejsce. Dodatkowo zawodniczka, która wybiegała fenomenalne 10.94 s (o setną sekundy gorzej od rekordu Polski), a także na stałe zadomowiła się w światowej czołówce. Szerokiej, ale jeśli w przyszłym sezonie znów poczyni progres, to kto wie, co osiągnie za rok. 

Oby każde z nich osiągnęło jeszcze więcej niż w tym sezonie. Chcielibyśmy bowiem móc w tym rankingu umieścić polskie akcenty na którymś z numerowanych miejsc. W tym roku, niestety, się nie udało. 

SEBASTIAN WARZECHA 

Fot. Newspix 

Czytaj też: 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”

Jakub Radomski
2
Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”
Ekstraklasa

Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Piotr Rzepecki
2
Myśliwiec: Mam poczucie, że bylibyśmy w stanie wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...