Reklama

Oczekiwania vs rzeczywistość. Jak Santos kłamał na pierwszej konferencji prasowej

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

12 września 2023, 15:02 • 6 min czytania 38 komentarzy

Fernando Santos na pierwszej konferencji prasowej mówił zgrabnie, a jeśli dodać do tego jego duże doświadczenie w piłce nożnej – jak i sukcesy – trudno było wówczas kręcić nosem i przekonywać, że to się nie uda. Po kilku miesiącach nie da się jednak powiedzieć inaczej – nie udało się. Z kolei tamte słowa nigdy nie opuściły salki konferencyjnej i wciąż pozostają tylko słowami.

Oczekiwania vs rzeczywistość. Jak Santos kłamał na pierwszej konferencji prasowej

Wróciliśmy do prezentacji selekcjonera, by zestawić jego zapowiedzi z rzeczywistością. Efekt jest taki, że zapowiedzi leżą na deskach i nie wyjadą z klatki bez pomocy służb medycznych.

Santos mówił na przykład: – W Grecji miałem greckich asystentów i chcę mieć Polaków teraz. W pierwszej fazie to bardzo ważne, bo Polak zna polską mentalność. Wczoraj miałem okazję porozmawiać z dwoma panami (Łukasz Piszczek i Tomasz Kaczmarek – red.). Zrozumiałem ich pomysły. Chcę przemyśleć decyzję i za 15 dni przekażę moją opinię prezesowi. Nie można też nagle zaangażować zbyt wielu współpracowników. Na pewno jednak będzie polski element w moim sztabie.

Ktoś powie, że jest przecież Mielcarski, ale Mielcarski nie jest trenerem, ba, nawet kandydatem na takiego (jak Piszczek). Tamtego dnia wydawało się oczywiste, że Santos weźmie sobie do zespołu choć jednego polskiego szkoleniowca, który będzie się mógł przy nim uczyć, a potem skorzystać z doświadczenia w dalszej pracy. Jak jest, widzimy – Portugalczyk nie zaprosił nikogo.

Mielcarski może być mu przydatny, nie przeczymy, ale w dłuższej perspektywie polski futbol w ogóle na tym nie zyska. Trudno sobie wyobrazić, że przychodzi taki Papszun i korzysta z Mielcarskiego, bo i po co? Papszun zna język polski oraz rodzimych zawodników. Mielcarski stanie się więc zbędny. Dla długofalowego dobra naszego futbolu Santos mógłby wziąć więc też kelnera, który obsługiwał go przy okazji Euro 2012.

Reklama

Naprawdę – za pięć lat nie będzie miało to znaczenia, czy z Santosem pracował kelner, czy Mielcarski.

Dalej: – Chcę zrobić to, co w Grecji i Portugalii, czyli zostawić po sobie jakąś spuściznę na przyszłość. Świat futbolu się zmienia, ale chce zbudować podstawy nowej przyszłości. Musimy patrzeć na zespoły młodzieżowe i to jedno z moich zadań.

Na czym polega więc ten kontakt Santosa z trenerami młodzieżowymi? Ile odbyło się wspólnych konferencji, prelekcji? Czy polski futbol już kieruje się w stronę wyznaczoną przez Santosa, czy jednak Portugalczyk jeszcze żadnego kierunku nie wytyczył? No, wydaje się, że to drugie.

Szczególnie, gdy słychać takie zdania, jak to Tomka Włodarczyka, który powiedział: – Michał Probierz był gotowy stworzyć raport dla selekcjonera reprezentacji Polski na temat zawodników, których już prowadził, np. Karola Świderskiego i tych, których teraz ma pod batutą w kadrze młodzieżowej. Fernando Santos – z tego co mi wiadomo – nie był zainteresowany w ogóle takim raportem.

Santos nie ma absolutnie żadnego pomysłu na to, jak prowadzić pierwszą reprezentację, więc nie żartujmy, że miałby reformować polski futbol. Na razie jego jedyną spuścizną jest ratowanie się Krychowiakiem i Grosickim w drugiej połowie 2023 roku. Taką rewolucję mógłby zaproponować też wspomniany kelner i to za „troszeczkę” mniejsze pieniądze.

Reklama

Dalej: – Chcę porozmawiać z piłkarzami o ich wizji gry, o tym jak i gdzie się czują najlepiej.

Nie były to chyba zbyt owocne rozmowy, skoro Santos miał problemy z rozróżnieniem, jaka jest pozycja Pawła Wszołka. Można wątpić w to zdanie, gdy słyszy się o tym, że sztab pytał Casha czy da radę wystąpić na prawym skrzydle, mimo że Cash dopiero co grał tak w Aston Villi. Łatwo się zastanawiać nad tym wszystkim, gdy selekcjoner kompletnie miota się z wystawianiem składu, nie sprawdzając Wieteski, ignorując Slisza, by męczyć bułę Krychowiakiem, który już z Wyspami Owczymi wyglądał jak paralityk.

Pewnie Santos z kimś z tam porozmawiał, ale wniosków nie wyciągnął żadnych. Poprawne zdanie z tamtej konferencji brzmiałoby więc: – Chcę porozmawiać z piłkarzami o ich wizji gry, o tym jak i gdzie się czują najlepiej, ale zapomnę o całej gadce po drugim szlugu.

Dalej: – Będziemy obserwować młodzież. Ciężko jednak teraz rzucać nazwiskami. Kto zna moją historię, ten wie, że jestem znany z wprowadzania młodych piłkarzy do drużyn. Nie jest jednak ważny wiek, a jakość piłkarska.

Póki co u Santosa nie zadebiutował nikt, mimo że była opcja spróbować na przykład Ledermana, który siedział na ławce z Niemcami. Portugalczyk wolał jednak iść w kierunku sprawdzonych nazwisk, a gdy zaczęło mu się palić pod dupą, dorzucił do tych zgranych kart te już tak upaćkane herbatą i kawą, że ledwo widać figury. Mieliśmy budować zespół na Euro 2024, natomiast w tym momencie właściwie nie da się już tego zrobić, ryzykując i eksperymentując, bo każdy mecz jest o wszystko.

A można było mecz towarzyski przeznaczyć na solidne sprawdzenie kadry – tym bardziej że Santos tego spotkania przecież nie chciał. Połakomił się jednak na nic nieznaczące zwycięstwo, którego jakoś nie widać w tabeli eliminacyjnej grupy mistrzostw Europy.

Dalej: – Ta reprezentacja ma wszystko, by rywalizować z każdą drużyną na świecie. Czasem patrzymy na nazwiska czy na pozycje w rankingu i to prowadzi do błędnych założeń. Ja wychodzę z założenia, że trzeba szanować rywala, ale bez strachu.

100% ZWROTU DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU!

Jak się okazuje, ta reprezentacja nie ma na razie wystarczająco wiele, by rywalizować z Mołdawią i Albanią. Zresztą przecież dokładnie w tę pułapkę, o której Santos mówił, sam wpadł. Postawił na nazwiska. Stwierdził, że skoro Krychowiak ma tyle meczów w reprezentacji, to w kluczowym momencie jego doświadczenie się przyda. A ślepy zauważyłby, że Krychowiak nie nadążałby w meczu z polskimi parlamentarzystami. To już nie 2016 rok, kiedy to nazwisko coś znaczyło. Można było postawić na kogoś, kto może ma mniejsze dokonania, ale robi więcej na murawie. Na przykład biega.

Przykłady da się mnożyć, bo Grosicki był olewany, kiedy grał świetnie, a został powołany, gdy jest fatalny (to jest właśnie powołanie za  nazwisko). Ciągnięcie za uszy Bednarka też jest już niesmaczne. Po cholerę on dostał 90 minut z Niemcami? Wiemy, jak gra Bednarek (niestety). Dlaczego wtedy cały mecz na ławce przesiedzieli Wieteska i Wiśniewski?

A co do strachu – mieliśmy się nie bać, a konkretnych zmian boi się sam Santos.

I na koniec: – Od dzisiaj jestem Polakiem, jestem jednym z was. Będziemy robić wszystko, by zapewnić Polakom dużo radości. Będzie to wymagało dużo pracy, ale to wszystko przed nami. Będę mieszkał w Warszawie i chce dobrze poznać kulturę, kraj, ludzi, więc proszę się przyzwyczaić, że będziemy się często widywać.

Santos co jakiś czas rzeczywiście pojawi się na meczu, ale czy naprawdę ktoś obecnie widzi, że powyższe zdanie znalazły choćby 50% potwierdzenia w rzeczywistości? Portugalczyk chętnie wraca do kraju, jeździ na pielgrzymki, a na niektóre mecze z udziałem polskich drużyn trzeba go ciągnąć (Tomasz Włodarczyk przywołuje przykład starcia Legii z Midtjylland).

Naprawdę mamy w dupie, czy Santos zna Matejkę, my chcielibyśmy wiedzieć, że Santos zna Wieteską, Wszołka, Slisza i innych. To, jak ich traktuje, pokazuje, że gdzieś mu dzwoni, ale nie wie w jakim kościele.

*

Sami widzicie – Santos okazał się mniej słowny niż niejeden polityk, a to już duża sztuka. Wyklepał parę formułek i w ten sposób się prześlizgnął, co jednak… nie czyni go drugim Siwym Bajerantem. Sousa bowiem bajerował, ale na boisku – mimo braku wyników – było widać, że kadra idzie w zupełnie innym kierunku niż u poprzednika. Nie przyniosło nam to sukcesów, ale jednak zmiana była bardzo łatwo dostrzegalna.

A tutaj co? Parę ckliwych zdań, a na boisku bez żadnej zmiany i bez żadnego pomysłu. Powtórzmy: tak reprezentację mógłby prowadzić byle kto. Nie trzeba szukać w Portugalii.

Dlatego, panie Santos, pan nie jesteś Siwym Bajerantem, a ledwie Siwym Darmozjadem. Na bajeranta jeszcze trzeba zasłużyć, a nawet to się w tej kadencji nie udało.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI: 

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

38 komentarzy

Loading...