Magdalena Stysiak ma zaledwie 22 lata, a już uchodzi za liderkę kadry polskich siatkarek. Siatkarka, która pierwsze kroki stawiała w Wieluniu, po dwóch latach gry wśród seniorek zdecydowała się na kontynuowanie kariery za granicą. – Wyjazd był jedną z najlepszych decyzji jakie podjęłam w swojej karierze. Zaczęłam inaczej na wszystko spoglądać – mówi w rozmowie z Weszło polska atakująca.
O różnicach w podejściu do treningu pomiędzy Włochami i Polską, a także między starszym i młodszym pokoleniem siatkarek. O tym, w jaki sposób Stefano Lavarini odmienił kadrę. Jak sama ocenia swoją grę podczas mistrzostw Europy, oraz dlaczego najważniejszymi zawodami sezonu reprezentacyjnego będzie turniej rozgrywany w dniach 16-24 września w Łodzi? A także dlaczego zdecydowała się na transfer do Turcji i skąd ma w sobie takie zacięcie do języków obcych? Zapraszamy do lektury.
SZYMON SZCZEPANIK: Jaka atmosfera obecnie panuje w polskiej drużynie?
MAGDALENA STYSIAK: U nas zawsze jest bardzo dobra, fajnie dogadujemy się z dziewczynami. Wprawdzie po mistrzostwach Europy był lekki niedosyt, ale teraz wiemy, że wciąż mamy o co walczyć. Dajemy z siebie maksa na treningach i miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
W ciężkie treningi nie wątpię. A jak spędzacie wolny czas? Gracie na konsoli, w gry planszowe, a może każda woli pobyć chwilę sama ze sobą?
Obecnie przebywamy w Spale, gdzie ciężko znaleźć jakąś odskocznię od treningu. Inaczej jest, kiedy trenujemy w Szczyrku. Zawsze można wyjść na miasto albo pograć w różne gry, bo w tamtejszym COS-ie jest bilard czy piłkarzyki. Tu nie ma takich rzeczy. Jednak generalnie i tak mamy mało wolnego czasu i w pewnym momencie człowiekowi po prostu nie chce się już nic robić. Rano mamy siłownię – pierwsza grupa o 9:30, druga o 11:00. Po siłowni o 12:30 jemy obiad, ale o 16:30 znowu jest trening. Więc mamy takie dwie-trzy godziny na odpoczynek, podczas którego staramy się przygotować do następnych zajęć. Ja zasadniczo nie lubię grać w karty czy gry planszowe. Wolę sama sobie dać odrobinę oddechu.
Żeby relacje z dziewczynami po prostu się nie przejadły?
Tak, bo my razem jesteśmy ze sobą bardzo długo. W tym sezonie praktycznie bez większych przerw od maja, czyli od startu Ligi Narodów.
Przed mistrzostwami Europy mówiłaś, że możecie pokonać Serbki. Wygrywałyście też sparingi z Turcją. Oczywiście, wówczas składy waszych rywalek nie były optymalne. Ale czy porażki z tymi drużynami poniesione już podczas mistrzostw można traktować jak zimny prysznic? A może bardziej jak lekcję?
Tak, wygrywałyśmy sparingi z Turcją, grając w Polsce. Ale wtedy Turczynki dopiero przygotowywały się do docelowej imprezy i byłyśmy od nich w lepszej formie. One z kolei pokazały świetną dyspozycję już podczas mistrzostw. Z kolei z Serbią zawsze ciężko nam się gra. Mają Tijanę Bošković – najlepszą atakującą na świecie, którą wykorzystują w stu procentach. W porównaniu do tych drużyn, nam czegoś jeszcze brakuje.
Wszyscy są zachwyceni naszym sezonem, medalem z Ligi Narodów. Ale jeden turniej się kończy i trzeba już myśleć o kolejnych. Ja na mistrzostwach miałam chęć pokazać jeszcze więcej. To się nie udało, jednak uważam, że mistrzostwa Europy były dla nas fajną lekcją, a nasz czas jeszcze przyjdzie. Marzę o tym, by kiedyś zdobyć medal na tej imprezie, bo na niego zasługujemy. Tylko my wiemy, jak ciężko zapierniczamy na treningach. Jednak czy porażkę w ćwierćfinale można traktować jak kubeł zimnej wody? Chyba nie. Przegrałyśmy ze znakomitą drużyną, która na ten moment jest po prostu lepsza od nas. Trzeba się z tym pogodzić.
Jakie wnioski reprezentacja Polski jako zespół może wyciągnąć z mistrzostw Europy?
Myślę, że każda z nas wyciąga je we własnym zakresie. Ja mogę wypowiadać się wyłącznie za siebie i uważam, że nie byłam na tym turnieju w najlepszej formie. Próbowałam dawać maksa, lecz było to ciężkie. Po bardzo długiej grze w Lidze Narodów, siły gdzieś zanikały. Przez medal Ligi Narodów wymagania kibiców wobec nas wzrosły, pojawiła się presja, ale jednak jeszcze trochę brakuje nam do tego, by wygrywać z najlepszymi drużynami w Europie i na świecie.
Za wami dobre dwanaście miesięcy. Powiedzieliśmy o medalu VNL oraz ćwierćfinale Euro i porażce z bardzo mocnymi Turczynkami. Przed tymi dwiema imprezami fajnie pokazałyście się na mistrzostwach świata, gdzie także dotarłyście do ćwierćfinału. Jakim cudem ten zespół w ciągu roku tak bardzo się zmienił? Bo myślę, że jeszcze we wrześniu ubiegłego roku nikt nie postawiłby na to, że osiągniecie tak dobre wyniki na trzech kolejnych turniejach.
Nie ma co się oszukiwać – to zasługa trenera Stefano Lavariniego, który przeprowadził mentalną rewolucję w zespole. Ta drużyna od dawna potrzebowała zmiany, przy czym nie chodzi mi o wymianę nazwisk. Wciąż grają te same zawodniczki. Tylko my wszystkie grałyśmy dobrze w swoich klubach, po czym przyjeżdżałyśmy na kadrę i czegoś nam zaczynało brakować. Można powiedzieć, że nie czułyśmy się dobrze w reprezentacji. Obecny trener to zmienił. Stefano Lavarini to super człowiek, który wie kiedy trzeba tupnąć nogą, a kiedy można pożartować. Mam do niego odpowiedni respekt, ale zarazem bardzo lubię i staram się wyciągnąć z pracy z nim jak najwięcej.
Dodajmy jednak łyżki dziegciu do tej beczki miodu, którą było ostatnie dwanaście miesięcy. Odniosłem wrażenie, że podczas mistrzostw Europy w niektórych momentach potrafiłyście zgubić koncentrację. Jak na przykład z Ukrainą, gdzie po świetnym pierwszym secie, drugi przegrałyście. Czy z Serbią, kiedy także znakomicie zagrałyście w pierwszej partii, by w drugiej przegrać do 13. Da się wyeliminować te wahania formy, które macie na przestrzeni jednego spotkania?
Zgadzam się z tym co powiedziałeś. Mamy w meczach takie przestoje, za które później płacimy cenę. Potrafimy zagrać super połowę seta, po czym tracimy trzy-cztery punkty i nie umiemy wrócić do swojej gry. To wszystko kwestia mentalna, która jest do wytrenowania. Jednak tak, męczyło nas to podczas mistrzostw Europy. Choć pamiętajmy, że nasze rywalki też były mocne i walczyły. To nie tak, że my powinnyśmy wygrać z Ukrainą każdego seta do dziesięciu. Mam respekt do każdego przeciwnika i uważam, że skoro ktoś gra na dużym turnieju, to widocznie na to zasłużył. Przegrany set nie był dla nas żadną ujmą. I ostatecznie wygrałyśmy mecz za trzy punkty. Jednak owszem, pracujemy nad koncentracją. Nie możemy w przyszłości tracić kilku punktów z rzędu, bo później bardzo ciężko jest nam wrócić do swojej gry.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Po meczu z Serbią były jakieś wymiany wiadomości z Katariną Lazović czy innymi dziewczynami z tej reprezentacji? Z tego co kojarzę, dobrze dogadujesz się z siatkarkami z Bałkanów.
Tak, z każdą dziewczyną z Serbii mam bardzo dobry kontakt. Sama mówię w ich języku, co też mi pomaga. Często rozmawiam z Miną Popović czy Jovaną Stevanović, z którą występowałyśmy razem w Monzie. Pamiętam, że kiedyś Jovana śmiała się do mnie, że wygrywamy z reprezentacją Serbii, ale tylko kiedy jej nie ma w składzie. Na mistrzostwach świata nie mogłyśmy wygrać. W Lidze Narodów się nam to udało. Teraz ponownie wróciła do kadry i znowu przegrałyśmy. Ale mi takie kontakty pasują. Nie lubię po meczu siedzieć w czterech ścianach pokoju i rozmyślać o spotkaniu. Wolę z kimś wyjść i pogadać – nawet nie o samej siatkówce, o różnych rzeczach.
Wspomniałaś, że w kwestii wyciągania wniosków wolisz skupiać się na sobie. Zatem czy sama w sobie widzisz rezerwy, elementy w których możesz być jeszcze lepsza?
Oczywiście. Gdybym nie widziała w czym mogę się poprawić, to by oznaczało, że już nie powinnam grać w siatkówkę. Cały czas się czegoś uczę. Chcę się rozwijać i być jeszcze lepsza. Po przegranych meczach zawsze zwracam uwagę na swoją grę, wymagając więcej najpierw od siebie, a dopiero potem od zespołu. Uważam, że rola atakującej polega na tym, że musi skończyć każdą piłkę. Czy dostanie dobre czy złe zagranie – to już problem atakującej, by sobie z tym poradzić. Ale to lubię. Inną kwestią jest to, że mój młody wiek nie oznacza braku doświadczenia. Ja nadal jestem najmłodszą zawodniczką grającą w podstawowej szóstce reprezentacji. A w całej kadrze – trzecią najmłodszą. Jednak cztery lata gry w lidze włoskiej dały mi to, że lubię brać na siebie presję odpowiedzialności za wynik.
Znakomicie grałyście w Lidze Narodów, zaliczyłyście udane mistrzostwa Europy, ale już od 16 września zaczniecie w Łodzi kolejną grę o wielką stawkę. Kwalifikacje olimpijskie to ten najważniejszy turniej roku?
Mistrzostwa Europy również były dla nas ważne, ale myślę, że tak. Igrzyska olimpijskie to marzenie dla każdego sportowca i oddałabym wszystko, by móc na nie pojechać. Dlatego myślę, że to będzie nasz najważniejszy dotychczasowy turniej.
Jak oceniasz samą grupę w Łodzi? Turczynek i Serbek w niej nie ma – to z pewnością dobra wiadomość! Za to są Amerykanki czy Włoszki.
Musimy skupić się na swojej grze, nie możemy patrzeć na przeciwniczki. Teraz krążą informacje, że Włoszki przyjadą bez Paoli Egonu, ale nie chcemy się w to zagłębiać. Mamy grać swoją dobrą siatkówkę, a wtedy nie będę martwiła się o wynik. Zapewne mecze z reprezentacją Włoch i USA będą najcięższe, ale nie zapominajmy też o innych drużynach. Są Niemki i kilka kolejnych ekip, z którymi musimy wygrać by skutecznie walczyć o wyjazd na igrzyska.
Podczas turnieju w Łodzi będziemy mieli też fajną presję. Bezpośrednio do Paryża kwalifikujemy się z pierwszego lub drugiego miejsca. Jednak pamiętajmy, że na igrzyska pojedzie także pięć reprezentacji znajdujących się najwyżej w rankingu FIVB, które nie zdołały awansować przez turniej. Z tego względu bardzo sobie pomogłyśmy występami w Lidze Narodów, bo aktualnie zajmujemy siódmą pozycję w rankingu. Trener tłumaczył nam różne warianty w których możemy dostać się na igrzyska właśnie tą drogą, ale ja uważam, że jeżeli na kogoś liczysz, to możesz się przeliczyć. To od nas samych najbardziej będzie zależała kwestia awansu.
Ciekawie ułożył się także terminarz łódzkiego turnieju, bowiem z USA i Włochami zagracie dwa ostatnie mecze. Trener Lavarini ustawi przygotowania tak, by peak formy przypadł na dni 23-24 września?
Stefano Lavarini wie jak zarządzać zespołem i jak ważne będą to dla nas spotkania. Z pewnością w pierwszych meczach będzie rotował składem i postara się zrobić wszystko, byśmy na ostatnie dni były w pełni sił. Super się wydarzyło, że te ostatnie dwa mecze przypadną na weekend. W Atlas Arenie będzie wtedy bardzo dużo kibiców, to z pewnością nam pomoże.
Ty będziesz grała w zasadzie u siebie w domu. Pochodzisz z Turowa, a pierwsze siatkarskie kroki stawiałaś w Wieluniu. Twoja rodzina i znajomi z pewnością przyjadą do Łodzi.
Będą obecni na każdym naszym meczu. W miejscowości w której mieszkam, mamy grupkę osób, która mi kibicuje. Oni wynajęli już cały autokar i wiem, że na ostatni mecz przyjedzie 56 osób. Z Wielunia do Łodzi jest raptem sto kilometrów, to rzeczywiście jak gra w domu. Fajnie, że mam taki fanklub, który mnie wspiera na trybunach.
Jakiś czas temu oglądałem wywiad Łukasza Kadziewicza z Joanną Wołosz. Nasza rozgrywająca miała sporo ciekawych wniosków na temat tego, czym jej pokolenie siatkarek różni się od twojego. Ty zauważasz różnice w podejściu do siatkówki starszych koleżanek?
Tak. Pomimo, że sama należę do nowego pokolenia, to grę w kadrze zaczynałam w czasach, gdzie występowały te starsze zawodniczki. Wtedy wyglądało to całkowicie inaczej. Nie chcę powiedzieć, że było gorzej, ale wówczas z ich strony występowała presja, naciskanie na najmłodsze zawodniczki na zasadzie „ty jesteś młoda, więc robisz to i to”. Wiesz, jakieś znoszenie piłek i inne tego typu rzeczy. Teraz już tego nie ma. Chociaż mamy w zespole doświadczone siatkarki, to one nie stosują takich praktyk.
Magdalena Stysiak i Joanna Wołosz.
Wyjazd w młodym wieku do Włoch przyspieszył twój siatkarski rozwój?
Jestem bardzo zadowolona z tego, że w wieku osiemnastu lat wyjechałam z Polski. Gdybym została w kraju, to mogłaby mi uderzyć woda sodowa. Po części tak się stało kiedy miałam siedemnaście lat i wchodziłam do dorosłej siatkówki. Widzę to teraz, z biegiem czasu. Wyjazd był jedną z najlepszych decyzji jakie podjęłam w swojej karierze. Zaczęłam inaczej na wszystko spoglądać.
Na czym polegało to uderzenie wody sodowej? Zaczęłaś myśleć, że jesteś najlepsza i tak już zostanie?
Nie do końca. Od zawsze miałam bardzo silny charakter i nie pozwoliłam sobie wchodzić na głowę obojętnie komu, młodszej czy starszej zawodniczce. Jednak zawsze przeżywałam takie wymiany zdań, bo jestem też uczuciową osobą. Myślę, że wyjazd kształtuje charakter zawodniczki. W Polsce mamy stworzoną strefę komfortu. Dziewczyny wychodzą ze Szkół Mistrzostwa Sportowego i od razu otrzymują super oferty z TauronLigi. Zarabiają fajne pieniądze, ale przy tym nie zawsze grają. Jasne, człowiek rozwija się podczas treningu, lecz najmłodsze zawodniczki muszą grać, bo później ktoś przychodzi do kadry i następuje zderzenie z murem. Dlatego im wcześniej człowiek pozna świat poza swoją strefą komfortu, tym lepiej. Sama po sobie wiedziałabym, że w kraju czuję się za dobrze.
Odnoszę takie wrażenie, że decydując się na wyjazd w młodym wieku, od pierwszych lat dorosłej kariery jesteście nauczone innych standardów pracy. Na przykład, że na treningu lepiej od wojskowego rygoru działa na was pozytywna energia i bardziej partnerskie podejście.
Jeżeli człowiek dorósł już do pewnego etapu, to potrafi oddzielić pracę od relacji prywatnej. We Włoszech ze wszystkimi trenerami miałam super kontakt. To oznaczało, że po treningu z nimi żartowałam, ale ten sam człowiek podczas zajęć mógł mnie opierdzielać i dać ogromny wycisk. Ja wtedy nie mówiłam mu „ej, co ty robisz, przecież jesteśmy kumplami”. W takich chwilach siedzę cicho i wykonuję polecenia, bo to jest moja praca. Nie wszyscy potrafią to oddzielić – zarówno wśród trenerów jak i zawodniczek. Ze szkoleniowcem trzeba dobrze żyć, ale nie na zasadzie, że przyjdzie pan trener i trzeba się go bać. We Włoszech nie ma takiego zwrotu jak „pan trener”. Tam mówi się po imieniu, niezależnie od tego ile kto ma lat. Oczywiście trzeba zachować odpowiedni szacunek podczas rozmowy, jednak samo podejście jest inne, bardziej luźne.
Jak w porównaniu do polskiej szkoły trenerskiej różni się samo przygotowanie do meczu? Słyszałem, że Włosi to absolutni fanatycy taktyki i na tym polu nie mają sobie równych.
Przywiązują do tego elementu wielką wagę. Nasz trener bardzo skupia się na analizie wideo, dzięki której przekazuje nam wiele cennych informacji. Ale jego wskazówki nie ograniczają się tylko do samej gry w siatkówkę. Stefano Lavarini udziela nam wielu rad życiowych. Sprawia, że chce się go słuchać. Co do samego przygotowania przed meczem, we Włoszech mamy zawsze tylko jedną gierkę, później trening zagrywki, przyjęcia i to tyle. Człowiek jest przygotowany do meczu, zna taktykę, wie jak dana rywalka atakuje, gdzie musi skoczyć do bloku czy gdzie ustawić się do obrony.
GŁÓWNYM SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST ORLEN S.A.
W Serie A dwa razy zdobyłaś srebrny medal. Trochę żal, że nie udało się zdetronizować Imoco Volley, czy po prostu na tyle było was stać jako zespół? W tym roku w finale granym do trzech zwycięstw było już 2-1 dla was i miałyście mecz u siebie.
Tak, w tegorocznych rozgrywkach mieliśmy większą szansę na zdobycie mistrzostwa. Cieszę się z tych srebrnych medali, to dla mnie także duże osiągnięcie. Jak powiedziałeś, w tym roku było 2-1 dla nas, więc było blisko, ale zarazem daleko. Na dziewczynach z Conegliano ciążyła niesamowita presja. Wiedziały, że muszą zwyciężyć i przyjechały tak naładowane, że nie miałyśmy z nimi szans. Wcale nie grałyśmy źle, ale i tak przegrałyśmy 0:3. A później miałyśmy świadomość, że ciężko będzie wygrać na ich terenie decydujący mecz. Jednak powiem szczerze, że nie wiem czy na papierze byłyśmy zespołem, który był w stanie walczyć o złoto. Naszą siłę realnie oceniałabym na zajęcie drugiego lub trzeciego miejsca, bo klub ze Scandicci także stworzył mocną ekipę i też miał walczyć o najwyższe cele. Zatem jestem zadowolona z tego medalu, on dużo dla mnie znaczy.
Od przyszłego sezonu zagrasz w Fenerbahce. Tak się składa, że również od następnych rozgrywek trenerem mistrzyń Turcji zostanie… Stefano Lavarini. Czy osoba Włocha miała jakiś wpływ na twoją decyzję o dołączeniu właśnie do tego zespołu?
Nie miała wpływu, bo kiedy podpisywałam kontrakt, trenerem zespołu był jeszcze Zoran Terzić. Jeszcze nie było żadnych plotek o tym, że Stefano go zastąpi, choć pojawiały się informacje o tym, że Serb może odejść. Największy wpływ na moje dołączenie do Fenerbahce miała Eda Erdem – moja idolka, która z czasem stała się też bardzo dobrą koleżanką. Nie zastanawiałam się długo. Otrzymałam ofertę i powiedziałam sobie, że nieważne za jakie pieniądze, chcę spróbować swoich sił w lidze tureckiej. Od zawsze o tym marzyłam, więc to była bardzo szybka decyzja.
Dopiero później zaczęła się rozwijać sytuacja z trenerem. Pamiętam, że już na kadrze pewnego dnia do mnie podszedł i powiedział „Magda, nie jestem już trenerem Novary”. Pogadaliśmy i trochę pół-żartem powiedziałam mu, że zapraszam do swojego klubu. Tak się złożyło, że po paru dniach rzeczywiście ogłosili go szkoleniowcem Fenerbahce. Pogratulowałam mu, bo trenera Stefano znam od kilku lat, w lidze włoskiej często się widywaliśmy podczas meczów i zawsze udawało się nam zamienić parę zdań. Ale jestem zadowolona z tego wyboru, bo naprawdę go lubię i cenię jego pracę. Daje mi jako zawodniczce mnóstwo informacji technicznych, taktycznych i wiem, że przy nim mogę się rozwijać.
Magda Stysiak bardzo chwali sobie współpracę ze Stefano Lavarinim. Od następnego sezonu Włoch będzie prowadził Polkę także w jej nowym klubie.
Z drugiej strony, w nowym zespole masz nie lada konkurencję do pierwszego składu. W Fenerbahce na ataku gra Melissa Vargas, Kubanka która obecnie jest największą gwiazdą reprezentacji Turcji.
Przy czym ona dołączy do zespołu dopiero w styczniu, bowiem występuje także w lidze chińskiej.
Dokładnie. Ale jednak będzie okres w którym trener Lavarini do dyspozycji będzie miał was obie, a pozycję atakującej na boisku – tylko jedną. Dla którejś z was szykuje się ławka rezerwowych? A może trener zdradził, że widzi ciebie lub Melissę grającą na przyjęciu?
Nie wiem nic na ten temat i powiem szczerze, że nie chcę tym zajmować. Na razie, po przybyciu do nowego klubu do stycznia będę chciała dać z siebie jak najwięcej. Później Melissa wróci, przy czym jak powiedziałeś, będzie grała już jako Turczynka. To duży plus, bo w Turcji na boisku w zespole mogą występować tylko trzy siatkarki z zagranicy, nie cztery, jak to ma miejsce we Włoszech.
Wprawdzie nie rozmawiałam o tym z trenerem, ale wiem, że on lubi stosować podwójne zmiany. Więc to też nie będzie tak, że jedna z nas cały czas będzie siedzieć na ławce. Zapewne w jednym meczu zagram ja, w innym ona, a będą też spotkania w których zagramy po połowie. Wydaje mi się też, że jeżeli awansujemy z kadrą na igrzyska, to trener także nie doprowadzi do sytuacji w której spędzę pół sezonu na ławce. Tak samo będzie z Vargas, która jest ważnym ogniwem reprezentacji Turcji.
Znamy cię głównie z pozycji atakującej, ale czy ty sama dobrze czujesz się także na przyjęciu?
Miałam już epizody gry na tej pozycji. W ataku człowiek zajmuje się tylko wykończeniem. To jest super, bo myśli się tylko o zdobywaniu punktów. Jednak w przyjęciu nie grałam już dość długo, choć paradoksalnie w Monzie podpisałam kontrakt do gry właśnie na tej pozycji. Dopiero później w wyniku splotu kilku zdarzeń powróciłam na atak. Można powiedzieć, że jestem dość uniwersalną zawodniczką i gdybym poćwiczyła grę jako przyjmująca, to mogłabym obsadzić tę pozycję. Aczkolwiek lepiej czuję się w ataku.
Turcja w tym roku wygrała Ligę Narodów i Mistrzostwo Europy. VakifBank Stambuł triumfował w Lidze Mistrzyń. Zastanawiam się, na ile twoje przenosiny są spowodowane poczuciem, że teraz to nad Bosforem siatkówka kobiet jest najsilniejsza na świecie.
Przyznam, że nie zwracałam na to uwagi, choć oczywiście sukcesy o których mówisz, robią wrażenie. Turcja stała się tak mocna, odkąd zmieniła trenera i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Ale wyjazd do tamtejszej ligi zawsze był moim marzeniem. Jest tam cztery-pięć klubów, które należą do światowej czołówki. Reszta też jest dobra, ale jednak na trochę niższym poziomie. Chcę tam spróbować swoich sił. Uwielbiam Włochy i spędziłam tam świetne cztery lata, ale to był najwyższy czas na zmiany. Zapewne dopiero po roku będę mogła powiedzieć, czy przeprowadzka wyszła mi na dobre i porównać poziom ligi tureckiej z włoską.
Fenerbahce zdobyło mistrzostwo kraju, lecz za najsilniejszy klub uchodzi VakifBank. Będzie trochę jak w Monzie, gdzie walczyłyście o zdetronizowanie Imoco Volley?
Tak, to dość podobna sytuacja. Tym bardziej, że w tym roku także Eczacıbaşı będzie miało bardzo dobry skład. Myślę, że te trzy zespoły będą walczyć o mistrzostwo. Przy czym VakifBank jest najbardziej utytułowanym klubem ostatnich lat, bo wiele razy wygrywał w Lidze Mistrzyń. Ale historia nie gra. My także jesteśmy mocne i wierzę w to, że będziemy w stanie z nimi wygrywać.
Turcja to też nowa kultura. Możesz określić się jako typ obieżyświata? Szybko wyjechałaś z Polski, we Włoszech spędziłaś cztery lata, ale w dwóch różnych zespołach. Czyli dość często zmieniasz miejsce pracy.
Czy ja wiem? Dwa lata na klub to nie tak często. Sama nie uważam się za zawodniczkę, która długo może siedzieć w jednym klubie. Lubię podróżować, zwiedzać świat, poznawać nowych ludzi i języki. To mnie interesuje, więc skoro mam możliwość zmieniać otoczenie, to kiedy, jak nie teraz?
Właśnie – twoja znajomość języków obcych robi wrażenie, śmiało możesz nazywać się poliglotką. Skąd w ogóle takie zacięcie do ich nauki?
Prawdę powiedziawszy, nie wiem skąd to się wzięło, bo nigdy specjalnie nie uczyłam się języków. One jakoś same wchodziły mi do głowy. Okej, angielskiego uczyłam się chodząc do szkoły. Z włoskim miałam zajęcia z panią nauczyciel podczas pierwszego roku gry w Scandicci. Jednak im dłużej człowiek tam przebywa, tym łatwiej przyswaja mowę. W opanowaniu języków bardzo pomaga mi muzyka. Na przykład serbskiego nigdy się nie uczyłam, nie otworzyłam żadnej książki. Ale miałam dużo znajomych z Serbii, więc obyłam się z tym językiem przez słuchanie rozmów oraz serbską muzykę, którą uwielbiam. Robiłam tak, że kiedy nie rozumiałam słów jakiejś piosenki, to wpisywałam tekst w tłumacza, a kiedy później ją śpiewałam, to automatycznie zapamiętywałam poznane wyrazy. Teraz po serbsku mówię lepiej, niż po włosku.
W twoim zespole gra Bojana Drća – będziesz miała z kim pogadać po serbsku.
Otóż to. Ale w Eczacıbaşı gra Jovana Stevanović, z którą mam świetny kontakt. W innych klubach także występują dziewczyny z Serbii, więc z pewnością nie zapomnę tego języka.
Masz w planach naukę tureckiego?
Oczywiście, że będę chciała poznać ten język. On gdzieś powoli do mnie puka, zaczynam używać tych słów na telefonie. To będzie najtrudniejszy język z którym przyjdzie mi się zmierzyć, ale chcę się go po prostu nauczyć. Nie będzie łatwo, ale dam radę!
ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj więcej o siatkówce: