Na początku przygotowań wypadł Ivi Lopez, potem kontuzję złapali John Yeboah i Zoran Arsenić, a wczoraj Raków poinformował o tym, że przez dłuższy czas musi sobie radzić bez Stratosa Svarnasa i Jeana Carlosa. Nie oszczędza życie częstochowian w – zdaje się – najważniejszym okresie w historii klubu.
Zajmijmy się najpierw dwoma ostatnimi przypadkami, bo do nieobecności Yeboaha czy – szczególnie – Lopeza zdążyliśmy się już przyzwyczaić (co jednocześnie nie oznacza, że człowiek nie zastanawia się, co by było gdyby). Choć tak naprawdę to Svarnas cieszy się pewnie lepszą pozycją w zespole, to jednak strata Carlosa przed rewanżem z Kopenhagą może być boleśniejsza. Grek bowiem nie zagrał już w pierwszym spotkaniu, a Raków i tak zaprezentował się dobrze w defensywie. Stracił gola bardzo przypadkowo, ale poza tym nie dopuścił rywala do niczego sensownego – duża w tym zasługa choćby Milana Rundicia, który akurat wrócił po urazie. Trio Rundić-Racovitan (wygrany początku kadencji Szwargi)-Kovacević wciąż zapowiada się solidnie, a jeszcze przecież za tego ostatniego może wskoczyć Arsenić, który walczy z czasem (poleciał z drużyną na mecz).
Ale lewe wahadło? Oj, tu jest już gorzej. Jean Carlos to piłkarz zupełnie innego, lepszego formatu niż Deian Sorescu. Przede wszystkim Brazylijczyk daje to, co w takim starciu – zapewne na styku, gdzie zadecydują pojedyncze impulsy – może być kluczowe. Otóż potrafi zrobić przewagę dryblingiem, wygrać z przeciwnikiem jeden na jednego. Na poziomie Ekstraklasy skuteczność jego zwodów w tym sezonie wynosi 63%, kiedy Sorescu ledwie 33%.
Rumun gra zupełnie inny futbol – nie gna, lubi zwolnić, zejść do środka. Carlos często nie kalkuluje, tylko ładuje się na przeciwnika, co potrafi dać zespołowi korzyść. Widać, że Szwarga to ceni, skoro Brazylijczyk każdy mecz w europejskich pucharach zaczynał w pierwszym składzie. Nie da się uznać inaczej niż tak, że kontuzja akurat tego piłkarza, to spora strata.
Niby w odwodzie pozostaje jeszcze Plavsić, ale na razie Raków nie ma z niego wiele. Serb nie dał specjalnie ciekawej zmiany w meczu z Kopenhagą, w Ekstraklasie wystąpił zaś dwukrotnie i wyglądał mniej niż przeciętnie. Naturalnie nikt nie twierdzi, że nie dojdzie w końcu do dobrej dyspozycji, ale rewanż jest jutro, a nie za miesiąc czy dwa.
Raków na tak kluczowy mecz zostaje więc z Sorescu, który przecież jeszcze poprzednią rundę spędził na wypożyczeniu, bo nie był w Częstochowie już specjalnie chciany. Tak jak Racovitanowi pomogła mu zmiana trenera, ale też nie na tyle, by wygryźć Carlosa ze składu.
100% ZWROTU DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU
Po czasie można się też zastanawiać o ile silniejszy byłby Raków, gdyby nie urazy Lopeza i Yeboaha (przy założeniu, że wtedy Raków zrobiłby transfer ze Śląska). Co nie napawało optymizmem w starciu z Duńczykami, to kompletny brak improwizacji, elementu szaleństwa w ofensywie. Jeden i drugi potrafiliby to zapewnić, szczególnie można się rozmarzyć myśląc o Ivim na dziewiątce. Kopenhadze nie byłoby wówczas równie łatwo ograniczać ataków Rakowa, bo przy Piaseckim czy Zwolińskim Duńczycy wiedzieli, że wystarczy zamknąć środek, a potem poradzić sobie z wrzutkami. Dziewiątki gospodarzy (a także dziesiątki) nie potrafiły dodać efektu „wow”.
Teraz Yeboah już jest w kadrze, niemniej trudno wierzyć, że bez żadnego meczu od czasu kontuzji będzie faktycznie wartością dodaną.
Jeśli Raków odpadnie będzie można myśleć „co by było gdyby”, ale z drugiej strony należy docenić to, jak zbudowano tę kadrę. W poprzednich latach, gdyby polski klub musiał się liczyć z tak dużymi stratami, po prostu nie byłoby go już na tym poziomie rozgrywek. A Raków jednak jest i wciąż walczy o Ligę Mistrzów.
Natomiast obawa, że straty ludzkie na finiszu okażą się zbyt duże, niestety istnieje.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Mecz Barcelony z Villarrealem tak kozacki jak Lamine Yamal
- Najpiękniejsze oblicze Jagiellonii
- Na taką Koronę aż miło było popatrzeć!
- Exposito, Raków, Śląsk: olbrzymie dylematy i konflikty interesów
Fot. Newspix