Hubert Hurkacz i Iga Świątek nie mieli dziś łatwych zadań, ale zgodnie wygrali swoje mecze w 1/8 finału turnieju w Cincinnati. Hubert w świetnym stylu pokonał Stefanosa Tsitsipasa, natomiast Iga po gorszym pierwszym secie, w dwóch kolejnych zdecydowanie górowała nad Chinką Qinwen Zheng.
Hubert Hurkacz nie był faworytem starcia ze Stefanosem Tsitsipasem. Z Grekiem grał do tej pory w karierze ośmiokrotnie, triumfował tylko dwa razy, ale – co dawało pewne nadzieje – to on był lepszy w ich jedynym spotkaniu w Stanach Zjednocznych (Miami 2021). Polak zresztą w ostatnich tygodniach wygląda na korcie naprawdę nieźle – na Wimbledonie sprawił problemy Novakowi Djokoviciowi, w Kanadzie z kolei przegrał po niezwykle zaciętym meczu z Carlosem Alcarazem, a w Cincinnati w kluczowych momentach meczów jest lepszy od rywali.
Dziś zresztą lepszy był od samego początku, bo już w drugim gemie – choć w pierwszym sam bronił break pointa – przełamał rywala. A potem przewagę utrzymywał, choć bywało, że Stefanos był bliski odrobienia strat. Choćby w siódmym gemie, gdy wypracował sobie dwa break pointy, ale wtedy do roboty wziął się Hubert, wygrał cztery punkty z rzędu i utrzymał podanie. Zresztą dziś szło mu to o tyle łatwiej, że doskonale funkcjonował jego serwis. Często wygrywał własne gemy do zera – choćby na zakończenie pierwszego seta.
W drugim tempa nie zwolnił, co normalnie często mu się zdarza. Od razu przełamał Stefanosa, a potem pewnie trzymał podanie. I właściwie niezagrożony dotarł do samego końca partii i meczu, który okazał się jednym z najlepszych w wykonaniu polskiego tenisisty w całym trwającym sezonie. Pokonał w końcu czwartego tenisistę świata, a w nagrodę dostanie mecz z nierozstawionym Alexeiem Popyrinem. Jeśli wygra, w półfinale może mieć okazję do rewanżu za niedawną porażkę – w teorii powinien tam trafić na Carlosa Alcaraza. Choć Hiszpan gra aktualnie z Tommym Paulem, z którym mu wyjątkowo nie po drodze – przegrał dwa z ich trzech meczów.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Iga Świątek zaczynała swój mecz w chwili, gdy Hubert Hurkacz rozgrywał ostatnie punkty spotkania z Tsitsipasem. I o ile Hubi dał nam wiele radości, o tyle Iga na starcie spotkania tego nie zrobiła, bo dała się przełamać i to… dwa razy z rzędu. Jedno przełamanie odrobiła co prawda na dystansie seta, ale Chinka Qinwen Zheng i tak doprowadziła do swojej wygranej w całym secie. Trzeba jej przy tym oddać, że była solidna, dobrze serwowała, a Iga z kolei nie mogła w pełni odnaleźć swojego rytmu.
Inna sprawa, że zgadzało nam się to z tym, czego spodziewaliśmy się przed meczem – Zheng bowiem już kilka razy sprawiała Polce problemy, ale ta zawsze wygrywała. I tym razem nie było inaczej.
Bo po pierwszym secie Iga poszła do toalety, zmieniła strój i zaczęła grać jak inna tenisistka. Dużo precyzyjniej, mocniej i pewniej. Zheng popełniała mnóstwo błędów, w swoich pierwszych trzech gemach serwisowych w tym secie nie zdobyła nawet punktu(!), odżyła dopiero przy stanie 0:5, ale było stać ją na wygranie tylko jednego gema. W trzecim secie obraz gry nie uległ zmianie, a wynik był identyczny. Iga znów wygrała 6:1 i spokojnie zamknęła mecz.
– Trener powiedział mi kilka miesięcy temu, by zmieniać strój po przegranym secie. Dla takiego resetu, żeby wyjść na drugi set “na świeżo”. Myślałam, że to [szeptem] bullshit. (śmiech) Jestem dumna z tego, co osiągam. Dobrze, że ludzie w moim teamie mi o tym wszystkim przypominają, bo sama często skupiam się na tym, co przede mną. Jestem zadowolona z mojego sezonu, osiągnięcia są nawet czasem przytłaczające – mówiła Iga po meczu.
Jutro Polka zmierzy się z inną mistrzynią wielkoszlemową z tego sezonu – Marketą Vondrousovą, sensacyjną triumfatorką Wimbledonu.
Hubert Hurkacz – Stefanos Tsitsipas 6:3, 6:4
Iga Świątek – Qinwen Zheng 3:6, 6:1, 6:1
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: