Asysta, gol, asysta, asysta – nie, to nie dorobek Lionela Messiego, który na początku sezonu w Miami dosłownie w każdym meczu zostawia po sobie coś ekstra w statystykach. Ale gdyby zajrzeć do nie tak odległej Łodzi, dałoby się znaleźć człowieka z podobnym wpływem na grę i wyniki zespołu, oczywiście przy zachowaniu odpowiednich proporcji. Owszem, to nie zawsze przekłada się na zdobywanie punktów, jednak dziś, tak jak przez cały ostatni rok, nie potrafimy wyobrazić sobie ani Widzewa bez Bartłomieja Pawłowskiego, ani Pawłowskiego bez Widzewa.
Doprawdy piękna to para. Jej początki sięgają 2013 roku, kiedy właśnie z Widzewa Pawłowski wypromował się do Malagi. Ale przez wiele lat los chyba chciał mu podpowiedzieć że najlepiej, nawet lepiej niż w Lubinie, jest mu w Łodzi. Widać to dobitnie od lutego 2022 roku, gdy 30-latek po nieudanym epizodzie w Śląsku Wrocław zdecydował się na zejście do 1. ligi. Jak okazało się 18 miesięcy później, lepszej decyzji podjąć nie mógł.
Widzew domem, w którym czuje się najlepiej
Pierwsze półrocze na zapleczu Ekstraklasy w Widzewie to sześć goli i dwie asysty w 786 minut. Pełny sezon po awansie: dziesięć goli i cztery asysty w 2601 minut. A teraz, po zaledwie czterech kolejkach drugiego sezonu Widzewa po powrocie do elity, już trzy asysty i gol w 353 minut. To daje konkret średnio co 162 minuty.
Po zsumowaniu wszystkiego, łącznie z dawnym epizodem sprzed wyjazdu do Hiszpanii (cztery gole i asysta), tylko potwierdzimy, że Bartłomiej Pawłowski dostarcza liczby średnio co drugi mecz. Mówimy o skrzydłowym, więc to naprawdę świetny wynik, a jak najbardziej można oczekiwać, że gorzej w najbliższym czasie nie będzie. Wychowanek, nomen omen, ŁKS-u wygląda na zawodnika, który po prostu znajduje się w najlepszym momencie swojej kariery. Życiowo i piłkarsko dojrzały, fizycznie świetnie przygotowany, a w Łodzi najwyraźniej bardzo szczęśliwy.
Co prawda nie wiemy, jak dalej potoczy się jego przygoda z piłką i czy nagle przy dobrej ofercie z zagranicy Pawłowski znów nie stwierdzi, że warto coś zmienić. Ale pewne jest jedno: mikroklimat Widzewa jest dla niego stworzony. Tam może być bohaterem w pelerynie, w pełni docenianym i szanowanym.
Nawet jeśli temat powołania do kadry to obecnie temat abstrakcyjny…
Skoro mowa o polskim piłkarzu, na starcie sezonu 2023/2024 jednym z najlepszych na naszym podwórku, naturalne może wydawać się pytanie, czy kogoś takiego w ogóle warto rozważyć w kontekście powołania do reprezentacji, pamiętając o problemach ze skrzydłami. Wiadomo, że to tylko Widzew, tylko Ekstraklasa, a w dodatku przy wąskiej soczewce Fernando Santosa, który nie pała szczególną sympatią do tej ligi, wszystko składa się na odpowiedź: nie, zdecydowanie nie. Ktoś mógłby jeszcze podrzucić argument, że skoro w kręgu zainteresowań selekcjonera nie znajduje się Kamil Grosicki, wybrany najlepszym piłkarzem poprzedniej kampanii, to tym bardziej na liście nie powinien być Pawłowski. Ale przecież nie można nikomu zabierać marzeń czy celów, które potrafią dodatkowo motywować do pracy.
Być może gwiazda Widzewa ma z tyłu głowy taką myśl, że przy dobrej i regularnej formie uda się chociaż wpaść na radar. Tak podpowiadają słowa, które wypowiedział w czerwcu na łamach programu „Po Gwizdku”: – Szczerze? Liczyłem na to, że przy pierwszych powołaniach w marcu znajdę się w kadrze, ale po słowach trenera odnośnie poziomu polskiej Ekstraklasy to nastawienie jest troszkę spokojniejsze. Mimo wszystko cały czas liczę, że to się wydarzy.
Powtórzymy: teraz to raczej nierealne, podobnie jak prawie pół roku temu, ale taki Rafał Gikiewicz też marzył i czekał, mając wypisany na lodówce konkretny cel, aż się wreszcie się doczekał. Nie zagrał z orzełkiem na piersi, ale chociaż pojechał na swoje pierwsze zgrupowanie i to w wieku 31 lat. To w końcu futbol. Wielu rzeczy nie można tak po prostu skreślać.
… Pawłowski może zapracować na miano gwiazdy ligi z pierwszej półki
Warto jeszcze nadmienić, patrząc na statystyki, że obecnie w lidze to najlepszy drybler. Ma najwięcej dryblingów na koncie (22), średnio najwięcej na mecz (5,5) i najwięcej udanych (13). Do tego groźne rzuty wolne, fajny strzał z dystansu, szybkość, przytomność w polu karnym i wyciąganie maksimum z tego, co się ma. A więc nie dość, że efektowny, to jeszcze efektywny. Piłkarz skarb, bez którego nie tylko Widzew miałby duży problem.
Także my, obserwatorzy Ekstraklasy, cenimy sobie obecność takiej wersji Bartłomieja Pawłowskiego i jej brak byłby odczuwalny. Okej, nie zawsze było dobrze i kiedy należała się krytyka, krytykowaliśmy. To się jednak zmieniło i zdecydowanie przyjemniej używa się haseł pokroju „lokalny czarodziej czy „łódzki Iago Aspas”. Oby tak dalej.
Bardzo możliwe, że Pawłowski nigdy nie dosięgnie reprezentacyjnego sufitu choćby na moment. Że być może przecenia swoje możliwości i w oczach wielu kibiców czy dziennikarzy postawą ze wspomnianego wcześniej wywiadu wystawia się na śmieszność. Ale starajmy się w takiej ocenie być sprawiedliwi: im wyżej mierzymy, tym wyżej przy ewentualnym napotkaniu przeszkody nie do przejścia możemy skończyć. Dlatego, nawet jeśli powołanie do kadry jest poza zasięgiem 30-latka, bicie się o tytuł najlepszego pomocnika czy nawet ogółem zawodnika sezonu to już nie żadne mrzonki, a przy dobrych wiatrach scenariusz dostatecznie realny. Byle tylko Widzew nie był tak słaby jak na wiosnę, a Pawłowski będzie miał partnerów, żeby zaliczyć jeszcze lepszy rok niż poprzednio.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Autodestrukcja ROW-u Rybnik [REPORTAŻ]
- Ariel Mosór nie trafi do Norwegii [NEWS]
- Trela: Paweł Wszołek – czas docenienia
Fot. Newspix