Reklama

Spartak Trnawa chciał w Poznaniu tylko pobiegać, ale Lech pomógł mu strzelić gola

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

10 sierpnia 2023, 22:29 • 5 min czytania 108 komentarzy

Lech wygrał ze Spartakiem Trnawa (2:1), więc teoretycznie nie powinniśmy się go czepiać, zwłaszcza widząc jak radzili sobie nasi pozostali reprezentanci w eliminacjach Ligi Konferencji. Ale… No właśnie, pojawia się całkiem sporych rozmiarów „ale”. Mówiąc krótko – dało się zamknąć ten dwumecz już przy Bułgarskiej. Lech tego nie zrobił. Nie wykorzystał przewagi, która była duża, bardzo duża, momentami wręcz ogromna. Dał sobie strzelić gola w końcówce. Zamiast lajtowej wycieczki na Słowację, w rewanżu będzie musiał się napocić.

Spartak Trnawa chciał w Poznaniu tylko pobiegać, ale Lech pomógł mu strzelić gola

Nie spodziewamy się, by „Kolejorz” pożegnał się z pucharami po starciu w malowniczej Trnawie, bo dziś był o wiele lepszy. Piłkarze z Poznania mogli czuć się, jakby mierzyli się z Bruk-Betem (mamy nadzieję, że niecieczanie nam to wybaczą, ale nic nie poradzimy, że kojarzą nam się z paździerzowymi Słowakami). Bo i drużyna rywala wypełniona piłkarzami zza południowej granicy, którzy przewinęli się przez nasze ligowe boiska, lecz nie zostali zapamiętani z niczego szczególnego, i jej gra jakby przy Bułgarskiej zameldował się jakiś pierwszoligowiec.

Spartak serio wyglądał, jakby przyjechał do Polski, żeby sobie pobiegać. Przekroczenie połowy boiska z piłką okazywało się dla niego prawdziwym wydarzeniem. Robił to od święta – tak jak parę razy w roku idziesz jeść do lepszej restauracji, tak Słowacy parę razy w meczu zawędrowali w okolice pola karnego. Pierwsza połowa? Daniel kopnął tak, że piłki trzeba szukać w Opalenicy, a największe zagrożenie to strzał po ziemi Bainovicia z 40 metrów (Bednarek obronił). Druga odsłona? Jakiś strzał z dystansu bez historii, jakaś próba Daniela po stałym fragmencie…

No jakieś takie pierdy. Żadne to zagrożenie.

Dyspozycja Ishaka po chorobie pozostawia wiele do życzenia – to nie jest wniosek po czwartkowym wieczorze, ale ogólny po ostatnich meczach. Gdyby nie karykaturalna interwencja Szweda w polu karnym, Spartak nie stworzyłby żadnego zagrożenia. Z tej wrzutki ze stałego fragmentu gry nic by przecież nie było. Ishak chciał ją wybić, ale pogubił się, skiksował, wyłożył piłkę Stetinie jak na tacy, a ten walnął w końcówce na 2:1.

Reklama

I szkoda.

Koniec końców mecz skończył się dobrze, a o wpadkach nikt nie będzie pamiętał, jeśli w rewanżu nie wydarzy się żadna nieprzyjemna historia. Gdyby wynik miał oddawać przewagę, jaką widzieliśmy na boisku, to skończyłoby się co najmniej trójką. I nawet mogłoby tak się stać, gdyby Ishak nie zawalił w jeszcze jednej sytuacji, tym razem pod bramką przeciwnika. Dostał idealną piłkę od Pereiry, ale nie trafił w nią, ta przelała mu się po nodze. Wyglądało to trochę jak akcja bramkowa Legii w niedzielnym meczu z Ruchem Chorzów, z tą różnicą, że zamykający akcję Velde nie dopadł do futbolówki tak jak Marc Gual. To najbardziej spektakularnie zmarnowana okazja z tego spotkania, ale było ich wiecej.

Na przerwę Lech schodził bez żadnego trafienia. Było blisko po główkach Velde, Murawskiego, Ishaka czy Blazicia, który znalazł się w podobnej okazji, co w starciu z Zagłębiem (z tą różnicą, że bramkarz tak głupio nie wyszedł, a strzał okazał się niecelny). Chciało się wtedy krzyknać do piłkarzy Lecha: panowie, dokręćcie śrubę jeszcze bardziej, przecież wasz rywal nic nie gra.

I po przerwie, cyk: bramka Marchwińskiego po wrzutce Pereiry. 

I chwilę później, cyk: wymiana Marchwińskiego i Velde zakończona golem tego drugiego.

Obie bramki wypracowane i nieprzypadkowe. Może nie nominowalibyśmy ich do trafienia kolejki (gdyby padły w Ekstraklasie), ale obie zdradzają dużą jakość ofensywną „Kolejorza”. Marchwiński zapakował z ciosu karate. Wrzutka Pereiry jak zwykle w punkt. Przy drugiej: zrozumienie obu panów takie, jakby czytali w swoich myślach. Marchwiński poczekał na odpowiedni moment, aż Velde ruszy, wyprzedzi obrońców, i właśnie wtedy wystawił mu futbolówkę. Dla Marchwińskiego to czwarty gol w sezonie i pierwsza asysta (udział przy golu co 86 minut). Dla Pereiry to piąta asysta w tych rozgrywkach, a nie mamy jeszcze nawet połowy sierpnia (daje nam to ostatnie podanie co 92 minuty). Obaj panowie rozpoczęli sezon 23/24 z naprawdę wysokiego c. 

Reklama

Ale nawet mając piłkarzy w takiej formie nie jesteśmy w pozycji godnej do deprecjonowania kogokolwiek w pucharach, zwłaszcza że Spartak golił Legię w 2018 roku, mimo to trudno nam sobie wyobrazić scenariusz, w którym Lech nie daje sobie rady w rewanżu. W składzie słowackiej drużyny roi się od starych znajomych. Na lewej obronie Miković, który spędził 3,5 roku w Niecieczy. W środku Bainović, transferowa wpadka Górnika Zabrze, którą często wyciągano Arturowi Płatkowi jako przykład na to, że nie warto płacić sum odstępnego. Obok niego Prochazka – miał być gwiazdą, a nie okazał się lepszy od Matuszka. Na skrzydle Daniel – coś w sobie miał, ale też nie powiemy, że podbił Zagłębie Lubin. Na ławce Bukata i Rusov (obaj kiedyś w Piaście Gliwice), Stefanik (ex Bruk-Bet) czy Sulek (ex Wisła Płock). Na ławce Gasparik, który grał w Zabrzu jako piłkarz i był bliski podjęcia pracy w Ekstraklasie.

Wiecie jak to jest: gdy z polskim zespołem mierzy się taki zestaw, to lepiej nie cwaniakować, bo może być różnie.

Ale tym razem to chyba nie ten film.

Przynajmniej mamy taką nadzieję. Lech miał potencjał na to, by stać się jedyną polską drużyną, która uda się na rewanż jedynie w celu dopełnienia formalności. 2:1 u siebie to oczywiście dużo lepiej niż 1:2, jakie padło przy Łazienkowskiej czy, o zgrozo, występ w Gandawie. Dobrym nosem wykazali się w Poznaniu przekładając w ostatniej chwili ligowe spotkanie z Jagiellonią, nawet jeśli okoliczności nie były do końca eleganckie. Za tydzień nie można sobie poluzować. 

EKSTRAKLASA W FUKSIARZ.PL!

Lech Poznań 2:1 Spartak Trnawa 

46′ Marchwiński, 63′ Velde – 87′ Stetina

WIĘCEJ O ELIMINACJACH DO EUROPEJSKICH PUCHARÓW:

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Konferencji

Komentarze

108 komentarzy

Loading...