Reklama

Świątek i Hurkacz zgodnie wygrali mecze w Kanadzie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

09 sierpnia 2023, 21:50 • 7 min czytania 16 komentarzy

Niemal o tej samej porze i w tym samym turnieju – choć w dwóch różnych miastach – rozpoczęli swoje mecze II rundy National Bank Open Iga Świątek i Hubert Hurkacz. Dla Polki był to pierwszy mecz w tegorocznej imprezie, Hubert odprawił już wcześniej w dwóch setach Aleksandra Bublika. Dziś liczyliśmy na to, że on powtórzy swoją grę z pierwszej rundy, a Iga z kolei powtórzy to, co robiła w dwóch dotychczasowych meczach z Karoliną Pliskovą. Czyli wygra, najlepiej stosunkowo łatwo. Wyszło tak, jak chcieliśmy. 

Świątek i Hurkacz zgodnie wygrali mecze w Kanadzie

Różne doświadczenia

Przygody z kanadyjskim turniejem dla Igi i Huberta były w poprzednim sezonie zupełnie odmienne. Polak dotarł w Montrealu (w tym roku gra tam Iga, Hubert z kolei swoje mecze rozgrywa w Toronto, te dwa miasta rokrocznie wymieniają się imprezami WTA i ATP) aż do finału i dopiero w nim musiał uznać wyższość Pablo Carreno-Busty, zresztą po niezłym, trzysetowym starciu. To był zresztą jeden z najlepszych ubiegłorocznych występów Polaka – do finału dotarł poza tym jeszcze wyłącznie w Halle, imprezie niższej rangi (ATP 500, National Bank Open to z kolei ATP 1000, czyli Masters). W Niemczech jednak wygrał, w Kanadzie się to nie udało.

Tak czy siak – był to jednak turniej niezwykle pozytywny i dobrze nastrajał nas przed US Open. A że tam Hubertowi nie poszło – to już inna historia.

Iga historię z ubiegłego sezonu ma odwrotną. W Montrealu odpadła już w swoim drugim meczu – czyli w trzeciej rundzie – z późniejszą finalistką, Beatriz Haddad Maią. Zresztą to był słabszy okres Polki. Po fenomenalnej serii 37 zwycięstw z rzędu, zakończonej na Wimbledonie, nieco opadła z sił. W Londynie przegrała w III rundzie, potem w ćwierćfinale imprezy w Warszawie, a po wyjeździe za Ocean i w Toronto, i w Cincinnati ulegała rywalkom w swoich drugich spotkaniach. Wszystkie słabości pokonała jednak w Nowym Jorku, gdzie – nieco niespodziewanie – sięgnęła po trzeci w karierze tytuł wielkoszlemowy. A pierwszy poza Paryżem.

Reklama

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Mimo że ostatecznie nie obrazilibyśmy się za powtórkę sprzed roku, to liczyliśmy, że w tym sezonie Świątek w Montrealu zajdzie znacznie dalej. Tym bardziej, że wciąż aktualna jest jej walka o utrzymanie pozycji liderki rankingu. Już po dzisiejszym spotkaniu, nad Aryną Sabalenką (która swój mecz II rundy rozegra w nocy z Petrą Martić) Iga ma w zestawieniu live ponad 800 punktów przewagi. I jeszcze jedna wygrana zapewni jej pozostanie na szczycie rankingu do co najmniej następnego turnieju. Ale wiadomo – każdy punkt się liczy, a im ich więcej, tym lepiej.

Dlatego celem Świątek miało być nie tylko wyrównanie wyniku sprzed roku, ale jego znaczne poprawienie.

Dwa różne sety

Jak na drugą rundę turnieju WTA 1000, Iga nie trafiła dobrze w losowaniu. Z drugiej strony jeszcze gorzej wylosowała Karolina Pliskova. Była liderka rankingu, dziś 23. w rankingu WTA, ze Świątek grała wcześniej dwa razy. W tym roku przegrała po trzech setach, a w 2021 oberwała… 0:6, 0:6 w finale turnieju w Rzymie. Wiadomo, nie obrazilibyśmy się za powtórkę tego drugiego spotkania – powtarzaliśmy sobie przed dzisiejszym meczem. Z drugiej strony wiedzieliśmy, że taki scenariusz jest mało prawdopodobny.

Choć zaczęło się nieźle, Iga – grająca dziś zresztą na IGA Stadium, z czego żartowała razem z dziennikarzami – przełamała rywalkę już w pierwszym gemie. Ale ta po chwili odwdzięczyła się tym samym, po czym utrzymała własne podanie. Już po tych kilku gemach widzieliśmy też, że obie tenisistki walczyć będą nie tylko ze sobą, ale też z warunkami – na korcie po prostu niezwykle mocno wiało, a do tego trzeba się przyzwyczaić, wyczuć kierunek wiatru i to, jak zmienia tor lotu piłki.

Iga wyraźnie miała z tym momentami problemy. Ale nadrabiała to dobrym poruszaniem się po korcie i nieustępliwością, a do tego korzystała z błędów Czeszki. Kolejnego przełamania w secie Polka doczekała się w siódmym gemie, ale… znów od razu straciła serwis. Później miała jeszcze szansę na breaka przy stanie 5:5, ale tam Pliskova znakomicie się obroniła. Doszło więc do tie-breaka, którego gorzej zaczęła Iga. Szybko jednak uspokoiła swoją grę i od stanu 0:2 spokojnie wyszła na prowadzenie. Pierwszej piłki setowej (przy 6:5) jeszcze nie wykorzystała, ale drugą, chwilę później zamieniła na seta po znakomitej akcji, w której rozrzucała Czeszkę od jednego narożnika do drugiego.

Reklama

Po kilku minutach przerwy – w czasie której skorzystała z toalety – wróciła na kort. I wyglądała już zupełnie inaczej.

W drugim secie Iga grała bowiem pewniej, skuteczniej, ale też wydawało się, że nieco złamała opór rywalki. Już w drugim gemie przełamała Czeszkę, tym razem nie oddając serwisu bezpośrednio po tym. Mało tego, kilka gemów później zyskała drugiego breaka, prowadziła 5:1 i serwowała na seta. Nieco się przy tym najwidoczniej rozluźniła, bo oddała jeszcze jednego gema, ale potem znów Karolinę – dysponującą przecież świetnym podaniem – przełamała. I zamknęła całe spotkanie wynikiem 7:6 (6), 6:2. Co ciekawe, patrząc na statystyki czy to skuteczności pierwszego podania, czy nawet asów, to Iga lepiej dziś radziła sobie na serwisie. A biorąc pod uwagę, że często właśnie podanie wymienia się jako jej słabszy punkt, to naprawdę dobre wieści.

– Cały mecz był trudny. W drugim secie wyciągnęłam wnioski z pierwszego, jestem z tego zadowolona. Nie było łatwo. Karolina jest bardzo doświadczona. Mam nadzieję, że IGA Stadium będzie dla mnie szczęśliwym miejscem, przekonamy się o tym w trakcie tygodnia – mówiła Polka po meczu. Kolejne spotkanie rozegra jutro, a jej rywalką będzie albo kolejna Czeszka, Karolina Muchova, którą po emocjonującym spotkaniu pokonała kilka miesięcy temu w finale Roland Garros, albo Rumunka Sorana Cirstea.

Z czasem tylko lepiej

Hubert Hurkacz był faworytem w meczu z Miomirem Kecmanoviciem, ale… to niekoniecznie wiele znaczyło, bo Huberta kojarzymy przecież z tym, że mecze z tenisistami z czwartej czy piątej dziesiątki rankingu ATP lubi od czasu do czasu przegrać. Z Serbem zresztą porażkę w CV już ma – ale sprzed czterech lat, jeszcze w eliminacjach do zawodów Masters w Rzymie, a więc na średnio lubianej przez siebie mączce. Z kolei w Toronto, na twardych kortach, Polak powinien sobie radzić lepiej.

I sobie poradził.

Problem, owszem, miał. Ale tylko w pierwszej partii. Po kilku szansach break pointowych dla obu tenisistów na samym początku spotkania, gra się wyrównała, a i Hubert, i Miomir dobrze radzili sobie przy serwisie. Hurkacz serwował zresztą na naprawdę znakomitym poziomie, raz za razem posyłając asy. Aż przy stanie 5:5 coś w jego podaniu się zacięło, do tego pojawiło się kilka błędów z gry i przełamanie. Kecmanović pewnie je wykorzystał, bo po zmianie stron bez trudu wygrał gema na wagę seta.

Hubert przesadnie się tym potknięciem jednak nie przejął. Drugiego seta rozpoczął w dobrym stylu, świetnie pracował własnym serwisem i tym razem nie dał się zaskoczyć rywalowi. Kluczowy moment przyszedł w ósmym gemie, gdy nieco odważniej podszedł do returnu, którym dobrze popracował, co dało mu przełamanie. Po chwili musiał co prawda bronić break pointa, ale zrobił to skutecznie i zamknął seta. A trzecia partia? Ona nie miała żadnej historii. Kecmanović nagle stracił wszelkie siły, a Hurkacz zupełnie się nie mylił. Przy własnym podaniu nawet nie stracił punktu(!), a przy serwisie Serba doprowadził do trzech przełamań.

Efekt był taki, że decydującego seta wygrał do zera, a cały mecz – mimo że trzysetowy – nie trwał nawet dwóch godzin.

Teraz przed Hubertem najpewniej jednak dużo większe wyzwanie – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zmierzy się z Carlosem Alcarazem, liderem rankingu ATP i niedawnym mistrzem Wimbledonu. Chyba że sensację sprawi Ben Shelton, z którym Hiszpan zagra dziś w nocy. Na ten moment można więc uznać, że Hubert wykonał plan minimum. A czy uda mu się powalczyć o więcej – przekonamy się jutro.

Iga Świątek – Karolina Pliskova 7:6 (6), 6:2

Hubert Hurkacz – Miomir Kecmanović 5:7, 6:3, 6:0

Fot. Newspix

Czytaj też:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

16 komentarzy

Loading...